Reklama

Nałóg autodestrukcji

Uczucia bywają niezależne i spontaniczne we wczesnych etapach rozwoju - niemowlęctwie, dzieciństwie. Potem ludzie powinni osiągnąć dojrzałość emocjonalną - pisze Ewa Woydyłło.

PANI: Moja przyjaciółka znowu wpakowała się w tarapaty uczuciowe. Zakochała się, przez kilka miesięcy trwała idylla, potem pojawiły się problemy, kłótnie, awantury. On zaczął jej unikać, a kilka dni temu stwierdził, że do siebie nie pasują, i prosi ją, żeby się wyprowadziła. Nie mogłam w to uwierzyć. Nie w to, że znowu ktoś ją porzucił. Zdziwiło mnie, że choć miała złe doświadczenia, kolejny raz zaufała obcemu mężczyźnie, który dobrze nie rokował. Miał za sobą wiele nieudanych związków, preferował wolne układy, czego nawet nie ukrywał. Nie potrafię pojąć, dlaczego mu zaufała i wprowadziła się do niego z 8-letnim dzieckiem?

Reklama

Ewa Woydyłło: Najprawdopodobniej pani koleżanka ma głęboko zakorzeniony nawyk bycia ofiarą.

Gdy rozstała się z poprzednim mężczyzną, przegadałyśmy wiele godzin. Wiedziała, że postąpiła źle, zarzekała się, że już nigdy nie da się zranić.

- Nie wystarczy świadomość popełnianych błędów. Jeśli ktoś chce czerpać wiedzę z doświadczeń, powinien mieć poczucie wartości. Bez niego człowiek zawsze będzie się godził na zranienie.

To znaczy?

- Ludzi dojrzałych krzywda może nawet umocnić, nauczyć rozwagi niezbędnej do unikania jej w przyszłości. Krzywda, która trafia na podłoże niewiary w siebie oraz przekonanie, że jesteśmy gorsi i sobie nie poradzimy, zwykle osłabia. Dołącza do tego strach, że takie nieszczęścia będą się powtarzać. Czasem ktoś mówi: "Gdy przez jakiś czas nie spotyka mnie nic złego, zaczynam czuć niepokój, bo wiem, że wkrótce coś musi się popsuć. Nie może zbyt długo być dobrze, bo moje życie jest pełne napięć". Wynika to z przekonania, często zupełnie nieuświadomionego, że naszym przeznaczeniem jest cierpienie. Wchodzimy więc w sytuacje, które dostarczają nam wciąż tych samych emocji.

- Za każdym razem obiecujemy sobie: "Nigdy więcej na to nie pozwolę", a później, za kilka miesięcy, okazuje się, że znów jesteśmy w punkcie wyjścia. Z nieodpowiednim mężczyzną, który nas nie szanuje albo zawodzi w ważnym momencie. To nie musi odnosić się do związku. Czasem popełniamy wciąż te same błędy na przykład w pracy. Dajemy się wykorzystywać, jesteśmy mało asertywne.

Czyli same sprowadzamy na siebie nieszczęścia, prowokujemy?

- Jeśli mamy poczucie mniejszej wartości, to dajemy innym zgodę na różne formy poniżania, przemocy, wykorzystywania. Ten nawyk bycia ofiarą może być tak głęboko zakorzeniony, że bez psychoterapii nie sposób się od niego uwolnić. Ale tak czy siak trzeba to zmienić. Czasem człowiek skrzywdzony staje się chronicznie słaby, nieodporny, przestaje racjonalnie myśleć, pakuje się w coraz większe kłopoty, jest łatwym celem pod każdym względem.

Ale czy można sterować uczuciami? Moja koleżanka mówi przecież: "Zakochałam się".

- Dla mnie to dziecinne. Zakochujemy się wtedy, gdy na to sobie pozwalamy. Uczucia bywają niezależne i spontaniczne we wczesnych etapach rozwoju - niemowlęctwie, dzieciństwie. Potem ludzie powinni osiągnąć dojrzałość emocjonalną. A ta polega na kontrolowaniu impulsywnych emocji i w coraz większym stopniu używaniu rozumu i silnej woli do kierowania życiem uczuciowym.

Ona próbowała to robić.

- Nie, to były tylko słowa, zapewnienia, obietnice. Gdyby chciała nie popełnić znów błędu, najpierw uważnie przyjrzałaby się partnerowi. Sama pani powiedziała: "Nie rokował". Skoro nie rokował, dlaczego się do niego wprowadziła? Dlaczego pozwoliła, żeby zranił ją i jej dziecko? Gdyby chciała coś zmienić, nie spotykałaby się z nim, zapaliłoby się czerwone światło: "OK, mam skłonność do fatalnych zauroczeń, ale nie mogę ulegać instynktom".

Łatwo powiedzieć…

- Tylko w ten sposób nie powtórzymy tych samych błędów… "Ale ja już taki jestem - mówi ktoś - taki łatwowierny, naiwny, kochliwy…". Otóż nie, podważam te autodestrukcyjne, choć bardzo wygodne wytłumaczenia. Nikt nie jest taki lub inny na zawsze. Nic nie stoi na przeszkodzie do wprowadzenia zmian. Można nauczyć się inaczej myśleć, przeżywać, postępować.

Tylko jak to zrobić?

- Pierwsza rzecz została już zrobiona. Ważne jest uświadomienie sobie pewnych szkodliwych nawyków. Druga to zastanowienie się, skąd w nas taka skłonność. Odpowiedzi na to pytanie zawsze musimy szukać w dzieciństwie. Kto naruszał nasze granice, kto nie dawał wsparcia, kto sprawił, że czujemy się gorsi, że podświadomie myślimy, że nie należy się nam nic dobrego? Potrzebny jest powrót do dawnych urazów, żeby zobaczyć, czy nie wpłynęły na całe życie. Trzeba spróbować rozpoznać schemat powtarzalności trudnych przeżyć, powstawania krzywd i nakręcenia mechanizmu wpychającego w rolę ofiary.

Terapia?

- Jednym wystarczy pomoc innych ludzi, drugim potrzebna jest psychoterapia. Poradzenie sobie z problemami z przeszłości, wybaczanie, rozrachunki z dzieciństwem wymagają spokoju, odwagi i wsparcia. Rzeczywiście terapia rozpoczyna proces uwalniania się od złej przeszłości. Wraz z uczeniem się zdrowych zachowań i realistycznego sposobu myślenia ludzie wyzwalają się z wielu destrukcyjnych nawyków. Także z nawyku godzenia się na krzywdy i poniżenia. Uczą się też odpowiedzialności, czyli przestają obwiniać innych o niepowodzenia, błędne wybory, niedoskonałości i szkodliwe przyzwyczajenia.

PANI 7/2010

------

Ewa Woydyłło - Psycholog i terapeutka. Autorka wielu książek, m.in. "My, rodzice dorosłych dzieci", "Sekrety kobiet" i "Poprawka z matury". Prywatnie żona i matka dwóch córek. Uważa, że w życiu nigdy nie jest na nic za późno. Sama rozpoczęła studia psychologiczne w wieku 45 lat.

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Dowiedz się więcej na temat: uczucia | psychologia | związki | rozstanie | terapia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama