Reklama

Za mało miłości

Dobre małżeństwo. On nie ma kochanki. Nie pije, nie bywa agresywny. Mówi, że kocha. Ale ona uważa, że bardziej siebie niż ją. Sfrustrowana, raz zabiega o jego uwagę, to znów karze go za obojętność, którą czuje. Szukała wsparcia na forach, zaczęła pisać blog o samotności w związku. Wie, że takich spragnionych miłości kobiet jest wiele. Żyją ze swoimi partnerami pod jednym dachem jak współlokatorzy, a nie bliscy sobie ludzie. Anna napisała list do Michała. Niech przeczyta i przeżyje szok. Może wreszcie coś się zmieni?

Poniedziałek wieczór. Samotny jak 365 poprzednich

Michał, jestem zła. Wkurzona. Nie słuchasz mnie. Nie mówisz do mnie. Nie widzisz, jak źle jest między nami. W weekend rzucasz parę zdań o nowych sąsiadach i zamykasz się w gabinecie, a potem wieczorem w sypialni masz ochotę na czułości. Otulam się szczelnie kołdrą. "No już, nie naburmuszaj się - przytulasz. - Nie mam ochoty" - syczę. Jak się podkręcić, kiedy całymi dniami mnie nie zauważasz? Raz cię kocham, raz rozwodzę się z tobą. Na razie w myślach. Nie dam ci tego listu ani dziś, ani jutro. Prześpię się z nim, może będę pisać w odcinkach. Chcę być pewna każdej złości, żalu, nadziei, o których napiszę. Dziś przy obiedzie unikałam twojego wzroku. A chwilę wcześniej nie mogłam się ciebie doczekać. Zrobiłam lazanię ze szpinakiem. Żebyś docenił, żeby było miło. Wpadłeś, soczysty buziak dla córki, dla mnie oschłe "cmok" jak na imieninach u cioci. "Wszystko ci jedno, czy tu jestem", nakręcałam się, już czułam złość.

Reklama

Kiedyś, nie zdejmując płaszcza, kręciłeś się obok mnie w kuchni. "Stęskniłaś się? Chce mi się z tobą przytulać i gadać, i jeść..." A dziś? Półsłówkami podzieliłeś się dniem: "Zmarła ta 17-latka z chłoniakiem. Zapłaciłaś autocasco?". Ja poprosiłam: "Pójdziesz ze mną na urodziny przyjaciółki?". Odburknąłeś: "W weekend kolega z OIOM-u prosił o zastępstwo. Nie mogę odmówić". Koniec dyskusji. Potem ten sam schemat: ja położyłam Olę, ty zabrałeś psa na spacer. O północy powlokłam się do sypialni. Budzik nastawiony. Dzień zaplanowany. Jutro będziesz później, bo chcesz dokończyć artykuł dla portalu Eskulap. - "Po co wziąłeś to zlecenie? - A kto zarobi na kredyt za mieszkanie? Z twoich tłumaczeń możemy tylko zapełnić lodówkę". Odwróciłam się plecami od najbliższego mi człowieka. Chciałam, żebyś zaprotestował, pokazał, że jestem ważniejsza od artykułu. Ale ty chrapałeś.

Wtorek

OK. Teraz będę racjonalna. Jesteś facetem, więc zadaniowcem. Zamiast jęczeć, napiszę listę problemów, które będziesz mógł rozwiązać. Konkrety - to mnie rozczarowało, to boli, tu czuję się samotna. Na przykład maile, które wymieniamy w ciągu dnia. Przeglądam wiadomości od ciebie. Tematy: organizacja urodzin Oli, notariusz, prezent dla twojej mamy... Same rzeczy do załatwienia. Ostatnia drobina czułości jest z kwietnia 2009. Przy okazji naszej rocznicy napisałeś, że szalejesz i że jesteś dumny, że spotkałeś tak wyjątkową kobietę jak ja. Od tego czasu wybudowaliśmy dom, awansowałeś na zastępcę ordynatora, Ola poszła do pierwszej klasy, a ja przestałam być wyjątkowa.

Nie jestem bez winy. Wczoraj ostentacyjnie ziewałam, gdy mówiłeś. Taka mała szpila w twoim kierunku. Ty o restrukturyzacji oddziału, a ja myślałam o przyjaciółce z pracy, która się rozwodzi. Dla mnie być z kimś to dzielić się codziennością. Kiedy ostatnio przeżyłeś coś ze mną? Poza szybkim seksem i wspólnym wybieraniem rolet do domu? Kiedy spojrzałeś jak dawniej na mój opadający rękaw i wystające ramiączko stanika? Kiedy ucieszyłeś się z mojego sukcesu? Wiesz, że będę tłumaczyć serię słynnych kryminałów?!

Środek nocy

Oddycham głęboko, żeby zapomnieć o złości. To moja wina. Sama siebie nie lubię i wydaję się sobie nijaka. To jak ty masz za mną szaleć? Zbyt skoncentrowałam się na tobie i dziecku, odpuszczając siebie. Po urodzeniu Oli nie wróciłam do pracy w szkole językowej, bo chciałeś, żebym miała dla nas czas. Lubiłam uczyć, ale wydawało mi się, że jestem nam taka potrzebna. Opowiadałeś mi o wszystkim - doktoracie, konfliktach w szpitalu, radziłeś się, jak obciąć włosy, popisywałeś się i żartowałeś. Codzienną rutynę dosładzałam twoimi ambicjami, sukcesami. Lubiłam urządzać i dbać o dom. Lubiłam być mamą. Z automatu wzięłam na siebie obowiązki. Ty zarabiałeś. Nie miałeś czasu na wieczorne kąpiele dziecka, bo na Skypie rozmawiałeś z francuskim onkologiem. Wkrótce tylko ja mogłam karmić Olę, przewijać, uspokajać i cierpliwie się bawić.

Córeczka rosła, a ty nie starałeś się być kimś więcej niż niedzielnym tatą. Idiotka? Wyręczałam cię w obowiązkach, bo byłeś na ołtarzyku, taki zajęty, ważny. Czasem mam ochotę wrzeszczeć: To ja od rana do nocy muszę coś zrobić! Odebrać córkę z kółka plastycznego, zahaczyć o supermarket, ugotować obiad. Wieczorem ty sprzątasz po kolacji, ja szykuję ubrania dla Oli. Ty siadasz przed komputerem, ja włączam telewizor. Gdzie, do cholery, sens bycia razem?! Muszę coś zmienić, zapisałam się na warsztaty dogoterapii. Jeśli zdobędę certyfikat, zacznę pracować z dziećmi. I na pewno nie pozwolę ci zatrzymać mnie w domu! Sam ten plan daje mi siłę. Potrzebuję zrobić coś dobrego dla siebie. Może wtedy przestanę tak się na ciebie złościć? Docenię, że jednak czasem się starasz. Tu i teraz wydaje mi się, że o wiele za mało.

Moja mama cię uwielbia. Powtarza że jesteś odpowiedzialny, solidny, że zarabiasz, ludzie cię szanują, mam z tobą jak w raju. Obrusza się, gdy narzekam: "Chciałabym czasem porozmawiać o czymś innym niż o pacjentach i endoskopiach". Dlaczego dajemy sobie o wiele mniej czułości niż kiedyś? Nie chce mi się być zalotną, bo ty mnie nie podrywasz. Unikam seksu, w ten sposób cię karzę. Może trzeba na siłę przypomnieć sobie, jak nam było fajnie. Pamiętasz ostatnią randkę? Rok temu w ramach "terapii" zabrałeś mnie do stadniny na Mazurach, gdzie się poznaliśmy. Zamówiłeś ten sam pokój co kiedyś. Kochaliśmy się ciut za głośno, piliśmy wino na pomoście, znowu mnie rozśmieszałeś.

W drodze powrotnej non stop rozmawiałeś przez komórkę. - "Czy pacjenci nie mogą poczekać paru godzin do poniedziałku? - byłam wściekła. - Ciii" - gestem dawałeś znak, żebym nie przeszkadzała. W kilka minut stałeś się zimny. - "Jestem cholernie samotna - powiedziałam, a ty się obruszyłeś: - Znowu krytyka? Dorośnij, pomyśl o dziecku, o tym, ile mam pracy!". Wieczorem ostentacyjnie położyłam się w pokoju Oli. Rano spotkaliśmy się w kuchni. Oboje ze skwaszonymi minami. Żałosne.

Sobota

Ok. Skupię się na plusach. Kiedyś smażyliśmy razem gofry i nawet trochę się śmialiśmy. Wyszły niezgrabne, a Ola namalowała ci wąsy z ciasta. Usiadłam na twoich kolanach, objąłeś mnie w pasie. Przed znajomymi chwaliłeś, jaki mam świetny gust. Kiedy mój stryj chorował, załatwiłeś mu najlepszych lekarzy i opiekę. Ale pogrzebem musiałam zająć się już sama, ledwo zdążyłeś na ceremonię... Siedzę nad miską gazpacho, którego nie tknąłeś. Patrzę na zdjęcia na ścianach. Tu sielanka rodzinna na Krecie. Tam portrecik ślubny. A tu nasza trójka na rynku w Krakowie. Ściema, nie sielanka, bo tak blisko jesteśmy tylko na zdjęciach.

Wściekam się, że mnie zostawiasz, choć twierdzisz, że "przecież jesteś". To ja, petentka, która składa reklamacje na nasz związek. Nie kupuj mi nowej plazmy ani roweru dla dziecka. Nie licz, że wtedy czujemy się kochane. Ja będę gapić się w telewizor w samotności. A Ola nigdy się nie doprosi, żebyście razem pojechali na wyprawę. Jesteś mistrzem w usprawiedliwianiu nieobecności. "Operacja, ratowanie życia". Znamy to na pamięć. Wkurzasz się, kiedy mówię wprost, że nie chcę być kobietą pracoholika. Tłumaczysz, że ty jesteś "tylko" zapracowany. Zrobiłam za ciebie test - wyszło, że jesteś podręcznikowym przykładem pracoholika: pracujesz kosztem snu. Nie masz czasu dla rodziny i przyjaciół. W dzień wolny non stop sprawdzasz maile i komórkę. Boisz się urlopu i przekonujesz mnie, że oddział zawali się bez ciebie. D

Dziś powiedziałam, że Ola z trudem odnajduje się w pierwszej klasie. Że jakaś dziewczynka ją opluła. W ciągu minuty zmieniłeś temat, żeby opowiedzieć o lekarzu stażyście. Nienawidziłam cię. Tak samo jak w chwilach, gdy nie dotrzymujesz obietnic. Od miesięcy proszę o kino i żebyś nauczył Olę pływać. Sama jeżdżę z nią na basen. Zaczęłam biegać i dołączył do mnie sąsiad. Stroję się przed porannym treningiem. To cholernie przyjemne, kiedy czuję, jak on taksuje moje nogi i biodra. Mam się karmić komplementami obcego mężczyzny? Kuszące. A może ty wreszcie się złamiesz. Proszę, wstań rano i powiedz: "Kochanie, dziś robimy sobie wolne. Szpital przeżyje beze mnie. Zawiozę Olkę do szkoły, a potem zabieram cię na śniadanie na trawie". Albo ugotuj coś ze mną, chodź potańczyć, obejrzyj nasz ulubiony serial Lost.

Nie. Ty nie dasz rady. Może w weekend. Może kiedyś. Czasem się mszczę. Manipuluję. Pamiętasz, jak niedawno zatoczyłam się w kuchni, mówiąc, że mi słabo i kręci mi się w głowie? Przejąłeś się, zaprowadziłeś na sofę, zmierzyłeś ciśnienie i długo siedziałeś obok. Okłamałam cię. Udawałam, żebyś się mną zajął. Jak dziecko, które skarży się na ból brzucha, bo szuka uwagi. Ale gierki to żadne rozwiązanie. Nie chcę się naburmuszać i cię nie zauważać, żebyś w końcu się zainteresował: "czemu strzelasz focha?". Nie chcę buntu w stylu - nie zmywam, nie gotuję, ostentacyjnie maluję paznokcie, kiedy pytasz: "co na obiad?". Nie znoszę siebie takiej. Czy wiesz, że fantazjuję o innych mężczyznach? A kiedy opowiadam o tym przyjaciółce, pyta: "Co ty jeszcze robisz z Michałem?". Wiem, nie lubisz Weroniki. Rozwódka, pogoniła męża i reklamuje życie singielki. "Mogę jeść mandarynki w łóżku, bez kąśliwego: poplamisz pościel. Śpię nago i nie wstydzę się cellulitu przed facetem, który i tak rzadko mnie zauważał" - mówi. Opowiada o adoratorach i marzeniach, na które nie miała czasu, próbując być z narcystycznym facetem.

A ja się zastanawiam: może czas być egoistką? Jak moja siostra. Za nią też nie przepadasz. Skupiona na sobie kuratorka wystaw. Wymienia mężczyzn, jeśli nie pasują do jej wizji szczęścia. Zamiast w rodzinę woli inwestować w podróże na Daleki Wschód i studia MBA. Nie chce ślubu, bo "ma swoje przyzwyczajenia". Zawsze w dobrym humorze, zaaferowana. Ilekroć zjawia się u nas, swatasz ją z jakimś doktorem. Ona ma Cię za dupka. Ty ją za popieprzoną feministkę. Nie spodobałoby ci się, że Weronika pyta wprost: "Co się zmieni w twoim życiu, kiedy odejdziesz od Michała?".

Robię bilans. Widzę zapracowaną kobietę w pędzie, bo duma nie pozwoli mi być twoją utrzymanką. I samotną babę w piżamie, która jak Bridget Jones zagłusza samotność jedzeniem i drinkami. "Już słyszę ten kawałek All by myself - kpi siostra. - Twoje małżeństwo to dryfowanie. Nie szkoda ci czasu?" Zastanawiam się. Dlaczego nie wierzę w szczęście All by myself? Nie wiem. Choć nie kupuję teorii, że jestem z tobą dla dziecka. Ola i tak jest bardziej związana ze mną. Siostra namawia: "Przestań budować świat na Michale. Zrób coś dla siebie. Wróć do pracy w szkole. Nie bój się oznajmić: wychodzę do koleżanki. On czuje, że wisisz na nim, dlatego ucieka". Niby się zgadzam. Ale robi mi się niedobrze, kiedy myślę, że miałabym być sama. Gardzę stylem życia siostry. I matki. Mam traumę z dzieciństwa, w którym tatusiowie zmieniali się co kilka lat, bo mama szukała ideału. Przysięgałam sobie, że nie będę miała chwilowych związków. A ty?

Omamiłeś mnie, powtarzając, że liczy się bliskość, zaufanie, rodzina. Ale to było tak dawno temu... Czasem żałuję, że nie potrafię postawić Ci ultimatum. Czuję też, że zbliżam się do ostatecznej decyzji. Czy w ogóle, a jeśli tak - jak długo potrafię być samotna w naszym związku? Jak znajdę siłę, żeby kochać coraz bardziej obcego mi człowieka? Nie chcę obudzić się rano przy mężu, który kiedyś był dla mnie całym światem. Ten list to moja walka o nas. Wiem, że dopóki walczę, jestem zwycięzcą.

Marta Bednarska

Twój Styl 11/2012

Twój Styl
Dowiedz się więcej na temat: samotność | uczucia | Miłość | rodzina | małżeństwa | kryzys małżeński
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy