Reklama

Dobra alternatywa

Kiedyś chrząstka rekina i seanse bioenergoterapii Clive’a Harrisa, ostatnio wysokie dawki witaminy C. Obok klinicznych metod leczenia nowotworów są też alternatywne. Trzeba rozumieć, że pacjenci szukają różnych sposobów uzdrowienia. Warto jednak wiedzieć, które są akceptowane przez onkologów, a które odrzucane. Sprawdziliśmy.

Niemal trzy czwarte pacjentów z nowotworami korzysta z terapii alternatywnych, wynika z danych Polskiej Ligi Walki z Rakiem. Niektórzy jednocześnie kontynuują leczenie standardowe, inni z niego rezygnują, często przekreślając szanse na wyzdrowienie.

Kto stosuje alternatywne terapie? Wykształcenie, doświadczenie życiowe nie mają tu nic do rzeczy. Robią to wszyscy, którzy chcą uniknąć standardowej terapii.

Tak jak Steve Jobs, twórca firmy Apple, u którego wykryto raka trzustki. Choroba była we wczesnym stadium, Jobs miał szanse na wyleczenie, ale zamiast poddać się operacji, stosował alternatywne terapie: dietę wegańską, akupunkturę, ziołolecznictwo.

Reklama

O swojej pomyłce opowiadała też Magdalena Prokopowicz, założycielka Fundacji Rak’n’Roll. "Wczoraj postanowiłam wypowiedzieć się na temat medycyny niekonwencjonalnej", napisała na blogu 22 października 2009 roku. "Nie było to łatwe. Przyznać się do pomyłki i naiwności. [...] Przez rok biegałam po różnych gabinetach i rozpaczliwie szukałam pomocy. Znajomi dawali mi kontakty, chciałam sprawdzić każdy, by znaleźć Wybawcę. [...] Słyszałam o przypadkach ludzi, którzy dzięki tej czy innej metodzie wyzdrowieli. Byłam w stanie zrobić wszystko, byle zatrzymać chorobę i nie leczyć się konwencjonalnie, bo przecież mastektomia, chemia, naświetlania, hormony, sterydy".

Magda zrezygnowała z leczenia alternatywnego, dopiero gdy dowiedziała się, że pojawiły się kolejne guzy i przerzuty w węzłach chłonnych. Zmarła w 2012 roku.

Założona przez nią fundacja pomaga chorym znaleźć najlepszą metodę leczenia standardowego i uświadamia im ryzyko związane z kuracjami alternatywnymi. Niestety, "cudowne" leki na raka nadal są popularne, a "uzdrowicieli" nie ściga prawo. Konsekwencje ponoszą chorzy.

By przestrzec przed stosowaniem nieskutecznych metod, stworzono serwis, który przedstawia aktualny stan wiedzy na temat niestandardowych terapii. Na stronie www. ligawalkizrakiem.pl/rak-niekonwencjonalnie znajdziesz informacje o wielu z nich (wszystkie są zweryfikowane przez amerykański Narodowy Instytut Raka).

Wybraliśmy najpopularniejsze w Polsce i razem ze specjalistami, prof. Sergiuszem Nawrockim, onkologiem z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Katowicach, i Agnieszką Surwiłło, dietetykiem, ekspertem programu Jestem przy Tobie, przygotowaliśmy przewodnik po terapiach alternatywnych.

Akupunktura

 TAK

To metoda, która pochodzi z medycyny Wschodu, ale w przypadku niektórych schorzeń jest uznawana także przez medycynę konwencjonalną (listę rekomendacji znajdziesz na stronie WHO). Jak ta terapia ma się do nowotworów?

- Nie leczy ich, ale może np. działać przeciwbólowo - mówi prof. Sergiusz Nawrocki. - Dlatego to tylko metoda wspomagająca. Należy stosować ją w ramach medycyny zintegrowanej, łącznie z chemio- czy radioterapią. Ważne, by korzystać z zabiegów prowadzonych przez specjalistów (z dyplomem lekarza), którzy wykonają je bez szkody dla pacjenta.

Akupunktura działa też przeciwdepresyjnie, zmniejsza bezsenność. Potwierdzają to badania naukowe. Z zabiegów warto korzystać w dwóch sytuacjach.

Pierwsza: po operacji lub podczas chemioterapii, gdy pacjent ma dolegliwości bólowe i nie wiadomo, co jest ich przyczyną, ale też jest zmęczony, w złej formie. Akupunktura stosowana jednocześnie z lekami pomaga poprawić samopoczucie.

Druga sytuacja to zaawansowana choroba nowotworowa. Mówimy wtedy o terapii paliatywnej, której celem nie jest wyleczenie pacjenta (to już niemożliwe), lecz poprawienie jakości życia. W tym przypadku warto połączyć akupunkturę z tabletkami przeciwbólowymi, antydepresantami.

Niestety, ośrodki onkologiczne w Polsce nie współpracują z akupunkturzystami, ponieważ zabiegi nie są refundowane przez NFZ. Ale można skorzystać z nich odpłatnie, najlepiej w jednej z Poradni Leczenia Bólu, gdzie pracują wykwalifikowani specjaliści.

Antyneoplastony

NIE To białka, które występują w moczu i krwi, ale można je też uzyskać sztucznie, np. na potrzeby leczenia. Terapię raka tą substancją wymyślił w latach 70. Polak, lekarz i biochemik, dr Stanisław Rajmund Burzyński. Stwierdził, że chorzy na nowotwory mają niższy poziom antyneoplastonów, a dostarczenie ich z zewnątrz (doustnie, w zastrzykach) może powstrzymać komórki nowotworowe przed namnażaniem się.

Przeprowadził też eksperymenty, które przyniosły pozytywne efekty, jednak nie potwierdziły ich badania wykonane w niezależnych ośrodkach według obowiązujących zasad.

- Dr Burzyński nie zgodził się, by jego leki były badane według standardowych procedur - wyjaśnia prof. Nawrocki. - Leczenie antyneoplastonami nie jest sprawdzone i nie jest zalecane przez onkologów.

- W związku z brakiem rzetelnych badań nie wiadomo, jakie może wywoływać skutki uboczne. Istnieje podejrzenie powikłań ze strony układu nerwowego w przypadku stosowania antyneoplastonów w nowotworze mózgu.

Bioenergoterapia

NIE Działanie lecznicze mają w tym przypadku mieć ręce "uzdrowiciela". Teoria jest następująca: terapeuta, zbliżając dłonie do chorego, usuwa w jego ciele blokady energetyczne i uruchamia proces samouzdrawiania się organizmu.

- Medycyna nie uznaje bioenergoterapii - mówi prof. Nawrocki. - Nie ma badań, które potwierdzałyby jej skuteczność. To oszustwo.

Specjalista przestrzega też przed innymi rodzajami "leczniczej" energii, jak magnetoterapia. Chodzi o urządzenia, które wytwarzają pole magnetyczne rzekomo pozytywnie oddziałujące na organizm człowieka.

- Osoby namawiające chorych na podobne zabiegi często używają naukowo brzmiących sformułowań, by sprawiać wrażenie, że mamy do czynienia z nowoczesną technologią - mówi onkolog. - Tymczasem nie działa ona na żywe organizmy. Jest dla komórek obojętna, a zatem nieskuteczna.

- Jedyna metoda, która opiera się na energii i daje lecznicze efekty, to nowa terapia Optune stosowana wyłącznie w przypadku glejaka mózgu. Wykorzystuje się w niej zmienne pole elektryczne, które wprawia komórki nowotworowe w drgania, hamując ich podział i namnażanie.

Terapia jest trudna - wymaga noszenia przez pacjenta na głowie czepka z elektrodami co najmniej 18 godzin dziennie przez wiele miesięcy. Metoda została zweryfikowana w badaniach klinicznych, których wyniki opublikowano w prestiżowym piśmie medycznym "JAMA Oncology", i zarejestrowana przez FDA (amerykańską Agencję ds. Żywności i Leków) jako leczenie uzupełniające chemioterapię.

Niestety, nie likwiduje nowotworu, ale przedłuża życie chorego. Terapia nie jest jeszcze dostępna Polsce (w Europie tylko w Niemczech).

Hipertermia

 TAK i NIE Polega na kontrolowanym przegrzaniu chorych tkanek (do temperatury 42˚C) za pomocą specjalnego urządzenia. Opiera się na teorii, która zakłada, że wysoka temperatura niszczy komórki nowotworowe.

- Wokół tej metody jest sporo nieporozumień - mówi prof. Nawrocki. - To dlatego, że istnieją co najmniej dwa jej rodzaje. Pierwszy to hipertermia lokalna. Polega na miejscowym przegrzewaniu komórek nowotworowych. Jej działanie udowodniono badaniami, dlatego jest doceniana przez instytucje zdrowotne. Metodę stosuje się jako wspomaganie chemio- lub radioterapii, wtedy zwiększa ich skuteczność. Takie łączone zabiegi wykonuje się zwłaszcza w przypadku guzów położonych w miednicy lub jamie brzusznej. Przykładowo: w raku jajnika chemioterapia z hipertermią daje lepsze efekty niż sama chemia. W połączeniu z hipertermią skuteczniejsza jest też np. radioterapia w raku szyjki macicy. Zabiegi wymagają jednak specjalistycznego, drogiego sprzętu. Z tego względu oferowane są tylko w kilku ośrodkach onkologicznych w Polsce (m.in. w ECZ w Otwocku).

Natomiast dużo jest gabinetów hipertermii ogólnej. To metoda, która nie ma badań klinicznych. Podgrzewanie całego ciała to co innego niż podgrzewanie wybranego fragmentu tkanki. Nie wiadomo, czy jest bezpieczne. Placówki oferujące ten rodzaj hipertermii często funkcjonują obok ośrodków onkologicznych, wykorzystują ich bliskość. To nieuczciwe. Jeśli chodzi o raka piersi, nie ma potrzeby stosowania przegrzewania. Mamy do wyboru inne skuteczniejsze metody, jak chemio- i radioterapia.

Medyczna marihuana

TAK i NIE Roślina zawiera kannabinoidy, substancje, które wpływają na układ nerwowy i odpornościowy. Badania dowiodły, że przyjmowane doustnie lub wdychane zmniejszają ból, stan zapalny, obniżają lęk, łagodzą nudności, poprawiają apetyt.

- Z tego względu stosowanie medycznej marihuany może pomagać chorym w trakcie terapii antynowotworowej - mówi onkolog. - Choć testy w laboratorium wykazały również, że marihuana niszczy komórki rakowe, to takiego efektu nie potwierdziły badania na pacjentach. Dlatego należy traktować ją wyłącznie jako środek, który poprawia komfort pacjenta, ale nie leczy choroby.

Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA) zarejestrowała medyczną marihuanę tylko jako lek łagodzący nudności. Od jesieni terapia będzie dostępna dla polskich pacjentów. Jej stosowanie w chorobie nowotworowej należy skonsultować z onkologiem.

Ozonowanie krwi

 NIE Zabieg polega na dożylnym podaniu roztworu soli fizjologicznej, która została wcześniej poddana procesowi ozonowania. Ozon to gaz, któremu przypisuje się silne właściwości grzybobójcze, bakteriobójcze i wirusobójcze.

Z tego względu ma być skuteczną terapią w wielu schorzeniach, nie tylko nowotworach, lecz również cukrzycy, miażdżycy, migrenach, w przewlekłym zmęczeniu.

Zabieg ozonoterapii wykonuje wiele placówek, które zajmują się alternatywnymi metodami leczenia. Co sądzi o nim specjalista?

- Ozon to substancja potencjalnie toksyczna, bo uszkadza komórki, a w efekcie powoduje ich mutacje, które mogą prowadzić do rozwoju nowotworów - mówi prof. Nawrocki. - To nic innego jak tzw. wolne rodniki. Stosowanie ozonoterapii na pewno nie niszczy komórek rakowych, a na dłuższą metę może być szkodliwe dla zdrowia.

Terapia Gersona

 NIE Wymyślił ją na początku XX wieku Max Gerson, niemiecki lekarz i naukowiec, zakładając, że leczy każdą chorobę. Najważniejsze elementy to ścisła dieta (oparta na sokach z warzyw i owoców), suplementy (m.in. potas, płyn Lugola, witaminy) oraz lewatywy.

Zgodnie z teorią Gersona chorobę, w tym nowotwór, można wyleczyć przez usunięcie z organizmu toksyn (które mają być główną przyczyną raka). Kuracja najpierw była stosowana w przypadku migreny, potem także innych schorzeń. Co sądzą o niej specjaliści?

- Picie wyłącznie soków przez cały dzień to zły pomysł - mówi Agnieszka Surwiłło. - Taka dieta może doprowadzić do niedożywienia organizmu, zmniejszać skuteczność leczenia i nasilać skutki uboczne związane z kuracją antynowotworową (jak nudności, wymioty, biegunka). Odradzam i tę terapię, i inne kuracje oczyszczające, które pacjenci stosują przed leczeniem, żeby "zagłodzić" raka. To po prostu niemożliwe. Prędzej doprowadzimy do niedożywienia komórek zdrowych niż nowotworowych.

Terapii Gersona nie poddano nigdy badaniom klinicznym, ponieważ uznano, że już według podstawowej wiedzy medycznej jest szkodliwa.

Witamina B17

NIE To inaczej letril lub amigdalina. Substancja znajduje się m.in. w pestkach wielu owoców. Jej aktywnym składnikiem, niszczącym komórki nowotworowe, ma być cyjanek. Czy przyjmując tabletki z amigdaliną można "zatruć" raka?

- Działa toksycznie nie tylko na komórki nowotworowe, lecz również na zdrowe - tłumaczy prof. Nawrocki. - W badaniach klinicznych nie stwierdzono jej efektu leczniczego, a mimo to nadal jest nielegalnie sprzedawana jako preparat na raka. Odradzam korzystanie z tego typu specyfików. Są nie tylko nieskuteczne, ale mogą też poważnie zaszkodzić zdrowiu, zwłaszcza gdy amigdalinę przyjmuje się jednocześnie z wysoką dawką witaminy C, która zwiększa jej wchłanianie.

Amigdalinę testowano jako lek antynowotworowy już w połowie XIX wieku w Rosji. Gdyby dawała pozytywne efekty, byłaby dziś stosowana w onkologii, ale nie jest.

Witamina C

TAK i NIE Przeciwnowotworowe działanie mają rzekomo jej wysokie dawki, podawane doustnie lub dożylnie. Terapię bada się od lat 70. Dotychczasowe wnioski? Niektóre badania in vitro i u zwierząt wykazały, że wysokie dawki witaminy C mogą spowalniać wzrost guzów.

Jednak testy u pacjentów dały mniej spektakularne wyniki. Witamina C podawana dożylnie chorym na nowotwory powodowała u niektórych poprawę jakości życia, lepsze samopoczucie psychiczne i fizyczne, ale nie wpływała na samego raka.

- Badania trwają, jednak nie są na takim etapie, żeby dopuścić witaminę C do leczenia - mówi prof. Nawrocki. - W przypadku choroby, która już się rozwinęła, jej przyjmowanie nie ma znaczenia. Co więcej, u chorych na nowotwory nadmiar witaminy C może być niebezpieczny, bo zwiększa ryzyko uszkodzenia nerek, które i tak są obciążone chemioterapią (podobnie jak wątroba oczyszczają organizm z trujących substancji zawartych w podawanych choremu lekach - cytostatykach).

Woda utleniona

 NIE Podaje się ją w formie zastrzyków lub doustnie. Po co? Nie ma dowodów naukowych, że "terapia bioutleniająca" działa, ale teoria jest taka: komórki rakowe rozwijają się w warunkach beztlenowych (nie docierają do nich naczynia krwionośne), gdy więc dostarczy się im wodę utlenioną, zginą podobnie jak bakterie beztlenowe. Czy to ma sens?

- Nie, bo tlen z wody i tak do nich nie dotrze ani wtedy, gdy przyjmiemy ją dożylnie, ani drogą doustną - wyjaśnia prof. Nawrocki. - Terapia bioutleniająca nie została poddana badaniom. Co więcej, może być niebezpieczna. Picie wody utlenionej podrażnia żołądek, a jej podanie dożylne grozi zatorowością, czyli zablokowaniem żyły lub tętnicy, a w rezultacie poważnymi powikłaniami, jak zakażenie, miejscowa martwica, a nawet śmierć.

Ziołowe suplementy

TAK i NIE Chorzy przypisują im lecznicze właściwości i stosują bez obaw, bo roślinne preparaty wydają się nieszkodliwe.

- Przyjmowanie jakichkolwiek ziół bez konsultacji z onkologiem może negatywnie wpłynąć na efekty terapii - mówi Agnieszka Surwiłło. - Wiele ziół wchodzi w szkodliwe interakcje z lekami. W trakcie kuracji antynowotworowej należy unikać, m.in. żeń-szenia i dziurawca, które zmieniają metabolizm leków i mogą zmniejszać ich skuteczność, a nawet prowadzić do niewydolności nerek czy wątroby.

Odradzam przede wszystkim przyjmowanie preparatów niewiadomego pochodzenia: kupowanych przez internet, produkowanych np. w Chinach. Ostatnia kontrola NIK wykazała, że tego typu ziołowe suplementy diety często zawierają substancje niedozwolone i szkodliwe dla zdrowia.

Jeśli pacjent lubi zioła, może pić lekkie napary z nagietka, lipy, mięty, rumianku, pokrzywy czy melisy. Napar z jagód jest pomocny przy biegunce, z siemienia lnianego - tworzy opatrunek w jamie ustnej i przewodzie pokarmowym, zmniejszając zapalenie śluzówek, które występuje zwłaszcza podczas chemio- czy radioterapii.

Małgorzata Nawrocka-Wudarczyk

Twój STYL 10/2017

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy