Reklama

Awansem zauroczeni

W coraz większej liczbie polskich firm, zbudowanych na modłę zachodnią, nieprzychylnie patrzy się na takie związki.

Przeczytałam, że miejsca pracy są inkubatorami miłości. Z badań wynika, że rodzi się tam obecnie ponad połowa związków.

Prof. Rafał Ohme: No cóż, ze współpracownikami spędzamy więcej czasu niż z naszymi partnerami, rodzicami, dziećmi. Czy to dziwne, że mamy "łączność" przede wszystkim z ludźmi z firmy? Single, którzy harują codziennie po kilkanaście godzin, nie mają czasu szukać partnerów w innych miejscach niż biuro. W sobotę idą do klubu, ale na imprezie nie znajdą partnerki na życie. Ją poznaje się zwykle w miejscu bardziej stosownym, a takim jest... praca. Przecież tam są ludzie reprezentujący pewien poziom - mamy gwarancję, że to nie jest ktoś przypadkowy. Także z tego powodu nastąpił rozkwit romansów biurowych. 

Reklama

Decydują więc względy pragmatyczne?

- Nie tylko. Związki między pracownikami są owocem zakazanym. Czyli nawet jeśli kolega z działu jest umiarkowanie atrakcyjny, od razu bardziej nam się podoba. A jeśli jedno z zakochanych pracuje jako zwierzchnik, to dopiero wyzwanie! Na przykład dyrektorka zarządu i szeregowy pracownik! Przyciąganie działa w obie strony. A potem są takie sytuacje jak w dramacie "W sieci" (w filmie Barry’ego Levinsona Demi Moore gra bezwzględną szefową, która uwodzi żonatego mężczyznę - przyp. red.). Rozum, czyli płaty przedczołowe mózgu, racjonalizuje: "Stop! Nie wchodź w ten romans". Z drugiej strony do akcji wkracza biologia, czyli układ limbiczny, który szepcze: "Ale to jest fajne!".

Za granicą, m.in. w USA, regulaminy korporacji zakazują nawiązywania intymnych relacji między pracownikami. U nas taki zapis ma tylko kilka publicznych instytucji.

- W coraz większej liczbie polskich firm, zbudowanych na modłę zachodnią, nieprzychylnie patrzy się na takie związki. Znam przypadki, kiedy pracownicy są wzywani na rozmowę do szefów. Ale według konstytucji każdy z nas ma prawo wolnego wyboru, wyznania itp. A kto zabroni mi wierzyć w Boga, jeśli moja szefowa się nim dla mnie stała?

Znajoma zakochała się w koledze z agencji reklamowej. Co powinni zrobić?

- Procedura jest jasna: para powinna iść do działu HR albo do przełożonego i powiedzieć: "Kochamy się, próbowaliśmy przestać, ale nie wyszło". Teraz ruch jest po stronie firmy. Zwykle jedno zostaje przeniesione na podobne stanowisko do innego działu, bywa, że dostaje podwyżkę. I wszyscy są zadowoleni, a firma ma zintegrowanych pracowników.

Sięgnijmy do źródeł. Dlaczego zakochujemy się w ludziach z firmy?

- Jest takie zjawisko, które potęguje atrakcyjność współpracowników: błędne przeniesienie pobudzenia. Facet, który chce wzbudzić atrakcyjność w oczach kobiety, powinien zabrać ją do kina na horror, ale najpierw sam go obejrzeć i zapamiętać najstraszniejsze sceny. Potem, kiedy Freddy Krueger wystawi do widzów łapę, ma delikatnie objąć wybrankę. Jej serce bije jak oszalałe, lecz nagle widzi nad sobą jego twarz i słyszy czułe: "Hej, bejbe". Może on nie wygląda jak George Clooney, ale jest opiekuńczy.

- Ten mechanizm sprawdza się w pracy. Kiedy idziemy na spotkanie z ważnym klientem, walczymy o lukratywny kontrakt, to tak, jakbyśmy jechali na polowanie. Odczuwamy wielkie podniecenie, w sensie naukowym. Wrócimy z tarczą czy na tarczy? Widzę moją współpracowniczkę, która przeżywa to samo co ja, ma ten sam cel; nagle zaczynamy ze sobą rezonować. Tworzy się silna więź, zbudowana na dodatkowym impulsie wytwarzanym podczas "polowania". Nieważne, jaki będzie jego efekt - czy złowimy zwierzynę (podpiszemy kontrakt) - ale mamy ważny powód do wymiany spostrzeżeń. Muszę też wspomnieć o mechanizmie niszczącym taką relację.

Czyli?

- Polega on na świadomym lub nie, ale jednak bezwzględnym konkurowaniu. Człowieka cechuje bowiem naturalna skłonność do rywalizacji z bliską osobą, jeśli zajmuje się podobną dziedziną. Dwóch naukowców, choćby sinolog i fizyczka, i tak będzie się ścigać, kto ma więcej publikacji. Podobnie jest w korporacjach. Kiedyś miłość dwójki copywriterów była owocem zakazanym, potem wszyscy się o nich dowiedzieli, więc zaczęli oficjalnie być razem. I nagle pojawiła się rywalizacja. Kto ma większą premię, lepszego klienta? Niewiele takich związków jest w stanie się utrzymać. Obie strony muszą być niezwykle dojrzałe.

Dlaczego romanse biurowe mają wciąż negatywny wydźwięk?

- Kojarzą się ze skokiem w bok. Poza tym ktoś może pomyśleć, że między zakochanymi pojawi się nieuczciwa faworyzacja (premia, urlop), szczególnie w przypadku zależności pionowej, czyli szef kontra pracownik.

Kiedy relacje przestają być etyczne? Na przykład zakochani prokurator i sędzina, którzy są stronami w sprawie?

- Oj, oni powinni natychmiast rzucić pracę w sądzie i zacząć pisać scenariusz (śmiech). Na taki film każdy by poszedł. A mówiąc serio, jest źle, gdy związki są budowane na zapleczu istniejących, ale to temat na inną rozmowę. Niemoralna sytuacja występuje wtedy, kiedy osoba na wyższym stanowisku faworyzuje drugą, np. dając jej lepsze projekty.

W biurze spędzamy coraz więcej czasu. Czy w przyszłości będziemy się zakochiwać tylko we współpracownikach?

- Matka natura wszystko ureguluje. Jeśli przesycimy się związkami "korporacyjnymi", zareagujemy alergicznie na ludzi z branży. Zostaniemy przyjaciółmi, a nie kochankami. Partnera poszukamy w budżetówce.

Co zrobić, jeśli miłość zawiązała się na korytarzach firmy i tam rozpadła?

- Wszystko zależy od indywidualnych cech byłych już partnerów. Niektórym zmiana miejsca zamieszkania nie wystarczy (śmiech). U innych chłodny profesjonalizm, nawet przyjaźń są możliwe. Znam firmy, w których byłe żony prezesów nadal zajmują kluczowe stanowiska. Tu anegdota. Była żona znanego aktora mówi, że jej ulubiony film to ten, w którym eks jest torturowany (śmiech). Sama pani widzi, nie ma reguły. 

Rozmawiała Magdalena Kuszewska

PANI 6/2012

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy