Reklama

Białe małżeństwa

Dla większości z nas seks to teatr, szansa zaprezentowania siebie.

Na internetowym forum "Brak seksu w małżeństwie" wypowiadają się setki osób. Albo nie uprawiają seksu w ogóle, albo robią to za rzadko. Czują się nieszczęśliwe, bo mąż/żona już ich nie pociąga lub same są przez partnera odrzucane.

Ewa Woydyłło: - Nic nie jest tak dobrym barometrem bliskości w stałym związku jak seks. Podkreślam: w stałym związku.

Dlaczego?

- Bo to, że mamy dobry seks z kimś na początku znajomości, niewiele o nas mówi. Przecież kochamy się z kimś nie tylko dla samego przeżywania erotyzmu, ale i z miliona innych powodów: żeby kogoś zdobyć, przekonać do siebie, przywiązać. Żeby wiedział, że jesteśmy znacznie lepsi, ciekawsi od ewentualnych rywali. Poza tym każdy z nas pragnie nowości, to naturalne.

Reklama

- W fazie zakochania dążymy do absolutnego zespolenia z drugą osobą - zarówno psychicznego, jak i fizycznego. Mało jest par, które na początku znajomości nie powiedzą: "Nasz seks jest boski". Niewiele to jednak mówi o nas, o naszym prawdziwym temperamencie, potrzebach.

Myślałam, że rezygnacja z seksu występuje w małżeństwach, w których od początku nie było chemii.

- Różnie to bywa. Zdarza się, że właśnie u takich par w miarę upływu czasu z seksem jest lepiej - bo docierają się wzajemnie. Erotyka nigdy nie będzie na pierwszym planie, chociaż powoli staje się ważną częścią, gdyż jest dowodem bliskości, dopełnieniem mentalnego porozumienia.

A co z tymi, którzy kiedyś pragnęli się bardzo, a teraz nie potrafią obudzić w sobie tej namiętności?

- Jest wiele powodów, dla których przestaje być dobrze. Po pierwsze, żeby mieć dobry seks w małżeństwie, trzeba być osobą, która umie być blisko. Daje czułość, ale również potrafi ją przyjąć, wie, co to prawdziwa intymność. Niestety dla większości z nas seks to teatr, szansa zaprezentowania siebie. Gdy już nie musimy robić osobistego PR, czujemy się pewnie, bo przecież zbudowaliśmy relacje. Ukazujemy wtedy swoje prawdziwe ja. Które o seksie właściwie nic nie wie. Nie rozumie istoty pożądania.

- W zdecydowanej większości jesteśmy ludźmi wychowanymi w domach, gdzie o tych sprawach nie mówiło się wcale - nikt nikogo nie przytulał, nie tłumaczył, jak ważna jest intymność w relacji między kobietą i mężczyzną. Gdzie przede wszystkim nikt nie kochał nas mądrze. Rodzice, nawet ci najlepsi, manipulowali nami, nie wiedząc o tym. Kochali nas warunkowo - jesteś moją cudowną córeczką, tylko kiedy jesteś grzeczna, dobrze się uczysz i zachowujesz zgodnie z oczekiwaniami. Tak potem egzystowaliśmy.

- Seks to doskonałe narzędzie manipulacji. Kochamy się, jeśli czegoś chcemy, uprawiamy seks, gdy ktoś, naszym zdaniem, na to zasłużył. Brak erotyki jest częstą formą zemsty. Nie jesteś taki, jak chcę, więc nie dam ci dostępu do mojego ciała.

Ale chyba nikt nie robi tego świadomie.

- Najczęściej nie. To są zachowania znane nam od dzieciństwa. Bardziej instynktowne niż zaplanowane.

Jak reagować, gdy temperatura uczuć w związku niebezpiecznie się obniża? Nigdy nie przekonywały mnie rady: wyjedźcie, podrzućcie dzieci rodzicom...

- Mnie też nie. Radziłabym raczej zastanowić się, dlaczego w moim życiu dzieje się tak, a nie inaczej. Dlaczego nie pragnę seksu? Czy problem leży w tym, że nie odczuwam pożądania w ogóle, czy może obojętny jest mi tylko mój partner? I z czego właściwie to wynika? Z mojej złości do niego, żalu czy z tego, iż jesteśmy ze sobą tak blisko na innych płaszczyznach, że boję się totalnego zespolenia? A może nie pragnę, bo żyję w nieustającym stresie i lęku, zamartwiając się codziennymi sprawami? Ile ludzi, tyle odpowiedzi.

Może to my dorabiamy do tego ideologię? Może to naturalne, że ludzie po pewnym czasie się nie pragną?

- Nie, po prostu wzbudzenie pożądania po kilkunastu latach związku wymaga pracy i wysiłku. A ludzie tego nie chcą. Wolą jednego partnera zastępować drugim. Tymczasem to dowód braku dojrzałości. Bo dojrzały seks to umiejętność budowania więzi, chęć wczucia się w drugą osobę, zrozumienia jej potrzeb.

Jest jeszcze jeden powód, dla którego seks "zamiera" - on/ona nigdy naprawdę siebie nawzajem nie pragnęli. Z różnych powodów są razem, tworzą rodzinę, ale to wszystko. Może być im dobrze, ale nigdy nie będzie namiętności. Nie da się wskrzesić tego, czego nigdy nie było.

- Tak, ale wzajemne przyznanie się do tego to kwestia uczciwości. W takiej sytuacji warto zadać sobie pytania: na ile ważna jest dla mnie erotyka? Jak długo mogę żyć z kimś, kogo nie pożądałam i nie pożądam?

Wierzy pani, że białe małżeństwa mogą być szczęśliwe?

- Wierzę, ale nie wtedy, gdy bagatelizujemy problem i mówimy: "To spotyka wszystkich". Wcale nie spotyka, znam pary z długoletnim stażem, którym w łóżku jest fantastycznie. Jednak z biegiem lat dla niektórych osób inne rzeczy stają się ważne. Tylko czy na pewno u nas jest tak samo? Człowiek zwykle woli zamiatać pod dywan swoje kłopoty i sam się oszukuje. Nikt przecież nie chce przyznać głośno, że jego życie mu nie odpowiada, bo wtedy musiałby zrobić coś, by je zmienić.

Oglądałam ostatnio film Konrada Szołajskiego "I Bóg stworzył seks" o tym, jak katolicy podchodzą do spraw seksu. To wstrząsające, jakie pytania ludzie potrafią zadawać księdzu. Na przykład: czy seks oralny jest grzechem?

- Wiele form aktywności seksualnej w Polsce to wciąż temat tabu. I nawet jeśli wydaje się, że jesteśmy nowocześni, warto się zastanowić, czy na nasze myślenie o erotyce nie wpływa katolicka tradycja. Już samo mówienie, że coś w seksie jest wstrętne, nieprzyzwoite, nieeleganckie, świadczy o tym, że nasze podejście nie jest spontaniczne, naturalne. A przecież seks właśnie tego wymaga.

Katarzyna Troszczyńska

PANI 10/2011

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy