Reklama

Wszyscy jesteśmy oszustami

Zdarza ci się umniejszać swoje sukcesy? Nerwowo pocić, gdy ktoś zasłużenie pochwali twoje osiągnięcia? Mam dla ciebie dobrą i złą wiadomość. Dobra jest taka, że jesteś w jednym klubie z Michelle Obamą i Tomem Hanksem. A ta zła? Cierpisz na syndrom oszusta.

O przyczynach, skutkach i przeciwdziałaniu temu powszechnemu i szkodliwemu zjawisku rozmawiam z Marzeną Jankowską, psychologiem biznesu i zdrowia, trenerem i wykładowcą Wykładowca Wyższej Szkoły Bankowej w Chorzowie.

Dariusz Jaroń: Czy w każdym z nas drzemie oszust?

Marzena Jankowska: - Niemal wszyscy bez wyjątku kłamiemy i oszukujemy. W dodatku robimy to na co dzień. Gdybyśmy tego nie robili, nasze społeczeństwo byłoby skazane na rozpad. A katastrofa rozpoczęłaby się od naszych najbliższych relacji.

Reklama

Kłamiemy z wygody?

- Powody są rozmaite. Są kłamstwa grzecznościowe, gdy nieszczerze mówimy komuś, że dobrze wygląda. Są też kłamstwa altruistyczne - oszukujemy kogoś, bo wiemy że prawda mogłaby być zbyt trudna do zniesienia. Najczęściej okłamujemy jednak nas samych.

W jaki sposób?

- Najwięcej rozmów prowadzimy sami ze sobą. Według badań przeprowadzonych w 1996 roku na Uniwersytecie Harvarda, aż 80 procent wypowiadanych kłamstw dotyczy nas samych. Kłamiemy po to, by wywrzeć korzystne wrażenie na innych albo uniknąć zakłopotania i poczucia wstydu.

Czym właściwie jest syndrom oszusta?

- Mechanizmem psychologicznym. Właściwie on także dotyczy okłamywania samego siebie, ale wynika z braku wiary w siebie i własne osiągnięcia.

Na przykład?

- Na przykład zgłasza się do ciebie dziennikarz, który wybrał cię widząc, jak wypowiadasz się dla mediów i proponuje ci pogłębioną rozmowę o syndromie oszusta, a twoją pierwszą myślą jest - ojej, jest wiele osób, które są do tej rozmowy lepiej przygotowane i bardziej kompetentne.

Oj tam, oj tam...

- To trochę tak, jakbyśmy wślizgnęli się tylnymi drzwiami do teatru życia, weszli na scenę, mając poczucie, że nie mamy do tego prawa. A potem grali swoje role ciągle w obawie przed tym, że zaraz ktoś się zorientuje i każe nam zejść ze sceny, wprowadzając nas w zakłopotanie i zawstydzenie. Pomimo widocznych dowodów kompetencji osoby cierpiące na syndrom oszusta są przekonane, że nie są godne uznania, awansu czy sukcesu.

Wyszło mi raz, ale nie wiem, czy tak naprawdę potrafię to zrobić?

- Kiedy pojawia się dobry wynik, wygrana - a zwykle jest to okupione ciężką pracą - te osoby czują się nieswojo, są trochę przestraszone. Towarzyszy temu przykre poczucie, że zaraz wyjdzie na jaw, że tak naprawdę nie jestem dość dobra, nie jestem wystarczająca, nie jestem warta tyle, ile się innym wydaje. I pewnie nie zdołam powtórzyć swoich sukcesów, bo - właśnie -  teraz "to mi się udało".

Błąd oprogramowania?

- Nie jest to żaden defekt osobowości. To specyficzna reakcja na przyjemne wydarzenia i sukcesy, głównie związane z pracą. Po trosze dotyczy to prawie każdego z nas. Ponoć nawet 70 procent ludzi czasem czuje tę nieadekwatność. Przecież wielu z nas obawia się porażki albo czujemy że coś nas przerasta.

Są też skromność i pokora, trzymające nas w ryzach. Kiedy zaczyna się problem?

- Wtedy, gdy nie mamy odwagi zmierzyć się z własną niedoskonałością i jej zaakceptować. Podejmujemy próby naprawienia się albo udowodnienia sobie i światu, że jednak wszystko z nami w porządku. Wina częściowo leży po stronie narcystycznej kultury, która sprawia, że pragnienie uzyskania aprobaty albo podziwu innych nie jest już wyborem, ale koniecznością.

Jak rozpoznać u siebie syndrom oszusta?

- Na początku jest wstyd. A wstyd karmi lęk. Emocje, do których zupełnie nie mamy instrukcji obsługi. Sporo dobrego w tym obszarze zrobiła niezwykła kobieta, badaczka  Brené Brown, która o wstydzie pisze tak: "Wstyd czerpie swoją moc z tego, że jest niewypowiedziany. Dlatego właśnie uwielbia perfekcjonistów - jakże łatwo zamknąć nam usta." Syndrom oszusta jest mocno powiązany z naszym nastawieniem do porażki, a największym krytykiem, z którym na co dzień musimy się mierzyć, jesteśmy my sami.

Na kolejnej stronie dowiesz się, dlaczego kobiety są częściej narażone na syndrom oszusta?


Co nas nie zabije, to nas... nie wzmocni?

- Zamiast widzieć błędy i klęski, jako naturalny, niezwykle rozwijający element rozwoju, życia po prostu, wiążemy je z byciem niegodnym szacunku, miłości i przynależności. Problem ludzi cierpiących na syndrom oszusta jest taki, że sukces i aprobata stają się wartościami, którymi się kierują, bo myślą, że tak poradzą sobie ze wstydem i lękiem. I w końcu pewnego dnia poczują się godni. To jest niezwykle wypalające i niszczące dla człowieka, ale też kłopotliwe dla biznesu.

W jakim sensie?

- Na pierwszy rzut oka zapracowujący się perfekcjonista może być  postrzegany jak skarb, ale osoby te są zdecydowanie bardziej narażone na wypalenie zawodowe i depresję, nie rozwijają też w pełni swojego potencjału.

Co wiemy o skali zjawiska?

- Syndrom oszusta jest szeroko badany od lat osiemdziesiątych XX wieku. Pojęcie wprowadziły dwie psycholożki kliniczne Pauline Clance i Suzanne Imes w 1978 roku. Skala zjawiska prawdopodobnie jest dość duża. Według wczesnych badań, nawet dwie na pięć osób sukcesu uważa się za oszustów, a większość z nas doświadcza uczucia fałszywości w obliczu własnych osiągnięć od czasu do czasu. Ponieważ jedną z przyczyn jest kultura w której dorastamy, nie ma się co dziwić. Natomiast w Polsce zjawisko jest zbadane bardzo słabo. Udało mi się właściwie dotrzeć wyłącznie do badań Moniki Filarowskiej. Przebadanych zostało 300 maturzystów (150 kobiet i 150 mężczyzn). Najważniejsze wnioski z tych polskich badań były następujące: syndrom oszusta ma większe nasilenie u kobiet, jest powiązany z narcyzmem nadwrażliwym. Jego źródłem są zaburzone więzi w rodzinie, często odwrócenie ról, gdzie dziecko przejmuje role i obowiązki rodzica i staje się "bohaterem w rodzinie". Istotna jest również postawa rodziców do intelektualnych osiągnięć dziecka.

Jakie to ma przełożenie na naszą dorosłość?

- Okazuje się też, że osoby z syndromem oszusta częściej spontanicznie odwołują się do potrzeb innych osób, niż do swoich własnych. Chcą uszczęśliwiać bliskich, spychając własne potrzeby na dalszy plan, tak jakby nie były dość ważne i godne zauważenia. Może się to wydawać sprzeczne  z tym, o czym mówiliśmy wcześniej, o koncentracji na sobie, ale w tym przypadku jest to przewrotnie spójne. Koncentracja na sobie może się objawiać egoizmem, ale może też nadmiernym skupieniem na potrzebach innych, by złagodzić własne cierpienie i poczuć się lepiej.

Dlaczego kobiety są częściej narażone na syndrom oszusta?

- Od samego początku naszego życia oddziałują na nas, często nieuświadomione, podwójne standardy społeczne i moralne dotyczące kobiet i mężczyzn. Mam wrażenie, że to się nie zmienia, w każdym razie nie w dobrym kierunku.  Według amerykańskich  badań z 2015 roku chłopcy, którzy mają za sobą inicjację seksualną są postrzegani jako przebojowi, rośnie ich popularność w grupie rówieśniczej. W przypadku dziewczynek jest na odwrót. Mówimy o dzieciach, które ukończyły czternasty rok życia. Myślę, że w Polsce wyniki byłyby podobne. Wystarczy przyjrzeć się językowi jakim się posługujemy. Jak często słyszymy, że chłopak jest puszczalski?

Dziewczyna się puszcza, chłopak zdobywa...

- Kolejna sprawa dotyczy oczekiwań co do zachowania. To jest fatalna sprawa, bo mamy tu do czynienia z tak zwanym podwójnym wiązaniem.

Co to takiego?

- Cokolwiek zdecydujesz, jesteś narażony na potępienie, karę albo deprywację. Podam kilka przykładów pułapek, w które wpadają kobiety:

"Bądź perfekcyjna, ale nie rób wokół tego zbytniego szumu i nie odpuszczaj sobie w żadnej dziedzinie. A jeśli jesteś naprawdę dobra perfekcja nie będzie niczym trudnym".

"Nie martw i nie rań nikogo, ale mów, co myślisz".

"Bądź sobą, ale nie jeśli miałoby to oznaczać bycie nieśmiała lub niepewną".

"Nie reaguj zbyt emocjonalnie, ale nie bądź przesadnie bezstronna. Za dużo emocji - uznają cię za histeryczkę, za mało - będziesz zimną suką".

- W Stanach Zjednoczonych jakiś czas temu przeprowadzono badanie dotyczące obowiązujących atrybutów kobiecości. Na pierwszym miejscu było bycie miłą, dalej dążenie do ideału szczupłego ciała i inwestowanie w swój własny wygląd, okazywanie skromności przez pomniejszanie swoich talentów i umiejętności, bycie dobrą gospodynią i dbanie o dzieci, a także bycie romantyczną partnerką wierną jednej osobie. Dziewczynki mają być miłe, dopasowywać się i spełniać oczekiwania. Szybko zaczynamy wierzyć w to, że jesteśmy godne szacunku i uznania wtedy, gdy nie sprawiamy problemów i wpisujemy się w ramy. Jesteśmy posłuszne. Próbujemy potwierdzać swoją wartość uznaniem innych, a to jest pułapka. Bo zawsze ktoś będzie niezadowolony. I tak rodzi się syndrom oszusta.

Jakie kobiety są szczególnie narażone?

- Odwołam się do polskich badań, które jakiś czas temu mnie poruszyły. Katarzyna Pawlikowska i Dominika Maison przyjrzały się temu jakie są współczesne Polki. I okazało się, że jesteśmy niezwykle zróżnicowane pod względem potrzeb, wartości, sposobu życia, światopoglądu, przekonań politycznych czy konsumpcji. Nie ma jednej "wzorcowej, typowej Polki" - statystycznej, uniwersalnej. Jest za to siedem segmentów kobiet podobnych do siebie pod względem tego co lubią, co jest dla nich ważne i jak żyją. Mnie szczególnie zainteresował jeden z nich. Największy, bo stanowiący aż 24 procent  populacji Polek. Badaczki nazwały je Niespełnionymi Siłaczkami. Jestem przekonana, że to właśnie w tej grupie będzie najwięcej ofiar syndromu oszusta.

Podobnie jak depresja, syndrom oszusta dotyka osoby znane, którym często zazdrościmy pozornie perfekcyjnego życia - czytaj na kolejnej stronie >>>

Dlaczego?

- Ich charaktery mają pozytywistyczny rys - chcą dobrego świata, dużo pracują, są świetnie wykształcone, chciałyby zadowolić wszystkich. Próbują być doskonałe we wszystkich swoich rolach -  w pracy, w domu, jako matki, żony i kobiety. Ustawiają sobie bardzo wysoko poprzeczkę. Jednak rzeczywistość często je przerasta i rozczarowuje, dlatego są niespełnione. Średnia wieku w tej grupie to 39 lat. Ja jestem trochę młodsza, ale już wiem, co to jest kryzys wieku średniego i myślę, że większość z tych kobiet też już wie.

Czują, że ich potencjał się marnuje?

- Tak. Zarabiają mniej niż by chciały, nie mają dość czasu dla siebie, a chcą o siebie zadbać. 64 procent z nich przynajmniej raz w życiu się odchudzała, a jestem przekonana że jest wśród nich więcej takich jak ja, które pół życia są na diecie. To kolejny taki prozaiczny wskaźnik bycia niewystarczającą, bo nie dość wpasowaną w ramy i oczekiwania społeczne. Syndrom oszusta jest ciekawy jak te kobiety. Bo z jednej strony wiedzą, że zasługują na wiele, że mają potencjał, a z drugiej strony ich perfekcjonizm sprawia, że nigdy nie są "dość" - dość dobre, wykształcone, poinformowane, zadbane. Są niewystarczające.

Depresja może prowadzić do poważnych problemów zdrowotnych, a nawet prób samobójczych. Czy ignorowany syndrom oszusta jest równie niebezpieczny?

- Wszystko zależy od przyczyny, nasilenia i przebiegu. Weźmy na przykład osobę, u której syndrom oszusta rozwinął się ze względu na wysoko postawioną poprzeczkę w dzieciństwie - świadectwo z paskiem, wzorowe zachowanie, może olimpiady naukowe, oczekiwanie bycia w czołówce plus nasze wzorce kulturowe i ukryte w niej przekonania (na przykład że należy być miłą, uległą i posłuszną autorytetom). Z biegiem czasu i zdobywania doświadczenia życiowego takiej osobie będzie coraz trudniej spełniać te wszystkie oczekiwania, bo i konkurencją dookoła będzie większa, a sytuacje życiowe coraz bardziej skomplikowane. W związku z tym będzie też rosła frustracja.

Podobnie jak depresja, syndrom oszusta dotyka osoby znane, którym często zazdrościmy pozornie perfekcyjnego życia. Michelle Obama, Emma Watson czy Tom Hanks otwarcie mówią, że mają problem z zaakceptowaniem swoich osiągnięć.

- To zupełnie naturalne, że dowiadujemy się, że znane osoby cierpią na ten syndrom, bo on paradoksalnie często prowadzi ludzi na szczyt. Przyjrzyjmy się kto jest podatny? Są to osoby uspołecznione, którym zależy na zdaniu innych, często bardzo wrażliwe, niezwykle skrupulatne i pracowite. Jeśli do tego dołożymy jakieś szczególne predyspozycje czy talent, to właściwie mamy gotowy przepis na sukces. Problem w tym, że często jest on też rezultatem zaburzonego poczucia bezpieczeństwa w dzieciństwie (na przykład przez uzależnionego rodzica), braku stałości, emocjonalnego chaosu, narzucenia nadmiernej odpowiedzialności (chociażby za młodsze rodzeństwo), czy wygórowanych wymagań i wielu krytycznych komentarzy.

Nikomu łatwo nie jest o tym mówić publicznie...

- Patrząc na człowieka sukcesu widzimy tylko wierzchołek góry lodowej. Mówienie otwarcie: "Tak cierpię na syndrom oszusta, mam swoje lęki, często w siebie nie wierzę lub czuję, że nie zasługuję na sukces, ale też popełniałem błędy, bywały momenty, że niczego nie byłem pewien, że musiałem zrobić kilka kroków wstecz" - sprawia, że zaczynamy bardziej racjonalnie myśleć o życiu w ogóle. To taka przeciwwaga do kultu doskonałości. Świetną robotę w tym obszarze zrobiła ostatnio Michelle Obama. Jest lubiana, szanowana, szczera i autentyczna. W jej ustach takie wyznanie było poruszające. To pomaga budować świadomość, przyjrzeć się sobie, zrozumieć coś, ale do przeciwdziałania jeszcze długa droga.

Jaka?

- Przyglądając się temu, jak rozwija się syndrom i jakie są jego przyczyny, chcąc przeciwdziałać musielibyśmy zacząć od zmiany całej kultury, w której jesteśmy zanurzeni. Od zmiany paradygmatów na których stoi cały nasz system edukacji. Reforma edukacji powinna opierać się na odejściu od dziewiętnastowiecznych tradycji przemysłu i wojska, które potrzebowały masy ludzi-trybików doskonale przygotowanych do poddawania się procedurom. Powinniśmy pójść w kierunku dawania dzieciom narzędzi do odnajdywania siebie, swojego potencjału i umiejętności odważnego i zaangażowanego bycia w grupie. Odważnego bo pozbawionego kompleksów wynikających z ciągłych porównań. Przeciwdziałać powinniśmy społecznie i systemowo.

Obawiam się, że prędzej zadziałamy jako jednostki...

- Pierwszy krok to uświadomienie sobie, że problem mnie dotyczy. Jeśli często towarzyszy nam wewnętrzne, intensywne i dotkliwe poczucie fałszywości w sytuacji sukcesu i lęk przed tym, że nie damy rady go powtórzyć, jeśli nasze poczucie własnej wartości jest silnie uzależnione od opinii innych, jeśli zamiast radości i dumy w odpowiedzi na własne dokonania zawodowe odczuwamy jedynie ulgę, a nasze podejście do obowiązków ocenilibyśmy jako perfekcjonistyczne, to jest duże prawdopodobieństwo, że cierpimy na syndrom oszusta.

Wiemy, że mamy problem. Co dalej?

Musimy zdać sobie sprawę z tego, że syndrom oszusta towarzyszy ucieczce od samego siebie. Tak jak w dzieciństwie dostaliśmy sygnał od otoczenia, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy, tak w dorosłym życiu sami sobie to robimy. Nie jesteśmy bohaterami swojej własnej opowieści. Są nią wygórowane oczekiwania, które nijak się mają do naszych prawdziwych potrzeb i wartości. Przychodzi moment, w którym musimy podjąć trudną decyzję - czy postawić na autentyczność czy ciągle uciekać, na przykład w perfekcjonizm? Czy zdecydujemy się uznać własną słabość, niedoskonałość i wrażliwość?

To często wymaga rewolucji - zmiany pracy, otoczenia, sposobu życia...

- Czyli odwagi. To jest to, czego brakuje ludziom z syndromem oszusta - odwagi otwarcia swojego serca i pokazania się takim, jakim jesteśmy. Odwaga rzadko już wiąże się z heroizmem, narażaniem życia. Codzienna odwaga, której brakuje w dzisiejszym świecie, a szczególnie w biznesie, to umiejętność pokazania własnej słabości. To są takie, wydawałoby się, proste sytuacje, kiedy potrafimy powiedzieć: “Przepraszam, ale pogubiłam się i nie rozumiem. Czy możesz powtórzyć jeszcze raz?".

Staram się go nie karmić, ale wiem, że syndrom oszusta we mnie siedzi. Pani było łatwiej się z nim uporać?

- Ciągle się z nim mierzę! Kiedy zdawałam egzamin na psychologię na Uniwersytecie Śląskim, o jedno miejsce walczyło osiemnaście osób. Właściwie to był przypadek, że między innymi tam złożyłam papiery. Kiedy pojawiły się wyniki egzaminów i okazało się, że załapałam się na pierwszą dziesiątkę, byłam przekonana, że to pomyłka! Podeszłam do dziekanatu sprawdzić, czy to może nie jakaś inna Marzena Jankowska. Przez trzy lata studiowania towarzyszyło mi to okropne poczucie fałszywości. Czułam, że nie należało mi się, że nie zasługuję na studiowanie na tak obleganym kierunku.

- Po latach nauczyłam się przekierowywać zapędy mojego wewnętrznego oszusta na dobre tory. Dziś żyjemy w komitywie - on mnie popycha do wytężonej pracy, a ja mu nie pozwalam odebrać sobie radości życia.

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy