Reklama

Ewa Błaszczyk o świątecznym stole

Przy świątecznym stole siedzi cała rodzina. Również Ola na wózku i jej pielęgniarka - mówi Ewa Błaszczyk.

Czym są dla pani święta wielkanocne?

Ewa Błaszczyk: Święta zaczynają się dla mnie wtedy, gdy dzień staje się dłuższy. Chyba najciężej przechodzę grudzień, styczeń. Potem świat się rozjaśnia. Bo wiem, że zmierzam do punktu, w którym zaczyna się życie. Już ziemia pachnie inaczej, słychać śpiew ptaków, ogród budzi się do życia: pojawiają się pierwsze kwiaty, na bzie rozkwitają pączki. Czuję, że zaczyna mi się chcieć. Że wychodzę z mroku. Że wstępuje we mnie nowy duch.

Wielkanoc jest symbolem nowego życia. Co pani czuje, gdy w Klinice "Budzik" budzi się do nowego życia kolejne dziecko?

Reklama

- Walczyłam o te wybudzenia. Po cichu się ich spodziewałam. I to jest wspaniałe, kiedy patrzę, gdy budzi się kolejne dziecko i widzę radość w oczach rodziców. Tu nie ma słów. I chyba nie potrafię nazwać tych uczuć. Tak jak nigdy nie zastanawiałam się: "Dlaczego mi się to przytrafiło?", tylko wzięłam się do roboty, tak samo jest przy kolejnym wybudzeniu. Teraz skupiam się na tym, by ściągnąć ze świata kolejne programy. Np. do diagnozowania dziecka, które jeszcze się nie obudziło, a jest w minimalnej świadomości. Tak jak mamy już w Polsce rozrusznik serca, to chciałabym, żeby był taki stymulator w pień mózgu. Chciałabym, żeby taki program eksperymentalny wprowadzić, bo Japończycy mają w tym genialne wyniki. Jak się nie udaje szybko wybudzić dziecka, może w takim stanie trwać latami. A gdyby miało stymulator, szybciej wróciłoby do życia.

Taki stymulator byłby też dużą szansą dla pani córki Oli...

- Na pewno. Choć już 15 lat, jak Ola jest w śpiączce. A im ktoś dłużej jest w takim stanie, tym jego szanse są mniejsze.

Katarzyna Żak opowiadała mi, jak zbierała datki na Klinikę. Mówiła: "Ludzie wrzucali po 5 zł, a ja się zastanawiałam, ile lat trzeba zbierać, żeby powstała taka inwestycja!". Jakiej trzeba determinacji?

- Rzeczywiście trzeba ogromnej konsekwencji, żelaznej woli i nadludzkiej motywacji. Ja je miałam. Choć początki były trudne. Chodziłam "od domu do domu", pukałam do wszystkich instytucji, potem pomogły stacje telewizyjne, jak TVN czy Polsat, dołączył się Jurek Owsiak, dostałam też unijną dotację. I w ten sposób w 2007 r. został wbudowany kamień węgielny pod budowę "Budzika", a na wiosnę 2008 r. ruszyła budowa. Ale w mojej sytuacji właściwie nie miałam wyboru. Bo mogła być albo zagłada, albo musiałam nadać tej sytuacji sens, bo tylko wtedy można wytrzymać. A jeszcze, oprócz chorej Oli, była piękna, zdrowa Mania - i za jej świat też byłam odpowiedzialna. Musi też być powód, żeby rano wstać z łóżka.

Wielkanocny poranek... Jak on wygląda?

- Bardzo rodzinnie, w dużym gronie - przywożę rodziców, przychodzi brat z bliskimi. Przy świątecznym stole siedzi cała rodzina. Również Ola na wózku i jej pielęgniarka. Ola przygotowuje też z terapeutami komunikacji pozawerbalnej pisanki. To taki moment, kiedy pojawia się optymizm, wstępuje życie. Mania przygotowuje swoje pisanki, a potem wszystkie leżą w koszyku, który stawiamy na stół. W Wielką Sobotę idę z Manią do kościoła na Bielanach, do którego przychodzą artyści, żeby poświęcić koszyczki. Zawsze wtedy spotykamy się z naszym przyjacielem, ks. Wojtkiem i wieloma artystami, rozmawiamy, pijemy herbatę, spędzamy razem ten przedświąteczny czas.

Co w tych świętach jest najważniejsze?

- Najważniejszy jest Pan Bóg. Nie dostałam chyba łaski wiary, ale bardzo się staram. Rozmawiam z Nim nieustannie - proszę, przepraszam, czasem się kłócę.

A w życiu? Co jest najważniejsze w życiu?

- Tego nie wiem. Bo takie rzeczy jak miłość, przyjaźń - to oczywiste. Ale tak sobie myślę, że rozwój. Bo wtedy wspinamy się na wyższy poziom. Tylko ta iskra, która jest spirytusem, powoduje, że się chce. Że się człowiek uśmiecha do innych.

Pani od lat żyje dla innych...

- I zauważyłam, że energia, którą daję, zawsze do mnie wraca. Z niej czerpię siły do życia. I do działania.

Ma pani taką nadzieję, że przyjdą święta, kiedy Ola będzie zdrowa?

- Nie wiem. Zakładam każdą wersję. Życie mnie nauczyło, że może wydarzyć się wszystko i w każdej sekundzie.


Świat kobiety
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy