Reklama

Tradycje Bali: Tańce, zęby i porwania

Taniec i duchy są na Bali nierozerwalnie związane /123RF/PICSEL

Jeśli uznają, że wstąpiły w kogoś złe duchy, spiłowują mu zęby. Jeśli przyszłej pannie młodej nie odpowiada wybrany dla niej kandydat na męża, ukochany może ją porwać. A podczas pogrzebu cała wioska i liczni goście mają się jak najlepiej bawić. Mieszkańcy Bali, jednej z najpiękniejszych wysp świata, od wielu wieków kierują się w życiu własnymi zasadami.

Zwiedzanie Bali zaczęliśmy od... utknięcia w długim korku. Szybko okazało się, że po prostu tego dnia w kalendarzu balijskim jest znakomity dzień na pogrzeby. Nie wypada on tak często, jakby się wydawało - czasami ciała zmarłych leżą w domach nawet trzy tygodnie. Ważne jest, by odwiedzać zmarłego jak najczęściej. Usiąść, pogadać, wypić herbatę. Podobno do pięciu dni nie stanowi to problemu, po tym czasie ciało należy zabalsamować, albo złożyć w tymczasowym grobie, bo zapach staje się nie do wytrzymania. To pozwala zaoszczędzić również czas na dotarcie na pogrzeb krewnych i znajomych nawet z najodleglejszych wysp Indonezji.

Reklama

Pogrzeby to wielka feta

Skąd te korki w dniu pogrzebu? Bo to wielka feta! Balijczycy nie rozpaczają po śmierci swoich bliskich wierząc, że właśnie udali się w drogę ku kolejnemu wcieleniu. Zaraz wrócą jako swoja kolejna inkarnacja. Należy więc świętować. Ponieważ ciała są kremowane, przygotowuje się do ich transportu specjalne lektyki - wadah, w których dokonuje się rytualnego spalenia. Są bogato zdobione, często ze zdjęciem zmarłego. Mogą mieć różną wysokość - czym mają więcej pięter - tym do wyższej kasty należał nieboszczyk. Najwyższa w historii liczyła 21 metrów.

Od przynależności rodowej zależy też kształt trumny. Ciała braminów, czyli kapłanów (którzy na Bali zakładają rodziny, nie żyją w celibacie) składane są w trumnach w kształcie słonia, ryby lub białej krowy. Wojownicy z warny ksatrya i kupcy z wesya mają trumny w kształcie czarnej lub czerwonej krowy. Rolnikom (sudra) również przysługują czarne krowy, ale ich wadah musi mieć mniej dachów i być niższe.

W dniu pogrzebu lektyki stoją przed wejściem do domu. Wokół nich gromadzą się goście (trudno nazwać ich żałobnikami), którzy składają ofiary bogom, aby zaopiekowały się zmarłym w ostatniej drodze. Tutaj nie obłaskawia się jedynie dobrych duchów. Na Bali wierzy się, że twoje życie jest kompletne, kiedy znajdujesz balans między dobrem a złem. Dary należą się więc i złym mocom. Później można już uformować roześmiany korowód, koniecznie z wesoło przygrywającą kapelą i podążyć za lektyką nieboszczyka w miejsce, w którym ostatecznie uwolni się jego duszę od ciała.

Świątynie są wszędzie

Balijczycy składają ofiary nie tylko od święta. Każdego dnia swój pokarm muszą otrzymać duchy w świątyniach rodzinnych (przy każdym domu), terytorialnych (przeznaczonych dla mieszkańców danej miejscowości), publicznych (ogólnodostępnych) i funkcyjnych, na przykład wodnych, w których wierni dokonują oczyszczenia. Są też świątynie dla poszczególnych grup zawodowych - jedne mają kowale, inne rzeźbiarze. Jest tu jeszcze matka wszystkich świątyń - położona na stoku wulkanu Pura Besakih.

Jedną z najciekawszych świątyń na Bali jest Tanah Lot. Zbudowana na skale, która zanurzona jest w morzu. Jednak gdy przychodzi odpływ, można po okolicy przejść suchą stopą, a jej kapłani w - zazwyczaj podwodnych - jaskiniach udzielają wiernym błogosławieństwa. Mają też jeszcze jedno ważne zadanie - muszą złapać i uwięzić w swoistym kurhanie niebezpiecznego dla ludzi węża morskiego, który zawsze kryje się w jednej z jaskiń. Legenda uznaje węża za świętego i mówi, że on też jest kapłanem Tanah Lot. Przy okazji stanowi dodatkowe źródło utrzymania dla mieszkańców świątyni - za opłatą jednego dolara opiekun węża odgarnia trochę ziemi, którą przysypane jest zwierzę i pozwala turystom dotknąć jego skóry. Tanah Lot najpiękniej wygląda o zachodzie słońca.

W Goa Gaja - świątyni z jaskinią słonia, w której znajduje się statua boga Ganeshi, święte źródła biją z łon posągów kobiet datowanych na XI wiek, a rytualne kąpiele w Tirta Empul mają wręcz intymny charakter. W basenach w obu tych miejscach tryska po kilka fontann, z których należy wypić wodę - z każdej po kolei. To ma zapewnić zdrowie i wieczną młodość.

Przydomową świątynię można urządzić wedle gustu, choć oczywiście z zachowaniem odpowiednich zasad. Najważniejszą z nich jest położenie - wszystkie muszą być leżeć w jednej linii: północ - południe. Podobnie stoją również łóżka domowników, którzy śpią z głowami skierowanymi w stronę wulkanów.

Elementy wyposażenia domowych świątyń kupuje się w warsztatach kamieniarskich czy u rzeźbiarzy, albo w miejscach przypominających nasze składy budowlane. Można w nich wybrać sobie odpowiedniej wielkości kapliczki, gigantyczne głowy Buddy, posągi jego i innych bóstw, a także strzeżących wejścia na teren domostwa postaci dobrych i złych duchów. Tam też w sprzedaży są sarongi - pareo, które Balijczycy noszą na co dzień, a turyści w świątyniach na wyspie. Te do domowych świątyń, zazwyczaj w czarno-białą szachownicę ze złotą lamówką, są dostępne w znacznie większym rozmiarze, aby opasać wielkie posągi czy wiekowe drzewa.

Święta a fazy księżyca

Kalendarz balijski liczy 210 dni i jest oparty na kalendarzu lunarnym. Podczas pełni wierni modlą się w świątyniach publicznych. Odpowiednie fazy księżyca mówią im, kiedy wypada dobry dzień na pogrzeb, na ślub, zasianie ryżu, czy rozpoczęcie budowy domu. Nieprzestrzeganie tych dat może sprowadzić nieszczęście, łącznie ze śmiercią. W kalendarzu tym znajdziemy też dwie daty przeklęte. To titi buuk - bardzo zły dzień i kala tamach - jeszcze gorszy od titi buuk.

Rocznicę poświęcenia danej świątyni, czyli zamieszkania w niej bogów, obchodzi się co 12 księżycowych miesięcy. Przypada wtedy odolan, na którego uczczenie Balijczycy mają od jednego do czternastu dni (w zależności od typu świątyni). Są one wolne od pracy i nauki. Podobno trochę przeszkadza to w prowadzeniu na przykład zakładów produkcyjnych, bo zdarza się, że termin odolanu może się nałożyć kilku czy kilkunastu pracownikom naraz.

Kiedy przypada odolan świątyni w danej wiosce, zaczynają się przygotowania do wielkiej fety. Mężczyźni budują trybuny dla gości, ustawiają wielkie stoły, na których pojawią się ofiary przygotowywane przez kobiety. Do koszyczków z liści palmowych wkładają kwiaty, owoce i inne ofiarowania, sprzątają świątynię i szyją nowe sarongi. - Pozytywne moce prosimy o dobre dni, negatywne przekupujemy, żeby nam nie przeszkadzały - tłumaczy przewodnik Oka Antara. - Niech wezmą ofiarę ze świątyni, a nie z naszego życia.

Kiedy wypada balijski nowy rok? Podobno mądre głowy poświęcają na obliczenie tej daty pięć dni. Świętowanie nastania 1939 roku balijskiego rozpocznie się 25 marca 2017 roku. 27 marca podczas wielkich parad zostaną złożone najważniejszą tego święta: statuy Ogoh-Ogoh symbolizujące złe demony. Jedne przypominają trochę Shreka, inne są gigantycznymi gołymi babami. Częściej śmieszne niż straszne. Buduje się je na bambusowych podestach, dzięki którym można je zanieść na plażę i spalić. Ten rytuał ma oczyścić wyspę ze złych mocy. Ponieważ coraz częściej Ogoh-Ogoh zostają przed domami na cały rok (w ramach atrakcji turystycznych) tradycjonaliści martwią się, że wraz z nimi na Bali ostaje się coraz więcej demonów.

28 marca przypadnie pierwszy dzień roku, nazywany Dniem Ciszy - Hari Raya Nyepi. Przez 24 godziny na wyspie zapanuje całkowita cisza, która obowiązuje również turystów. Tej doby nie przylatują samoloty, nie można opuszczać hoteli, nie rozmawia się ze sobą, nie słucha muzyki i nie zapala świateł po zmroku. Stacje telewizyjne przerywają nadawanie. Za złamanie ciszy grożą przyjezdnym srogie kary, włącznie z relegowaniem z wyspy.

Piłowanie zębów

Najbardziej charakterystycznym atrybutem przedstawicieli ciemnych mocy na Bali są krzywe i wielkie zęby. To po nich poznacie posągi negatywnych bożków, ale też... opętane dzieci. Balijczycy wierzą, że jeśli ich potomek jest niegrzeczny, a do tego ma krzywy i nierówny zgryz - zawładnęły nim złe siły. Żeby wszystko wróciło do normy, trzeba po prostu spiłować mu zęby. To trochę tak, jakby kierować się zasadą: ortodonta zamiast psychologa.

Niegdyś kapłan faktycznie rytualnie piłował krnąbrnym dzieciom kły i inne odbiegające od normy fragmenty przedniego uzębienia. Teraz to bardziej symboliczne przedstawienie, a korekcją zębów zajmuje się specjalista. Coraz częściej wykonuje się te zabiegi nastolatkom i dorosłym, a wielu mieszkańcom wyspy w ogóle udaje się uniknąć tych swoistych egzorcyzmów.

Pierworodny? Wayan!

Kiedy na zatłoczonym targu zawołasz: "Wayan", jest szansa, że odwróci się kilkunastu mężczyzn. Takie imię otrzymuje pierwszy męski potomek w rodzinie. Dalej też nie jest oryginalnie: drugi to Made, trzeci Nyoman, a czwarty Ketut. Co, jeśli urodzi się piąty? Odliczamy od nowa: Wayan. Nazwiska pochodzą od kast. Wielkiej różnorodności nie ma, często więc Balijczycy zwracają się do siebie przydomkami.

Kiedy rodzą się dzieci, w wierzeniach religii hindu bali są niewinne i czyste i tak ma pozostać, dopóki nie urosną im włosy. Przez ten czas nie kładzie się ich bezpośrednio na podłodze - jedynie na kocach. Są ograniczane klatką trochę większą od tych, w której trzyma się koguty - żeby nie wyszły poza materiał.

Śluby

Przyszłą matkę swoich dzieci balijscy mężczyźni mogą pojąć za żonę trójnasób. Przedstawić im ją mogą rodzice lub wykwalifikowane swatki - ślub będzie aranżowany. To czysty interes, zresztą często rodziny młodych są powiązane biznesowo. Koniecznym warunkiem jest pochodzenie z tej samej kasty, najczęściej kupców - jak się można domyślić. W wersji minimalnej para może się zobaczyć przed ślubem raz - w dniu legalizowania aranżu. Ślub odbywa się miesiąc - dwa później.

Można się też po prostu zakochać i bez przeszkód zawrzeć związek małżeński. Przed ślubem obie rodziny muszą się spotkać w obecności kapłana, spędzić ze sobą miło czas. W dniu ceremonii pannie młodej przy świadkach tłumaczy się reguły panujące w domu jej wybranka i kapłan łączy tych dwoje w obliczu bogów i dobrych duchów. Rytuał trwa cały dzień.

Problem pojawia się, kiedy młodzi są zakochani, a kobieta wyswatana już z kimś innym, pochodzi z wyższej kasty, albo jest w ciąży. Wtedy trzeba ją po prostu... porwać. Podobno to wcale nie takie niespotykane zjawisko. Rapty są przebiegle planowane, choć podobno na sam koniec młodzi uciekają już na oczach rozgniewanego ojca panny młodej i całej - kibicującej im - wioski. To już też bardziej spektakl niż romantyczna historia. Często w wielkim finale porywający przywozi porwaną pod dom jej rodziców twierdząc, że ją znalazł. A jak znalazł, to może ją sobie zatrzymać.

Ryżowe tarasy

Młodzieńcy którzy ukończyli 18. rok życia otrzymują wydzieloną część rodzinnego pola ryżowego. Stają się tym samym osobnym podmiotem w wiosce, niezależnym od swojego klanu. Wchodzą do rady wioski i mogą kandydować do zaszczytnej funkcji administratora tarasów ryżowych. To stanowisko szalenie odpowiedzialne, bo od niego zależy status materialny całej wioski. Administrator zajmuje pole położone na najniższej kondygnacji tarasów - powyższe oczywiście zajęte są zgodnie ze statusem społecznym ich właścicieli. To najniższe pole jest "próbką" dla całego systemu - pokazuje czy dobrze działa nawadnianie (wodę zlewa się od góry do dołu - w zależności od potrzeb), rośliny są zdrowe i plony będą dobre. Jeśli coś jest nie tak, trzeba wybrać się w górę, znaleźć źródło problemu i ewentualnie zdyscyplinować zarządcę pola, na którym on wystąpił.

Ciekawym narzędziem do nadzoru upraw jest czarny latawiec. Jeśli lata wysoko, znaczy że będzie dobra pogoda, która przyniesie obfite plony. Latawce w innych kolorach są po prostu zabawkami. Nie byle jakimi, bo Balijczycy specjalizują się w ich budowie i ozdabianiu. W lutym w Denpasar odbywa się Janggan - największy na świecie festiwal latawców.

Kiedy młode małżeństwo prowadza się do domu rodzinnego pana młodego, następuje wielkie przeszeregowanie. Bo w domostwie, jak zresztą w prawie wszystkich aspektach balijskiego życia, rządzi gradacja. Ten z rodzeństwa, który pierwszy się ożeni, zajmuje lepsze pomieszczenia - w wysokich warnach największe domki w obejściu, nierzadko nawet te dotychczas zajmowane przez rodziców. Kobiety mogą dołączyć do rady wioski tylko w jednym przypadku: śmierci męża.

Kecak i walki kogutów

Nie samą pracą Balijczycy żyją, choć trzeba przyznać, że większość z nich pracuje ciężko. Wieczorami oddają się rozrywkom, z których najbardziej popularną są walki kogutów. Turyści nie są jednak na nich mile widziani, przewodnicy raczej nie chcą wskazywać miejsc, w których się odbywają. Niemniej w większości gospodarstw widać klatki z kogutami szkolonymi do walki. Czym są lepiej wytrenowane i silniejsze, tym wystawiają lepsze świadectwo męstwa swoich właścicieli.

Inną tradycyjną rozrywką, na której pokazy chętnie zaprasza się turystów, jest kecak, zwany też tańcem małp. Jest elementem spektaklu będącego połączeniem starożytnego rytuału, tańca, teatru, ognia i zachodu słońca. Jego fabułę tworzą wybrane fragmenty hinduistycznego eposu - Ramajany.

Kecak to odgłos wydawany przez kilkudziesięciu mężczyzn, naśladujący szum drzew w dżungli. Tworzą oni wrażenie jakby greckiego chóru komentującego sytuację na scenie tym jednym, wielokrotnie powtarzanym słowem oraz klaskaniem i wybijaniem rytmu uderzaniem o klatkę piersiową. Inaczej intonują, gdy scena jest romantyczna, inaczej ilustrują walkę, a jeszcze inaczej tworzą tło do rozterek bohaterów.

Główne role w tym spektaklu, rozpoczynającym się dokładnie o zmierzchu, odgrywają tancerki. Każdy wyraz ich twarzy i gest symbolizuje odpowiednie emocje i słowa. Dość powiedzieć, że odpowiednie ułożenie głowy, szyi i oczu mogą wyrazić ponad 70 różnych znaczeń. Rękami, dłońmi i palcami można pokazać około 160 symboli. W ten sposób przedstawiają życiorys księcia Ramy i innych starożytnych bohaterów. Towarzyszą im akrobaci wcielający się w role herosów: Króla Małp i Białej Małpy.

Taniec to wynik naturalnej ewolucji wielowiekowej tradycji teatrów cieni i lalkowego.

Nie wyżej, niż palma

Jest jeszcze jedna zasada, która od wieków obowiązuje na terenie całej wyspy. Co ważne, jako jedna z nielicznych nie poddała się nowoczesności i dyktaturze turystyki. Na Bali nie można zbudować niczego wyższego od najwyższej palmy w okolicy.

Tekst i zdjęcia: Agnieszka Łopatowska

Podziękowania dla Biura Podróży Rainbow za pomoc w realizacji materiału


Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy