Reklama

Ruszamy na Kretę!

Jak powinno wyglądać idealne miejsce na letnie wakacje? Piękne plaże, malownicze góry, mnóstwo nie za drogich knajpek, coś do zwiedzania. Taka jest Kreta, piąta pod względem wielkości wyspa Morza Śródziemnego.

Ba, oferuje znacznie więcej. To tutaj próbował swego eksperymentu Grek Zorba, tutaj w jaskini góry Ida koza Amalteja karmiła z rogu obfitości boga wszystkich bogów, Zeusa. Tutaj znajdował się też mityczny labirynt Minosa.

Na Kretę można polecieć, by plażować, można też fantastycznie spędzić urlop, omijając plaże z daleka. Niemożliwe? Ależ możliwe. Trzeba tylko zabrać dobrą czapkę, ciepłą kurtkę i dobre buty.

Leżące w zachodniej części wyspy Góry Białe nie są tak wysokie jak Alpy, ale - ponieważ wyrastają wprost z poziomu morza - to 2000 metrów różnicy wzniesień potrafi zmęczyć nawet komandosów.

Reklama

W Góry Białe przyjeżdżają nawet turyści, którzy spędzają wakacje na wschodnim wybrzeżu Krety. Jest to jednak całkiem spora wyprawa, bo wyspa rozciąga się na 300 km. Jednak magia wąwozu Samaria przyciąga wielu wczasowiczów, spędzających urlop na największej greckiej wyspie (Kreta jest piąta co do wielkości na Morzu Śródziemnym).

I słusznie, bo szesnastokilometrowy spacer jest tego wart. Zaczynamy skoro świt na płaskowyżu Omalos, gdzie jest wejście do parku narodowego. Tu nawet w środku lata poranek potrafi być rześki.

Choć trudno w to w czasie letnich upałów uwierzyć, ale jeszcze w maju potrafią tu leżeć płaty śniegu. Stąd zresztą wzięła się nazwa Gór Białych (Lefka Ori). Początek trasy też nie ma w sobie nic z plażowego lenistwa z jakim najczęściej kojarzą się greckie wakacje. Jest dość stromo i kamieniście, więc dobre buty bardzo się przydają.

Z każdym metrem w dół robi się coraz łatwiej i coraz goręcej. To temperatura jest latem największą trudnością tego szlaku, więc trzeba pamiętać o uzupełnianiu zapasów wody. Na szczęście na trasie jest kilka źródełek. Kulminacyjnym punktem wycieczki są Wrota.

Z daleka wydaje się, że ściany wąwozu niemal się dotykają i trzeba będzie się przeciskać. Ale nawet osoby z nadwagą nie mają tego problemu. Odległość między skałami to prawie cztery metry. Za Wrotami jest niewielka osada rybacka Agia Roumelli, która popołudniami przemienia się w gwarną tawernę. Pełna jest oczywiście turystów którzy pokonali wąwóz.

Jedyną drogą powrotu do cywilizacji jest stateczek albo... dalsza piesza wędrówka. Warto spędzić tu choć jedną noc. Nieliczni turyści decydują się na pozostanie, a nagrodą za wytrwałość jest niezapomniana atmosfera, jakiej nie znajdziemy w zatłoczonych kurortach.

Dodatkową atrakcją może być wycieczka do kaplicy św. Pawła. Według podania apostoł wylądował w 59 roku po Chrystusie akurat w tym miejscu, bo było tu źródło słodkiej wody. Wylądował cudem, bo ani brzeg, ani sztormowa jesienna pogoda nie sprzyjały mu w tej podróży.

Kto zdecyduje się iść dalej stromym nadmorskim klifem, ten w nagrodę dotrze do Loutro. To kolejna z osad południowego wybrzeża, do której można dotrzeć jedynie statkiem lub pieszo przez dość wysokie góry. Uroda tego miejsca wynagrodzi trud. Każdy, kto zobaczy łososiową w kolorze plażę Elafonissi, będzie za nią tęsknił.

Aby dojść do wysepki na zachodnim krańcu trzeba pokonać wpław lagunę. Choć woda sięga tu ledwo do kolan, to cenniejsze rzeczy lepiej mieć wysoko nad głową. Kto ma w sobie duszę odkrywcy, ten na wybrzeżu Krety znajdzie sobie swoją "prywatną" plażę. Nawet w pobliżu popularnych kurortów.

Czy to po górskiej wycieczce, czy leniuchowaniu na plaży, wieczorem jest czas na zabawę. Wszyscy znamy najpopularniejszy taniec z Krety: sirtaki. Świat poznał go dzięki filmowi "Grek Zorba" na podstawie powieści Kreteńczyka Nikosa Kazantzakisa.

Muzyka Theodorakisa brzmi w uszach. Każdy pokaz kończy nauka podstawowych kroków. Warto spróbować, by w Polsce zaskoczyć przyjaciół i rodzinę. Trudniej przeszczepić na nasz grunt inną grecką tradycję. Kiedyś w jednej z tawern, prócz zwykłego gwaru, usłyszałem brzęk tłuczonych talerzy.

Wyglądało na rozróbę, ale nie... Grecy tłuką talerze o ziemię bez złości. Podobno rzucanie zastawą zastąpiło inny dowód uznania: wbijania noży pod nogi tancerzom. Żadnego z tych zwyczajów nie próbowałem w domu. Ale podstawowym krokiem Zorby budzę niekłamaną zazdrość na każdej rodzinnej uroczystości.

Mieczysław Pawłowicz

Świat i Ludzie

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: podróże | Kreta | Grecja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy