Reklama
SHOW - magazyn o gwiazdach

Chciałam być bufetową

​Jako dziecko marzyła o pracy barmanki. Potem chciała ruszyć w świat. A gdy wyjechała, błyskawicznie wróciła...

"Jestem najmłodsza z trójki rodzeństwa i mogę śmiało powiedzieć, że byłam oczkiem w głowie rodziców oraz wielką miłością babci Heleny. Może dlatego stałam się łobuziakiem", opowiada aktorka. Tata Ewy, Leon, był dyrektorem szkoły podstawowej w Stargardzie Szczecińskim. Jeździł motorem Simson i miał przydomek "Wąsik". W domu udawał surowego, ale nie budził postrachu. "Rano babcia przynosiła mu gazetę. Kiedy czytał przy śniadaniu, dosypywaliśmy mu sól do herbaty albo zadawaliśmy głupie pytania, typu: »Tato, a kupisz nam mercedesa?«. On, pogrążony w lekturze, potakiwał, kiwając głową. Wywoływało to u nas dziką radość", wspomina Kasprzyk.

Reklama

Mama Stanisława pracowała w restauracji z dancingiem. To miejsce przyciągało niepowtarzalną atmosferą. "Jednym z moich pierwszych marzeń było »zostać bufetową«", śmieje się Ewa. "Pamiętam panią Jadzię, bardzo piękną kobietę, której fartuszek bufetowej jeszcze dodawał uroku. Też tak chciałam", dodaje.

Od najmłodszych lat zachwycała, deklamując wierszyki. "Występowałam na wszystkich apelach w szkole, a na rocznicę rewolucji tańczyłam kazaczoka. Jak nie szło mi z matematyki, to nauczyciele mówili: »No dobra, powiedz jakiś wierszyk i zdałaś!«" śmieje się Ewa. Tuż po liceum wiedziała, co chce dalej robić w życiu. Złożyła papiery do warszawskiej PWST, ale poległa na egzaminie wstępnym. "Do krakowskiej szkoły teatralnej dostałam się już po skończeniu studiów pedagogicznych. I od razu koledzy na roku zaczęli mówić do mnie Megi, od magistra", wspomina gwiazda. Chociaż Kraków uchodzi za fantastyczne miasto dla studentów, Ewa nie potrafiła się tu zaaklimatyzować. "Dusiłam się, chciałam jechać w świat", mówi. 

I wyjechała - najpierw do Gdańska. "Poczułam, że to jest moje miejsce. Zaczęłam grać w teatrze Wybrzeże. W Gdańsku znalazłam miłość, urodziłam córkę Małgosię, wyszłam za mąż". Ale życie postanowiła przynieść Ewie kolejną niespodziankę. "Mój mąż Jerzy jest inżynierem, buduje okręty. Szybko zaczęły mu się trafiać zagraniczne kontrakty", opowiada. Początkowo aktorka nie chciała wyjeżdżać z kraju i koncentrowała się na karierze. Jednak miała świadomość, że związki na odległość rzadko kiedy okazują się trwałe... "Kiedy więc mąż dostał propozycję ośmioletniego kontraktu w Warnie, postanowiłam wyjechać razem z nim".

W słonecznej Bułgarii Ewa wytrzymała rok. Status "żony męża" szybko przestał jej odpowiadać. Aktorka próbowała nawet zatrudnić się w miejscowym teatrze. "Wreszcie wzięłam męża na rozmowę i powiedziałam: albo wracamy, albo się rozstajemy". Wrócili oboje, bo kto jak kto, ale Ewa jest bardzo przekonująca... 


Oskar Maya

SHOW 6/2012

Show
Dowiedz się więcej na temat: Ewa Kasprzyk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy