Reklama

Nietypowa atrakcja Słowacji

Aby zobaczyć erupcję gejzeru nie trzeba lecieć do Islandii. Wystarczy pojechać na weekend na Słowację. To wycieczka znacznie tańsza, a przysparzająca nie mniej wrażeń.

Co ciekawe, wielu Słowaków nie ma pojęcia, o tym, że mają takie przyrodnicze ciekawostki. A warto byłoby je rozpropagować. Jestem pewien, że niejedna lekcja polskich gimnazjalistów z historii, geografii czy przyrody mogłaby się odbyć właśnie na Słowacji.

Cesarskie uzdrowisko

Herlany to obecnie wieś leżąca w powiecie koszyckim, mniej więcej w połowie drogi między Koszycami a Vranovem. Już od XVII wieku miejscowość znana była z mineralnych  źródeł leczniczych. Największy rozwój  uzdrowiska  przypada na  czasy rządów  cesarza Józefa Habsburga II.

Na początku lat siedemdziesiątych osiemnastego stulecia rozpoczęto tu poszukiwania nowych źródeł wód mineralnych. Podczas jednego z odwiertów  na głębokości 404 m odkryto unikatowy w tej części Europy, chłodny gejzer. Tryska on swoimi wodami już od ponad 120 lat. Początkowo międzyczas aktywności  gejzeru był krótszy, a wysokość słupa wody znacznie większa. Z biegiem lat siła gejzeru słabnie.

Reklama

Ale i tak jest na co popatrzeć. Woda o temperaturze 20°C wybucha na wysokość 30 metrów przez około pół godziny z wydajnością 30 litrów na sekundę. Ponieważ  przerwa między aktywnością gejzeru nie jest dokładna (waha się pomiędzy 32-34 godzinami) czas oczekiwania można sobie skrócić spacerując po resztkach dawnego parku zdrojowego. Dawnego, gdyż w 1945 roku uzdrowisko zostało zlikwidowane. W jednym z zachowanych starych budynków zdrojowych swój oddział ma Słowacka Akademia Nauk. Tam tłumaczą nam różnicę pomiędzy chłodnym a gorącym gejzerem.

Jak to się dzieje?

Przyczyną wybuchu islandzkich gejzerów jest gorąca para wodna. Gejzery słowackie wybuchają dzięki dwutlenkowi węgla obecnemu w  karpackich podziemnych wodach. Gaz przedostaje się do wody nagromadzonej w odwiercie do momentu aż spowoduje spadek ciśnienia hydrostatycznego.

Wówczas nagromadzona tam woda wyrzucana jest do góry, a do zwolnionej przestrzeni akumulacyjnej napływa nowa woda, do której stopniowo przenika gaz i cykl się powtarza. Jeśli nas jedno przedstawienie przyrodnicze nie zadowoli można na miejscu wynająć kwaterę lub pojechać do  odległych o 28 km Koszyc i oddając się miejskim uciechom zaczekać na kolejną erupcję.

Gdzie jeszcze?

Coś podobnego, ale nie na taką skalę, zobaczyć możemy nieopodal Spiskiej Kapituły. Kiedy już zwiedzimy największy europejski zamek średniowiecznej Europy -  Spiski Hrad oraz siedzibę słowackich biskupów zatrzymajmy się na chwilę przy trawertynowym pagórku z kapliczką św. Krzyża na szczycie. Na jego zboczach już trzysta lat temu odnotowano istnienie bulgocących źródełek. Ślad jednego z nich odnajdziemy 20 kroków od kapliczki.

 W 1956 r na północnym stoku dokonano odwiertu w celu znalezienia wody dla pobliskiej wioski. Z głębokości 132 m trysnął gejzer zimnej wody na wysokość 15 m. Początkowo erupcja pojawiała się trzy razy dziennie i trwała po dwie minuty. Z czasem zanikła i obecnie możemy oglądać bulgocący odwiert przypominający naturalne źródełko. Jego woda jest silnie zmineralizowana i zawsze na parkingu  stoją tu samochody amatorów leczniczej wody.

Marek Jakubowicz

MWMedia
Dowiedz się więcej na temat: Słowacja | podróże | turystyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy