Reklama

Niebezpieczne związki

Dlaczego pociągają nas hardkorowe romanse i trudni mężczyźni, którzy wnoszą w nasze życie niepokój?

W filmie "Casino Royale" Martina Campbella ciemnowłosa piękność mówi do Jamesa Bonda: "Jest tylu miłych facetów. Tylko czemu nie są tacy jak ty?". "Bo wtedy byliby źli" - odpowiada on. "Ale znacznie bardziej interesujący" - kończy ona. To scena, która nieźle pokazuje dylemat, przed jakim staje wiele z nas. Możemy twierdzić w sondażach, że idealny partner to ktoś opiekuńczy, czuły, wrażliwy, ale bohaterami naszej wyobraźni są mężczyźni bardziej niepoprawni. Z jakiegoś powodu intryguje nas Christian Grey, elegancki sadysta o "pięćdziesięciu twarzach", posępny wampir ze "Zmierzchu", cynik Don Draper z serialu "Mad Men", wreszcie twardziel z traumą, w jakiego Daniel Craig zmienił Bonda.

Reklama

Wszyscy oni są do siebie dość  podobni: trochę dranie, trochę dżentelmeni. Zdeterminowani, nieobliczalni, nieco mroczni i niestroniący od przemocy, bo - jak mówił filmowy agent MI6 - okrucieństwo to kwestia wprawy. Prof. Peter Jonason, znany psycholog ewolucyjny, który przez kilka lat prowadził badania nad męską atrakcyjnością na uniwersytecie West Florida, wcale nie był zdziwiony, gdy tylko 11 (!) kobiet na ponad 400 wskazało, że w słynnej powieści "Przeminęło z wiatrem" wolą Ashleya Wilkesa od Rhetta Butlera.

Według niego sprawa jest o tyle prosta, że ma podłoże ewolucyjne. "Kobiety, jeśli mają wolny wybór, interesują się mężczyznami o cechach samca alfa, wybierając pewność siebie, skłonność do ryzyka i oznaki wysokiego statusu społecznego", twierdzi. Te ostatnie to nie tylko pieniądze, również dobre maniery.

Strategia romansu

Wyniki zbieżne z danymi Jonasona uzyskali polscy badacze z ośrodka TNS: Polki pytane o "prawdziwego mężczyznę" odmalowały podobny portret, przywołując jako przykład filmowe role Bogusława Lindy z niebezpiecznym Franzem Maurerem ("Psy" w reż. Władysława Pasikowskiego) na czele.

"Za upodobaniem do trudnych, »niegrzecznych« chłopców nie stoi żadna tajemnicza skłonność. Po prostu kobiety nieświadomie wyczuwają, że tylko silny, zdrowy samiec o dużych zdolnościach pozyskiwania zasobów materialnych może pozwolić sobie na ekstrawaganckie i ryzykowne zachowania. Można powiedzieć, że podejmując je, reklamuje swoje geny", przekonuje prof. Jonason.

Badania innych ewolucjonistów wykazały, że niebezpieczni, intrygujący mężczyźni wpisują się idealnie w damską taktykę związków krótkoterminowych, czyli romansów. Naukowcy z Uniwersytetu Teksaskiego pokazywali badanym krótkie filmy z mężczyznami w roli głównej. Okazało się, że kobiety (szczególnie przeżywające płodne dni) najczęściej wybierały jako wzór partnera bohaterów nonkonformistycznych i skłonnych do brawury. Ale zmieniały zdanie, proszone o wybór męża i ojca dla ich dzieci. Innymi słowy, myśląc o małżeństwie, większość z nas zwykle poszukuje raczej opiekuńczych, czułych i praktycznych mężczyzn, jednak seksualne pragnienia budzą w nas "atrakcyjni ryzykanci".

W ewolucyjnym ujęciu (na poziomie nieświadomym) są oni obietnicą dobrych genów, w psychologicznym - wielkich emocji i ekscytujących przeżyć. Słowem - przygody.

Psycholog Maria Rotkiel zauważa, że dokonując wyboru partnera, zawsze kierujemy się motywacją z kilku poziomów.

- Na tym świadomym możemy myśleć: wspaniale, wreszcie coś się zacznie dziać w moim życiu. Ale takie podejście wynika z ukrytych schematów myślenia o sobie, o innych, o świecie. Niektóre kobiety witają romans z otwartymi ramionami, bo chcą się w takiej relacji sprawdzić, inne dowartościować - wyjaśnia terapeutka. Jej zdaniem niekoniecznie jest tak, że upodobanie do literackich bądź filmowych bohaterów przekłada się na dążenie do niebezpiecznych związków. Czasem tylko kompensujemy sobie potrzebę przeżyć, sięgając po ekscytującą lekturę, jednak w realnym życiu nie decydujemy się na taki krok.

Psycholog ewolucyjny David M. Buss patrzy na to nieco inaczej. Uważa, że fantazje erotyczne często motywują nas do wprowadzania naszych pragnień w życie. Obliczył, że 53 proc. kobiet (a procent ten jest zdumiewająco podobny pod różnymi szerokościami geograficznymi) snuje fantazje seksualne na temat atrakcyjnych mężczyzn - innych niż ich obecni partnerzy. To oznacza warunkową gotowość do romansu. Pełna gotowość przyjdzie, "kiedy pojawi się okazja, a moment będzie właściwy", uściśla Buss w książce "Ewolucja pożądania...".

Moment czarnego księcia

Właściwa chwila prawie zawsze wiąże się ze spadkiem samooceny albo poczuciem niezadowolenia z własnego życia.

- Bardzo wiele romansów zaczyna się, gdy kobieta jest umęczona codziennością, "niedokochana", niedopieszczona - mówi Maria Rotkiel. - Lubi męża, ale ma wrażenie, że jest przezroczysta, w domu nikt nie widzi jej ani jej potrzeb. I nagle zjawia się ktoś, kto ją dostrzega, kto jej pragnie. Była automatem do obsługi codzienności i nagle poczuła się kobietą. Takiej przygodzie trudno się oprzeć, nawet jeśli nowy partner wnosi w życie ryzyko i emocjonalną huśtawkę. Jej wydaje się księciem, jeśli nie na białym, to na czarnym koniu, który zwrócił jej kobiecość.

"Krytykując romanse, zapominamy, że przynoszą one czasem wymierne korzyści", twierdzi prof. Buss i dodaje, że jak ustalił w badaniach, jedną z najważniejszych jest wzrost poczucia własnej wartości. Kobiety mówiły, że choć związek był przelotny (a może właśnie dlatego), to sprawił, że poczuły się ważne, piękne, inteligentne i godne pożądania. U wielu romans przełożył się na wzrost optymizmu i pewność siebie. Warunkiem była nieprzeciętność mężczyzny. Nie jego dobry charakter czy walory partnerskie, lecz właśnie atrybuty atrakcyjności związane z siłą i wysoką pozycją społeczną.

Naukowiec jest również zdania, że zwykle przeceniamy wagę długości romansu, a nawet wydaje się nam, że im dłuższy, tym lepszy. W przypadku trudnych mężczyzn tak oczywiście nie jest. Często sprawdzają się w krótkich związkach, a w trwałych zawodzą. Jedni odchodzą wtedy, gdy kobieta zaczyna wierzyć, że mogą stworzyć normalne małżeństwo, ponieważ właśnie tego nie chcą. Inni przeciwnie, nie chcą zerwania, dlatego wikłają kobietę w skomplikowaną relację seksualno-emocjonalną, w której na przemian noszą ją na rękach i poniżają, albo pojawiają się i znikają. Niektórych pociąga poczucie władzy nad kobietą, a kolejnych uwodzenie i namiętny seks. Nie ma jednego wzoru, tak jak nie ma jednego typu atrakcyjnego, niebezpiecznego mężczyzny.

Dreszcz emocji

Choć ewolucjoniści są zdania, że prawie każda kobieta ulega wdziękowi drania, jeśli tylko spotkanie wydarzy się we właściwym momencie, to jednak z psychologicznego punktu widzenia niektóre spośród nas są na niego wyjątkowo nieodporne.

- Wyobraźmy sobie grupę przyjaciółek w kawiarni. Siedzą, plotkują, jedna z nich mówi: "Poznałam kogoś, niesamowity mężczyzna, ale to człowiek, który oznacza kłopoty". Na to innej zapala się w oczach błysk zainteresowania: "Trudności to coś dla mnie". To kobieta, którą nazywam wojowniczką. Ona traktuje relację jak wyzwanie, a kiedy słyszy o twardym orzechu do zgryzienia, woła: wow! - opowiada Maria Rotkiel. Wojowniczki to te z nas, które kochają dreszcz emocji, chcą się sprawdzić. Z trudnymi partnerami walczą, spierają się, chcą ich ujarzmić: "Jeszcze zobaczymy, kto się okaże silniejszy".

Są też wśród nas kobiety, które pociąga perspektywa misji. Chcą pomagać, radzić, uzdrawiać. Rotkiel nazywa je szamankami. - Zainteresują się, gdy usłyszą: "Znam fantastycznego mężczyznę, ale on zmienia kobiety jak rękawiczki". Dla szamanki problemy mężczyzny są obietnicą, że będzie mogła go leczyć z lęku przed bliskością, przepracowywać jego trudne emocje, potwierdzając swoje kompetencje - tłumaczy psycholog.

Ostatnia z przyjaciółek ożywi się przy słowach: "Poznałam niesamowitego faceta, przy nim kobieta po prostu może leżeć i pachnieć. Niestety, to straszny despota". - Kobieta, którą nazywam laleczką, chętnie oddaje się pod opiekę - mówi Maria Rotkiel. - Chce być kochana. Ufa innym i pozwala sobą kierować. I chyba najdłużej ze wszystkich przyjaciółek w ogóle nie zauważa, że jest wykorzystywana, oszukiwana czy zdradzana.

Każdą z wymienionych kobiet pociąga w trudnym mężczyźnie coś innego, choć paradoksalnie mogłoby się okazać, że rozmawiają o tym samym człowieku. Wszystkie też dostrzegają w związku z nim szansę na realizację ważnego marzenia, którego często się dziś nie docenia: by być kobietą wyjątkowego mężczyzny. Być może psychoterapeuci mają rację, że moc tego marzenia pochodzi z dzieciństwa, kiedy dziewczynka uważała swojego tatę za najsilniejszego i najmądrzejszego. Wiele kobiet idzie przez życie, marząc, by odzyskać tamto poczucie podziwu i przeżyć je na nowo wraz z miłością.

5 niepokojących sygnałów

Jeden nie wystarczy. Ale jeśli uzyskałaś wynik 4 na 5, to możliwe, że rozpoczęłaś toksyczny romans.

1. Masz wrażenie, że spotkałaś ideał.

2. Po trzecim spotkaniu nadal mało o nim wiesz, choć zadałaś wiele pytań.

3. Zdarzyło mu się zachować w sposób, który tobą wstrząsnął (wulgarnie, obcesowo, cynicznie), po czym spokojnie wrócił do szarmanckiego stylu bycia.

4. Pomiędzy waszymi spotkaniami bywają wielodniowe przerwy w kontakcie.

5. "Już taki jestem, jeśli ci się nie podoba, możemy się nie spotykać" - odpowiedział w reakcji na twoją krytykę. Skorzystaj z okazji i powiedz "żegnaj".

Magdalena Jankowska

PANI 1/2016

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy