Reklama

Oto powody, dla których warto dotykać i być dotykanym

- Kobiety są bardziej wrażliwe na wyrażanie miłości poprzez nieseksualny dotyk, przez przytulenie, objęcie, trzymanie za ręce. Daje im to poczucie bliskości i jest sygnałem więzi uczuciowej. Z kolei mężczyźni są bardziej skłonni wyrażać miłość poprzez dotyk seksualny, namiętny - tłumaczy psycholog, dr Kinga Tucholska.

Magdalena Tyrała, Styl.pl: Jakie znaczenie w budowaniu relacji ma przytulanie i dotyk?

Dr Kinga Tucholska, adiunkt w Instytucie Psychologii Stosowanej UJ: - Przytulanie jest istotnym elementem zachowań społecznych, buduje bliskość, pokazuje otwartość na wejście w kontakt i przyjazne nastawienie ze strony osoby, która się przytula. Jest namacalnym znakiem obecności, który często koi, uspokaja. Przytulenie może być sygnałem wysyłanym intencjonalne, kiedy za jego pomocą chcemy coś wyrazić, np. że kogoś kochamy, że chcemy pocieszyć, że kogoś lubimy i potrzebujemy. W relacjach społecznych dotyk służy wyrażaniu postaw przyjacielskich, ale też może sygnalizować wrogość, dominowanie czy podporządkowanie. Jeśli chodzi o dzieci, to dotykanie, przytulanie jest ich naturalnym sposobem wyrażania siebie i kontaktowania się z innymi i ze światem.  

Reklama

Przez dotyk, jako komunikat niewerbalny, możemy wyrazić aż osiem stanów emocjonalnych, prawda?

- Tak, wykazał to psycholog eksperymentalny Matt Hertenstein. Jako ludzie dysponujemy całym repertuarem zachowań dotykowych, do których należą głaskanie, przytulanie, obejmowanie, łaskotanie, poklepywanie, trzymanie za ręce, muśnięcie, pocałunek, uścisk, szczypanie, odepchnięcie, szturchnięcie, klaps czy uderzenie. Często dobitniej niż słowa pozwalają one wyrazić złość, strach, niechęć, szczęście, współczucie, przebaczenie, miłość, niechęć. Nie ma jednakże prostej formuły - odepchnięcie czy uszczypnięcie mogą być sygnałem typu "odejdź" lub sygnalizować agresję, ale w innej sytuacji będą elementem zabawy wyrażającym zażyłość i przyjacielskie odczucia. Ich znaczenie będzie zależeć od intencji i stanu emocjonalnego osoby, która je inicjuje.

Jak różnimy się potrzebą bliskości? Każdy człowiek ma zapewne bardzo indywidualny zakres tych potrzeb.

- Różnimy się między sobą ze względu na to, że mamy różną historię pierwotnego dotyku, różne doświadczenia w byciu dotykanym oraz dotykaniu. Podłoże wspomnianych różnic może mieć również charakter biologiczny. Dotyk i czucie skórne rozwija się w okresie prenatalnym z tego samego listka zarodkowego, co nasz układ nerwowy. Może się zdarzyć, że wystąpią zaburzenia w tym rozwoju, bądź trudności w integracji bodźców dotykowych. W efekcie osoba może mieć przeczulicę - być nadwrażliwa dotykowo, albo mieć obniżoną wrażliwość na dotyk. Różnić się możemy więc na poziomie fizjologii, a na to nakładają się nasze indywidualne doświadczenia i trening kulturowo-społeczny w zakresie zachowań dotykowych.  

Po czym poznać, że przekraczamy czyjąś granicę?

- Sygnałem może być to, iż osoba się usztywnia, reaguje zamrożeniem albo odsunięciem i tracimy z nią kontakt wzrokowy. Zachowania dotykowe są w dużej mierze regulowane społecznie i tak, jak mamy dress code, tak też mamy specyficzny dla danej kultury touch code. W jego myśl nie wypada nam jowialnie poklepać szefa czy dotykać twarzy współpracownika. Jest to odbierane jako niestosowne. W sytuacji, gdy na skutek tłoku np. w windzie, autobusie czy kolejce osoby nieznajome zmuszone są do kontaktu dotykowego, mają tendencję - zgodnie z niepisaną regułą - by zachowywać się jakby obcowały z "nie-osobami". Mimo, że stoją tuż obok siebie, że się nawzajem dotykają, starają się zazwyczaj zignorować ten fakt. Traktują dotykanych czy dotykających jak nieobecnych, bądź zupełnie im obojętnych. To umowne zachowanie przebiega z różną intensywnością (co jest zależne od uwarunkowań kulturowych) i przybiera różne formy, np.: unikanie kontaktu wzrokowego, beznamiętny wyraz twarzy, milczenie, ustawienie bokiem czy tyłem. Socjolog Ervin Goffman określił ten typ zachowań jako "fenomen windy".

Co można powiedzieć o ludziach, którzy nie lubią być dotykani i nie mają potrzeby dotykać?

- Trzeba mieć na względzie, że może to wynikać z różnych przyczyn. Wspomnianej już fizjologii, zaburzeń w budowaniu pierwotnej więzi z matką, późniejszych trudnych doświadczeń - bycia wykorzystanym czy sytuacji, kiedy ich granice - nawet nie intencjonalnie - nie były szanowane. Trzeba by się przyjrzeć czy dany człowiek ma problem w kontakcie dotykowym z konkretną osobą lub typem osób (np. nie toleruje męskiego dotyku), czy może toleruje dotyk zwierząt. Bywa, iż problem dotyczy dotykania określonych części ciała, albo siły dotyku. Ktoś może nie lubić lekkiego muskania, bo to na niego działa irytująco, natomiast mocne przytulenie może być zupełnie akceptowalne. Jednakże sam fakt, iż osoba nie ma potrzeb lub nie lubi określonej formy dotyku nie stanowi najczęściej problemu dopóki nie znajdzie się w sytuacji, gdy się tych zachowań dotykowych będzie on niej oczekiwać czy próbować na niej wymóc.

A czy brak czułości, dotyku może źle świadczyć o jakości relacji między partnerami?

- Jeżeli patrzymy na parę, możemy ją diagnozować pod kątem tego, na ile jest ze sobą blisko fizycznie, patrząc chociażby na to, w jaki sposób zajmują miejsca, na ile blisko siebie, jak często są w kontakcie dotykowym. Bliskość fizyczna, wyrażana dotykiem, często idzie w parze z bliskością psychiczną. Jednak istnieją też bardzo dobre pary, które nie są wylewne w okazywaniu czułości dotykiem, a mimo to są usatysfakcjonowane i mają poczucie, że tworzą dobry związek, bliską relację. Byłabym więc ostrożna w ocenie. Należy też mieć na względzie, iż wzorce dotykania kształtowane są kulturowo. Pary żyjące w kulturach bliskiego kontaktu , czyli tzw. "dotykowych", dotykają się zdecydowanie częściej niż pary w kulturach "nie dotykowych".

A jak jest z nami Polakami? Lubimy się dotykać, czy raczej należymy do kultury mało dotykowej? -

- Jesteśmy kulturą średniodotykową, a nawet bardziej niedotykową niż dotykową.

Czyli tworzone przez nas związki są zimniejsze?

- Częściej zachowujemy rezerwę i utrzymujemy dystans fizyczny, choć jest to też bardzo indywidualna kwestia. W porównaniu z osobami z Ameryki Łacińskiej czy Włoch statystycznie dotykamy się o wiele mniej, ale to wcale nie znaczy, że mamy mniej satysfakcjonujące relacje.

To jak się ma do tego twierdzenie Virginii Satir, która uważa, że człowiek potrzebuje cztery przytulenia dziennie, żeby przeżyć, osiem, żeby czuć się dobrze, a dwanaście, aby się rozwijać. To generalna zasada?

- Z puntu widzenia współczesnej psychologii, im więcej dotyku, tym lepiej dla samopoczucia fizycznego, psychicznego i dla relacji. Wiadomo, że w związkach, w których ludzie się dotykają w czuły sposób, są sobie bliscy na poziomie fizycznym, jest mniej zachowań agresywnych. To samo dotyczy dzieci, co sprawdziła amerykańska badaczka Tiffany Field. Wybrała się ona na place zabaw we Francji i Stanach Zjednoczonych, gdzie obserwowała zachowania dzieci w wieku przedszkolnym i ich interakcje z mamami. Okazało się, że na przykład we Francji dzieci częściej przybiegają do rodziców, żeby się spontanicznie przytulić i ci rodzice też sami o wiele częściej przytulają swoje dzieci. Aż 35 proc. czasu, w którym prowadzona była obserwacja, wypełniały jakieś formy zachowań dotykowych.

- W Stanach Zjednoczonych, które reprezentują kulturę niedotykową, tylko 11 proc. spędzonego na placu zabaw czasu było związane z czułym kontaktem fizycznym pomiędzy dziećmi i rodzicami. Field zestawia to z danymi, które wskazują, iż dzieci francuskie przejawiają zachowania agresywne w stosunku do swoich rówieśników tylko przez 1 proc. spędzanego z nimi czasu, natomiast amerykańskie przedszkolaki aż przez 29 proc. - To samo dotyczy też związków ludzi dorosłych. Im większa bliskość fizyczna, ciepło i czułość w kontakcie, tym mniejsze tendencje agresywne. Takie są generalne trendy.

Pewnie wiele też zależy od dobrania się pary również i na tym poziomie.

- Tak myślę. Jeśli para jest niedobrana pod względem "dotykowości" - i jednej ze stron brakuje czułego dotyku, należy komunikować swoje potrzeby, bo nie ma co liczyć na to, że druga strona się domyśli, skoro sama tych potrzeb nie odczuwa. Pozostaje wierzyć w to, że jeśli jest się w związku z osobą, dla której jesteśmy ważni, to nasza potrzeba wyrażona wprost nie pozostanie bez odpowiedzi. Czyli warto powiedzieć wprost, poprosić i wskazać opcje - "potrzebuję, żebyś mnie objął", "teraz pięć minut dla mnie na przytulenie", "czy możesz pomasować mi kark?". Wydaje mi się ważne uświadomienie i przedstawienie tej drugiej osobie różnych sposobów zaspokojenia naszej potrzeby - masaż, przytulenie, uścisk na dobranoc, nawet przelotne muśnięcie czy pocałunek na pożegnanie. Warto też pamiętać, by docenić i podziękować w sytuacji, kiedy nasza prośba jest spełniana.

Tu może pojawić się problem z niechęcią do proszenia się o coś, co zdaniem jednej ze stron, być powinno w relacji.

- To jest ambicjonalny problem. Nie ma odgórnie wpisanej w związki zasady, że dotyk musi być. Jest to kwestia do uzgodnienia. W momencie, gdy jedna ze stron czuje, że "musi się prosić", to znaczy, że była wcześniej frustrowana. Pozostaje zrobić rachunek sumienia - czy poprosiłam wprost, czy podziękowałam za to, że dostałam, czy doceniłam starania partnera i czy zachowana jest równowaga w związku. Jeśli mam poczucie, że nie dostaję, a daję to przechodzimy do kwestii równowagi w relacji, rozważania stopnia wzajemnego zaangażowania. Wtedy pewnie kwestia dotyku jest w związku tylko jednym z elementów, które szwankują, a problem leży głębiej.

Czułości i dotyku brakuje głównie kobietom, prawda?

- Kobiety są bardziej wrażliwe na wyrażanie miłości poprzez nieseksualny dotyk, przez przytulenie, objęcie, trzymanie za ręce. Daje im to poczucie bliskości i jest sygnałem więzi uczuciowej. Z kolei mężczyźni są bardziej skłonni wyrażać miłość poprzez dotyk seksualny, namiętny, który pozwala czerpać przyjemność ze stymulacji sfer erogennych.

Kobietom jednak bardzo często ten nieseksualny dotyk pozwala przejść w dotyk seksualny, w sferę intymną. I wydaje mi się, że jest dość duża dysproporcja w tej potrzebie dotyku u kobiet, a jego braku u mężczyzn, co często powoduje spory problem w relacji. 

- Tak, rzeczywiście bywa to problemem wielu par.

Jakie są zatem korzyści z dotyku w związku? Dajmy tym niedopieszczonym paniom twarde argumenty dla mężczyzn, poza tym, że ci będą mieć, co też bardzo ważne, szczęśliwszą partnerkę.

- Taką podstawową korzyścią jest możliwość zadzierzgania i umacniania więzi - dotyk wyzwala oksytocynę, a to hormon, który wiąże nas ze sobą - zarówno kobiety, jak i mężczyzn. Oksytocyna wzmacnia zaufanie, oddanie i wywołuje chęć ponownego kontaktu. Poza tym osiągamy poczucie spełnienia i satysfakcji na poziomie ciała, ale też na poziomie emocji. A jeżeli ktoś ma mniejsze potrzeby dotyku, a wsłuchując się w potrzeby partnera dotyka go, to może rodzić poczucie, że daje coś istotnego, że poświęca mu uwagę, a to też wiąże. Jeżeli robi to, nie oczekując nic w zamian - bo w przeciwnym razie działanie jest wikłające - to tym bardziej jest to więziotwórcze.

A co się dzieje z naszym organizmem, gdy się dotykamy i przytulamy?

- Na poziomie fizjologicznym - bez względu na wiek - przytulanie, powierzchniowy dotyk skóry, ale też i ten głęboki dotyk, mocny uścisk odbierany poprzez proprioreceptory głębokie w ścięgnach i w mięśniach powoduje uwalnianie się w mózgu szeregu substancji. Na skutek pobudzenia tych receptorów dotyku i ucisku znajdujących się w skórze właściwej następuje stymulacja centralnego układu nerwowego i wydzielanie endorfin, co intensyfikuje odczucie dobrego samopoczucia i minimalizuje doznania bólowe. Jest nam przyjemnie, pobudza się ośrodek nagrody w mózgu, dokładnie ten sam, który pobudza się, gdy jemy czekoladę.

- Dzięki głębokiemu masażowi obniża się poziom kortyzolu (hormonu stresu), a zwiększa się poziom serotoniny (wewnętrznego antydepresanta). Następuje spadek aktywności w regionie podwzgórza, które reguluje tzw. reakcję walki. To sprawia, że lepiej zaczyna funkcjonować system odpornościowy, którego działanie jest hamowane przez hormon stresu, oraz stabilizuje się rytm dobowy snu i czuwania. Mówiąc w skrócie przytulanie obniża ciśnienie, redukuje poziom stresu i napięcia, pozwala lepiej spać i utrzymać siły obronne organizmu w lepszej formie.

Poprzez dotyk zwiększa się też nasza ochota na seks.

- Jak najbardziej. Chociaż z jednej strony może zwiększyć ochotę na seks, z drugiej strony u niektórych osób może tę ochotę osłabić. Dotyk nieseksualny a zwyczajnie czuły, może być na tyle kojący, że wyciszy potrzebę seksualną. Pozwoli przetrwać osobie w sytuacji, kiedy niemożliwa jest jej realizacja, na przykład, po porodzie. Ale generalnie dotykanie się i przytulanie zdecydowanie pozytywnie wpływa na libido, szczególnie kobiet.

Dotyk może stać się również narzędziem terapeutycznym, bo takie są jego oddziaływania, prawda?

- Tak, dotyk może być sposobem na obniżenie bólu w kontekście różnego rodzaju zaburzeń fizycznych i psychicznych. Współcześnie prowadzone badania wskazują, że pacjenci obdarzani dotykiem przez personel szybciej adaptują się do warunków szpitala, chętniej spełniają życzenia pielęgniarek i lekarzy. Dotykając pacjenta, można sprawić, że lepiej zniesie on takie zabiegi jak zastrzyk, zszywanie rany czy rekonwalescencję po operacji. Podczas choroby dotyk ma nieocenioną wartość dla każdej osoby bez względu na wiek.

- Według badań prowadzonych w Touch Research Institute w Miami, masaż terapeutyczny wspomaga leczenie w przypadku depresji, zaburzeń lękowych, agresji, zespołu nadpobudliwości psychoruchowej (ADHD), bulimii, cukrzycy, mukowiscydozy, alergicznego zapalenia skóry i bezsenności. Masaż zmniejsza poczucie bólu, uspokaja lub aktywizuje - w zależności od głębokości i wykorzystywanych technik; poprawia krążenie krwi i limfy, wzmaga dostarczanie substancji odżywczych i tlenu do tkanek; pozostawia poczucie przypływu energii. Dotyk wykorzystywany bywa również jako zasadniczy element terapii przez psychologów podejmujących tzw. pracę z ciałem. Dotyk ze strony terapeuty może pomóc klientowi uzyskać dostęp do pewnych treści psychiki, uwolnić emocje. Może uczynić przeżywany przez niego ból psychiczny bardziej znośnym.

W zasadzie para będąca w związku, pewnie zdecydowanie mniej profesjonalnie, ale również może ten dotyk wykorzystywać w celach terapeutycznych, by ulepszyć relację.

- Jak najbardziej. Przecież sami instynktownie - jeśli się uderzymy - rozmasowujemy sobie bolące miejsce. Tym bardziej, jeśli ktoś czuje się "poobijany" emocjonalnie, może potrzebować przytulenia bliskiej osoby. Taki dotyk przywraca poczucie bezpieczeństwa, daje poczucie wsparcia, a na poziomie ciała uruchamia kaskadę reakcji fizjologicznych redukujących napięcie i przywracających równowagę, o czym już wspomniałyśmy. Taka jest jego niezwykła moc.

A czym jest bliskość?

- Bliskość jest naszą podstawową potrzebą. Ludzie jako istoty społeczne są biologicznie, w toku ewolucji, niejako zaprogramowani na bycie w kontakcie, na tworzenie więzi z innymi.

Jak się ona tworzy?

- Tworzy się bardzo wcześnie, jeszcze w łonie matki i potem po urodzeniu. Jedne z pierwszych wrażeń odbieranych w życiu płodowym do wrażenia dotykowe, z czasem płód jest w stanie odbierać też bodźce słuchowe, takie jak głos matki czy bicie jej serca i te bodźce rozpoznaje jako znajome. One stanowią o jego poczuciu bezpieczeństwa. Już po urodzeniu dziecko reaguje na nie przylgnięciem, uspokaja się, gdy słyszy głos matki, bicie jej serca, czuje jej zapach i dotyk. Poród wyzwala u kobiety dużą dawkę oksytocyny, która - jak już wspomniałam -  jest hormonem więziotwórczym. U mężczyzn-ojców oksytocyna wydziela się podczas czynności pielęgnacyjnych i przytulania dziecka.

Jak się tworzy bliskość między ludźmi na późniejszym etapie?

- Bliskość można osiągnąć na poziomie emocjonalnym, kiedy współodczuwamy stan drugiej osoby. Czujemy czyjś smutek czy współodczuwamy jego radość, często dzieje się to nieświadomie. Zdolność tę mają nawet dzieci. Tak rozumiana bliskość określana jest w psychologii mianem syntonii. Więź jest też przejawem bliskości emocjonalnej. Zdolność rozumienia uczuć i przekonań drugiego - empatia - jest podłożem bliskości na poziomie poznawczym, kiedy intelektualnie poruszamy się w tych samych obszarach.  I temu ani przyjazny dotyk, czyli bliskość fizyczna ani też bliskość emocjonalna, nie muszą towarzyszyć. Można też przeżywać bliskość w sferze duchowej - nawet jeśli osoby dzieli duża odległość w czasie lub przestrzeni, mogą one czuć i przeżywać kontakt ze sobą, jako bardzo realny. Jest też oczywiście intymność, czyli bliskość seksualna.

Jak zatem tworzy się bliskość między parterami?

- Zazwyczaj nitki tych różnych wymiarów bliskości splatają się ze sobą. Scenariusz może być taki: czujemy z kimś bliskość w sposobie postrzegania świata, za tym idzie bliskość emocjonalna - rodzi się więź. Wyrażamy ją poprzez bliskość fizyczną, a z czasem seksualną. Im więcej tych poziomów się ze sobą pokrywa, tym bardziej przeżywana jest bliskość. Pełna, dojrzała miłość partnerska ma wymiar bliskości emocjonalnej, intelektualnej, fizycznej, seksualnej oraz duchowej. To bliskość na wszystkich poziomach, głęboki kontakt, płynące z niego szczęście i poczucie spełnienia obojga partnerów. Dzięki niej możliwe jest przeżycie czegoś w rodzaju dwójjedni.

Jednak czy to na dłuższą metę nie jest dla związku niebezpiecznie? Posiadanie wspólnych zainteresowań, zajmowanie przez dłuższą ilość czasu wspólnej przestrzeni, ta silna bliskość fizyczna. Jest wspaniale, ale w pewnym momencie robi się jakby za duszno.

- Zgadza się. W pierwszej fazie związku chcemy być ze sobą 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, nierozłączni, nie śpimy nawet, żeby nie tracić poczucia łączności. Dążymy do maksymalizacji potrzeby bliskości, sycimy się nią i ona nas napędza. Nieuchronnie jednak stan ten się zmienia wraz ze stażem związku. W kolejnej fazie w sposób naturalny pojawia się konflikt pomiędzy dążeniem do bliskości a dążeniem do własnej autonomii, do pewnej - jednak - osobności. Ostatecznie w zdrowym związku przychodzi moment osiągnięcia równowagi pomiędzy tymi dwiema siłami. To ważny moment z perspektywy budowania bliskości. Dla lepszej jakości związku potrzebne jest, by tworzyły go osoby odrębne, które mają okazję czasem za sobą zatęsknić.

Zakładając, że para chodzi na osiem godzin do pracy i widzi się po południu - czy to wystarczający okres się niewidzenia, by zatęsknić za sobą?

- Warto robić sobie przerwy od "bycia razem", czyli po pracy mieć czas na spotkania nie tylko z mężem, ale też z innymi osobami, z przyjaciółkami. Poza tym dobrze jest spędzać, na przykład, choćby małą część urlopu oddzielnie, realizując swoją  pasję, a resztę razem z partnerem. Fajnie jest, jeśli będąc w związku mamy też czas wyłącznie dla siebie, by spotkać się ze sobą samą. To podnosi jakość związku, jest dla osób będących w nim rozwijające i pozwala docenić wspólny czas.

A jak bliskość, zlanie emocjonalne może zniszczyć seks?

- Z badań psychologów i seksuologów wynika, że namiętność w sensie bliskości seksualnej i pożądania w związkach o dłuższym stażu siłą rzeczy wygasa. Hormony i nasz mózgowy układ nagrody zmieniają sposób działania, przestają reagować na bliskość fizyczną tak intensywnie jak dotąd. Pojawia się w alkowie nuda, która zagraża stabilności związku. Tym, co może podsycić na nowo erotyczny płomień jest, według Esther Perel, amerykańskiej terapeutki par, odrębność, zachowanie pewnych granic, odrobina tajemnicy. Erotyczne emocje łączą się z uwodzeniem, zdobywaniem, poznawaniem nowego, budowaniem zmysłowego napięcia.

Czyli mamy swoje ciekawe odrębne światy, które się spotykają.

- Dokładnie tak. Te odrębne światy pozwalają nam się na nowo tą drugą osobą zaciekawić. Jeśli będziemy mieć zawsze otwarte karty, zero osobistej intymności, a do sypialni wniesiemy rozmowy o dzieciach i rachunkach, to związek w aspekcie erotycznej bliskości zacznie się wypalać. Podsycające będzie stworzenie okoliczności, w których ta druga strona będzie zainteresowana tym, co u nas, będzie miała możliwość zachwycić się w nas czymś nowym, będzie mogła poczuć dumę, inspirację czy drobne ukłucie zazdrości w związku z nami.

Czyli im ciekawszymi osobami jesteśmy dla siebie, tym ciekawszymi stajemy się dla partnera.

- Warto się postarać, żeby budzić ciekawość w pozytywny sposób. Traktować i siebie, i swojego partnera jako osoby, o które warto zabiegać i robić to. Pamiętać, że nikt nie należy do nikogo raz na zawsze.

Co może zaburzyć bliskość w związku?

- Różne zachowania raniące, gdy na przykład jedna osoba wyłącza się z kontaktu, przestaje realizować wspólnie wypracowane rytuały, które dają poczucie bezpieczeństwa i więzi. Jeśli mamy rytuał, że po przespanej nocy całujemy się na powitanie i nagle któraś ze stron przestanie to robić, omiata nas tylko wzrokiem, to może niepokoić. Nie jest to jednak katastroficzne dla związku. Z kolei wyłączenie się i zniknięcie na dłużej bez wyjaśnienia może doprowadzić do poważnego kryzysu w relacji. Na przykład, jeśli mamy umowę, że potrzebę bliskości emocjonalnej czy dotykowej realizujemy wyłącznie w obrębie związku, a nie z osobami trzecimi, a zostaje ona złamana.

Czyli mówimy o sytuacji zdrady. A czy po niej jest sens odbudowywać bliskość?

- To już jest dłuższy proces. Tak, jak budowanie bliskości jest procesem, który wymaga czasu i uwagi, tak odbudowywanie jej po tym, gdy została zrujnowana zdradą czy zachowaniem przemocowym, albo innym przekroczeniem granic - wymaga wiele pracy i niejednokrotnie pomocy terapeuty, który wspierałby ten proces.

Jak można pracować nad bliskością, kiedy jest ona zachwiana, zaburzona czy po prostu jest niesatysfakcjonująca? Czy tu ten terapeutyczny dotyk może się nam do czegoś przydać?

- Punktem wyjścia do takiej pracy może być kontakt wzrokowy - patrzenie sobie w oczy przez powiedzmy 3 minuty, bez komentarzy, bez prób wejścia w jakiś kontakt inny niż wzrokowy. Z otwartością na to, co się pojawi - jakie emocje, myśli, impulsy w ciele - kiedy patrzymy na partnera. Proste zatrzymanie się i spojrzenie sobie w oczy może sprawić, że ujawni się coś, co do tej pory nie było wyrażane, a może czego nawet sobie nie uświadamialiśmy. Sam kontakt wzrokowy przeżyty z zaangażowaniem, świadomie może być impulsem, który coś poruszy. Czasem pojawia się chęć, żeby się przytulić. Wtedy to przytulenie może mieć charakter terapeutyczny, może służyć odbudowaniu bliskości.

- Również może służyć temu masaż karku czy ramion, wykonywany nawet przez ubranie, ale uważnie i z czułością. Są to części ciała nie kojarzące się wprost seksualnie, więc w ten sposób "bezpieczne", bardzo często napięte, a których nie jesteśmy sobie w stanie sami rozmasować. Wzajemny masaż tych miejsc może przynieść ulgę na poziomie fizycznym i być kojące psychicznie - nie bez kozery mówi się metaforycznie o zdjęciu ciężaru z ramion. Głaskanie głowy, czesanie włosów - oczywiście wyjęte z kontekstu wydawać się może dość abstrakcyjne - natomiast w pracy pary jest bardzo efektywne.

- Jeżeli trudność leży w akceptacji nagiego ciała, można je dotykać przez ubranie. Jeżeli ktoś nie ma śmiałości, żeby dotykać czy masować, proponuje mu się kontakt w formie kołysania, pulsowania, które jest zaczerpnięte z techniki pulsingu i też działa tak bardzo kojąco, odprężająco. Osoba leży na plecach, brzuchu czy na boku. Może też leżeć oparta w ramionach pulsującego, odpuszcza kontrolę, rozluźnia mięśnie. Osoba pulsująca wprowadza jej ciało w delikatne drganie. Odpowiada ono rytmowi pracy serca płodu, czyli jest dość szybkie. Jest to niezwykle kojące i przyjemne zarówno dla kołysanego, jak i pulsującego. Ćwiczenie to bywa bardzo zbliżające.

Dotyk zawsze działa?

- Trudno sobie wyobrazić sytuację, by przeżywany świadomie dotyk pozostawił osobę całkiem obojętną. Fenomen dotyku polega na tym, że sprzęga doświadczenie fizyczne z emocjonalnym. Doświadczenie to może być tyleż przyjemne i kojące, co trudne czy bolesne. W tym sensie dotyk działa zawsze. Aby działał korzystnie, wzmacniał osobę i relację, powinien być dawany i przyjmowany uważnie, z poszanowaniem potrzeb własnych i drugiej osoby.

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy