Reklama

Damian Markowski: Ukraina nie zgodzi się na ekshumacje na Wołyniu

Ilu Polaków zginęło na Wołyniu? Jak i dlaczego doszło do rzezi? Kto jest odpowiedzialny za ludobójstwo? Dlaczego Ukraina nie zgodzi się na ekshumacje? Wołyńską bombę rozbraja doktor Damian Markowski, sowietolog i ekspert w dziedzinie historii Europy Wschodniej.

Katarzyna Adamczak, Interia.pl: Jak wyglądał Wołyń przed II wojną światową? 

Damian Markowski: Przed II wojną światową w województwie wołyńskim mieszkało niewielu Polaków. Procentowo mniejszy udział ludności polskiej w ogóle mieszkańców miało jedynie województwo stanisławowskie. Na Wołyniu Polaków było nieco ponad 16 proc. Większość ludności tego terenu stanowili prawosławni Ukraińcy, w mniejszości byli też Żydzi, Czesi i Niemcy. Można by rzec, że Wołyń to takie stereotypowe polskie kresy: rozległe połacie lasów, pól uprawnych, stosunkowo niewiele ośrodków miejskich. 

Reklama

W przeciwieństwie do Galicji Wschodniej, szczególnie w latach 30., Wołyń był obszarem stosunkowo spokojnym. Nie dochodziło tutaj do tylu aktów sabotażu i dywersji ze strony Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Co więcej, rozruchy wymierzone w polską państwowość, były na Wołyniu spowodowane głównie sympatiami prokomunistycznym. 

A jak przedstawiała się struktura Polaków zamieszkujących Wołyń? Część z nich została osiedlona na tym terenie po I wojnie światowej, ale nie wszyscy? 

Zdecydowana większość ludności polskiej Wołynia zamieszkiwała te tereny znacznie wcześniej. Część z tych ludzi przybyła tam w XIX wieku, ale było też sporo Polaków, którzy zamieszkiwali te tereny “od zawsze" -  byli to ludzie mieszkający tam od wieków, ale poczuwający się zarówno do katolicyzmu jak i wierności państwu polskiemu.

We wspomnieniach ludności z Wołynia często można spotkać stwierdzenia, iż jednym z powodów niechęci do Polaków był fakt, że bardzo źle traktowali ukraińskich chłopów...

Według mnie, mamy tutaj do czynienia z kilkoma rodzajami narracji. Co to znaczy Polacy? Polak to może być sąsiad ukraińskiego chłopa, z którym ten miał zatargi. Polak to może być urzędnik, który utrudniał biurokratyczne sprawy. Wreszcie Polak to może być funkcjonariusz policji państwowej, zobowiązany do utrzymania porządku na podległym sobie terenie, którego działania niekoniecznie odpowiadały lokalnej społeczności. Albo pracownik służby leśnej, która zawsze miała zatargi z miejscowymi chłopami na tle pozyskiwania poza prawem drewna z lasów.

Ponadto pamięć ludzka jest zawodna, a jednocześnie ma tendencje do upraszczania pewnych zjawisk - pytanie: co było traktowane jako złośliwość ze strony Polaków? 

Nie można też zapominać o tym, że przed powstaniem II Rzeczpospolitej na Wołyniu panowały inne stosunki zarówno wyznaniowe, jak i polityczne. Bardzo możliwe, że część Ukraińców dużo bardziej ceniła sobie dawne czasy. Mam tu na myśli czasy zaboru rosyjskiego.

Polacy na Wołyniu mieli więcej ziemi, a więc byli bogatsi niż Ukraińcy. Czy zazdrość i pożądanie ziemi przyczyniły się do eskalacji konfliktu na Wołyniu?

Ziemia, na której osiedlali się nowi polscy osadnicy, była kupiona na kredyt. Władze Rzeczpospolitej chętnie takich pożyczek udzielały, bo zależało im, aby południowo-wschodnie rubieże polonizować. Jednak reforma rolna, która na Wołyniu nie została przeprowadzona do końca, pozwalała także Ukraińcom przejąć część ziem. Ponadto część ziem została w nagrodę nadana żołnierzom, którzy walczyli na frontach I wojny światowej i w czasie wojen o granice II Rzeczpospolitej. 

Trzeba też pamiętać, że przeciętna ukraińska rodzina była znacznie liczniejsza niż polska. Większa dzietność oznacza konieczność podziału ziemi między więcej osób, co prowadziło do jej rozdrobnienia i pogarszenia warunków bytu chłopów, którzy byli zmuszeni wyżyć z mniejszych pól. Polacy mieli mniejszą liczbę dzieci, a więc w ich rękach pozostawały większe działki.

 Z drugiej strony, przyjeżdżający z centralnej czy zachodniej Polski koloniści przywozili ze sobą nowinki technologiczne, które usprawniały ich pracę na polu, co także mogło, do pewnego stopnia, wpływać na ich zamożność. To również nie pozostawało bez wpływu na postrzeganie polskiej ludności jako bogatszej. I łatwiej było o ugruntowanie stereotypów.

Konflikt, który wybuchł później, był spowodowany w pewnej mierze pragnieniem posiadania ziemi, jednak nie można jedynie w nim szukać przyczyn wydarzeń z 1943 r.

A czy niechęć ukraińskich chłopów nie wynikała także z działania polskich władz, które próbowały ich polonizować i utrudniały zrobienie jakiejkolwiek kariery w administracji polskiej? 

Oczywiście, w administracji polskiej ta kariera była dla Ukraińców wręcz niemożliwa. I dotyczyło to nie tylko administracji, ale także dostępu do innych zawodów, które były zdominowane czy to przez ludność polską, czy żydowską. Na przykład prawie w ogóle nie było Ukraińców kolejarzy. Kolej miała strategiczne znaczenie i niechętnie zatrudniano w niej przedstawicieli mniejszości narodowych - nawet jeśli na danym terenie - jak na Wołyniu Ukraińcy - to nie oni byli mniejszością. Ogromny cios otrzymało też szkolnictwo ukraińskie. Ukraińcy byli stopniowo osaczani przez polskie państwo i czuli się ludnością drugiej kategorii. 

Było, co prawda, ukraińskie przedstawicielstwo w polskim sejmie, ale ci Ukraińcy, którzy nie pochodzili z elit i nie dysponowali możliwościami politycznymi oraz finansowymi, byli skazani na wegetację w tej formie, w jakiej przyszli na świat. 

Skąd wzięli się banderowcy i jakie hasła im przyświecały? 

Po I wojnie światowej i fiasku ukraińskiej rewolucji narodowej ukraińskie elity zdały sobie sprawę, że przegrana została walka o powstanie niepodległego kraju. W związku z tym dawni żołnierze zaczęli gromadzić się w szeregach Ukraińskiej Organizacji Wojskowej [UWO - przyp. red.] - podziemnej organizacji terrorystycznej, która między innymi przeprowadziła nieudany zamach we Lwowie na marszałka Józefa Piłsudskiego. 

Pod koniec lat 20. UWO zastąpiła Organizacja Ukraiński Nacjonalistów [OUN - przyp. red.] - organizacja radykalna, o charakterze wodzowskim, w dużym stopniu wzorcująca się na ruchach faszystowskich. Nacjonaliści głosili konieczność bezlitosnej walki o ukraińskie państwo, które z założenia miało być faszystowskie i rządzone przez jedną partię - OUN. Państwo to miało obejmować wszystkie tereny uznane przez kierownictwo OUN za ukraińskie etniczne ziemie - to znaczy wszystkie te obszary, gdzie mieszkał choćby niewielki odsetek ludności uznanej za ukraińską. W ten sposób dążyli do budowy państwa jakie w ich mniemaniu powinno sięgać od Łemkowszczyzny po Don.

W 1940 roku doszło do podziału w ramach Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów na frakcję starszych działaczy, skupioną wokół Andrieja Melnyka i frakcję młodszych, bardziej radykalnych bojowników na czele ze Stepanem Banderą. Młodsza frakcja zaczęła rosnąć w siłę, głosząc radykalne hasła wielkiej wojny i masowych mordów na nieukraińskiej ludności, aby stworzyć Ukrainę dla Ukraińców.

Zatem na celowniku OUN znaleźli się nie tylko Polacy?

Banderowcom chodziło o budowę państwa jednolitego narodowościowo, ponieważ wszystkie mniejszości były dla OUN potencjalnymi wrogami ukraińskiej państwowości. Cytując jeden z dokumentów Organizacji, Ukrainę należało: “oczyścić", także między innymi z Sowietów. Trzeba pamiętać, że znaczna część ziem zamieszkiwanych przez Ukraińców przed II wojną światową leżała w granicach Związku Radzieckiego. 

W latach 30. część radykalnych banderowców stwierdziła, że najlepszą metodą na “oczyszczenie" Ukrainy z Polaków będzie wywołanie krwawego, ludowego powstania na terenie Wołynia i Galicji Wschodniej. Z założenia powstanie miało zostać wymierzone w ludność polską w całości: nie tylko w Polaka - urzędnika, Polaka - księdza, Polaka - policjanta, czy Polaka - ziemianina, ale w Polaków ogółem, ponieważ w każdym Polaku widziano potencjalnego wroga ukraińskiej państwowości. Autorem wojskowej doktryny OUN był Mychajło Kołodzinśki, fanatyczny nacjonalista. Zresztą ojciec tego człowieka był Polakiem.

Ale w 1943 r. na Wołyniu nie zostało już wielu Polaków posiadaczy ziemskich...

Powiem wprost: nie było ich w ogóle, ponieważ wcześniej, mówiąc brutalnie, “porządek" z nimi zrobili sowieccy okupanci, którzy część aresztowali, a część wywieźli na wschód podczas kilkuletnich deportacji. Niektórych zamordowali członkowie komunistycznych bojówek już we wrześniu 1939 roku.

Czyli zasadniczo czystki dotknęły polskich chłopów?

Chodziło głównie o to, aby został spełniony pewien mit. Nawet jeśli chodziło o polskich chłopów mieszkających za miedzą i żyjących na podobnym poziomie materialnym, co ukraińscy sąsiedzi, należało zdehumanizować ich, tworząc mit panów-wyzyskiwaczy i wrogów niepodległej Ukrainy. Mniejsza o prawdę. Chodziło o pretekst użyteczny do pociągnięcia za sobą nie tylko oddziałów partyzanckich UPA, ale i części ludności ukraińskiej. Tak, by sąsiad nie zawahał się zabić sąsiada, wierząc, że morduje "polskiego pana". Nawet jeśli ów sąsiad żył na podobnym czy nawet gorszym poziomie materialnym. W rzeczywistości jedyną winą ofiar było to, że były polskiej narodowości. A czasami nawet nie tyle narodowości, co rzymskokatolickiego wyznania.

Kto w takim razie dokonał rzezi wołyńskiej: tylko działacze UPA czy chłopi ukraińscy? 

Zacznijmy od początku: widząc, co dzieje się z ludnością żydowską podczas okupacji niemieckiej, a niejednokrotnie uczestnicząc w jej eksterminacji, działacze OUN dochodzą do wniosku, że przy zastosowaniu odpowiednich "środków technicznych", istnieje możliwość zlikwidowania całej grupy etnicznej. Uznano, że w podobny sposób można rozwiązać problem z Polakami. 

Pojawił się pomysł, aby przeprowadzić tak zwaną antypolską akcję. Pierwsze uderzenia - od mordu na 160 mieszkańcach kolonii Parośla w lutym 1943 r. - miały charakter rozpoznania. Sprawdzano, czy Polacy będą w stanie stawić skuteczny opór, czy mają broń, jak zachowają się Niemcy. Już pierwsze napady udowodniły banderowcom, że polska ludność jest właściwie bezbronna. A w kwietniu - kiedy z dymem puścili osadę Janowa Dolina i zabili w niej około sześciuset osób - mogli być pewni sukcesu w razie zwiększenia skali uderzeń w Polaków. W czerwcu 1943 r. już po szeregu wcześniej dokonanych mordów na polskiej ludności Wołynia, kierownictwo Ukraińskiej Powstańczej Armii [ UPA - przyp. red.] wydaje rozkaz przeprowadzania czystki na Wołyniu. Akcja ma mieć charakter powszechny i prowadzić do całkowitej likwidacji ludności polskiej, nie wyłączając z tego kobiet, dzieci, starców - osób całkowicie bezbronnych. 

Cała akcja została zorganizowana i przeprowadzona metodycznie przez OUN i jej zbrojne ramię, czyli UPA. Jednak miała zostać ubrana w szaty buntu ludowego przeciwko polskim wyzyskiwaczom, co jak liczono, przyciągnie do niej masy chłopskie. Rzeczywiście, na terenie Wołynia mężczyzn organizowano w oddziały siekierników, którzy mieli po złamaniu oporu przez uzbrojone w broń palną oddziały UPA, dokonać rzezi tych, którym udało się przetrwać pierwszy impet ataku. Chodziło o to, by winę za masakrę na Wołyniu rozciągnąć na cały naród ukraiński.

Propaganda OUN głosiła, że Polacy to wyzyskiwacze i wrogowie niepodległej Ukrainy, a czy stosowano też jakieś formy zachęty do wstępowania w szeregi oddziałów chłopskich? 

Tak, OUN głosiło reformę rolną, która miała polegać na tym, że ziemie i inne dobra, jakie zostaną po wymordowanych Polakach, będą dzielone pomiędzy ukraińskich chłopów. To z pewnością dla biednych chłopów było swego rodzaju zachętą, biorąc pod uwagę, że oni już przed wojną byli biedni, a okupacja sowiecka i niemiecka pogorszyły jeszcze ten stan. Przecież niemiecki aparat okupacyjny na terenie Komisariatu Rzeszy "Ukraina", w skład którego wszedł Wołyń, miał za zadanie jak największą - wprost bandycką - eksploatację podbitych ziem i ich mieszkańców.

UPA oprócz zachęt stosowało także przymus? Co groziło Ukraińskim chłopom, którzy sprzeciwili się woli nacjonalistów? 

Śmierć. Przy czym mam wrażenie, że sama śmierć nie była dla nich najstraszniejsza, ale groźba wymordowania całej rodziny. Ktoś, kto decydował się sprzeciwić rozkazom UPA lub ratować polskich sąsiadów, w razie przyłapania musiał liczyć się z najwyższym wymiarem kary, znacznie wykraczającym poza jego odpowiedzialność osobistą, bo zagrożone było także życie jego najbliższych osób.

Mimo ogromnego niebezpieczeństwa, byli Ukraińcy, którzy ratowali Polaków. Opowieść o takiej odważnej rodzinie znajdziesz w artykule: "Babcia Szura: Myśmy się z Polakami lubili, to byli nasi sąsiedzi

Trudno się oprzeć porównaniu metod działania ukraińskich nacjonalistów do nazistów. 

Mam wręcz wrażenie, że były one grosze, bo OUN i UPA swoje działania wymierzały przeciwko innym Ukraińcom - członkom ich własnej nacji. Wciąż na opracowanie czeka temat: ilu Ukraińców zginęło z rąk OUN-UPA. Myślę, że ujawnienie skali ofiar ukraińskich jakie padły z rąk banderowców wstrząśnie jeszcze Ukrainą i zmusi pewną część ukraińskiego społeczeństwa do pogłębionej refleksji nad charakterem ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego lat trzydziestych i czterdziestych minionego stulecia.

Mordy na ludności polskiej zaczęły się już 9 lutego 1943 r., ale przywykliśmy do wspominania ofiar wołyńskich 11 lipca...?

9 lutego 1943 r. miał miejsce pierwszy napad na polską ludność w miejscowości Parośle pod Włodzimiercem, gdzie zamordowano około 160 osób. Później w marcu i kwietniu mordy zaczynają się nasilać. Taką cezurą, od której wiadomo, że OUN przystąpiło do masowej eksterminacji ludności polskiej, o czym wspomina profesor Grzegorz Motyka, jest napad na Janową Dolinę - robotnicze osiedle przy kopalni bazaltu - w kwietniu 1943 r., gdzie wymordowano około 600 osób.

Następnie pod koniec maja i w czerwcu napadów jest mniej, a banderowcy rozpoczynają wśród ludności polskiej akcję propagandową. Twierdzą, że Polacy nie muszą się już obawiać, bo wszyscy “zdrajcy" zostali ukarani, a ci, którzy ocaleli, będą mogli spokojnie żyć na Wołyniu. Celem akcji było uśpienie czujności ludności polskiej, by w dogodnym czasie móc przeprowadzić jednorazowy, zmasowany atak. Doszło do niego 11 lipca 1943 r. podczas tak zwanej Krwawej Niedzieli, kiedy w ciągu dwóch dni bojówki UPA zaatakowały 90 wsi i wymordowały, według różnych szacunków, od 7 do 12 tysięcy Polaków. Później akcję antypolską przeniesiono na zachodni kraniec Wołynia, gdzie w sierpniu zamordowano kolejnych kilka tysięcy osób.

Ilu Polaków zginęło na Wołyniu? 

Szacuje się, że liczba minimalna ofiar na samym Wołyniu to około 45 tysięcy. Natomiast może być ich znacznie więcej. Historycy podają od 45 tysięcy nawet do 60 tysięcy osób. Nie zapominajmy o tym, że rzeź nie dotyczyła wyłącznie Wołynia. Na przełomie 1943 i 1944 r. OUN i UPA przenoszą antypolską akcję na teren trzech innych przedwojennych polskich województw: lwowskiego, stanisławowskiego i tarnopolskiego. Tam mordy trwają do 1945 r. Szacuje się, że z rąk OUN - UPA w latach 1943 - 1945 łącznie zginęło od 90 do 100 tysięcy Polaków (także na terenach, które obecnie leżą w granicach Rzeczpospolitej: Lubelszczyzny, Rzeszowszczyzny i Bieszczadów Zachodnich). 

Próżno szukać w ukraińskiej historiografii, w kontekście rzezi wołyńskiej, określenia “ludobójstwo". Ukraińscy historycy starają się wypierać ten problem? 

Myślę, że wyparcie jest tutaj najlepszym słowem, jakiego można użyć w tym przypadku. Nie ma mowy o ludobójstwie na ludności polskiej, natomiast podnoszone są głosy, że ludobójstwem była akcja “Wisła".  Przeprowadzona przez władze PRL akcja przesiedlenia ludności z południowo-wschodniej Polski na Ziemie Odzyskane, bez wątpienia była czystką etniczną, ale ludobójstwem nazwać jej nie można. 

Mam też wrażenie, że część ukraińskich kolegów, zwłaszcza reprezentujących nurt narodowy, stara się być wierna propagandowej wersji promowanej przez OUN i UPA, w myśl której rzeź wołyńska była sprawiedliwym aktem odwetu uciemiężonych chłopów ukraińskich na Polakach-wyzyskiwaczach. W promocji tego rodzaju narracji przoduje profesor Bohdan Hud.

Z trzeciej strony mówi się też, że nie było jednostronnej rzezi, ale toczyły się porównywalne walki polsko-ukraińskie, co nie jest zgodne prawdą, ponieważ Armia Krajowa nie prowadziła żadnych działań wymierzonych w ukraińskich cywilów do czasu rzezi, a nawet później, gdy już dochodziło do zbrodni w odwecie lub sprowokowanych ludobójczymi działaniami banderowców,  skala polskich działań nie była porównywalna do mordów UPA. 

Skala polskich akcji odwetowych była o wiele mniejsza, jednak nie zmienia to faktu, że Ukraińcy ginęli z rąk Polaków?

Tak. Mało tego, jeszcze przed rzezią wołyńską toczyła się swoista “walka korespondencyjna" między Polakami a Ukraińcami, która polegała na wzajemnych donosach do gestapo i innych służb bezpieczeństwa okupantów. Dzięki temu uderzano w drugą nację, a dodatkowo można było uratować własną wieś przed wywiezieniem do obozów pracy. To była zastępcza forma konfrontacji w sytuacji, gdy nie dochodziło jeszcze do bezpośrednich działań. Natomiast później, gdy rozpoczyna się antypolska akcja - niemal od początku mamy do czynienia z odwetem, przy czym nie jest on sankcjonowany odgórnie. 

Zorganizowany odwet na polecenie dowództwa regionalnego AK miał miejsce dopiero jesienią 1943 r., przy czym zabroniono uderzać w cywilów, co niestety nie zawsze było przestrzegane. Na początku 1944 r. rozszerzono akcję odwetową również na osady ukraińskie, co do których wiedziano, że sprzyjają UPA. Według szacunków na Wołyniu zginęło około 2200 Ukraińców podczas polskich działań odwetowych, w Galicji Wschodniej około 1000 Ukraińców do końca 1944 roku. Znacznie więcej Ukraińców zginęło na terenach dzisiejszej Polski.

A czy znamy szacunki dotyczące Ukraińców, którzy zginęli na ziemiach obecnie polskich? 

Prawdopodobnie tych ofiar było nie mniej niż 11-12 tysięcy. Szczególnie dotkliwe straty poniosła ludność ukraińska na Lubelszczyźnie. Świetnie opisał to dr Mariusz Zajączkowski w swoich książkach. Tematem tym zajmuje się również profesor Igor Hałagida wraz z grupą naukowców z Ukraińśkiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie. Wszystkim cywilnym ofiarom ukraińskim należy się pamięć i szacunek. Każda zbrodnia na cywilach, nawet ta sprowokowana czy dokonana w odwecie, pozostaje zbrodnią.

Polacy pogodzili się z Katyniem, natomiast Wołyń jest w sercach wielu ludzi otwartą raną - dlaczego? 

W przypadku Katynia mamy do czynienia z traumą przepracowaną. Katyń został otwarcie opłakany. Był taki czas kiedy Rosja poczuła się do odpowiedzialności (teraz, jak wiadomo jest inaczej), uznała zbrodnie i cmentarze katyńskie. Ludzie doczekali się godnego pochówku. 

Natomiast tego wszystkiego nie doczekali się ci, którzy spoczywają w dołach śmierci na Wołyniu i w Galicji Wschodniej. Przeprowadzono do tej pory zaledwie kilka ekshumacji, podczas gdy czekają na nie szczątki ludzkie w kilkuset podobnych mogiłach. To doły zarosłe lasem, przydrożne rowy, miejsca, gdzie dla zatarcia śladów mieszkańcy okolicznych wiosek urządzali wysypiska szczątków zwierzęcych. Mam wrażenie, że do czasu aż groby nie zostaną otwarte, a ofiarom nie przywróci się ludzkiego pierwiastka, organizując im godny pochówek i budując im nagrobki - trauma pozostanie. 

Chciałbym przypomnieć, że w zeszłym roku doszło do uporządkowania i odnowienia, o ile dobrze pamiętam, 30 polskich miejsc pamięci i grobów. To nie był działania władz ukraińskich, ale inicjatywa małych samorządów i grup ludności ukraińskiej na Wołyniu. Na co nie zdobyła się ukraińska władza, na to zdobyła się część ukraińskich mieszkańców. 

Warto również pamiętać o tym, iż wiedzę o miejscach spoczynku ofiar rzezi wołyńskiej zawdzięczamy Ukraińcom, którzy wskazywali je badaczom, choć często spotykali się z tego powodu z ostracyzmem swoich małych społeczności.

Czy Ukraina powinna przeprosić za Wołyń? 

Nam potrzebny jest prawdziwy gest ze strony władzy ukraińskiej, wykonany z dobrej woli. A czy takiego gestu się doczekamy? Jestem raczej pesymistą w tej kwestii. Pamiętajmy, że Ukraina jest w stanie wojny i na pewno władze ukraińskie nie chciałby, aby świat ujrzał zdjęcia z zakończonych sukcesem wykopalisk. W obecnej sytuacji, fotografie grobów pełnych kości, szczątków ofiar OUN - UPA, bardzo źle wyglądałyby na arenie międzynarodowej. Ukraina będzie się bronić przed taką możliwością. Co nie znaczy, że Polska powinna zaniechać prób prowadzenia ekshumacji i upamiętnienia ofiar ludobójstwa.

Czy uważa pan, że dzisiaj propaganda rosyjska wykorzystuje rzeź wołyńską, by dzielić Polaków i Ukraińców? 

To więcej niż pewne. Zwróćmy uwagę, że środowiska prorosyjskie bardzo mocno grają tym tematem. Natomiast rozbrojenie bomby, która została podłożona pod stosunki polsko - ukraińskie leży w rękach naszych państw. Jestem przeciwny twierdzeniu, że prorosyjski jest ktoś, kto wyciąga temat Wołynia - według mnie - prorosyjski jest ten, kto dba o to, by temat rzezi ciągle istniał pomiędzy Polską a Ukrainą i nie doczekał się rozwiązania w postaci grobów ofiar i nazwania sprawców po imieniu. 

Jak rzeź wołyńską widzą współcześni Ukraińcy? Dowiesz się z tekstu: Nie potrzebujemy przeprosin za Wołyń. Ważniejszy jest inny gest

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ukraina | Wołyń
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama