Reklama

Ich troje

Co zmienia się w związku wraz z przyjściem na świat dziecka? Wszystko. Dawny styl życia we dwoje mija bezpowrotnie. Przybywa nie tylko obowiązków, ale i nowa osoba do kochania. Jak odnaleźć się w tym "trójkącie"?

Czterdzieści tygodni - tyle potrzebuje dziecko, żeby przygotować się do przyjścia na świat.

Z nami, dorosłymi, sprawa nie jest taka prosta. Niektóre kobiety planują macierzyństwo latami, inne nie czują się gotowe, nawet gdy dziecko jest już na świecie. Jak Joanna Woźniczko-Czeczott, dziennikarka i autorka książki "Macierzyństwo non-fiction. Relacja z przewrotu domowego", która w ciąży intensywnie pracowała do siódmego miesiąca, a przez pozostałe dwa sięgała wyobraźnią do porodu, nie dalej.

"W bólach rodzi się nie tylko dziecko, także matka", stwierdza Woźniczko-Czeczott, buntując się przeciwko uwodzeniu kobiet lukrowaną wizją macierzyństwa, w której szczęśliwe mamy pieszczą na białych dywanach rozkoszne bobasy. Wtóruje jej zza oceanu koleżanka po fachu, kanadyjska dziennikarka Rebecca Eckler, autorka książki "Padam na twarz...", w której pisze: "Jestem na urlopie macierzyńskim i powinnam nawiązywać więź z noworodkiem. Jak się tu znalazłam? Co się stało z moim życiem? Bo to na pewno nie jest moje życie!".

Reklama

- W naszej kulturze dużo jest idealistycznych oczekiwań co do bycia żoną, pracownicą, kochanką i matką - mówi dr Magdalena Chrzan-Dętkoś z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Gdańskiego. Wiele z nas daje się zwieść nierealistycznym wyobrażeniom i obrazom, które potem narażają nas na rozczarowania. Niby wiemy, że narodziny dziecka to przełom. Coś zyskujemy, coś tracimy. Jednak utrata bardzo boli, jeśli macierzyństwo zabiera nam to, co stało się dla nas istotnym elementem tożsamości.

Dziś często są to niezależność, aktywność, poczucie wolności i szczupłe ciało. Oczywiście tracimy je częściowo i przejściowo, jednak czas trzeba liczyć nie w godzinach, lecz w miesiącach i latach. Stąd postawa "ratunku, oddajcie mi moje życie". Ale, jak zauważa dr Chrzan-Dętkoś, w tej frazie poczucie straty wcale nie jest najważniejsze. Kluczowe jest słowo "ratunku".

- Dlaczego młode matki piszą blogi, siedzą na forach i wylewają tam swoje żale? Ponieważ, żeby przez tę zmianę przejść, potrzebują wsparcia. Przywołam cytat: "Żeby matka mogła usłyszeć płacz dziecka, ktoś musi usłyszeć płacz matki". Kobiety po powrocie ze szpitala do domu zostają same.

Nigdy tak nie było, w żadnej kulturze kobieta nie zostawała w domu sama na osiem godzin z noworodkiem. Były matki, siostry, ciotki. Dziś ten krąg stopniał, rodzina się skurczyła. Dlatego warto szukać pomocy. I ważne, by umieć o nią prosić, nie pozostawać samej w tej niepewności, rozczarowaniu, monotonii i znużeniu. Trzeba zaufać innym kobietom i partnerowi - radzi dr Chrzan-Dętkoś.

Kwestia zaufania

"Połóg" - kiedy ostatnio słyszałaś to słowo? Wydaje się archaizmem. Sześć tygodni, przez które kobieta odpoczywała po porodzie i nabierała sił do opieki nad niemowlęciem oraz powrotu do wszystkich swoich życiowych ról, kompletnie wyparowało.

Nie przewidują ich medyczne procedury, zapomniały o nich nasze rodziny. Psychologowie jednak zauważają, że być może taki czas należy się nie tylko naszym ciałom - potrzebujemy go również, żeby uporać się z utratą statusu dziecka (dotąd to my nim byliśmy), osoby uprzywilejowanej ciążą, rozstać się z tendencją do skupiania uwagi na sobie. To okres, kiedy chcemy mieć wokół siebie bliskich i życzliwych ludzi, którzy trochę nas wyręczą, a trochę podtrzymają na duchu. Tego czasu na adaptację potrzebuje również mężczyzna - jemu dziecko musi urodzić się w głowie, wykluć jak Atena Zeusowi.

Często się dziś podkreśla, jak ważny jest pierwszy dotyk, wzięcie noworodka w ramiona. Dotyczy to również ojca. Inaczej poznaje dziecko nie przez kontakt, ale objawy, czyli płacz, pieluchy do wyrzucenia, wydatki, zarwane noce i poczucie, że żona nie jest już tylko jego.

Dr Karolina Kuryś-Szyncel, psycholog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, która badała reakcje młodych rodziców na narodziny ich pierwszego dziecka, uważa, że niepotrzebnie przypisujemy dziś mężczyznom multum lęków związanych z ojcostwem.

- A to najwyżej obawy - mówi badaczka. - Bo nie do końca czują się pewnie. Dziecko jest takie kruche - czy nie zrobię mu niechcący krzywdy, czy go nie upuszczę? Większość mężczyzn nie przeżywa jednak emocjonalnych wahań w stylu: czy będę dobrym ojcem, czy dziecko będzie mnie kochało? Podchodzą do sprawy zadaniowo. Jeśli czegoś nie wiedzą, zbierają informacje. Mają zadanie i starają się je wykonać. Potrzebują tylko przyzwolenia i zaufania ze strony swoich partnerek. Szybko uczą się kąpać, przewijać, o ile kobiety oddadzą im tę przestrzeń. Jeśli na przykład położna powie: proszę, niech to pan wykąpie dziecko, pan to zrobi dobrze, ojciec szybko nabywa pewności siebie i czuje się potrzebny. To jest prawdziwa pomoc.

Ale niezwykle łatwo to zepsuć. Wystarczy ustawić się w pozycji jedynej mądrej karmicielki, kontrolować, pouczać i oceniać. Partner zrezygnuje, gdy usłyszy: zostaw, puść, nie potrafisz, ja to zrobię lepiej. Łatwo uwierzy w swój brak kompetencji w tej nowej dla niego dziedzinie.

- Jesteśmy często drobiazgowe i skłonne do ocen - dodaje dr Kuryś-Szyncel. - Koszulka źle wyprasowana! Jak mogłeś włożyć mu zielone rajstopki? Warto odpuścić, nie nadzorować i zaufać. Nie występować jako instancja, bo taka postawa zniechęca do podejmowania jakichkolwiek działań. Im bardziej zaangażowany ojciec, tym większa szansa, że uda się przejść bezproblemowo przez kryzys porozumiewania się (on o pracy, ona o zupkach), który badacze zauważają w pierwszym roku życia dziecka.

Co z tym instynktem?

"Nie miałam ochoty na nic więcej ponad wegetację na kanapie w rozwleczonym dresie, czasem nie pamiętałam, czy umyłam zęby..." , "Po trzech tygodniach niemal nieustannego trzymania małego przy piersi prawie go znienawidziłam - pijawka, kleszcz, który nie daje mi spać, jeść czy się umyć", mówią kobiety badaczom z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

To, co utrudnia miłość do dziecka, wciąż jest tabu, jednak psycholodzy często słyszą od młodych matek, że kłopoty z karmieniem piersią i dojmujące przygnębienie przeszkadzają kochać.

- Stają się problemami, bo się o nich nie mówi, licząc, że wszystkiemu zaradzi instynkt macierzyński - uważa dr Magdalena Chrzan-Dętkoś, która pracowała również jako psycholog na oddziale położniczym gdańskiego szpitala. Z biologicznego punktu widzenia instynkt macierzyński ma postać neurochemicznych zmian, które zachodzą w naszych mózgach przed porodem i po nim. Wzrasta otwartość na dźwięki, zapachy, dotyk, jakby organizm przygotowywał się do uważnego kontaktu z dzieckiem. Uaktywnia się układ nagrody, podnosi poziom oksytocyny, hormonu, który ma niezwykłe, bo podwójne działanie - umożliwia poród i wzmaga troskliwość, czułość, uwrażliwia na sygnały wysyłane przez dziecko.

Jak zbadała izraelska uczona, prof. Ruth Feldman, wyższy poziom tego hormonu w osoczu krwi przed porodem sprzyja stworzeniu silnej więzi między matką a niemowlęciem. Badaczka uważa, że poziom oksytocyny możemy do pewnego stopnia regulować - ustaliła, że masaż podczas ciąży (dwa razy w tygodniu od 16. tygodnia) wiąże się z wysokim poziomem oksytocyny po przyjściu dziecka na świat. Stężenie "hormonu czułości" rośnie też w fazie laktacji i karmienia piersią, a jej niski poziom zdaje się towarzyszyć objawom depresji poporodowej. Innymi słowy, organizm przygotowuje nas do kochania dziecka, choć depresja i silny stres mogą te zmiany zakłócić.

- Instynkt podlega również wpływom środowiska, kultury - dodaje Magdalena Chrzan-Dętkoś. - Tego, co naszym babkom wydawało się naturalne, my musimy się uczyć. I choć karmienie piersią uważamy za instynktowne, to większość współczesnych kobiet bardzo potrzebuje choć krótkiego instruktażu specjalisty w pierwszym okresie macierzyństwa. A czasem tylko wsparcia. Znajoma położna mówi, że matki często wzywają ją, bo chcą, żeby ktoś przy nich posiedział, popatrzył, jak karmią, potwierdził, że robią to dobrze. Psycholożka, pracując na oddziale położniczym, zrozumiała, że wiele kobiet skarżących się na objawy depresji po porodzie cierpiało na nią już w czasie ciąży.

- Jednak nikt się nie interesuje przedporodową depresją, choć dotyka ona 12 proc. przyszłych matek - mówi. Szkoda, bo leczy się ją łatwo. Znakomite wyniki daje psychoterapia: udzielenie wsparcia, możliwość omówienia swoich obaw z inną osobą.

- Pacjentki, które korzystają wtedy z pomocy psychologa, nie mówią wiele o ciąży ani porodzie, lecz o swoich trudnych relacjach z własną matką, o jej braku albo niedostępności. Zastanawiają się, w czym chcą być do niej podobne, a w czym nie. Wiedzą, że macierzyństwo to punkt zwrotny, nieodwracalna zmiana myślenia o sobie, a to czasem przywołuje trudne wspomnienia - tłumaczy dr Chrzan-Dętkoś i dodaje:

- To tak jak z dojrzewaniem. Nastolatki w momencie budowania nowej tożsamości potrzebują z kimś porozmawiać, uporządkować swoje przemyślenia o sobie i sensie życia, mieć kogoś, kto ich wysłucha. Z młodymi mamami jest podobnie. Oprócz partnera mogą potrzebować kontaktu z innymi kobietami, nie tylko z rodziny, żeby stworzyć wokół siebie opiekuńcze środowisko. Warto więc, zamiast zamykać się tylko z partnerem, poszerzać grupę wsparcia, szukać innych kobiet, z którymi mogłybyśmy się identyfikować, oraz par, z którymi mogłybyśmy omówić wątpliwości. Tym bardziej że będzie to ważne również dla mężczyzn. Z badań amerykańskich psychiatrów C.G. Ballarda i R. Davisa wynika, że co dziesiąty ojciec cierpi na depresyjne zaburzenia nastroju w okresie poporodowym.

Być może jest ich nawet więcej, bo mężczyźni często udają (także przed sobą), że ciągłe zmęczenie i utrata energii to po prostu efekt źle przespanych nocy. Psychoterapeuci mówią: to nie choroba, raczej szok adaptacyjny - pojawił się ktoś nowy i przewrócił życie do góry nogami. Potrzeba czasu, żeby się z tym oswoić - a bywa niełatwo, jeśli w otoczeniu brakuje mężczyzn, którzy takie doświadczenia mają już za sobą. Pojawia się pokusa, by uciec w pracę, wziąć nadgodziny, bo "muszę zarobić, będziemy mieli takie wydatki". A byłby to błąd, ponieważ mężczyzna jest w tym okresie bardzo w domu potrzebny.

Poza tym, choć męski organizm nie przygotowuje się hormonalnie do ojcostwa tak jak kobiecy, to jednak kontakt z dzieckiem wpływa na jego biochemię. Z badań Ruth Feldman wynika, że u młodych ojców wzrasta poziom oksytocyny, gdy noszą swoje dziecko na rękach. Szkoda tracić szansy na pojawienie się "instynktu ojcowskiego".

Gdy znowu się spotkamy

"Najgorsze są pierwsze trzy miesiące, a potem wszystko się jakoś układa", mówią doświadczeni ojcowie młodym. Pewnie usłyszy to również twój partner od swoich przyjaciół. I choć "weź na przeczekanie" nie wydaje się specjalnie wyrafinowaną radą, to jest wskazówką realistyczną, zważywszy na liczbę zmian w waszym związku.

Abstynencja seksualna, zminimalizowane życie towarzyskie, chroniczne niedosypianie, debet na koncie, nostalgia za dawną niezależnością. Większość z tych problemów rzeczywiście rozwiąże upływ czasu: dziecko rośnie i staje się mniej absorbujące, rytm snu się wyrównuje, zmęczenie mija i pojawia się ochota na seks. Nowe obowiązki stopniowo wchodzą w krew i wiele wskazuje na to, że większości mężczyzn dają wiele satysfakcji.

Z badań Elizabeth W. Dunn, profesor psychologii na Uniwersytecie Kolumbii Brytyjskiej, wynika na przykład, że rodzice, w szczególności ojcowie, mają więcej pozytywnych emocji i większe poczucie sensowności życia niż ich bezdzietni rówieśnicy. Dotyczy to jednak w mniejszym stopniu rodziców świeżo upieczonych - wygląda na to, że poczucie szczęścia przychodzi z czasem. Trochę tak jest, że w rodzicielstwo wpisane są lekcje cierpliwości, a satysfakcja często podlana jest sosem nostalgii.

Kiedyś w duecie byliśmy szczęśliwi, cieszyliśmy się spontanicznym życiem towarzyskim i sobą nawzajem. Dziecko, zajmując ważne miejsce w naszym życiu, odbiera nam to bycie tylko ze sobą. Ale, jak mówi Karolina Kuryś-Szyncel, warto za sobą tęsknić: - Jest taka koncepcja rozwoju rodziny Evelyn Duvall, która pokazuje go jako pokonywanie kolejnych kryzysów. Pojawienie się dziecka w rodzinie jest jednym z nich. Badaczka uważa, że tęsknota rodziców za byciem tylko we dwoje to dobry sygnał. Ona sprawi, że wychowają swoje dziecko do samodzielności i nie przeżyją syndromu opuszczonego gniazda, gdy ono odejdzie z domu. Pielęgnowanie tej tęsknoty sprawi też, że będą nie tylko rodzicami, lecz wciąż kochankami i partnerami cieszącymi się ze wspólnych chwil. Mają większą niż inni szansę, że kiedyś, za dwadzieścia lat, przeżyją drugą młodość swojej miłości. Oczywiście nie będzie już tak samo (nigdy nie jest), ale fajnie będzie znowu być parą.

Magdalena Jankowska

PANI 6/2016

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy