Reklama
SHOW - magazyn o gwiazdach

Dorota Kolak: Jak nie zagrałam Kopciuszka

Pierwszą zawodową porażkę poniosła w przedszkolu. Modową – w liceum. Tą drugą mocno zirytowała ojca. Potem podpadła mu, gdy... spiłowała nogi od łóżka.

"Z dzieciństwem najbardziej kojarzą mi się święta. W całym domu pachniało wtedy ciastem, pastą do podłogi i pomarańczami, które babcia Cesia zawsze kitrała dla swoich wnuczek. Mocno zapadły mi też w pamięć kolorowe bibułkowe parasolki, które tata kupił kiedyś nad Wisłą dla mnie i mojej siostry", wspomina aktorka w rozmowie z SHOW.

Jest rodowitą krakuską. "Mieszkaliśmy przy ulicy Sławkowskiej, przy samym Rynku", mówi. Latem co godzinę słyszała Hejnał Mariacki przez otwarte okno. Jej miejscem zabaw były Planty - tam chodziła na spacery z rodzicami, na sanki, na lody. Tam też tata uczył ją jeździć na rowerze. "W pobliżu był mały sklepik, a w nim »mydło i powidło«. Pamiętam, że mama dawała mi pięć złotych i wysyłała po drzewo w wiązkach. W sklepie kupowałam też oranżadę i włoszczyznę", wspomina aktorka.

Reklama

Na niedzielny obiad Dorota, jej młodsza o dwa lata siostra Beata i rodzice szli do babci. "Mieszkała pod samym Wawelem, więc dumnie kroczyliśmy drogą królewską", mówi Kolak. Jej rodzice ukończyli wychowanie fizyczne na AWF-ie. Oboje zdradzali jednak artystyczne uzdolnienia: Jerzy Kolak miał talent plastyczno-techniczny, mama Doroty, Alina, potrafiła grać na fortepianie bez nut. "Grała »z kapelusza«, wystarczyło rzucić jej utwór, a ona potrafiła go odtworzyć", mówi aktorka.

Przez wiele lat pani Alina była wodzirejem. "Oboje z tatą świetnie tańczyli: poloneza, krakowiaka, charlestona, walca. Byłyśmy z siostrą kilkuletnimi pyrdkami, a już znałyśmy podstawowe kroki", uśmiecha się Dorota.

W przedszkolu mała artystka przeżyła wielkie rozczarowanie. "Miałam zagrać Kopciuszka. Niestety, pochorowałam się. I proszę sobie wyobrazić, że kiedy wyzdrowiałam, moja rola była już obsadzona! Zagrałam więc złą siostrę. To była moja wielka porażka", żartuje. Jej gorycz szybko osłodziły nadchodzące wakacje, które państwo Kolakowie zawsze spędzali bardzo aktywnie. "Rodzice byli wychowawcami na koloniach. Zabierali nas ze sobą i spędzaliśmy dwa wspaniałe tygodnie. Uprawialiśmy sport, plażowaliśmy, organizowaliśmy bale przebierańców. Pamiętam, że któregoś roku przebrałam się za Cygankę. Każdy dzień rozpoczynał się apelem. A po całym dniu zabawy, w kuchni czekał na nas kocioł pysznej, zimnej i bardzo słodkiej kawy zbożowej. Namiętnie piliśmy też kwas chlebowy. Pycha!", wspomina Dorota.

Aktorka zawsze miała bardzo dobre relacje z rodzicami i nie przeżyła okresu buntu. Ale jako nastolatka czasem podpadała ojcu... W czasach PRL-u sklepy świeciły pustkami, więc Dorota i jej siostra Beata same szyły dla siebie ubrania. "Robiłyśmy supeł w tetrze i farbowałyśmy materiał, z którego potem powstawały piękne spódnice. Kiedyś wystroiłyśmy się w te kiecki, obwiesiłyśmy się koralami z makaronu i zaplotłyśmy warkoczyki. Tata spojrzał na nas i wypalił: »To wy idźcie przodem«", wspomina ze śmiechem aktorka.

Innym razem siostry spiłowały nogi od łóżek, bo właśnie weszła moda z Zachodu na spanie na materacach.

Już od najmłodszych lat drugim domem Doroty był teatr. "Mój tata najpierw pracował w teatrze Bagatela, a potem został kierownikiem technicznym w Starym Teatrze. W jednym i drugim spędzałam więc całe dnie. Pierwszy spektakl, jaki pamiętam, to »Chata wuja Toma«. Tak się nim przejęłam, że dostałam gorączki". Debiut na deskach teatralnych Dorota zaliczyła w drugiej klasie podstawówki. "Potrzebowali dziewczynki do bajki. Zagrałam na prawdziwej scenie, choć przypłaciłam to wielkimi kłopotami w szkole. Nauczyciele długo wypominali mi moje nieobecności na lekcjach", wspomina.

Aktorstwo wciągnęło ją na dobre kilka lat później. Mama Doroty prowadziła zespół taneczny i kabaret. Któregoś razu pozwoliła córce wziąć udział w zajęciach i zatańczyć tango. "Wiedziałam już, że chcę występować. Po prostu nie miałam innego wyjścia", zdradza aktorka.

Przez całe liceum Dorota marzyła tylko o jednym: chciała grać. Zapisała się do szkolnego kółka teatralnego. Nawet osiemnaste urodziny spędziła w teatrze. Po maturze postanowiła zdawać do szkoły aktorskiej, ale nie wierzyła, że się dostanie. "Miałam problem, który już na starcie mnie dyskwalifikował. Nie wymawiałam »r«. Zawzięłam się jednak i przez rok udało mi się poprawić tę wadę. Dziś zajęcia z dykcji wspominam jako koszmar, ale wiem, że było warto", mówi.

Pierwszy rok nie był łatwy. "Na nic nie było czasu, od rana do nocy siedzieliśmy w szkole. Potem było troszkę lepiej", mówi Dorota.

Na trzecim roku poznała przyszłego męża, studenta łódzkiej filmówki, Igora Michalskiego. Wkrótce oboje dostali angaż w teatrze w Gdańsku, gdzie mieszkali przez 20 lat. Ostatnie sześć lat małżonkowie żyli jednak na dwa domy. "Mąż pracował w Kaliszu, a ja i córka na Pomorzu. Teraz został dyrektorem Teatru Muzycznego w Gdyni i znów całą rodziną będziemy mieszkali w jednym miejscu", cieszy się aktorka.

Justyna Kasprzak

SHOW 27/2013

Show
Dowiedz się więcej na temat: Dorota Kolak
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy