Reklama

Profesjonalna w każdym calu

W pracy należy wyglądać tak, jak sobie życzy pracodawca. Czasem są to względy bezpieczeństwa (produkcja, prace w trudnych warunkach), ale także budowanie wizerunku firmy. To ostatnie dotyczy biur najróżniejszego rodzaju - od banków po punkty konsultacyjne, ale też barów, restauracji, sklepów.

Czy pracodawca ma prawo dyktować nam, jakie sukienki, buty, garnitury mamy nosić, jak bardzo odsłaniać ciało? Ma. Zgodnie z kodeksem pracy może je ustalić wewnętrznym regulaminem, instrukcją a nawet w umowie o pracę, jeśli mamy szczęście takową podpisać. Dotyczyć to może także rodzaju fryzury czy zasłaniania miejsc ozdobionych tatuażem. Oczywiście i pracodawca jest ograniczony zasadami dobrego smaku czy też nie dopuszczeniem do ośmieszania pracownika strojem firmowym.

Niestety, zgoda z najnowszymi trendami mody czy dopasowaniem koloru do typu urody danej osoby nie obowiązują. Strój służbowy może natomiast ulegać modyfikacjom wraz z porami roku, choć w klimatyzowanych pomieszczeniach korporacji aura na zewnątrz nie ma specjalnego znaczenia.

Kiedy pracownik obsługujący np. dźwig przyjdzie do pracy bez stroju roboczego, który ma chronić jego zdrowie a nawet życie, pracodawca może nie dopuścić go na stanowisko pracy, a potem ukarać. Jeśli to samo uczyni pracownica banku - może liczyć na mniejszą premię, kary raczej uniknie. Ale jeśli przyjdzie w ulubionej sukience, zamiast służbowego kostiumu na organizowaną przez firmę konferencję - konsekwencje mogą być bardziej dotkliwe. Po pierwsze narazi na szwank wizerunek firmy, pokazując, że z dyscypliną tu jest coś nie tak, po drugie - goście konferencji nie będą jej rozpoznawać, by w razie potrzeby zwrócić się o pomoc.

Skąd te zasady? Czy nie wystarczy poprosić nowego pracownika, by strój był schludny, niezbyt wyzywający, wygodny? Są instytucje, które zalecają określone kolory - np. granatowe spódniczki i białe bluzki z apaszką, inne szczegółowo określają długość spódnicy, krój spodni(dżinsy na ogół wykluczone) i wysokość oraz fason butów. I to nawet wówczas, gdy nie fundują pracownikom strojów służbowych.

Otóż wygląd pracowników należy do budowania wizerunku, ogólnego wrażenia, jakie firma i pracownicy robią na klientach. I to na pierwszy rzut oka. Sami wiemy, że kiedy wejdziemy do restauracji i zobaczymy kelnerki ubrane wyzywająco, zbyt mocno umalowane, z kilogramami biżuterii - nie zaglądamy już do karty dań. To szacunek dla klientów nakazuje ubrać się stosownie do wykonywanej pracy. Starannie ubrany pracownik budzi większe zaufanie, niż taki, który wygląda, jakby zszedł z estrady, z odsłoniętymi ramionami i pępkiem. I nic na to nie poradzimy.

Możemy natomiast wynegocjować z pracodawcą tzw. luźny piątek czy dzień na luzie (casual Fridays). Jest to najczęściej ostatni roboczy dzień tygodnia, czyli piątek, niekoniecznie zresztą każdy. Tego dnia panowie mogą przyjść w dżinsach, mokasynach i sweterku a panie pochwalić się nowym ciuszkiem i butami z odsłoniętymi palcami. Oczywiście, tylko wówczas, kiedy w taki piątek nie ma spotkań z klientami, służbowych wyjść czy reprezentowania firmy na zewnątrz. Trzeba też pamiętać, by nie traktować tego piątkowego luzu zbyt dosłownie i choć w lżejszym stroju, nadal zachowywać zasady właściwego i oczekiwanego przez szefa wyglądu pracownika firmy.

Reklama
MWMedia
Dowiedz się więcej na temat: dress code | ubiór | praca | kariera
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy