Reklama

Mów do mnie ludzkim głosem

Czy mężczyźni i kobiety mówią różnymi językami? Czy w ogóle mogą się porozumieć? Niezliczone książki psychologiczne portretują nas jako kosmitów z odległych światów, a nasze rozmowy jak katalog nieporozumień. Ile w tym prawdy?

Bohaterka "Intymnej historii ludzkości" autorstwa Theodore’a Zeldina na pytanie o to, z kim jej się najlepiej dyskutuje, odpowiada: "Z moim psem. On mnie rozumie". - Ta kobieta należy do pokolenia 1968, które wierzyło, że gdy zostaną zniesione rozmaite tabu, a ludzie staną się wobec siebie szczerzy i zaczną bez skrępowania mówić, co naprawdę myślą, nastanie nowa epoka - tłumaczy autor, angielski historyk, filozof, socjolog i pisarz.

Zauważa, że paradoksalnie to rewolucyjne pokolenie dzieci kwiatów, które miało znieść bariery w porozumiewaniu, ustawiło je od nowa. Do tej generacji należy Deborah Tannen, słynna amerykańska socjolingwistka, która dowodzi, że mężczyźni i kobiety to cudzoziemcy mówiący innymi językami i wychowani w różnych kulturach. Przekonuje, że kobiety chcą wysłuchiwać zwierzeń, narzekać i plotkować, by nawiązać zażyłe relacje, mężczyźni zaś nie lubią słuchać, mówią niewiele i udzielają rad, żeby podkreślić swój status.

Reklama

Dla prawdziwej gwiazdy wśród poppsychologów - Johna Graya - określenie "cudzoziemcy" jest za słabe, on wysyła kobiety i mężczyzn na odległe planety. Według niego my, Wenusjanki, i nasi Marsjanie zupełnie inaczej komunikujemy swoje potrzeby. Tak odmiennie, że w ogóle nie potrafimy się zrozumieć. "Kobiety i mężczyźni inaczej myślą, czują, postrzegają, reagują i kochają, innych rzeczy pragną i inne cenią", pisze. Książki Tannen i Graya zostały przetłumaczone na ponad 40 języków, sprzedaż przekroczyła 50 mln egzemplarzy.

Ich tezy stały się lejtmotywem kultury masowej, bo czy to nie gotowe scenariusze na komedię lub farsę? "Czego pragną kobiety" (reż. Nancy Meyers), "Lejdis" (reż. Tomasz Konecki), "Baby są jakieś inne" (reż. Marek Koterski), ba, nawet "Simpsonowie" (reż. David Silverman) - opowieść o tym, jak trudno się dogadać, jest wszechobecna. W całym tym zamieszaniu umyka fakt, że ani Gray, ani Tannen i ich liczni naśladowcy nie przytoczyli na poparcie swoich tez żadnych systematycznych badań. Oparli się na studiach wybranych przez siebie przypadków, odwołali do prywatnych obserwacji. Weryfikacją musieli więc zająć się naukowcy.

Mężczyźni na kablu

Przekonanie, że kobiety są bardziej gadatliwe od mężczyzn, uchodzi za pewnik. Pisali o tym w swoich poppsychologicznych bestsellerach nie tylko Tannen i Gray. Psychiatra Louann Brizendine w znanej książce "Mózg kobiety" zamieściła nawet informację, że kobiety wypowiadają średnio 20 tys. słów dziennie, zaś mężczyźni tylko 7 tys. - Zelektryzowała mnie ta nowina, różnica trzy do jednego wydała mi się niewiarygodna. Zupełnie jakby Brizendine cytowała nie amerykańskie dane, lecz wyniki obserwacji antropologów na Madagaskarze. Tam rdzenni mieszkańcy wierzą, że mówienie wpędza człowieka w kłopoty. Mężczyźni znaleźli na to sposób: kiedy mają do powiedzenia coś nieprzyjemnego, chcą kogoś skrytykować, żądają, by zrobiła to za nich żona. Tam wynik 3:1 jest możliwy. Ale w naszej kulturze? Postanowiłam to sprawdzić - mówi prof. Janet Shibley Hyde z Uniwersytetu Wisconsin-Milwaukee.

Przeprowadziła analizę porównawczą 73 badań na temat strategii komunikacyjnych kobiet i mężczyzn. Okazało się, że w wielomówności wyprzedzamy mężczyzn minimalnie - różnica mieści się w granicach błędu statystycznego. Brizendine uznała swój błąd i usunęła nieprawdziwe dane z drugiego wydania "Mózgu kobiety". Ostateczny cios mitowi na temat męskiej milkliwości zadał zespół psychologów pod kierunkiem Matthiasa Mehla (Uniwersytet Arizony), który przeprowadził badania na dużą skalę. Przez wiele tygodni analizował codzienne rozmowy ponad czterystu studentów i studentek i wykazał, że młodzi ludzie wypowiadają ok. 16 tys. słów dziennie, bez względu na płeć.

W dodatku mężczyźni plotkują. Z badania firmy OnePoll wynika, że robią to średnio 76 minut dziennie. Dyskretniej niż my, często na internetowych komunikatorach lub za pomocą e-maili. I zgodnie twierdzą, że to nie plotki, tylko rozmowy i wymiana doświadczeń. Natomiast kobiety otwarcie nazywają plotki plotkami i plotkują... o 20 minut dziennie mniej niż mężczyźni. Statystyczny mężczyzna wisi też na kablu 458 minut w ciągu miesiąca, a to oznacza, że rozmawia przez telefon pięć minut dłużej niż kobieta (raport firmy AT&T).

- Natura nie zaprogramowała mężczyzn do milczenia, a kobiet do gadania. Okoliczności, w jakich żyjemy, kultura, jaką tworzymy, budują obyczaj i wywierają na nas presję. W regionie Häme w Finlandii powtarza się anegdotę o farmerze, który zjawił się u sąsiada i po kwadransie milczenia zdecydował się mu powiedzieć: "Kumie, pali ci się stodoła". Żyją tam najbardziej małomówni ludzie na świecie, bez względu na płeć. Dlaczego? Bo przez stulecia nie było tam wsi, ludzie mieszkali na oddalonych od siebie farmach - mówi Janet Shibley Hyde.

- W dzisiejszym rozgadanym świecie milczenie nie opłaca się ani mężczyznom, ani kobietom. Umiejętność wypowiadania się, komunikowania prowadzi do sukcesu. Wmawianie ludziom, że płeć otwiera lub zamyka im usta, jest tylko utwierdzaniem ich w nieprzydatnych stereotypach. Hyde zbadała również prawdziwość przekonania, że kobiety są bardziej otwarte od mężczyzn i znacznie częściej niż oni mówią o swoich sprawach osobistych. Zanalizowała i porównała 205 różnych badań amerykańskich i europejskich psychologów. Różnica między płciami okazała się minimalna.

Empatia i uprzedzenie

Nie znaczy to, że mężczyźni i kobiety są tacy sami. Naukowe eksperymenty pokazują, że kobiety szybciej nawiązują kontakt wzrokowy, łatwiej wyrażają mimiką emocje, sprawniej je nazywają. Badania tomograficzne (PET) wykazały, że mężczyźni gorzej przetwarzają informacje dotyczące emocji i wolniej na nie reagują. Kiedy kobieta patrzy na zdjęcie ludzkiej twarzy, aktywność pojawia się w obu jej półkulach mózgowych, zostają pobudzone ośrodki pamięci i siedlisko emocji - ciało migdałowate. U mężczyzn percepcja emocji odbywa się w jednej półkuli i w korze przedczołowej.

Niestety, jak mówi dr Monika Wróbel, psycholog emocji z Uniwersytetu Łódzkiego, rzetelne naukowe dane wielokrotnie przytaczane ulegają uproszczeniom, co prowadzi do stawiania nieprawdziwych tez. Mówiąc zatem wprost, wykorzystywane są przez autorów poradników do chwytliwych teorii w rodzaju: "Mężczyźni nie znają się na emocjach", "Mężczyźni są niezdolni do empatii", "Mężczyźni mają gorzej rozwinięte mózgi". Literatura spod znaku Marsa i Wenus w ogóle niezwykle protekcjonalnie traktuje mężczyzn. Pokazuje ich najchętniej jako mrukliwych neandertalczyków dąsających się we własnych jaskiniach.

Jeden z autorów (Alon Gratch) posunął się do tego, że zatytułował swoją książkę "Gdyby mężczyźni umieli mówić...". Czy powinnyśmy patrzeć na partnera jak na psa (hej, spójrzcie na tatę, myślę, że próbuje nam coś powiedzieć)? Równie dobrze można by obrócić wyniki tych badań przeciwko kobietom. Bo niestety, jeśli obraz ludzkiej twarzy uruchamia w nas silne emocje, a także uaktywnia ośrodki pamięci w mózgu, można wyciągnąć stąd wniosek, że kobiety są nie tylko bardziej zdolne do empatii, ale też do uprzedzeń: "Ta blondynka przypomina mi wredną koleżankę ze szkoły, nie cierpię jej", "O rany, on ma przedziałek jak wujek Zygmunt, pewnie jest równie nudny jak on".

Co on robi?

Nie ulega wątpliwości, że mężczyźni i kobiety się różnią. Nie na tyle jednak, by spisywać katalog stereotypów budujący przepaść między płciami. Ścieżki wyzwalania emocji w naszych mózgach mogą być odmienne, lecz prowadzą w jednym kierunku. Jak mówi dr Monika Wróbel, kiedy badacze, pokazując zdjęcia o emocjonującej treści, podłączyli testowanych mężczyzn i kobiety do czujników mierzących tętno, temperaturę i częstotliwość oddechu, nie sposób było poznać płci po wyniku.

Przyrządy pokazały, że męskie ciało reaguje tak samo jak kobiece. Różniły się tylko mimika i słowne opisy przeżyć. Kobiety są po prostu wyznawczyniami "bliskości omówionej". Chcemy mówić o uczuciach, rozważać je, opisywać. Allan Pease, współautor popularnego poradnika "Dlaczego mężczyźni kłamią, a kobiety płaczą", sam dorzucił co prawda kamyczek do katalogu stereotypów, ale zauważył też z dużą wnikliwością, że kobiety chcą dziś, by traktować ich rodzaj przeżywania emocji za normę.

- Od lat 70. i rozkwitu ruchów feministycznych damskie oczekiwania polegają zazwyczaj na tym, że mężczyźni powinni lubić rozmawiać o uczuciach i omawiać problemy bez znajdowania rozwiązań - uważa. - Tymczasem ja mógłbym powiedzieć, że męski sposób obchodzenia się z emocjami wcale nie jest gorszy. Mężczyźni nie mówią mniej niż kobiety, ale przywiązują mniejszą wagę do słów. Uważają, że jeśli coś widać, komentarz jest zbędny. Traktowanie mężczyzny jak jaskiniowca zalewanego testosteronem, który nie umie rozmawiać, to część brzydkiej partnerskiej gry w "kto jest winny". Blokuje ona porozumienie bardziej niż rzekome "obce języki" kochanków.

Gra polega na tym, żeby w momencie pojawienia się trudności znaleźć winnego. Sytuacja się nie poprawia, partnerzy oddalają się od siebie, ale pozornie czujemy się lepiej, bo: to on nie umie rozmawiać o emocjach, to przez niego cierpię, on nic nie rozumie. Możliwe, że wkrótce mężczyźni będą mówić podobnym językiem jak my i przegonią nas pod względem liczby wypowiadanych słów. Nauczą się płakać jak bobry i powstrzymają od udzielania rad. Poppsycholodzy będą pisali poradniki pt. "Jak zrozumieć tego gadułę", "Co on myśli, kiedy mówi, że cię kocha". Tymczasem wystarczy popatrzeć, co on robi.

Niezależnie od tego, jakiego języka używa mężczyzna, jego postępowanie pokazuje uczucia dużo lepiej niż słowa. Jak mówi Barbara Pease, żona Allana i współautorka ich bestsellerowych poradników: - Wielka szkoda, ale życie naprawdę nie polega na gadaniu.

Magdalena Jankowska

PANI 11/2013

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Dowiedz się więcej na temat: mężczyźni | Rozmowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy