Reklama

Choroby z lodówki

Źle lub za długo przechowywana w chłodziarce żywność może poważnie zaszkodzić!

Wcale nie trzeba jadać w barze, gdzie niezbyt przejmują się higieną, by zetknąć się z zarazkami kryjącymi się w pożywieniu. Wystarczy własna lodówka. Wkładamy do niej jedzenie, wierząc, że panujący tam chłód zabezpieczy je przed zepsuciem. Ale to bywa złudne.

Wielu bakteriom, wirusom czy pleśniom zimno niestraszne. Mimo niskiej temperatury mnożą się na całego. A do tego przenoszą się z jednego produktu na drugi. Potrafią "wskoczyć" do otwartego kartonu mleka, napoczętej konserwy.

Niektórym udaje się opanować nawet całe wnętrze chłodziarki. I zatrucie gotowe! Pół biedy, jeśli skończy się tylko na biegunce, bo konsekwencje mogą być poważniejsze.

Reklama

Groźna Yersinia

Nasze lodówki to wygodna przystań dla pałeczek Yersinii. Trafiają tam głównie z produktami pochodzenia zwierzęcego: mlekiem i surowym mięsem, zwłaszcza wieprzowiną. Jeśli udał im się desant, drzemią w gotowanych potrawach, które nazbyt długo leżały w chłodziarce.

Znakomicie czują się nawet w temperaturze -2°C, a giną dopiero po starannej obróbce cieplnej - ogrzewaniu przez co najmniej 20 minut w temperaturze minimum 60°C. Ostrożnie zatem z niedopieczoną karkóweczką z grilla, krwistym befsztykiem albo krótko podgrzewanymi domowymi klopsikami, które leżakowały kilka dni. Lepiej ich sobie odmówić, niż ryzykować częste bieganie do toalety!

Zjedzenie skażonych Yersinią potraw wywołuje bowiem dolegliwości typowe dla zatrucia pokarmowego - biegunkę i gorączkę. Rzadziej pojawiają się nudności i wymioty. Czasem jedynym objawem jest ból brzucha w prawym dole biodrowym, jak przy zapaleniu wyrostka robaczkowego. Przebieg zatrucia Yersinią bywa tak łudząco podobny do tej choroby, że kiedyś nierzadko dochodziło do zbędnej interwencji chirurgicznej!

Dzisiaj - dzięki aparatom USG - właściwą diagnozę udaje się postawić, nim chory trafi na operacyjny stół. U niektórych pacjentów infekcja z nieżytu żołądka przechodzi w postać posocznicową lub stan przewlekły. Nie zamyka to jednak listy fatalnych skutków zatrucia.

Po przechorowaniu jersiniozy może dojść do powikłań: rumienia guzowatego (bolesnych, czerwonych, podskórnych guzów zlokalizowanych najczęściej na podudziach), zapalenia stawów, cewki moczowej i spojówek. Schorzenia te są niezwykle uciążliwe - trwają długo, trudno się leczą i często nawracają.

Na szczęście większość zatruć ma lekki przebieg i, by dojść do siebie, wystarczy dużo pić, stosować lekkostrawną dietę i przyjmować apteczne preparaty z elektrolitami (Gastrolit, Oksalit). Przy bardziej gwałtownych objawach i dolegliwościach utrzymujących się ponad 2-3 dni trzeba zgłosić się do lekarza, który zaordynuje środki przeciwbakteryjne.

Podstępna Listeria

Surowego mięsa nie wolno trzymać zbyt długo w lodówce nie tylko z powodu pałeczek Yersinii. Lubi je także inna "lodówkowa bakteria" - Listeria. Przepada za drobiem, ale nie gardzi nabiałem, wędlinami, lodami, wyrobami garmażeryjnymi, rybami i innymi produktami, które zwykliśmy trzymać w chłodziarkach. Jak większość zarazków, ginie w temperaturze powyżej 60°C. Dlatego możemy się przed nią uchronić, dokładnie gotując potrawy. 

Sęk w tym, że wiele zaatakowanych przez Listerię produktów to rzeczy gotowe do zjedzenia. I, o ile nie są przeterminowane, niczym nie różnią się od nieskażonej żywności. Szczęśliwie kontakt z tą nieprzyjemną bakterią dla większości dorosłych kończy się co najwyżej 2-3- -dniowym rozstrojem żołądka, który tylko w najgorszym przypadku wymaga podania antybiotyku.

Czasem jednak w ciągu kilku godzin do 30 dni od feralnego posiłku pojawiają się też dolegliwości podobne do zwiastunów grypy - kaszel, bóle mięśni, stawów i głowy, dreszcze i wysoka gorączka. A niekiedy i inne objawy nietypowe dla zatrucia: zapalenie węzłów chłonnych, płuc, spojówek, infekcje skórne i dróg moczowych, drgawki, zaburzenia równowagi, psychozy.

Szczególnie uważnie powinny obserwować swój organizm i zgłaszać lekarzowi niepokojące sygnały kobiety w ciąży i matki najmłodszych dzieci. Dla nich listerioza stanowi największe niebezpieczeństwo. Może spowodować poronienie, przedwczesny poród lub poważne uszkodzenie płodu. Noworodkom zaś, które zarażają się od matek nosicielek, grozi sepsa, ropna ziarnica, niewydolność oddechowa albo zapalenie opon mózgowo- -rdzeniowych. Dlatego przeterminowany pasztecik, otwarty jogurt czy serek lepiej wyrzucić.

Pleśnie i wirusy

W lodówkach, które nie są utrzymywane w należytej czystości, ochoczo rosną pleśnie. Najczęściej przynoszone są na warzywach i owocach, zwłaszcza tych uszkodzonych, które od razu powinny trafić do kosza, a nie do chłodziarki. Odcinanie spleśniałego kawałka pomidora w niczym nie pomoże. Reszta rośliny też jest już nimi skażona i może zainfekować pozostałe produkty.

To samo dotyczy dżemów, keczupów i przecieru pomidorowego. Jeśli zauważmy na nich choćby najmniejszą plamkę pleśni, cały słoik trzeba wyrzucić. Bo choć sama pleśń co prawda nie szkodzi, ale produkty jej przemiany materii - mykotoksyny są już bardzo silną trucizną. I mniejsza nawet o biegunkę czy niestrawność.

Przez częste spożywanie tych substancji możemy nabawić się znacznie poważniejszych chorób: zmian w kanalikach żółciowych, upośledzenia nerek, zwyrodnień wątroby, krwawych wybroczyn, martwicy, a nawet nowotworu wątroby.

Musimy liczyć się również z tym, że za sprawą owoców i warzyw w naszej lodówce mogą rozgościć się - oprócz zarodników pleśni - inne drobnoustroje. Wśród nich pałeczki okrężnicy, E. coli, obwiniane za ubiegłoroczną epidemię w Niemczech, Salmonella - przez nas głównie kojarzona z zatruciami jajkami i drobiem, oraz norowirusy - sprawcy tzw. grypy żołądkowej.

Mikroby te nic nie robią sobie z niskich temperatur, jakie panują w lodówce, a tych ostatnich nie zabije nawet mrożenie. Możemy się ich ustrzec jedynie, starannie myjąc przed jedzeniem wszystkie produkty żywnościowe i przestrzegając na co dzień zasad higieny podczas przygotowywania posiłków.

Logistyka: wszystko na właściwej półce

Drzwi (10-12°C) - to idealne miejsce na napoje i przetwory: soki, dżemy, keczupy, musztardy.

Szuflady (ok. 10°C) - dla owoców i warzyw. Szybko więdnące zawinięte w wilgotny ręcznik dłużej zachowają świeżość.

Dolne półki (-2°C), najchłodniejsze miejsce w lodówce - przeznaczamy na produkty surowe, łatwo się psujące: mięso, owoce morza, ryby. Także dlatego, by spływająca z nich krew nie kapała na inne produkty.

Środkowe półki (4-5°C) - są odpowiednie dla nabiału: sera, mleka, śmietany, jogurtów i jajek - trzymamy je w opakowaniach, bo może być na nich Salmonella (z tego powodu myjemy je po wyjęciu z lodówki, ale we wrzątku, nie w zimnej wodzie. Jeśli włożymy jajko do wody o temperaturze niższej niż ono samo, na skutek różnicy ciśnień bakteria wniknie w głąb jajka).

Górne półki (7°C) - to miejsce dla wędliny zawiniętej w folię i potraw gotowanych: kotletów, zup, pozostałości z obiadu. Ale nie dłużej niż na 3 dni! Nie wstawiajmy gorących garnków, bo parujące dania podnoszą wilgotność sprzyjającą pleśni.

Półki najwyższe (8-10°C) - dla ciast, deserów, galaretek z bitą śmietaną.

Życie na gorąco 20/2012

Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy