Reklama

Dorota Wellman: Nie boję się zdrady

Jej mąż fotografuje piękne aktorki, ale Dorota nie boi się, że któraś z nich skradnie jego serce. „Na zazdrość nie mam czasu. Drugiej takiej jak ja nie znajdzie”, mówi nam i tłumaczy, jak stworzyć związek doskonały i wychować sobie faceta.

Trudno się z panią umówić - wciąż jest pani w biegu. Kiedy znajduje pani czas dla siebie?

Dorota Wellman: - Codziennie wstaję o godzinie 4.15, bo musimy być bardzo wcześnie w studiu przed programem "Dzień Dobry TVN". Dlatego kiedy jeszcze ludzie smacznie śpią w ciepłych łóżkach i przewracają się z boku na bok, my już jesteśmy bardzo aktywni. Czas dla siebie znajduję w międzyczasie. Staram się spędzać weekendy w domu, ale nie leniuchuję cały dzień. Śpię bardzo krótko, jakieś 5-6 godzin. To mi zupełnie wystarcza, szkoda mi czasu na spanie. Bardzo lubię aktywny tryb życia. Jeśli nie miałabym tych wszystkich zajęć, zwariowałabym.

Reklama

Nie jest jednak pani zmęczona tym pędem?

- Gdybym nie miała zajęć, to zawsze bym je sobie znalazła. Lubię żyć w tym kołowrotku. Oczywiście, jak każdy, też miewam gorsze dni. Pojawia się zmęczenie i niechęć do świata, do ludzi, ale umiem to w sobie pokonać. Nigdy nie dopadł mnie stan depresyjny. Na gorsze dni miewam swoje metody. Bardzo dobrze robi mi ruch. Dużo biegam, ćwiczę, chodzę na siłownię, muszę fizycznie wyładować stresy, które się gromadzą. A gromadzą się wszędzie - w głowie, sercu, mięśniach. Człowiek się wtedy gorzej czuje. Nie należy zapominać, że mam 54 lata. Wiek też robi swoje. Ale i tak lubię być w pędzie.

To kiedy właściwie widuje się pani z rodziną przy tych wszystkich zajęciach?

- Potrafię wszystko dobrze zorganizować. Dlatego mam czas dla siebie i dla swoich bliskich. Zawsze w domu jest obiad i czas, kiedy spotykamy się wszyscy razem. Nie ma możliwości, żebyśmy w domu się mijali. Musimy wiedzieć, co u nas słychać, jesteśmy nieustannie w kontakcie telefonicznym. Może mamy trochę mniej czasu, ale spędzamy go intensywnie i dobrze. Mojego domu nie ma beze mnie, doskonale zdaję sobie z tego sprawę. To ja jestem organizatorem tych wszystkich spotkań, wspólnych obiadów, kolacji czy sobotnich śniadań. Scalam, łączę i zszywam. Taka jest moja rola i bardzo się z niej cieszę.

Wiele kobiet zastanawia się, jak połączyć role żony, matki, pani domu i spełniać się w pracy zawodowej. Pani to się udaje.

- Faktycznie jakoś daję radę bez większego problemu połączyć to wszystko. Czasami sobie odpuszczam, nie jestem perfekcyjną panią domu, zresztą nie chciałabym nią być. Zdarza się, że mam nieposprzątane, czy nie zrobiłam prania. Nie wszystko musi być przygotowane do testu białej rękawiczki, bo takiego życia nie ma. Na szczęście mam mądrych bliskich, którzy mówią mi: "Nie rób tego", albo "My dzisiaj to zrobimy". Ale lubię być panią domu, kurą domową. Lubię dla swoich mężczyzn prasować, przygotowywać im różne rzeczy. Nigdy nie powierzyłabym zajmowania się domem komuś innemu. Te domowe obowiązki są dla mnie odskocznią od sfery zawodowej.

Ale, jak sama pani wspomniała, mąż pomaga w pracach domowych.

- Od wielu lat precyzyjnie dzielimy obowiązki partnerskie. Krzysiek nie traci na męskości, kiedy wstawia pranie, gotuje obiad albo przejedzie się z odkurzaczem. Nie tylko kobieta pracuje w domu. Mam dwa etaty: jeden zawodowy, drugi domowy. Mój mąż też, niczym się nie różnimy. Zresztą syn został tak wychowany, że także ma swoje obowiązki. Myślę, że kobieta, która się z nim zwiąże, będzie bardzo zadowolona, że Kuba potrafi odkurzać czy prasować.

Tylko jak sobie wychować faceta, żeby to wszystko robił?

- Nie dać "dziadowi" leżeć na kanapie! (śmiech). Ma być aktywny, ma pracować. Nic mu się nie stanie, jak nauczy się obsługi pralki czy wyprasuje koszulę. Myślę, że podział klasyczny: "Mężczyzna pracuje, kobieta go obsługuje" po prostu się skończył. Kobieta, która zostaje w domu i wychowuje dziecko, też pracuje. Opieka nad dzieckiem to bardzo odpowiedzialne zadanie, podobnie jak obsługa całego domu - to wszystko wymaga wysiłku. Mężczyźni bardzo się zmienili i już coraz lepiej wiedzą, jak dzielić się obowiązkami w małżeństwie. Czasy się zmieniają i kobiety powinny od samego początku związku ustalić reguły. Chciałam też kobietom przypomnieć, że mężczyznom należy komunikować wszystko wprost. Nie uważać, że się domyśli, że trzeba odkurzyć, tylko najlepiej na stole położyć kartkę z prośbą, co ma zrobić. Naprawdę mężczyźni to potrafią!

Czyli widzę, że ma pani gotową receptę na udany związek?

- Jesteśmy przykładem włoskiej rodziny - wykrzyczymy sobie wszystko, a potem szybko się godzimy. Nie ma cichych dni - tego bym nie zniosła. To jest najgłupsza rzecz, jaką człowiek może robić. Zbiera w sobie złość, aż dojdzie do nienawiści do drugiego człowieka. Myślę, że jeśli już zdecydowaliśmy się być razem, to trzeba powiedzieć głośno, czego nam brakuje, co nam nie pasuje w związku. Warto rozmawiać. Mężczyźni nie domyślą się, co oznacza nasz foch. Z mężem dużo rozmawiamy. Jeśli nie przez telefon, to w domu wieczorami.

A temat zazdrości przewija się w waszych rozmowach?

- Gdybym miała być zazdrosna o męża, który fotografuje piękne aktorki, to bym się powiesiła. Nie mam czasu na zazdrość. Mam zaufanie do męża, a jeśli coś ma się zdarzyć, to się i tak zdarzy. Poza tym, jestem naprawdę głęboko przekonana, że drugiej takiej jak ja nie będzie mieć.

Ale rzadko pokazujecie się razem.

- Mąż ma swój świat, swoją pasję, on nie jest mężem Doroty Wellman. Ma własne sukcesy, pasje. Praca zawodowa jest dla niego ważniejsza niż pokazywanie się ze mną.

Z synem też ma pani dobry kontakt?

- Oczywiście. Zawsze z nim rozmawialiśmy, od małego odpowiadaliśmy na każde jego pytanie. Na początku na najgłupsze, a potem na najtrudniejsze. Teraz, kiedy jest dorosłym człowiekiem, wystarczy nam jeden SMS typu: "Dam znać, gdy będę wracał". Syn zrozumiał, że ten SMS nic go nie kosztuje, a ja dzięki temu jestem spokojna. Chociaż i tak podświadomie czekam, kiedy wróci. Chyba każda matka tak ma, że śpi w stanie czuwania.

To co będzie, kiedy Kuba się wyprowadzi?

- Jestem na to przygotowana. Już często pomieszkuje poza domem, ale mamy kontakt telefoniczny. Zresztą on też lubi wiedzieć, czy u mnie wszystko w porządku, to nie jest kontakt jednostronny. Zawsze będę podkreślać, że rozmowa jest najważniejsza.

Rozmawiacie o seksie i dziewczynach?

- Naturalnie, poruszamy wszystkie tematy. Rozmowy o seksie, czy uświadomienie powinno nastąpić odpowiednio do wieku rozwojowego. Nasza relacja nie jest tylko na poziomie rodzic-dziecko, jesteśmy przyjaciółmi.

A jest pani przygotowana na to, że syn obwieści wam, że zostanie tatą?

- Sądzę, że jestem gotowa na zostanie babcią, ale Kuba ma jeszcze dużo planów związanych z nauką i pracą. Jest bardzo świadomym człowiekiem i na pewno podejdzie do kwestii ojcostwa odpowiedzialnie. Myślę więc, że jeszcze na rolę babci trochę poczekam, co zupełnie mi nie przeszkadza. Na pewno będę fajną babcią. Trochę trzepniętą w głowę, ale fajną.

W dodatku świetnie wyglądającą. Często przekonuje pani kobiety, że można wyglądać atrakcyjnie, nie nosząc rozmiaru 36.

- Chyba jestem przykładem tego, że nie musimy być idealne i nosić rozmiaru 36. Nie wszystkie z nas mogą być idealne i wyglądać jak modelki. To, co piękne, bije od kobiety ze środka. Kobieta pusta, durna, głupia, bez ambicji, wisząca na mężczyźnie, kobieta, której nie interesuje świat, tylko własny paznokieć, nigdy nie będzie atrakcyjna. Choćby założyła suknię od Diora, będzie po prostu pustakiem w ładnym opakowaniu. Trzeba wzbogacać swoje wnętrze, bo nawet brzydka, ale bardzo fajna dziewczyna, będzie miała wielu mężczyzn, którzy za nią biegają. Najgorsza jest pusta lala. Niestety, takich lal pojawia się coraz więcej, bo ten model lansują media. Po prostu nie należy brać z nich przykładu. Pusta lala ze sztucznym cycem jest dobra do porno-shopu.

Jednak ostatnio świat mody podbijają kobiety dojrzałe, które nie tylko świetnie wyglądają, ale mają też sukcesy na koncie.

- Starzejemy się jako społeczeństwo, więc musimy zacząć zauważać ludzi dojrzałych. Jest ich coraz więcej, są w coraz lepszej kondycji. Nie odmawiałabym seksapilu kobietom dojrzałym - Ewie Kasprzyk czy Grażynie Szapołowskiej, najpiękniejszej kobiecie w Polsce. Mogą być seksowne do późnych lat i nikt im tego nie zabierze. Nieustannie udowadniają, że są po pięćdziesiątce i jeszcze mogą. Tolerujemy mężczyznę w tym wieku spełniającego się zawodowo i mającego nową, dwudziestoletnią narzeczoną. Jeździ sportowym samochodem, żeby sobie przedłużyć wszystko, co ma za krótkie, i my to akceptujemy. Ale kobieta w tym samym wieku z młodszym facetem to już nie jest to samo. Czasy się zmieniają i trzeba zaakceptować, że kobiety po 50. to superbabki.

Coraz więcej kobiet działa także w polityce i w biznesie.

- Wciąż za mało. Jedna premier Kopacz wiosny nie czyni. Jest już sporo pań, które mają swoje firmy, czy piastują wysokie stanowiska. Myślę, że kobiety idą do przodu, zdobywają ten świat.

A panią ciągnie w stronę polityki?

- Nie i nie mam zaplecza partyjnego. Nie ma też partii, z którą chciałabym wystartować w wyborach, a być paprotką przy starych prykach nie zamierzam. Musiałaby powstać nowa partia, partia środka, liberalna, ale z programem społecznym. Wtedy może bym się zastanowiła.

Na razie i tak zajęć pani nie brakuje. Ma pani dużo planów na ten rok.

- Zamierzam zrobić album, w którym znajdą się zwykłe kobiety w roli modelek. Chcę pokazać, że każda kobieta może wyglądać dobrze. Napisałam też z Januszem Wiśniewskim drugą część "Arytmii uczuć". Spotkaliśmy się po siedmiu latach. Porozmawialiśmy o nauce, ale w życiu codziennym, o in vitro, o eutanazji.

A nowe projekty telewizyjne?

- Chciałabym zrobić nowy program poradnikowy. Zobaczymy, czy będzie mi dana taka szansa. Format domowy - jak Martha Stewart. Nie jestem jakimś wybitnym ekspertem, ale jestem prawdziwą kurą domową, która ma wieloletnie doświadczenie w pracy w domu.

Wakacje i odpoczynek wchodzą w grę?

- Co roku robię sobie miesiąc wolnego - zazwyczaj w sierpniu. Lata temu pokochałam Grecję. Mieszkam na wyspie, nie uciekam od ludzi w przeciwieństwie do moich kolegów i nie oddaję też rzeczy do sklepu, bo jeśli kupuję, to już kupuję. Lubię morze, słońce. W Grecji pływam na desce, leżę na plaży i noszę krótkie spodnie mimo grubych nóg. Ale mam też w planach wybrać się swoim nowym samochodzikiem Škoda Yeti na Dolny Śląsk. Najlepiej pojechać właśnie autem, można się wszędzie zatrzymać. Samochód daje poczucie wolności, a jazda autem mnie relaksuje. Chociaż prawo jazdy mam od trzech miesięcy.

Dobrze, że zdecydowała się pani na zrobienie prawa jazdy, bo została pani ambasadorką Skody.

- Bardzo mnie to cieszy, bo Skoda to bardzo popularny samochód w Polsce. Polacy i ja pokochaliśmy "skodzianki".

Magda Makuch

SHOW 10/2015

Show
Dowiedz się więcej na temat: Dorota Wellman
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy