Reklama
SHOW - magazyn o gwiazdach

Ewa Minge: Najlepsza decyzja w życiu

​Harda, niecierpliwa, ale też pomocna, czuła, wrażliwa na potrzeby innych. Znana projektantka mówi SHOW o tym, dlaczego warto czasem postawić na swoim.

Małgorzata Guss-Gasińska: Ten rok będzie wyjątkowy, świętujesz 30-lecie swojej marki, a także spełniasz marzenia w zupełnie innej dziedzinie. Zamykasz właśnie sprawy związane z otwarciem kolejnego Domu Życia, spokojnego miejsca dla seniorów w Zielonej Górze. 

Ewa Minge: Tak, to zawsze było moim marzeniem. Pewnie dlatego, że ludzie starsi zawsze robili coś dobrego w moim życiu. Moja babcia przekazała mi ogromną wiedzę, wszystko, co wiem o życiu, ludziach i emocjach, zawdzięczam właśnie jej. Starość mnie szalenie wzrusza, nieporadność tych ludzi... Moim pragnieniem jest, by znów czuli się potrzebni. Dlatego w tym naszym Domu Życia zadbamy o to, by tak się stało - mamy pracownie, sprzęt do rehabilitacji, fajne zajęcia... Wszystkie pobyty u nas są za darmo, finansuje je Fundacja (Fundacja Black Butterflies - przyp. red.). 

Reklama

- Nie ukrywam, że przygotowuję się też do innego, dużego projektu: chciałabym stworzyć dom mistrza seniora, a drugi dom dla dzieci i młodzieży wybitnie uzdolnionej ze środowisk wykluczonych społecznie. Tych młodych ludzi będę finansować, wspierać, ale pod warunkiem, że oni także będą uczestniczyli w życiu osób z domu mistrza seniora. Ci starsi staną się autorytetami, mentorami dla tych wchodzących w życie. Wzajemnie będą się od siebie uczyć. Może wtedy będę mogła rzucić tę modę... 

Przecież nigdy tego nie zrobisz, to twoja pasja od 30 lat! Trzydzieści lat to piękny jubileusz.... 

- Muszę się przyznać, że czuję się z tym bardzo fajnie. To dobry, ciekawy okres w moim życiu. Jedyne, z czym nie jestem w stanie się pogodzić, jedyna sprawa, która w moim życiu wraca, to tęsknota. Tęsknota za tymi, co odeszli, poczucie ich braku. Braku mamy, babci, dziadka Franka... Z pozostałymi rzeczami jestem pogodzona. Jako "trzydziestolatka" czuję się wow! Naprawdę super! To dobry czas w moim życiu. 

Co planujesz z okazji urodzin? 

- Wszystko, co dobre - wiem, że to może zabrzmi niefajnie, może trochę niepatriotyczne, ale trudno - zaczęło we Włoszech. To Włosi dopingowali mnie w tym, co robię w modzie, mówili: "dasz radę!". W związku z tym 30-lecie mojej marki będę obchodzić we Włoszech właśnie, na początku sierpnia. Zaplanowałam przepiękny spektakl. Mamy także kilka niespodzianek dla fanów naszej marki. Mogę już zapowiedzieć, że pojawi się Eva Minge w męskim wydaniu, nieco tańsza odsłona marki w postaci linii basic oraz nowe akcesoria. 

Czy po tylu latach wciąż można mieć świeże spojrzenie, wciąż tworzyć, bawić się tym? 

- Oczywiście! Kiedyś powiedziałam sobie, że na 30-lecie oddam komuś pałeczkę... Ale dziś wiem, że tak się nie stanie (śmiech). Wiem, że jeszcze wiele uda mi się zrobić. Co prawda zwolniłam nieco, odpuściłam kilka projektów. Wolę skupić na jednym, ważnym, najważniejszym... Nauczyłam się odpoczywać - odkryłam niedawno, że relaksuję się przy garnkach. Był to niejako przymus, bo po wielu, wielu latach na emeryturę przeszła niania moich synów, która zajmowała się domem, kuchnią i nimi do grubej pełnoletności... Dziś trudno znaleźć kogoś, kto zastąpi taką osobę, członka rodziny właściwie, dlatego ja przejęłam kuchnię. Wracam z pracy i z przyjemnością myślę o tym, co pysznego ugotować. I wymyślam, i gotuję. 

- Drugi mój relaks: padam po tym ugotowaniu i objedzeniu, otulam się moimi kotami, włączam dobry film, sięgam po książkę... Często w łóżku rysuję, projektuję: to moje hobby, wielka przyjemność przede wszystkim, a dopiero potem praca. 

Tak mówisz, ale masz opinię pracoholiczki. To nie jest dzisiaj modne! 

- Faktycznie, nie miałam w zeszłym roku urlopu. Na palcach jednej ręki mogę policzyć wolne weekendy. Co miesiąc planujemy z mężem urlop i już na niego wyjeżdżamy, ale... wciąż się coś dzieje. Targi w Niemczech, we Włoszech, do Chin musimy polecieć. Może wreszcie w lutym albo marcu uda nam się wyjechać. Marzy mi się takie 100-procentowe lenistwo na plaży i nicnierobienie: restauracja, leżak, książka, restauracja, leżak... 

Może powinnaś jednak skorzystać z pomocy. Sama wiesz, jakie to ważne - bo sama jej udzielasz, a czy potrafisz przyjąć pomoc? 

- Jak już wspominałam, miałam cudowną babcię, mamę mamy, która mi w życiu bardzo pomogła. Młodzi ludzie są egoistami - należałam do takich ludzi. Dla mnie taka altruistyczna pomoc babci, która totalne poświęciła się mnie i moim dzieciom, była wtedy czymś dziwnym, niezrozumiałym. Wydawało mi się, że ja nigdy nie będę zdolna do takiego bezgranicznego poświęcenia. Jednak przyszedł moment w moim życiu, kiedy uzmysłowiłam sobie, że jestem taka jak ona. Tak jak kiedyś babcia, dziś ja nie potrafię przyjmować pomocy. Jest we mnie za dużo godności. Nie chciałabym przeszkadzać ludziom, być dla nikogo ciężarem. W drugą stronę to działa zupełnie inaczej - kiedy pomagasz i widzisz, że to działa i ma sens (nie chodzi o samą wdzięczność), taka pomoc sprawia ogromną przyjemność. Sama nigdy nie potrafiłam o nic prosić. Zadzwoniłam niedawno do mojej przyjaciółki, ona nie odebrała. Napisałam jej od razu: "ja nic nie chcę, chcę tylko się dowiedzieć, czy żyjesz". A ona mi odpisała: "ty nigdy nic nie chcesz". Bo ja boję się, że komuś będzie nie na rękę, gdy poproszę, ten ktoś będzie się czuł skrępowany... 

Co takiego się wydarzyło, że z "egoistki" stałaś się tą cierpliwą i pomocną? 

- Przed laty doświadczywszy wyroku, kiedy diagnoza lekarska i podjęte leczenie właściwie prowadziły mnie do śmierci (nie dawano mi wielu szans), wiedziałam, że nie jestem przywiązana do życia. Naprawdę nie bałam się śmierci. Jedyne, czego się obawiałam, to tego, jak poradzą sobie moi synowie, mój tata, moja mama, która też wtedy zachorowała. Bałam się o bliskich, co się z nimi stanie, kiedy mnie zabraknie. W większości ludzie, których znam, to wierzący, nie tylko chrześcijanie. Każda religia daje nam obietnicę przejścia do lepszego świata... To skąd ten lęk? W tym samym momencie mojego życia zrozumiałam, że lubię żyć dla innych. Zauważyłam też taką prawidłowość, że wtedy, kiedy idę na skróty, a nie daj Boże przy okazji kogoś szturchnę, czy zepchnę z drogi, dostaję za to straszną karę. W związku z tym od wielu lat żyję tak, żeby świadomie nikogo nie skrzywdzić. A jeśli mi się to zdarzy, potrafię powiedzieć przepraszam, wytłumaczyć i po prostu poprosić o przebaczenie. Staram się nie żyć tylko dla siebie, nie gromadzić pieniędzy. Wydaję je na lewo i prawo, nie na jachty czy samoloty, ale żeby pomagać. Od lat mam takie rodziny, które są świadectwem tego, co robię. 

Jesteś chodzącym ideałem, czy może masz jednak jakieś wady? 

- (Śmiech) Potrafię być niecierpliwa w biznesie, harda w życiu zawodowym, odważna, kiedy mowa o decyzjach i pieniądzach. Wiele rzeczy mnie irytuje i denerwuje, nie odnajduję się w show-biznesie, bo muszę wchodzić w skórę, której nie znam i nie lubię. Jednak kiedy wiem, że mój czas, moje działanie, moje bycie z kimś może pomóc tej osobie - staję cię cierpliwa, wyrozumiała, uważna. Powstanie Fundacji Black Butterflies było kolejnym krokiem, jakby usankcjonowaniem tego, co i tak robiłam, i wiedziałam, że będę robiła. Pamiętam, że mój tata martwił się wtedy o mnie i mówił, że biorę na siebie zbyt dużą odpowiedzialność. Bał się, czy dam radę. Jednak kiedy zobaczył, jaki to przynosi efekt, jaka ja w tym jestem... myślę, że wie, że to była najlepsza decyzja. 

SHOW 

Małgorzata Guss-Gasińska

Zobacz także:

Show
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy