Pomiędzy "zbrodnią" a "sytuacją". Jak słowa zmieniają oblicze wojny?
Trudno o większy banał niż hasło "słowa mają moc". A jednak wyciorany przez lata komunał ostatnio, no cóż, nabrał prawdziwej mocy. Co więcej wygląda na to, że moc mają nie tylko słowa, ale i ich brak. Od wulgaryzmów, które dostały zaproszenie na purystyczne dotąd salony, przez pokraczną gimnastykę językową z polityką w tle, po sztuczne spory na temat przyimków. Od kilku tygodni w dyskusjach słowa przyćmiewają wszystkie inne tematy.
Robert Lewandowski w meczu ze Szwecją strzela bramkę i prowadzi naszą reprezentację do zwycięstwa, a tym samym na Mistrzostwa Świata. Naród w euforii. No, nie cały, bo znaleźli się tacy, dla których najważniejszym elementem było to, co znalazło się na ramieniu kapitana naszej drużyny narodowej: niebiesko-żółta opaska.
Anonimowi internetowi komentatorzy rzeczywistości jak zwykle nie zawiedli i rozpoczęli zabawę słowem. To, co dla przeciętnego obywatela mogłoby wydawać się miłym gestem solidarności, dla niektórych stało się symbolem zdrady ojczyzny. To nie żart, choć niedawno mieliśmy prima aprilis.
"Banderowiec", "zamach na Polskę i polskość", "niebiesko-żółta szmata", "hańba dla Polski". Szambo tryska niczym islandzkie gejzery. Nie zabrakło też klasycznego "czego nie robi się dla kasy" - zupełnie, jakby w szatni czekał na Lewandowskiego worek złota prosto z tajnego magazynu w Krzywym Rogu, paleta hrywien i akt własności Czarnohory tylko za założenie takiej, a nie innej opaski.
Naprawdę, nie czytajcie państwo tego, wystarczy już, że ja musiałem.
Tutaj mamy sprawę jasną. Wystarczy kliknąć w nick "autora" podobnego komentarza, aby zobaczyć profil upstrzony rosyjskimi flagami, wyrazami hołdu dla Putina i wysyp postów obrażających zarówno Ukraińców, jak i Polaków pomagających im. Najzwyklejszy w świecie opłacany rosyjski troll.
Słowa mogą wywoływać zupełnie jałowe spory. Nie mówię tutaj o podziale na "imigrantów" i "uchodźców", choć to też temat ciekawy, a o bezsensownej przepychance na gruncie przyimkowym. "Na Ukrainie" czy "W Ukrainie"? Kilka nieśmiałych próśb związanych z tym, aby spróbować używać tego drugiego spotkały się ze świętym oburzeniem Kiedy wreszcie najsprawiedliwsza wyrocznia w wymiarze języka polskiego, czyli prof. Miodek, stwierdziła, że nie ma problemu z mówieniem “na", dumni Sarmaci, obrońcy przedmurza krainy tradycji, wartości i orła białego otworzyli szampany. Panu profesorowi chodziło o to, że “na" wyraża sielskość i bliskość tych krain i pewnie też o to, by najzwyczajniej w świecie wyluzować, bo to nie jest sprawa największej wagi, gdy kilkaset kilometrów od naszej granicy ludziom na głowę spadają bomby.
Pytanie, na ile ów spór był kolejną krecią robotą wspomnianych trolli, które na pewno nie przepuściły okazji, aby wprowadzić zamęt. Plugawa kremlowska propaganda ryje w pocie czoła jak szczur pod i tak już lichą konstrukcją stabilizującą sytuację w naszym społeczeństwie. Jak pokazała historia, kilka razy swego dopięła.
Ale ta najnowsza historia, również ta która pisze się na naszych oczach, pokazała, że nie tylko rosyjskie trolle lubują się w zabawach słowem. Udowodniła także, że to, co się mówi i pisze może w odpowiednim momencie uderzyć z niespodziewaną siłą, a to czego się nie powie albo nie napisze, kiedy nadchodzi chwila próby, wystrzelić w rękach, zostawiając na dłoniach bolesne oparzenia.