Reklama

Miecznikowscy

​On był wschodzącą gwiazdą polskiej sceny muzycznej, ona zaś niezwykle zapracowaną dziennikarką. Mogli się minąć, ale nie dali umknąć szczęściu!

Gdy z zespołem Leszcze śpiewał Kombinuj dziewczyno, z pewnością niejedna fanka zastanawiała się, co musiałaby zrobić, by zwrócić na siebie jego uwagę. Ale serce charyzmatycznego wokalisty było już wtedy zajęte. Maciej Miecznikowski (43) poznał żonę Agnieszkę (39) chwilę po tym, jak zespół otrzymał nagrodę na festiwalu w Opolu w 2002 roku. 

- Kiedy poznałam Maćka, byłam zapracowaną trzydziestolatką, dziennikarką telewizyjną spędzającą całe życie w gmachu przy Woronicza w Warszawie - wspominała w jednym z wywiadów pani Agnieszka. - Przychodziłam rano, wychodziłam w nocy. Kiedyś szefowa powiedziała mi: "Tylko nie zapomnij wyjść za mąż!". Innym razem usłyszałam od koleżanek z redakcji: "Ty sobie nigdy faceta nie znajdziesz. Szukasz cech, które wzajemnie się wykluczają. Ktoś taki, kto by je w sobie połączył, nie istnieje!" - śmieje się żona wokalisty.

A jednak się znalazł! - Ktoś przeglądał materiały z koncertu monograficznego, jaki zespół nagrał dla naszej stacji - wspomina Agnieszka Miecznikowska. - Wpatrywałam się w monitor, myśląc: co za koleś! Jaki on jest zabawny. Moją uwagę przykuły jego czarne jak węgle oczy i uwodzicielski niski głos. Pan Maciej ma na temat tamtych chwil nieco inne zdanie.

- Najpierw się do siebie tylko uśmiechaliśmy - wyjaśnia. - Muzyką też jej raczej nie zaimponowałem, bo ona lubi smutną muzykę. Ale faktycznie czasem wspomina, że jak już do niej zacząłem dzwonić, to jej się kolana uginały, kiedy słyszała mój głos - śmieje się wokalista. Oboje nie mają wątpliwości, że połączyła ich miłość od pierwszego wejrzenia. Kilka razy minęli się na korytarzu w telewizji i wymienili uśmiechy, a potem, po pierwszej rozmowie, numery telefonów i pierwsze SMS-y. 

Reklama

Zostali parą, mimo że ona mieszkała i pracowała w stolicy, on zaś wciąż związany był z Kaszubami. Wkrótce jednak przeprowadził się pod Warszawę. - Z racji wykonywanego zawodu, na pewno jest wygodniej, bo wszędzie blisko - tłumaczył później w rozmowie z dziennikarzami. - Tam, gdzie teraz mieszkam, nie ma tych naszych kaszubskich pagórków, nie ma jezior, daleko do morza... Co tu gadać, uciekam na Kaszuby, kiedy tylko mogę!


Wkrótce parze urodził się syn, też Maciej. - Zaszłam w ciążę, gdy tylko pomyśleliśmy, że fajnie byłoby mieć dziecko. Czary jakieś! - mówi pani Agnieszka. Kiedy ich syn miał 7 miesięcy, postanowili się pobrać. - Maciek do dziś mi wypomina, że na przedślubnym spotkaniu z księdzem dopytywałam się o... rozwody kościelne. Nie wiem, skąd mi to wtedy przyszło na myśl. Sama się dziś z tego śmieję - opowiada dziennikarka.
Ślub wzięli w Kościele Duszpasterstwa Środowisk Twórczych w Warszawie. - Spóźniliśmy się na własne wesele - przyznają, a pani Agnieszka tłumaczy: - W domu zostało dziecko, któremu chyba udzieliły się nasze emocje, bo tego dnia ciągle płakało. Byłam nie tylko panną młodą, ale też zaaferowaną mamą!
Rok później zostali rodzicami Zosi. Maciej Miecznikowski skończył Wydział Wokalno- Aktorski ze specjalnością operową w Akademii Muzycznej w Gdańsku i muzyka nie ma dla niego tajemnic. Wciąż koncertuje z Leszczami, współpracował z Piotrem Rubikiem, prowadzi teleturniej Tak to leciało!, a w zeszłym roku wziął udział w programie Bitwa na głosy. Ale wiele pasji dzieli z żoną.

Często podróżują po całym świecie. - Maciek i ja doskonale się dobraliśmy, ponieważ oboje uwielbiamy przygody i podróże - ocenia pani Agnieszka, by zaraz dodać: - Ale w równym stopniu jesteśmy też domatorami. Mamy psy, oba ze schroniska, koty, dom pod lasem z łąką wokół i sporym ogrodem, który uprawiamy, nie używając środków chemicznych. To mąż zaraził mnie miłością do ziemi i ekologicznych upraw. Lubię patrzeć, jak schylony nad grządkami sadzi coś albo pieli, od razu widać, że sprawia mu to dużą radość. Maciek jest lepszym ogrodnikiem ode mnie, ma więcej cierpliwości. Ja od razu chciałabym widzieć efekt - przyznaje dziennikarka. 

Kilka lat temu ich związek przeszedł poważną próbę. Okazało się, że pan Maciej choruje na otosklerozę. - Zauważyłem, że coraz gorzej słyszę na lewe ucho. Na początku w ogóle się tym nie przejąłem, jednak w końcu poszedłem do lekarza - opowiadał. Okazało się, że trzeba przeprowadzić operację. W dodatku istniało ryzyko, że gdyby się nie udała, panu Maćkowi groziłaby głuchota i paraliż twarzy. Wszystko skończyło się dobrze, również dlatego, że przez cały czas dzielnie wspierała go żona. 

Rzadko bywają na salonach. Kilka tygodni temu pojawili się jednak na gali miesięcznika Pani, by odebrać Srebrne Jabłka za drugie miejsce w dwudziestym plebiscycie dla znanych i lubianych par. A jak oceniają siebie? - Wielką zaletą Maćka jest jego fantastyczne poczucie humoru - mówi pani Agnieszka. - Nieporozumienia obraca w żart, potrafi mnie tak rozśmieszyć, że aż turlam się po dywanie! Z kolei pan Maciej jest pewny, że nie mógłby żyć z kimś innym. I że jego Agnieszka zdała egzamin jako żona muzyka.

- Często bywa, że w ogóle do mnie nie dzwoni, kiedy jestem w trasie. Nie sprawdza. Nie zadaje żadnych pytań. Jakbym jej wcale nie obchodził! A już na pewno nigdy nie jeździ ze mną na koncerty, chyba że mamy jakieś sprawy do załatwienia i jest nam akurat po drodze. Ostatnio jakaś dziewczyna powiedziała jej: "Pani to ma szczęście - taki mąż!" A moja żona na to: "Pani nie wie, ale on to dopiero ma szczęście - taka żona!".
PG

Rewia
Dowiedz się więcej na temat: małżeństwa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy