Reklama
SHOW - magazyn o gwiazdach

Miałam przekichane z facetami

Po czterech rozwodach dziennikarka zaskakuje SHOW wyznaniem: "Wyrosłam z narzekania na facetów. Ja się teraz rozsmakowałam w kontaktach z nimi".

Badamy, co kobiecie po przejściach najbardziej podoba się w mężczyznach…

SHOW: Co pani robi w Zakopanem?

Paulina Młynarska: Mieszkam sobie czasem.

Ma tam pani dom?

- Ładnych parę lat temu moi rodzice wybudowali dom w Zakopanem. Ojciec przekazał mi go w opiekę. Czuję się, jakbym była strażniczką pieczęci, jakiegoś wielkiego skarbu. Bardzo dbam, by to miejsce było przyjazne dla całej rodziny.

Teraz znów się pani tam wybiera?

- W Tatrach człowiek jest zajęty reagowaniem na to, co dzieje się w pogodzie. Tam nic nie ma na pół. Jak jest pięknie, to widoki powalają. Jak wieje, to cała chałupa się trzęsie. Jak przykurzy, to nie można drzwi otworzyć. Teraz jadę reagować, czyli układać drewno na zimę. A potem pójdę do Doliny Lejowej albo do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów. Zostanę tam na dwa, trzy dni, bo prowadzą je moje dwie przyjaciółki. Później wrócę do domu, napalę w piecu i umówię się z przyjaciółką Becią do sauny.

Reklama

Przecież ma pani córkę, która chodzi do szkoły w Warszawie.

- Ależ ona ma już osiemnaście lat! Naprawdę nie muszę jej codziennie wyprawiać z kanapkami do szkoły. Poza tym nie jestem jedyną osobą w jej życiu, która ją kocha i daje jej wsparcie.

Co się u pani pozmieniało przez ostatni rok?

- Wszyscy wiedzą, co się pozmieniało (śmiech).

Pogodziła się już pani z rozstaniem?

- Nie chcę mówić o swoim rozwodzie. Kiedyś to robiłam, teraz nie zamierzam. To mój rozwód.

Martwi się pani o córkę?

- Mieszkamy razem. Czuję jednak, że Ala już niedługo pójdzie swoją drogą. Chciałabym, by ta droga była dla niej jak najpiękniejsza. I żeby ona z lekkim sercem w nią ruszyła. Nie jestem matką przerażoną. Ufam córce. Komu innemu miałabym ufać, jak nie osobie, którą sama wychowałam? Poza tym uważam, że każda myśl i każde słowo przerażonej matki są jak kamień u szyi jej dziecka.

Przyjaźnicie się?

- Bardzo. Dbam jednak o to, by być bardziej matką niż przyjaciółką. Przyznaję, że były takie momenty w naszym życiu, kiedy to się zachwiało Ala starała się mną opiekować, kiedy było mi ciężko. Taka sytuacja nie jest korzystna dla dziecka w żadnym wieku. Dorosły sam powinien się sobą zajmować.

Bała się pani kiedyś być samotną matką?

- Nie planowałam tego, więc o strachu nie mogło być mowy. Poza tym uważam, że my, kobiety, mamy w sobie niesamowite umiejętności godzenia różnych funkcji, trzymania dziesięciu srok za ogon. Wystarczy tylko uwierzyć, że sobie damy radę, i wszystko będzie dobrze.

A zdarzało się, że obawiała się pani, że nie będzie miała co do garnka włożyć?

- Wiele razy byłam bez pracy. Ale zawsze potrafiłam sobie powiedzieć: pożyczam kasę od znajomych, wstaję i zaczynam szukać pracy. Tak naprawdę te okresy w moim życiu były bardzo fajne, bo wiele mnie i córkę nauczyły. Wczoraj na przykład poszłam z Alą do księgarni. Ona dopadła "Dzienniki" Mrożka i "wtuliła się" w tę książkę. Wtedy pomyślałam, że wychowałam fajnego człowieka. Nauczyłam ją - i w Polsce, i przed laty w Paryżu - że jak nie mamy kasy, to nie jedziemy na superwakacje, tylko zostajemy w domu i sobie czytamy.

Jaka jest dzisiejsza młodzież? Zepsuta?

- Nie! (śmiech). Wpadają do nas przyjaciółki córki i moi dwudziestoparoletni siostrzeńcy (synowie Agaty Młynarskiej, przyp. red.). Dużo czasu spędzam z ludźmi młodszymi od siebie. Oni są bardzo fajni, tylko lepiej się znają "na kompie". Z tym zepsuciem to jest, moim zdaniem, tak: jak ktoś dużo o tym gada, to powinien się sobie przyjrzeć, czy przypadkiem to on sam nie jest zepsuty. Każdy przyciąga do siebie to, co sam ma w głowie. Jak się koncentrujemy na tym, że ludzie są źli i okrutni, to takich spotkamy. Jeśli widzimy pozytywy, to ich doświadczamy.

Jak pani w tym kontekście widzi mężczyzn?

- Baaaardzo pozytywnie! Baaaardzo (śmiech). Kompletnie wyrosłam z narzekania na facetów. Wydaje mi się, że to jest charakterystyczne dla trzydziestolatek, których wymagania rosną i które już doznały pierwszych większych rozczarowań. Te kobiety gadają w kółko, że nie ma już fajnych facetów. Tylko co to daje? Nic! W efekcie coś takiego z nich emanuje, że przyciągają do siebie albo dupków, albo żadnych. Bez sensu! Dopiero w okolicach czterdziestki ten temat wśród moich znajomych zanika. Czterdziestolatki zaczynają widzieć pozytywy. Ja teraz rozsmakowałam się w kontaktach z mężczyznami. Pokochałam ich! Dopiero teraz! Wcześniej miałam przekichane z facetami.

Mówiła pani, że seks jest przereklamowany.

- Jak dziś czytam te wywiady sprzed pięciu lat, to tarzam się ze śmiechu. Ale głupoty gadałam!

Co pani szczególnie lubi w mężczyznach?

- Oni są zmysłowi, seksowni, uroczy, zabawni, opiekuńczy i we wzruszający sposób dążą do rozwiązywania naszych problemów. Jak poprosisz faceta o okazanie uczuć, to umyje ci samochód. Ale ja nauczyłam się to doceniać. Mam teraz fazę "zgody między zwierzętami" (śmiech), i jest mi z tym dobrze. Przemiana najpierw musiała jednak nastąpić w mojej głowie, dopiero potem... w życiu. Jeszcze pięć lat temu uważałam, że faceci do niczego się nie nadają, że zawodzą kobiety.

Więcej informacji znajdziesz w najnowszym numerze magazynu "SHOW"!

Show
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy