Reklama

Uzależnieni od pochwał

Są uczynni i sympatyczni. Zawsze można na nich liczyć. Pomagają, choć nie zawsze potrafią prosić o pomoc. Uśmiechnięci, przepracowani, przemęczeni, wykorzystywani. O ciemnej stronie bycia miłym, a także o tym jak nauczyć się mówić "nie" i dbać o własne potrzeby opowiada autorka książki „Bycie miłym to przekleństwo”, Jacqui Marson.

Izabela Grelowska, Styl.pl: Istnieje rozpowszechnione przekonanie, że ludzie lubiani przez wszystkich mają łatwiejsze życie. Czy to jest prawda?

Jacqui Marson: - To jest bardzo popularne, ale nieprawdziwe twierdzenie. Wiele osób uważa, że byłoby fajnie gdyby nazywano ich "miłymi", ale dla wielu "miłych" ten przymiotnik ma wysoką cenę. Są więźniami oczekiwań innych osób i czują się zmuszeni zawsze zachowywać się w określony sposób (być pracowitymi, pomocnymi, uprzejmym, troskliwymi i zabawnymi), a to może źle wpływać na ich zdrowie, szczęście i związki.

Reklama

Dlaczego tak bardzo boimy się braku akceptacji?  

- Jest to przede wszystkim spowodowane chęcią uniknięcia konfrontacji. Nie chcemy narażać się na czyjąś złość i walczymy o akceptację. To dwie strony tej samej monety i zazwyczaj mają one swoje źródło w wydarzeniach z dzieciństwa. Mogą być związane np. lękiem przed złością rodzica czy nauczyciela. Rozwinęły się w nas, by zapewnić nam bezpieczeństwo, kiedy byliśmy bezbronnymi dziećmi, ale jako osoby dorosłe jesteśmy na tyle silni, by jeszcze raz się im przyjrzeć i zmienić je.

Są ludzie, którzy uważają, że jeśli postawią swoje potrzeby na pierwszym miejscu, to staną się egoistami. Co by im pani doradziła?

- Czasami musimy odnieść się ze zrozumieniem również do własnych potrzeb i postawić je na pierwszym miejscu - ponad potrzebami innych, bo tym, jak się wydaje, nie ma końca. To nie czyni z nas egoistów, ale mądre osoby, które znajdują równowagę między troską o innych a troską o siebie. Wszystko jest kwestią równowagi. Miłe osoby mają wspaniały zestaw umiejętności społecznych, ale muszą też czuć swobodę w wyborze momentu, w którym chcą użyć swojego daru. Jeśli nie potrafimy mówić "nie", nasze "tak" staje się bezwartościowe.

Używa pani w swojej książce terminu "uzależnienie od aprobaty". Czy to oznacza, że staramy się być miłymi dla innych, by sprawić przyjemność sobie?  

- Tak. Tak właśnie jest. Jeśli robimy coś, by zyskać aprobatę innych, to zaspokajamy swoją tak zwaną  "sterowność zewnętrzną". To czego naprawdę potrzebujemy to równowaga między sterownością zewnętrzną i wewnętrzną, co oznacza, że mamy poczucie własnej wartości. Osoby, które były wychowywane atmosferze raczej warunkowej a nie bezwarunkowej miłości (to znaczy były doceniane za osiągnięcia, a nie za to kim są jako osoby) mogą skorzystać z ćwiczeń zawartych w mojej książce, by podnieść poczucie własnej wartości. Nigdy nie jest za późno, by to zrobić.

Czy uzależnienie od aprobaty może być równie groźne co inne uzależnienia?

- No cóż, te zagrożenia nie są oczywiste. Ale jeśli konsekwentnie przedkłada się potrzeby innych nad własne potrzeby, kierując się wiecznie niezaspokojoną potrzebą aprobaty, to - podobnie jak w przypadku innych uzależnień - nigdy nie będzie się miało dość. To może spowodować, że zaniedbamy własne dobro, co możemy przypłacić nawet poważną chorobą. Dokładnie rzecz ujmując cudze pochwały i aprobata nie przyczynią się do rozwinięcia naszych wewnętrznych zasobów psychicznych, na których można się oprzeć pracując nad swoją własną sterownością wewnętrzną. W takiej sytuacji człowiek stopniowo uzależnia się od aprobaty innych, zamiast polegać na samoaprobacie.

Wydaje się, paradoksalnie, że zgadzanie się na wszystko może prowadzić do konfliktów, ponieważ może nam zabraknąć czasu na wypełnienie wszystkich zobowiązań. Co możemy zrobić, by zachować równowagę?

- Jeśli wzięliśmy na siebie zbyt dużo zobowiązań, to nieuchronnie będzie to prowadzić do tego, że zawiedziemy niektóre osoby, co spowoduje rozczarowanie. Bardzo pomocnym ćwiczeniem zawartym w mojej książce jest "uprzejme nie", w którym używa się pozytywnego języka, by odrzucić prośbę lub zaproszenie. Z czasem, w miarę ćwiczenia, to naprawdę staje się coraz łatwiejsze!

- Sugeruję także osobom, dla których "tak" jest odpowiedzią wręcz odruchową, by starały się zyskać na czasie, mówiąc np.: "Muszę o tym pomyśleć/ muszę sprawdzić w kalendarzu". Ten czas mogą wykorzystać, by zastanowić się czego naprawdę chcą. Oczywiście czasami nie mamy wyboru, ale bywa że możemy zaproponować opcję lub kompromis korzystny dla obu stron.

Po przeczytaniu pani książki mam wrażenie, że najważniejsze jest prawidłowe określenie swoich priorytetów...


- Myślę, że to jest kluczowe. To bardzo ważne, by poświęcić czas na zastanowienie się nad swoimi wartościami i priorytetami. Dlatego właśnie czytanie poradników psychologicznych, branie udziału w warsztatach rozwoju czy nawet skorzystanie z kilku sesji terapeutycznych lub coachingowych, może dać nam czas i przestrzeń na zastanowienie nad rzeczami, które są naprawdę ważne, a nad którymi nie mamy często czasu pomyśleć we współczesnym zabieganym świecie.  

Jeśli ktoś pragnie się zmienić i nie być już aż tak miłym, co proponowałaby pani jako pierwszy krok?

- Wierzę w przeprowadzanie zmian za pomocą małych, bezpiecznych kroków. Moja rada jest taka: Jeśli coś sprawia, że czujesz się niezadowolony, spróbuj zmienić to w jednym procencie. Jeśli chodzi o bycie miłym, może to być nawet mniej niż jeden procent. Ludzie lubią też moje ćwiczenie "zamień powinienem na mogę". Proponuję zwrócić uwagę na sytuacje, w których mówimy sobie "powinienem" i zastanowić się, co by było gdybyśmy zastąpili je słowem "mogę". No narzędzie może pomóc nam zmienić nasze życie,przywrócić możliwość wyboru i uwolnić od tyranii rozkazów.

Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: Izabela Grelowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama