Reklama

Artystki, które pokochali wszyscy Polacy

Kiedyś pokochali je wszyscy Polacy. Zawładnęły ich wyobraźnią, oczarowały, wprawiły w zachwyt. Ich biografie mogłyby z pewnością posłużyć za kanwę dla niejednego hollywoodzkiego filmu. Poznajcie artystki, które w drugiej połowie ubiegłego wieku nie schodziły ze sceny i niepodzielnie rządziły na srebrnym ekranie. Sprawdźmy, co robiły kiedyś i co robią dziś.

Krystyna Podleska

W Polsce zasłynęła dwiema rolami. Najpierw był jej występ w dramacie psychologicznym "Za rok, za dzień, za chwilę..." w reżyserii Stanisława Lenartowicza z 1977 roku, o którym - ku rozczarowaniu aktorki - z początku nie mówiono zbyt wiele. 

Ale to właśnie ta rola miała się wkrótce przyczynić do powstania jej legendy. U Lenartowicza zagrała bowiem w odważnej, jak na tamte czasy, rozbieranej scenie, sprawiając, że zwłaszcza męska część widowni zasiadała do seansu z wypiekami na twarzy. 

Choć pamięć o jej występie nawet po latach pozostaje żywa, to aktorka każdą wzmiankę o nim zbywa machnięciem ręką: - Ja najwyżej leżałam w łóżku albo wstawałam z łóżka, albo byłam pod prysznicem, więc nie rozumiem po prostu, co to jest za halo.

Reklama

Dopiero występ w "Misiu" Stanisława Barei sprawił, że zrobiło się o niej głośno. Wcieliła się tam w rolę Oli Kozeł, kochanki Ryszarda Ochódzkiego. I znów stanęła przed kamerą prawie nago. Jej wdzięki miał nawet docenić jej ojciec, który ­po obejrzeniu jednego z jej filmów wyznał ponoć przyjacielowi: - Nie wiedziałem, że moja córka ma takie ładne piersi. 

O "Misiu" Podleska mówiła, że zmienił jej życie - do dziś zresztą utrzymuje, że to współpraca z Bareją, a nie z Zanussim (który obsadził ją w "Barwach ochronnych" i "Kontrakcie") wpłynęła na jej losy najsilniej. Często żartuje, że do "Misia" wzięto ją chyba dlatego, że Barei trzeba było w filmie kogoś, kto zagra jak... autentyczna idiotka. 

Na deskach teatru - czy przed kamerą - Podleska pojawia się dziś raczej rzadko (ostatni był jej występ w teledysku Łukasza Gorczycy). Częściej pracuje jako tłumaczka literatury angielskiej. Dwa lata temu ukazał się jej książkowy wywiad-rzeka "Dziewczyna Misia", w którym opowiedziała anegdoty związane m.in. z realizacją kultowego filmu Barei. 

Irena Karel

Nazywano ją Słoneczkiem PRL-u lub polską Brigitte Bardot. Nic dziwnego: dziewczęca uroda Ireny Karel wyróżniała się na tle PRL-owskiej szarzyzny. Miał się do niej zresztą zalecać sam Andrzej Łapicki. Sławę przyniósł jej występ w "Panu Wołodyjowskim" Jerzego Hoffmana oraz fakt, że nie miała oporów, by stawać przed kamerą w negliżu lub prawie nago.

 

Gwiazda Ireny Karel zgasła jednak równie szybko, jak zapłonęła. Ze światem filmu rozstała się podobno przez chorobę matki i poważne problemy zdrowotne, które również jej nie omijały. W 2011 r., za sprawą Wojciecha Smarzowskiego, który obsadził ją w "Róży", na krótko wróciła przed obiektyw kamery. Był to jednak zaledwie epizod, po którym znów zapadła o niej cisza. 

O Irenie Karel przypomniano sobie całkiem niedawno, gdy rozeszła się plotka, że otrzymała w spadku pokaźny majątek. Została podobno właścicielką nieruchomości leżących w pobliżu warszawskiego ogrodu zoologicznego. Jeśli wierzyć tym doniesieniom, aktorka nie musi się już zatem martwić o emeryturę.

Danuta Lato

Jej nazwisko było jednym z najgorętszych w PRL-u. Choć był to - po prawdzie - tylko pseudonim artystyczny. Urodziła się bowiem jako Danuta Irzyk (znano ją jednak także jako Danutę Duval). Na świat przyszła w niewielkiej, podkarpackiej wsi, z której "wyrwał" ją niemiecki biznesmen.

Pracowała jako fotomodelka i modelka topless (na koncie ma około 200 sesji), trafiając na okładki i rozkładówki znanych magazynów dla mężczyzn. Do współpracy zaprosił ją nawet słynny konkurent "Playboya" - amerykańsko-brytyjski "Penthouse". Grywała w filmach (niemieckich, izraelskich i włoskich) oraz serialach, m.in. w pierwszej polskiej telenoweli z 1989 r. - "W labiryncie". Na swoim koncie ma także epizod w pornograficznym filmie "Busen 2", co - jak można się domyślić - w jej rodzinnej Szufnarowej nie spotkało się z życzliwym przyjęciem. 

W 1987 roku zasłynęła utrzymaną w estetyce italo disco piosenką "Touch My Heart", która prędko zawładnęła wieloma europejskimi parkietami i rozgłośniami muzycznymi. Niestety, Danuta Lato miała się okazać artystką jednego przeboju - jej kolejne utwory przeszły już bez echa. Zanim jej sława przebrzmiała, zdążyła jeszcze wejść w buty celebrytki, pojawiając się w wielu w hiszpańskich programach telewizyjnych. 

Z perspektywy czasu wydaje się, że świat dostrzegł tylko obfity biust piosenkarki (w wywiadach maglowano ją o niego bez ustanku). Cóż, trzeba przyznać, że przy jej wzroście (150 cm) i wymiarach (102-88-58) trudno go było nie dostrzec...

 Gdy w 1994 r. nagrała ostatnie nieopublikowane piosenki, postanowiła usunąć się w cień. Obecnie pracuje jako fizjoterapeutka. Wiadomo, że do Polski - i do rodzinnej Szufnarowej - wraca regularnie. Do rodaków ma jednak żal: - W kraju zrobiono ze mnie najgorszą prostytutkę... - mówi. A nie na takim odbiorze jej przecież zależało. Chciała tylko - jak wiele jej rówieśniczek - wejść w wielki świat, posmakować życia, uciec przed PRL-owską szarzyzną.

 

Krystyna Janda

Kariera Krystyny Jandy potoczyła się zgoła inaczej niż pozostałych artystek. Aktorka jest stale aktywna zawodowo i nie przestaje zaskakiwać wielbicieli kolejnymi wcieleniami, zresztą nie tylko scenicznymi. Obecnie rozwija swą autorską markę kosmetyków premium - we współpracy ze sprawdzonymi specjalistami tworzy kremy do pielęgnacji cery dojrzałych, świadomych siebie kobiet. Równolegle zarządza dwoma warszawskimi teatrami - słynną Polonią i Och-Teatrem, który założyła w 2010 r.

 

Janda  zaczęła swoją karierę w brawurowy sposób, bo od występu w "Człowieku z marmuru" Andrzeja Wajdy - filmie, który na stałe wszedł do kanonu polskiego kina narodowego. Ze zmarłym przed dwoma laty reżyserem aktorka rozumiała się doskonale; efektem ich przyjaźni były kolejne wspólne filmowe przedsięwzięcia: "Bez znieczulenia" (1978), "Dyrygent" (1979), "Człowiek z żelaza" (1981) czy "Tatarak" (2009). 

W szczycie kariery aktorka nie wstydziła się swej nagości. Najbardziej wymagający wydaje się z tej perspektywy jej występ w "Przesłuchaniu" Ryszarda Bugajskiego, gdzie wcieliła się w postać Antoniny, kobiety zmuszonej przez przesłuchujących ją mężczyzn do rozebrania się do naga. 


Potem scen nagości wydawała się unikać. - Od dawna odrzucam wszelkie propozycje rozbierania się. Wiem, że są artystki, które im starsze, tym chętniejsze, ale ja nigdy nie miałam na to specjalnej ochoty. Nie lubię się. Oglądanie własnych zdjęć jest dla mnie bolesne. - mówiła jeszcze niedawno. 

Ostatnio nie wydaje się już jednak równie kategoryczna. - Dziś zagrałabym w takiej scenie, jeśli temat byłby równie ważny [jak w "Przesłuchaniu" - przyp. red.], a scena artystycznie uzasadniona i niezbędna. - stwierdziła przed pięcioma laty. Cóż, na ekranie jest również miejsce dla dojrzałych kobiet , zwłaszcza, jeśli są tak piękne, jak Janda. Zobaczymy zatem, co przyniesie przyszłość.

 

 

 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy