Reklama

Joanna Brodzik: Zazdrość i sztuczki

„Przebieranek w sypialni nie polecam”, zdradza SHOW aktorka, która świetnie się bawi na planie nowego serialu. Co na to jej partner?

Znowu gra pani kobietę, która się nie maluje i ubiera zwyczajnie - mam na myśli pani rolę w nowym serialu "Nie rób scen". Nie chciałaby pani zagrać seksownej singielki?

Joanna Brodzik: - To jest ogromna przyjemność grać zwykłego człowieka z krwi i kości, nawet trochę z tłuszczu. Zdecydowanie wybieram bycie prawdziwą niż bycie idealną i perfekcyjnie wystylizowaną. Może producenci to dostrzegli we mnie, dlatego obsadzili mnie w roli Anki. Zresztą prywatnie też wolę wskoczyć w dres.

Czyli dobrze się pani czuje w tej roli?

Reklama

- Dobrze rozumiem swoją bohaterkę. Fajnie, że ona ma odwagę popełniać błędy, żeby potem je naprawiać. Będę się od niej uczyć. Oprócz tego pomógł fakt, że sama jestem mamą, więc tym lepiej rozumiem Ankę.

Na planie nie tęskni pani za synami? W końcu do tej pory mieli mamę na każde zawołanie.

- Z ogromną przyjemnością stwierdzam, że to chłopcy tęsknią za mną. Są już duzi i potrafią zrozumieć, że idę do swojej pracy i, co mnie ogromnie cieszy, zaczynają rozumieć komunikat, że idę do swojej pracy, bo ją kocham.

Chłopcy rozumieją, że rodzice są popularni?

- Nasza obecność w telewizji jest dla nich częścią codzienności. Zresztą nasi przyjaciele też wywodzą się z tego środowiska i chłopcy traktują ich normalnie. Na przykład gdy przyjeżdża do nas na kolację Marzena Rogalska, pytają się, czy ciocia ma następnego dnia dyżur, bo od tego zależy, czy będzie mogła im poczytać na noc, czy będzie musiała jechać do domu, bo rano prowadzi program. Dla nich to jest naturalne.

Może sami zostaną gwiazdami? Zabiera ich pani na castingi?

- Pracuję w tym zawodzie i wiem, jak trudno jest zaadaptować się dzieciom na planie i jak niewiele z nich ma predyspozycje do tego, żeby być przez kilka godzin do dyspozycji ekipy i móc realizować scenariusz. Wiem też, jaką cenę dzieci za to płacą. Zdecydowanie jestem zdania, że jeśli chłopcy będą chcieli iść tą drogą, to muszą być na tyle duzi, żeby móc dostrzec i ocenić konsekwencje.

Teraz, gdy jest pani bardziej zapracowana, Paweł przejął więcej obowiązków domowych?

- Dajemy radę, jesteśmy dobrze zorganizowani. Zresztą dzięki temu, że w tym serialu łączy się kilka wątków, nie jestem zobligowana do bycia na planie non stop.

Ukochany nie zazdrości pani tylu propozycji zawodowych?

- Mój partner jest idealnym mężczyzną i nigdy nie zazdrości sukcesu swojej kobiecie.

W serialu pojawia się scena, w której kusi pani serialowego męża strojem pokojówki. Czy prywatnie też stosuje pani takie sztuczki, żeby podgrzać atmosferę w związku?

- Ekipa miała dużą radochę, kiedy zobaczyła mnie tak ubraną. W serialu niekoniecznie to zadziałało, więc szczególnie nie polecam. Po prostu o związek trzeba cały czas dbać.

Jest pani serialową mamą dziewczynki. Czy prywatnie marzy pani o córeczce?

- Wykonywanie mojego zawodu to jest największe błogosławieństwo, bo mogę mieć córkę, którą o określonej godzinie oddaję, bez uczucia żalu. Zatem mam już tę potrzebę zaspokojoną w pracy.

Ma pani nowe propozycje? Może rola w filmie?

- Nie mogę jeszcze mówić o szczegółach, zdradzę tylko, że są to propozycje teatralne. Jeśli chodzi o film, to pewnie, że chciałabym, ale nie można łapać kilku srok za ogon, a ja jestem w bardzo fajnym momencie zawodowym i nie mam na co narzekać.

Magdalena Makuch

SHOW 4/2015

Show
Dowiedz się więcej na temat: Joanna Brodzik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy