Reklama

Na babski rozum

Są kobiety, które lubią wszytko komplikować. A może by tak od czasu do czasu zrobić coś na babski rozum - prosto i skutecznie?

Mirek przynosi róże. Gdy Gabrysia widzi w progu męża z bukietem, od razu robi jej się słabo. Ale to nie wzruszenie. Raczej atak paniki. Dlaczego kupił mi kwiaty?! Właśnie dziś. Tak bez powodu? Przecież miał tylko podjechać na godzinę do kontrahentki. A jak zamiast spotkania biznesowego odbyła się tam randka?! Żałosna klasyka gatunku - rozmyśla gniewnie.

"Najpierw zdradza, potem wynagradza. Ale nie ze mną te numery!" Ona nie nabierze się na tę emocjonalną tandetę. Ze złością rzuca kwiaty, trzaska drzwiami i zamyka się w sypialni. Tak oto w życiu pary zaczyna się kolejna seria cichych dni. Ze zwiędłym bukietem w tle.

Reklama

Pytam Gabrysię, co by się stało, gdyby była dla Mirka ciepła i czuła. Odpowiada: Życie mnie nauczyło, że jak dostajesz od faceta bukiet róż, to lepiej nie patrz na kwiaty, tylko uważaj na kolce!

Całkiem niezła myśl, ale do happy endu nie doprowadziła. A zapowiadało się fajnie: jego uśmiech i 12 czerwonych róż. Miało być bardzo romantycznie, a wyszło jak zwykle. Chłód, milczenie i samotność we dwoje. Dlaczego tak się stało? Czego było za dużo?

Podejrzliwości. Myślenia schematem, że jak on nagle zaprasza ją do romantycznego scenariusza, to pewnie właśnie z sukcesem odegrał rolę niewiernego drania. A czego zabrakło? Zwykłego wyczucia chwili, gdy nie ulegamy lękom, a podążamy za zdrowym rozsądkiem. Wyczucie chwili to coś więcej niż wrodzony takt i savoir-vivre, dzięki którym wiemy, jak się zachować. Bo na nic przenikliwość inteligencji emocjonalnej i społecznej, gdy zabraknie zwykłego babskiego rozumu.

To zazwyczaj "pogardzana" umiejętność. Wykpiwana jako prostactwo i patrzenie na świat poprzez biało-czarny filtr. Niesłusznie. Często właśnie taki pozornie uproszczony ogląd sytuacji pozwala odróżnić realne problemy od tych stworzonych siłą naszej wyobraźni. Kwiaty czy kolce? Wybór należy do nas.

Mądra Polka po szkodzie?

- Nie chodzi o to, że jestem piekielnie zazdrosna - broni się Gabrysia - ale o to, że nie pozwolę robić z siebie idiotki. Chcę być panią sytuacji, a nie ofiarą losu.

A przecież historia tej pary wcale nie jest naznaczona zdradą Mirka. Dowiaduję się, że to pierwszy mąż Gabrysi po jedenastu latach naprawdę udanego małżeństwa wdał się w romans, a ona musiała przejść przez długotrwały proces rozwodowy z publicznym praniem brudów.

- Wyobraź sobie - opowiada - że pewnego dnia, jak w jakimś kiepskim filmie, podchodzi do ciebie przed domem kobieta w ciąży i mówi, że od wielu lat kocha twojego męża. Takiego upokorzenia nie sposób zapomnieć. Można potem spotkać kogoś i próbować zacząć od nowa, ale w życiu tak naprawdę nic nie jest od nowa. Gdy się porządnie sparzysz, to nic dziwnego, że potem dmuchasz na zimne.

Rozumiem jej ból, ale nie pojmuję, dlaczego obecny mąż pokutuje za niewierność swojego poprzednika. Szybko okazuje się, że sporym problemem jest pewność Gabrysi, że związek trzeba budować na żelaznych zasadach.

- Nie możesz być jak chorągiewka. W pierwszym małżeństwie byłam żoną anielsko ufną. W drugim stałam się aniołem stróżem mojego męża - podkreśla.

Dobrze mieć swoje zasady, ale jeszcze lepiej wiedzieć, jakiej sprawie służą. Gabrysia nie kocha, a nadzoruje. Nie buduje bliskości, lecz wychowuje. Konsekwentnie realizuje swoje założenie i równie konsekwentnie niszczy swoje małżeństwo. Mirek jest wściekły. Czuje się jak krnąbrny nastolatek. Musi się tłumaczyć, gdzie idzie, po co i z kim. Żadna ze stron konfliktu nie jest z takiego układu zadowolona.

Gabrysia dmucha na zimne. I rzeczywiście, pomiędzy nią a mężem jest coraz chłodniej. Usprawiedliwia się, że nie chce znowu być ofiarą, ale sama wpycha siebie w tę rolę. Z tą różnicą, że kiedyś była ofiarą mężowskiej niewierności, a teraz jest ofiarą prewencji. Jej uporczywa profilaktyka zdrady katalizuje rozpad związku. Być może Mirek nie wytrzyma i odejdzie. Z całkiem innego powodu niż pojawienie się kochanki, ale na jedno wyjdzie.

Spróbujmy prześledzić tok rozumowania Gabrysi: skoro w poprzednie małżeństwo zainwestowałam tak dużo zaufania i wszystko straciłam, to teraz na pewno nie przeinwestuję. Już nie zbuduję kolejnego związku na ufności, ale na podejrzliwości. Grałam białymi żetonami, teraz gram czarnymi. Opisując jej sytuację, posługuję się terminami z gry, bo zachowanie Gabrysi ma dużo wspólnego z hazardem. Ona jest jak gracz, który dużo stracił i chce się odegrać. Nie może odpuścić. Jest skupiona tylko na kontroli. Nie umie spojrzeć na sytuację bez emocji. Wycofać się, gdy koszty jej podejrzliwości rosną, a zysków brak.

Czasami dostając nauczkę, całą energię wkładamy w to, by odtąd było inaczej. To metodyczne i systematyczne aplikowanie rewersu dawnego zachowania przynosi nam więcej szkody niż korzyści. Historie miłosne są niepowtarzalne i przez to właśnie piękne. Życie daje nauczkę, ale nie podsuwa gotowców. Tu nie ma przezornych i ubezpieczonych. Zamiast uporu przydają się świeżość spojrzenia i elastyczność. Nie wystarczy być nieugiętą, warto wiedzieć, w jakiej sprawie tkwimy na z góry upatrzonych pozycjach.

To, że z kimś się nam nie udało, bo zabrakło nam ostrości widzenia, wcale nie oznacza, że w następnym związku musimy postawić na nieustanne skanowanie partnera. Na nic asertywne kombinowanie, układanie strategii samoobrony, gdy brakuje wyczucia chwili. Gabrysia powinna się opamiętać. Pójść po rozum do głowy. Po babski rozum. Sięgnąć po resztki rozsądku, który podpowie, że na takim paliwie daleko w małżeństwie nie zajedzie.

Pytam ją, kiedy wreszcie odpuści i zacznie żyć z Mirkiem, a nie z duchem pierwszego męża. Słyszę, że musi być twarda. Dopytuję, czy podoba się samej sobie. Taka zasadnicza i chłodna. Bez poczucia humoru. Nie odpowiada, ale widzę, że chce jej się płakać. Ta kobieta zbudowała sobie schron. Zagrożenia nie widać, a jej życie toczy się według reguł, które jej samej nie pasują.

Wcale nie tak rzadko nasza wypaczona wyobraźnia komplikuje nam życie. Tyle niepotrzebnego wysiłku wkładamy w coś, co jeśli ma umrzeć, to i tak umrze, bez naszego nadzoru. Monitoring partnera nic tu nie pomoże. Babski rozum podpowiada: jak mężczyzna chce zdradzić, to zdradzi. Dlatego zamiast węszyć zagrożenie, lepiej cieszyć się bliskością. Nie wiadomo, co Gabrysia najpierw utraciła: zdrowy rozsądek czy radość ze związku? To wszystko musi do niej powrócić.

Co mówią usta

Maria skarży się na piekące usta. Kiedyś lubiła się malować, teraz szminkę zastąpiły maści. Żadna nie zlikwidowała problemu. Dolegliwość nasila się w ciągu dnia. Nie pozwala skupić się w pracy. Powoduje rozdrażnienie, lęk i poczucie bezsilności. Diagnozę postawiono szybko: zespół piekących ust, ale z ustaleniem przyczyny już nie było tak łatwo. Badania nic nie wykazały. Żadnych chorób, alergii, zaburzeń hormonalnych, niedoborów witamin.

Laryngolog rzucił tylko uwagę: "Niech się pani wyluzuje". A gastrolog zapytany, czy to może być od stresu, spojrzał dziwnie i powiedział: "Od czegoś musi być. Może za dużo ma pani na głowie".

Maria odetchnęła z ulgą: - Nie jestem chora, to najważniejsze. A ze stresem jakoś sobie poradzę. Jak zwykle. Zapisuje się na basen. Wstaje o piątej rano, żeby popływać, bo to ją zawsze relaksuje. Odstawia kawę, pije melisę. Dolegliwości nie ustępują. Wtedy przypomina sobie, że ma znajomą psycholożkę. Gdy odbieram od niej telefon, mówi, że dzwoni z nietypową sprawą. Wkrótce przekona się, że jej usta od dawna chciały jej coś powiedzieć, ale ona nie pozwalała im dojść do głosu.

Autoportret kobiety

Kiedy proszę Marię, żeby narysowała autoportret z rzeczami, które ma na głowie, rysunek wychodzi jej dopiero za czwartym razem. Rezygnuje ze szkicu całej postaci, a siebie przedstawia jako małą główkę na dole kartki. Resztę miejsca zostawia na to wszystko, co "ma na głowie": to załatwić, to kupić, tego podwieźć, temu przypomnieć, to i tak w końcu zrobić samej. Dużo tego, ale nic niezwykłego. Codzienne obowiązki rozwiedzionej kobiety, która mieszka z 30-letnim synem. Jej postać zredukowała się, prawie zniknęła.

Zaczynam dopytywać o syna. Maria nagle ma trudności z doborem słów. Mówi wolniej, zacina się. Wreszcie wyznaje, że to dobry chłopak. Jest inżynierem, ale czasami lubi się zasiedzieć z kolegami w pubie i zbyt dużo wypić. A po alkoholu robi się agresywny. Zdarza się, że dochodzi do rękoczynów. Dlatego kiedy syn spóźnia się nawet pięć minut, Maria ma już gonitwę myśli. Wróci pijany? Będzie zły?

Po tym wyznaniu chyba odkrywamy przyczynę silnego, chronicznego stresu, który być może odpowiada za zespół piekących ust. Marii nie ma na jej autoportrecie, bo nie ma jej we własnym życiu. Nie może zająć się sobą, bo wszystkie emocje krystalizują się wokół traumy przemocy domowej. Czuje bezsilność i bezradność. Żyje w ciągłym zagrożeniu, ale z nikim o tym nie rozmawia. Nawet z siostrą, z którą jest blisko.

Syn jest obok, ale nie może być dla niej żadnym wsparciem, bo sam wymaga pomocy terapeutycznej. Maria zawsze znajdzie powód, by go wytłumaczyć: zawód miłosny, zła tolerancja alkoholu, a poza tym chłopcy są trochę łobuzami. Usprawiedliwia swoje dobre dziecko, bo tak po ludzku wstydzi się tej sytuacji. Tyle że od tego wstydu pieką ją nie policzki, a usta.

Na babski rozum, Mario, nie bądź siłaczką w sprawie, która ci nie służy. Nie staraj się przetrwać, tylko pozwól sobie wreszcie na gniew i złość. Daj sobie prawo do świętego spokoju. Ty sama musisz to wywalczyć. Nie bierz na przeczekanie. Nie myśl, że jakoś się to wszystko ułoży. Nie licz, że syn się zmieni. Znajdzie miłość, wyprowadzi się albo będzie się upijał na wesoło czy coraz rzadziej. Problem twojego syna nie jest powodem do wstydu, tylko do działania.

Odpuść, Mario, bo twój układ odpornościowy ledwo wytrzymuje męstwo w złej sprawie. To piękne, że chcesz być wyrozumiałą matką, ale twoja męczeńska postawa tylko pogłębia problemy syna. Nie stawiaj siebie na gorszej pozycji. Trudno być silną matką, jeśli się najpierw nie jest silną kobietą. Nie masz dostępu do tego, kim jesteś.

Co chcesz dla samej siebie? Pomagasz synowi, ale tak naprawdę nie możesz liczyć na żadną wzajemność z jego strony. Spójrz na siebie tu i teraz. Poproś o pomoc. O konkretne rady i wsparcie psychologiczne. Jest wiele ośrodków, które pomagają kobietom w podobnej sytuacji. Często pracują tam osoby, które wyszły zwycięsko z kręgu przemocy domowej. Syn powinien podjąć leczenie, ale ty też masz swoje uzależnienie. Jesteś uzależniona od wizerunku Matki Męczennicy, od tego, "co ludzie powiedzą", od własnej bezradności i pasywności. Wreszcie od braku wiary we własne siły.

Piekące usta, tak jak inne bóle psychosomatyczne, mogą być sygnałem, że tkwimy w niechcianym miejscu. Staramy się. I nawet dobrze sobie ze wszystkim radzimy, jednak ponosimy koszty swojego bohaterstwa. Coraz większe i większe. Babski rozum to przecież nic innego jak instynkt samozachowawczy. Polega na powiedzeniu sobie: już dość! Warto co jakiś czas sprawdzać, z czym tak wojujemy. Czym się zamartwiamy. Bo chociaż my, kobiety, wiele potrafimy znieść, to właściwie po co? Przecież - tak na babski rozum - co za dużo, to niezdrowo.

Zyta Rudzka

PANI 3/2015

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama