Reklama

Zjednoczone stany samotności

Nawet bardzo kochając, można czuć się samotnie. Nieraz poczucie osamotnienia dręczy naszą duszę w domu pełnym ludzi. Jeszcze inni tęsknią za swoją osobnością bardziej niż za partnerem, bo tylko sam na sam ze sobą czują się swobodnie. Kiedy samotność jest wrogiem, a kiedy przyjacielem?

Śniadanie? Obowiązkowo, ale tylko w barze po sąsiedzku, mimo że najchętniej zjadłbym u siebie - przyznaje Robert (45 l.), inżynier ekonomista.

- W domu nie jestem w stanie znieść ciszy, która mnie dołuje, przytłacza, przeraża. Próbowałem, jedząc jajecznicę, włączać TVN24 i RMF, ale to nic nie dawało. Nie potrafię jeść w samotności. I to mnie chyba najbardziej dotknęło po rozwodzie. Ten jego stan samotności trwa od ośmiu miesięcy i dwunastu dni. - Uświadomiłem sobie, że tak naprawdę nigdy wcześniej nie mieszkałem sam, bo jako dzieciak dzieliłem pokój z dwoma braćmi, potem z kumplem w akademiku, a później wynajmowałem z przyszłą żoną kawalerkę. Szybko zostaliśmy rodzicami. Przez całe lata otaczał mnie gwar, który, owszem, czasami męczył, ale jednak był mi niezbędny. Ja nie potrafię nawet pracować, jeśli jest zbyt cicho!

Reklama

Kiedy żona zakochała się w innym, Robert nie robił problemu z rozwodem. Pech chciał, że w tym samym czasie wyprowadziła się z domu także ich córka.

- Pomyślałem: no, stary, porządzisz jak nigdy wcześniej! - wspomina Robert. - Przez kilka miesięcy szalałem po barach, robiłem domówki przy pierwszorzędnej whisky, zdarzał się przypadkowy seks. Ale szybko miałem dość takiego życia. Najgorsza była cisza, gdy w środku nocy nagle wszyscy wychodzili albo kiedy rano chciałem usłyszeć znajomy brzęk filiżanek, a widziałem twarz obcej kobiety. Może to źle zabrzmi, ale za samą żoną już nie tęsknię, bo się nam miłość z biegiem lat wypaliła. Dziś tęsknię za czyjąś obecnością, po prostu.

Samotność nie ma nic wspólnego z brakiem towarzystwa (Erich Maria Remarque)

W Polsce, według różnych szacunków, jest 5-7 milionów jednoosobowych gospodarstw domowych. Z zawieranych ok. 100 tysięcy rocznie małżeństw rozpada się jedna trzecia. Dodajmy do tego jeszcze około 4 milionów wdów i wdowców. To sygnał, że problem samotności staje się coraz większy.

- Być ze sobą bez poczucia strachu czy nudy trzeba umieć - twierdzi Monika Dreger, psycholog z Warszawskiej Grupy Psychologicznej. - Innymi słowy, trzeba się tego nauczyć. Rozwód to często moment, w którym odkrywamy, że zgubiliśmy własną tożsamość albo że jej dotąd nie zbudowaliśmy. Bo wymaga to bycia tylko ze sobą, szczerej odpowiedzi na wiele pytań. Dlaczego nie chcę samotnie jadać? Czy chodzi tylko o przyzwyczajenie? Po co tak naprawdę potrzebuję związku? Odpowiedzi mogą kryć się w dzieciństwie, we wcześniejszych związkach, a nawet w nieuświadomionych potrzebach - dodaje.

Podkreśla, że ważne jest, aby zmierzyć się z problemem i w ten sposób lepiej poznać siebie. Nauczyć się być samemu, zanim wejdzie się w nowy związek. Wiele osób szybko nawiązuje kolejną relację, nakleja plaster na świeżą ranę, nawet się jej nie przyjrzawszy. Na dłuższą metę to szkodzi.

Żyjemy tak, jak śniymy. Samotnie (Joseph Conrad)

Samotność? To skomplikowane - uśmiecha się psycholog, dr hab. Bartłomiej Dobroczyński z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. - Z pewnością wszyscy jesteśmy "zwierzętami stadnymi". Przez tysiące lat żyliśmy w hordach, poza nimi byśmy nie przetrwali. Od zawsze współpracowaliśmy: chroniliśmy się, wychowywaliśmy dzieci, walczyliśmy, aby przeżyć w ciężkich warunkach. Badania dowodzą, że ludzkie niemowlęta umierają, gdy brakuje im dotyku, choć mają zapewnione pożywienie.

W czasach internetu, tanich lotów i szybkich połączeń, gdy pozornie wszystko sprzyja nawiązywaniu i zacieśnianiu kontaktów, coraz częściej mówi się o zbiorowym poczuciu osamotnienia, nawet o epidemii samotności. Już kilkanaście lat temu profesor psychologii Richard Booth walczył o to, aby samotność wpisać na listę zaburzeń psychicznych Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. A to dlatego, że długotrwałe poczucie osamotnienia prowadzi w wielu przypadkach do depresji i poczucia wyobcowania, nierzadko do zwiększonej zachorowalności (np. udaru mózgu, nowotworu). Nie zawsze chodzi o brak partnera, rodzica czy bliskiej osoby, bo równie dobrze można cierpieć z powodu "samotności w tłumie".

- Trzeba odróżnić samotność od osamotnienia - dodaje dr Dobroczyński. - Ta pierwsza oznacza, że po prostu jestem sam, a to drugie dodatkowo, że jest mi z tym źle.

Jeśli obawiacie się samotności, nie pobierajcie się (Antoni Czechow)

- Grecka restauracja, siedemnaście osób przy stole, białe wino, musaka, bezowy tort. I my z mężem pośrodku na niebieskich krzesłach. Patrzyłam na roześmiane twarze bliskich, w tym naszych dzieci, i z przerażeniem pomyślałam, że dawno nie czułam się tak samotna - opowiada Gabriela (52 l.), stomatolog, szefowa prywatnej poradni. Niedawno razem z Januszem (60 l.), właścicielem sklepów zoologicznych, obchodzili ćwierćwiecze ślubu.

"Pełna chata", mówią o ich domu przyjaciele. Trójka dzieci, pies, kanarki, ich dwoje. A jednak od dłuższego czasu rozmowy odbywają się na poziomie technicznym: co na obiad, kto kogo ma gdzie zawieźć, o której przyjdzie hydraulik, kto wyprowadzi psa. Dzieci przestały mówić rodzicom o problemach, bo siedzą w smartfonach. Janusz godzinami wpatruje się w swoje akwarium albo ślęczy nad papierami. Nawet do kina przestali wychodzić razem, choć kiedyś starali się oglądać wszystkie filmowe nowości.

- Na studiach przeczytałam słowa poety Rainera Marii Rilkego, podobno wielkiego samotnika, które utkwiły mi w pamięci: "Miłość to czuwanie nad cudzą samotnością" - wspomina Gabriela. - Dopiero teraz rozumiem znaczenie tych słów. Przestaliśmy z Januszem nad tymi swoimi samotnościami czuwać, odpuściliśmy to sobie. Czy kocham męża? Owszem. Mamy dzieci, dom, stabilizację, wzajemny szacunek. Ale równocześnie nagromadziliśmy przez lata sporo nieprzegadanych tematów, niedomówień. Kocham go, ale czuję się coraz bardziej samotna. Na jubileuszowej imprezie niby siedzieliśmy ramię w ramię, a jednak tysiące kilometrów od siebie. Ani razu się nie pocałowaliśmy. Nie wiem, czy on patrzył na mnie dłużej niż przez jakieś dwie sekundy. Zastanawiałam się nad wspólną wizytą u terapeuty, ale boję się, że Janusz mnie wyśmieje.

Monika Dreger zauważyła, że pacjenci coraz częściej skarżą się na samotność w związku i rodzinie.

- Co ciekawe, nie zgłaszają się na terapię małżeńską, tylko przychodzą indywidualnie - opowiada psycholożka. - Najczęściej jest to poczucie samotności wynikające z izolacji, także fizycznej, kiedy partner dużo pracuje, często wyjeżdża, jest wiecznie zajęty albo skupiony tylko na sobie. Ważny jest też aspekt bycia niesłuchanym. Druga strona czuje, że jej potrzeby czy pragnienia nie są uwzględniane. Poczucie samotności pojawia się wtedy, kiedy mamy niespełnioną potrzebę kontaktu z innymi. Pacjenci ubolewają na przykład nad samotnością w pracy. Niby w firmie są dobre relacje, wspólne spędzanie czasu, ale jak przychodzą problemy, to nie ma komu o nich powiedzieć. Brakuje obopólnego zaufania albo pojawia się lęk przed... zburzeniem własnego wizerunku.

Aktor Robin Williams powiedział, że najgorsze w życiu to być z ludźmi, którzy sprawiają, że czujesz się samotny - mówi Monika Dreger. - Tacy ludzie trafiają do mojego gabinetu. A dr Dobroczyński dodaje: - W samotności niesłychanie istotny jest wymiar komunikatywności. Poczucie osamotnienia może wynikać z nieumiejętności wypowiedzenia się. Nie mogę o czymś opowiedzieć, bo nikt mnie nie zrozumie. Bo wstydzę się o tym mówić, bo to zbyt skomplikowane, wielopoziomowe. Bo może poczuję się napiętnowany albo wyśmiany. Bywa też samotność wypływająca z poczucia niespełnienia, nostalgii, nie wiadomo nawet do końca, czym spowodowanej. I jeszcze ta wynikająca z faktu, że nie mamy wokół siebie kogoś, z kim osiągamy głębokie porozumienie. A nawet taka, że ktoś ma pasję, której nikt nie rozumie. I boleje: dlaczego nie mogę się tym z nikim podzielić?

Dobroczyński wychował się w Bieszczadach, pośród łąk i lasów. Dla niego życie w okolicy, w której przez tydzień nie widzi się z okna żadnego człowieka, to sytuacja zupełnie naturalna.

- Wiele zależy od dzieciństwa, a mnie moje ukształtowało tak, że uwielbiam być sam - wyjaśnia i dodaje, że nawet pozorna samotność nie musi wcale nią być. - Mogę siedzieć sam w domu, a jednak być z innymi. W jaki sposób? Ano choćby słuchając symfonii Mahlera. Bo wtedy kontaktuję się z przeżyciami innego człowieka, twórcy. To czasem zdrowsze i bardziej komfortowe niż kontakt z niesympatycznym sąsiadem - uśmiecha się.

Jedynie samotność jest w życiu człowieka stanem graniczącym z absolutnym spokojem wewnętrznym (Gustaw Herling-Grudziński)

"Bezludek" - tak rodzice nazywali Ninę (36 l.), informatyczkę. Wyróżniała się na tle innych dzieci nie tylko rudymi włosami, ale i potrzebą alienacji. Na zdjęciu z przedszkolnego balu widać tłum wirujących księżniczek i kotów w butach, a pod oknem Ninę z buzią w podkówkę, ubraną na czarno.

- Taki miałam kaprys - śmieje się Nina. - Przez wiele lat rodzice próbowali mnie "zaprzyjaźnić" a to z dziećmi sąsiadów, a to z synem przyjaciół, marzyli, abym poszła na podwórko. W szkole miałam jedną koleżankę, z którą się komunikowałam, a poza tym ciągle czytałam. Tak mi zostało do dziś. Pracuję w domu, nie mam grona psiapsiółek. Po prostu nie potrzebuję ludzi wokół siebie, kiedy jestem sama, czuję komfort. Jestem pewna, że to kwestia charakteru, mój dom rodzinny był dość otwarty. Od niedawna spotykam się z kimś, kto jako pierwszy szanuje moją przestrzeń. Też informatyk, robi doktorat, uwielbia książki. Spotykamy się kilka razy w tygodniu. Chodzimy do kina, gotujemy, a potem rozchodzimy się każde do siebie. To dla mnie idealne rozwiązanie.

Dr Bartłomiej Dobroczyński podkreśla, że nasz stosunek do samotności wynika nie tylko z wpływów rodzinnych i doświadczeń wyniesionych z domu. - Różnimy się również indywidualnie, jesteśmy ekstrawertykami lub introwertykami. Ci pierwsi wychodzą do ludzi, potrzebują towarzystwa, a ci drudzy - przeciwnie, chętnie zagłębiają się w swój wewnętrzny świat, wolą samotność.

Z drugiej strony, w dyskusji o samotności nie można pominąć wątku społecznego. Z antropologicznego punktu widzenia niektóre społeczeństwa są bardziej kolektywne, nastawione na życie w grupie, a inne - wśród nich te należące do kultury zachodniej - bardziej indywidualistyczne, wolnościowe.

- Wychowując się w Szwecji, mamy niejako zakodowaną większą potrzebę samotności, niż dorastając na przykład w Kenii - tłumaczy dr Dobroczyński. - Ale w każdej społeczności zdarzają się outsiderzy - dodaje naukowiec i wspomina studenta z Sierra Leone, który miał pół setki sióstr i braci, bo pochodził z rodziny muzułmańskiej. Najpierw ukończył szkołę w Wielkiej Brytanii, a potem przyjechał na studia do Polski. Żalił się wykładowcy, że nie lubi powrotów do Sierra Leone. Wszyscy się tam zbyt mocno nim interesowali: dopytywali, czy nie jest głodny, jak się czuje, no i kiedy się ożeni. On jednak przywykł już do niezależności. Czuł się nieszczęśliwy, nie mogąc ani chwili pobyć sam ze sobą. Bo samotność bywa niezbędna - co podkreślają psychologowie, filozofowie i artyści.

Twórczo i mądrze wykorzystana, potrafi przynieść wiele dobrego: pomóc zrozumieć siebie, własne pragnienia i potrzeby. Dokopać się do tych zakamarków duszy, które w tłumie pozostają zepchnięte na margines albo niezauważone.

- Czasami samotność jest wręcz pożądana, a nasza kultura coraz bardziej jej sprzyja - dodaje dr Dobroczyński.

Magdalena Kuszewska

PANI 10/2016

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy