Reklama

Lepiej nie kusić losu

Śmieszy nas, że ktoś wiąże sobie na szczęście tasiemkę na ręce - ale co, jeśli dzięki niej wygrywa? Najnowsze badania pokazują, że przesądy mogą podnosić naszą pewność siebie i zdolność pokonywania trudności. O tym, komu wiara w nie się opłaca z psychologiem społecznym Konradem Bocianem rozmawia Magdalena Jankowska.

Odpukuje pan w niemalowane?

Konrad Bocian: - Nie, nie odpukuję. Ale muszę przyznać, że jeśli ktoś mi mówi: "Nie przechodź pod drabiną, to przynosi nieszczęście", omijam ją, choć wiem, że to irracjonalne.

Z badań wynika, że 55 proc. Polaków wierzy w przesądy. CBOS podaje, że 60 proc. z nas trzyma kciuki za czyjeś powodzenie, a 40 proc. odpukuje w niemalowane drewno, żeby nie zapeszyć. To dużo?

- Powiedziałbym, że mieścimy się w normie. Wiara w przesądy jest powszechna na całym świecie. Kultury wschodnie, w których dużą rolę odgrywają rytuały, np. Indie, są bardziej przesądne. Nie wyróżniamy się natomiast na tle innych krajów kultury zachodniej, tam wyniki rozkładają się podobnie. Na przykład w USA prawie 50 proc. obywateli wierzy w jakiś rodzaj przesądów. Możemy się najwyżej różnić tym, w co wierzymy.

Reklama

Amerykanie uważają, że położenie kapelusza na łóżku przynosi pecha.

- To trochę podobne do naszej torby na podłodze: nie kładź jej tam, bo ci pieniądze uciekną. U nas to bardzo powszechny przesąd, szczególnie wśród kobiet. Zresztą badania pokazują, że kobiety są bardziej przesądne.

Ale chyba nie bardziej niż brytyjscy rybacy, którzy unikają kąpieli podczas połowów w obawie przed pechem.

- Tak, grupy zawodowe też mają swoje przesądy. W przypadku rybaków chodzi o to, żeby nie zmyć z siebie szczęścia. Podobnie jest ze sportowcami - amerykański badacz Stuart Vyse wykazał, że spora grupa nie pierze koszulek, w których odniosła sukces. Jest cała
kategoria przesądów opartych na przekonaniu, że przedmioty, które były przy nas w chwili szczęścia, zysku, zwycięstwa, posiadają coś w rodzaju esencji tamtej chwili. Ludzie wierzą, że taka "esencja" istnieje i że można ją zmyć.

To podobne do wiary w talizmany.

- Tak. W psychologii przesądów mówimy o dwóch prawach  myślenia magicznego czy też prawach magii sympatycznej - według określenia zaproponowanego przez brytyjskiego antropologa J.G. Frazera, badacza rytuałów w różnych kulturach. Pierwsze prawo magicznego myślenia mówi, że rzeczy, które są do siebie podobne, posiadają takie same właściwości. Jak zauważyli badacze, ludzie wierzą, że czyjeś zdjęcie czy obraz zawiera w sobie "esencję" tej osoby. Opowiem pani o ciekawym eksperymencie amerykańskiego psychologa Paula Rozina, który zaproponował badanym celowanie rzutkami do tarcz z wizerunkami ludzi. Okazało się, że rzucamy wyjątkowo niecelnie, gdy na tarczy znajduje się portret lubianej przez nas osoby. To irracjonalne, ale chcemy ją oszczędzić. Oczywiście,
celność wzrasta, gdy mamy trafić w portret osoby znienawidzonej. Ta sama zasada stoi u podstaw rytuałów wudu, czyli że można kogoś skrzywdzić, paląc jego zdjęcie czy nakłuwając figurkę z jego podobizną...

...lub niszcząc rzecz, która do niego należała.

- A to jest już raczej drugie prawo magii sympatycznej - prawo zarażania. Tu spostrzeżenie jest takie, że każda rzecz i każdy człowiek może przenosić za pomocą "esencji" swoje właściwości. Wystarczy do tego chwilowy kontakt. Na przykład w doświadczeniu Paula Rozina badani nie chcieli spróbować soku, w którym eksperymentator zanurzył wysterylizowanego martwego karalucha. Napój był całkowicie bezpieczny, czysty, mimo to uważali go za skażony. W innym teście badani nie chcieli włożyć swetra wcześniej noszonego przez Hitlera, choć był wyprany i wysterylizowany. Wierzymy, że rzeczy, które weszły w kontakt ze złymi osobami, nabyły ich cech i poprzez "esencję", która w tych rzeczach pozostała, mogą przepłynąć na nas. Podobnie jest z dobrem, a nawet konkretnymi umiejętnościami. Na przykład badania pokazały, że studenci przekonani, że grają kijem golfowym Bena Curtisa, szacowali dołek jako większy i mieli więcej trafień niż inni grający. Wierzymy więc także, że przedmioty mogą przekazywać pozytywne właściwości, jak sprawność czy inteligencję, tylko dlatego, że wcześniej korzystał z nich ktoś wybitny.

Czytałam o badaniach Lysann Damisch z uniwersytetu w Kolonii, która dawała graczom szczęśliwe piłki i talizmany. Stwierdziła, że zwiększały pewność siebie, co przekładało się na lepsze osiągnięcia.

- Moc magicznego myślenia na tym właśnie polega. To oczywiście niesamowity paradoks, że coś tak irracjonalnego jak używanie amuletu przekłada się na racjonalny efekt. A jednak tak się  dzieje. Może nam się wydawać infantylną wiara, że skarpetki przynoszą szczęście, ale jeśli zawodnik dzięki temu wygrywa? Co z tego, że nas śmieszy, jak ktoś wiąże sobie tasiemkę na ręce, skoro to przekonanie jest właśnie kluczem do zwycięstwa. Badaczka, o której pani wspomniała, pokazała, że przesądy zwiększają nasze poczucie skuteczności w obliczu czekającego nas wyzwania. Dzięki tej chwilowo wywołanej pewności siebie stajemy się wytrwalsi, wyżej stawiamy sobie poprzeczkę, co w konsekwencji przekłada się na lepsze wyniki.

Innymi słowy, wiara w przesądy może się nam opłacać.

- Jak najbardziej. Z wiarą w moc talizmanów jest podobnie jak z placebo. Na tej zasadzie działa też homeopatia. Cały świat naukowy mówi: to sprzedawanie wody z cukrem. Ale to nie ma żadnego znaczenia, bo dla ludzi, którzy wierzą w działanie homeopatii, ona działa. Mamy dwie tendencje, które stoją u podstaw naszej przesądności: zapamiętujemy wydarzenia zgodne z naszymi przekonaniami i nieustannie szukamy ciągów przyczynowo-skutkowych, łącząc ze sobą różne wydarzenia. To może działać na naszą korzyść, ale może również szkodzić.

No właśnie, słyszał pan o efekcie Baskerville’a? Chodzi o badanie naukowców z Uniwersytetu Kalifornijskiego, którzy dowiedli, że Chińczycy i Japończycy częściej umierają na serce czwartego dnia miesiąca - a w ich tradycji czwarty dzień jest datą feralną, dniem śmierci. Zbadano tryb życia, dietę, metody leczenia tych ludzi i nie znaleziono żadnych przyczyn częstszych zgonów akurat w tym terminie. Badacze sądzą, że mają one związek ze stresem, jak śmierć Baskerville’a w powieści Arthura Conan Doyle’a.

- Klasyczny przypadek samospełniającego się proroctwa. Jeśli ktoś wierzy, że czwarty to dzień umierania, zbliżanie się tej daty może podnosić u niego poziom stresu. Według lekarzy psychologiczny stres nie prowadzi bezpośrednio do zawału serca, jednak długotrwałe wydzielanie adrenaliny może zwężać tętnice, jednocześnie podnosząc ciśnienie krwi. Mamy więc do czynienia z sytuacją, w której pewne przekonania mogą być dla nas śmiertelnie niebezpieczne. Co ciekawe, badania pokazują, że stres podnosi ryzyko śmierci (o 43 proc.!), jednak tylko wśród tych osób, które wierzą, że zabija. Znacznie łagodniej obchodzi się z ludźmi o przeciwnych przekonaniach.

- Dobrym przykładem jest amerykańskie badanie na uczniach przygotowujących się do matury. Połowie z nich powiedziano, że to, co czują przed egzaminem: pobudzenie, szybsze bicie serca, zasychanie w ustach, pocenie rąk, to naturalna reakcja organizmu. Drugiej połowie przekazano to samo, lecz dodano, że taka reakcja jest bardzo korzystna, bo przygotowuje organizm na wyzwania i sprawia, że osiągną lepsze wyniki. I tak było, potwierdziło się to, kiedy zmierzono ich osiągnięcia na próbnej maturze. Jeśli traktujemy stres jak coś szkodliwego - szkodzi, jeżeli jak przyjaciela - wręcz przeciwnie.

A co z wiarą w pecha? Ona też może szkodzić.

- Mechanizm jest podobny. Pech działa na zasadzie samospełniającego się proroctwa, najbardziej szkodzi tym osobom, które wierzą, że go mają. Przy czym zdecydowana większość przesądów dotyczy tego, jak się go ustrzec, w jaki sposób zabezpieczyć się przed złymi zdarzeniami. Mamy choćby silny imperatyw, żeby nie kusić losu. Podam pani przykład hazardowy. Z badań wynika, że gracze bardzo niechętnie wymieniają swoje losy na loterię. Nawet gdy proponuje się im za to wynagrodzenie, ponad 50 proc. odmawia. Niedawno badacze wykazali, iż gracze są przekonani, że jeśli wymienią się z kimś kuponem, to ten oddany wygra. Nie chcą więc kusić losu.

A czy sądzimy, że pecha można z siebie zmyć, jak szczęście?

- Dokładnie tak samo, bez względu na stopień, w jakim wierzymy w przesądy. W eksperymencie Alison Jing Xu z uniwersytetu w Minnesocie badani pechowcy po umyciu rąk wilgotnymi chusteczkami mieli poczucie, że szczęście znów im sprzyja, byli gotowi ryzykować, pomnażać zyski.

Co działa w tak oczyszczający sposób - sama czynność mycia rąk?

- W psychologii istnieje teoria ucieleśnionego poznania, która w skrócie zakłada, że ruchy ciała mają wpływ na nasze emocje i myśli. Wykazano, że jeśli wykonujemy czynność związaną z myciem, pojawia się uczucie oczyszczenia ciała i umysłu, także w sensie moralnym.

Przypomina mi się piłatowe umywanie rąk, by zaznaczyć, że ma się czyste sumienie.

- Tak, jest to mocno związane ze starymi rytuałami religijnymi, także żydowskimi i muzułmańskimi. W psychologii związek między czystością ciała i czystością moralną nazywa się efektem Lady Makbet - od szekspirowskiej bohaterki, która usiłowała zmyć z rąk symboliczne plamy krwi. Wykazano, że rzeczywiście czynność mycia przynosi zmniejszenie poczucia winy. To się dzieje w naszych głowach - możemy zmywać z siebie niemoralne zachowanie, moralny brud razem z kurzem.

Skoro można za pomocą zabobonów podnosić samoocenę, wygrywać, uśmierzać niepokój i poczucie winy, to dlaczego tak bardzo nie lubimy być uznawani za przesądnych?

- Bo wiemy również, że są one irracjonalne, a nie chcemy być uznawani za nieracjonalnych. Umysł każdego z nas działa w oparciu o dwa systemy. Drugi system, tzw. racjonalny, działa w oparciu o logiczne myślenie, refleksję. Ale pierwszy to system intuicyjny, oparty na emocjach, skojarzeniach, przeczuciach. Oba funkcjonują w naszym życiu cały czas, ale pierwszy ma przewagę, bo jest zautomatyzowany, szybki, działa w każdych warunkach, na skróty. Nie potrzebuje wysiłku ani koncentracji. System myślenia logicznego wręcz przeciwnie - wymaga skupienia, trzeba mieć motywację, żeby go włączyć.

- Przesądy stawiają nas w trudnej sytuacji. Wiemy, że są irracjonalne, ale z drugiej strony coś nam mówi, żeby posłuchać wewnętrznego głosu. Załóżmy, że rzucamy monetą. Jeśli wypadnie pięć orłów z rzędu, jesteśmy przekonani, że następna będzie reszka. Wiemy, że przy rzucie monetą szansa zawsze wynosi 50 na 50 i nie istnieje jakaś prawidłowość, według której ciąg orłów musi zostać przerwany. Mimo to oczekujemy reszki. Tak to jest. Jesteśmy rozdarci między byciem istotami racjonalnymi a uleganiem przeczuciom i emocjom, często w tym samym czasie. I jak pokazują badania, nie ma to żadnego związku ani z inteligencją, ani wykształceniem. Logiczna część umysłu podpowiada, że pukanie w niemalowane drewno jest kompletnym absurdem, a intuicja na to: odpukaj, nie kuś losu.

Można powiedzieć, że przesądy odwołują się do prastarych mechanizmów, atawistycznych, ewolucyjnych ścieżek w naszych mózgach? Przypomina mi się doświadczenie psychologa Burrhusa F. Skinnera, który trzymanym w klatce gołębiom wsypywał ziarno w nieoczekiwanych chwilach. W pewnym momencie okazało się, że gołębie zaczęły się dziwnie zachowywać. Jedne wciąż kręciły się w kółko, inne chowały łebki pod skrzydła. Skinner mówił, że stały się przesądne...

- ...bo nabrały "przekonania", że to, co robią, wpływa na pojawienie się pokarmu. Oczywiście Skinner był behawiorystą, uważał, że wszystko jest kwestią bodźca i reakcji. Ale gdy pomyślimy o przodkach wykonujących taniec deszczu albo o składaniu ofiar, żeby przebłagać bogów w nadziei na dobre plony, pewne podobieństwa z gołębiami Skinnera nasuwają się same. Przesądność pojawia się, gdy zauważymy zbieżność: zabiłem cielca i spadł deszcz. Jeśli na dziesięć razy uda się choć trzy, cztery, zapamiętamy to jako prawidłowość.

Dlatego chuchamy na monetę przed rzutem, przysiadamy na chwilę, kiedy po wyjściu z domu okazuje się, że musimy wrócić po zapomniane klucze...

- Tak, to podobny mechanizm. To w nas zostało, jak stary fundament, na którym zbudowaliśmy rozwinięte społeczeństwo, jakim przecież jesteśmy.

Powinniśmy walczyć z przesądami czy nie?

- Przesądy są jedną z tych rzeczy, o których nie można jednoznacznie powiedzieć, że są dobre albo złe, korzystne albo niekorzystne. Jednym amulet pomoże w zwycięstwie, innym przekonanie o pechu zniszczy życiową szansę, a jeszcze inni zarobią na naszej przesądności spore pieniądze. Policja do dzisiaj korzysta z usług jasnowidzów. To niesamowite.

A psychoterapeuci często radzą nam wykonywanie czynności symbolicznych, jak podarcie zdjęcia albo napisanie listu i jego spalenie.

- Irracjonalne, a jednak pomaga. Tak czy inaczej, warto pamiętać, że przesądy są wdrukowane w naszą ludzką naturę. Z jednej strony, jesteśmy wysoko rozwinięci, technologicznie zaawansowani, inteligentni i wykształceni, a z drugiej wierzymy  w siedem lat nieszczęścia z powodu rozbitego lustra i łapiemy się za guzik na widok kominiarza. Wiemy, że to naiwne, ale cóż, lepiej nie kusić losu, prawda?

Magdalena Jankowska

PANI 10/2016

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy