Reklama

Magia Lwowa

"Ten drogi Lwów, to miasto snów..." napisał w piosence Emanuel Schlechter. Chciałem i ja nucić tę piosnkę, kiedy zbliżałem się do Lwowa międzynarodową trasą E-81 i ujrzałem to miasto rozpostarte u podnóża wysokiego wzniesienia.

Góra zwana Wysokim Zamkiem miała od wieków znaczenie strategiczne. Umocnienia na niej pełniły rolę głównej fortyfikacji Lwowa. Wspinaczka na górę wprawdzie do łatwych nie należy, ale wspinać się warto, bowiem tylko stąd można zobaczyć panoramę 800-tysięcznej metropolii.

Wysoki Zamek ma dwa duże i dwa małe tarasy. Na górnym, w latach 1869-1900, usypano kopiec Unii Lubelskiej, a po II wojnie światowej postawiono, obok kopca, budynek telewizji lwowskiej oraz wieżę retransmisyjną. Na szczycie kopca, który wznosi się 413 metrów nad poziomem morza, znajduje się mały taras widokowy. Rozpościera się z niego czarujący widok Lwowa z jego strzelistymi wieżami kościołów i turkusowymi kopułami zabytkowych budowli. Szczególnie urokliwie jawi się panorama miasta  podczas wschodów i zachodów słońca.

Reklama

Samo zaś miejsce tych obserwacji wygląda inaczej o każdej porze roku - wiosną i latem najwyższe wzniesienie Lwowa tonie w zieleni drzew i krzewów, jesienią mieni się czerwienią i złotem liści, a zimą lśni bielą śniegów. Chłopcy umawiają się z dziewczętami u podnóża Wysokiego Zamku na randki, a młodzi rodzice spacerują ze swoimi pociechami. Jednym słowem - góra jak magnes przyciąga dorosłych i młodych lwowian, wabi także wycieczkowiczów.

Co krok turysta potyka się o historię

Schodzi się z Wysokiej Góry ochoczo, zwłaszcza gdy się wie, że u jej podnóża czeka wycieczkowy autokar. Pojazd ten, niczym piłka podskakuje na lwowskich, brukowanych ulicach. Przemierzając ulice co krok potyka się turysta o historię, z którą nierozerwalnie związany jest także Cmentarz Łyczakowski.

Największa lwowska nekropolia, na której znajduje się ponad 300 tysięcy nagrobków, sięga początkami XVIII wieku. Najstarsze zachowane nagrobki pochodzą z lat 1787-1797. Wiele z nich ma wyjątkową wartość artystyczną, gdyż są dziełem wybitnych rzeźbiarzy, takich jak: Hartman Witwer, Antoni i Jan Schimserowie, Julian Markowski, Parys Filippi, Tadeusz Barącz i inni.

Na Cmentarzu Łyczakowskim spoczywa wiele osobistości świata sztuki, kultury, życia społecznego, których dokonania i aktywność wpisały się trwale w historię narodów ukraińskiego i polskiego. Oto przy samym wejściu na cmentarz zwraca uwagę Mauzoleum Baczewskich, wzniesione w 1883 r. przez Jana Schultza, lwowskiego architekta, dla Adama Józefa Baczewskiego, wyjątkowo bogatego i znanego w całej Europie przemysłowca.

Któż bowiem nie słyszał o likierach i wódkach sygnowanych znakiem firmy Baczewskiego, której tradycje sięgają 1782 roku. Firma Baczewskiego wyprzedziła epokę w zakresie reklamy, nadając opakowaniom swoich wyrobów  różnorakie kształty i umieszczając na nich atrakcyjne graficznie etykiety. Dziś, na różnych aukcjach, ceny kolekcji butelek firmy Baczewskiego sięgają 3 tys. złotych.

W alei zasłużonych spoczywa Maria Konopnicka. Pomnik autorstwa Laury Amelii Drexlerowej wieńczy popiersie poetki, które podczas II wojny światowej zostało rozbite albo skradzione. Jednym słowem - znikło i dopiero w 1950 roku, z inicjatywy władz radzieckich, ukraiński rzeźbiarz Włodymyr Skołzdra, odtworzył je według fotografii.

Nieopodal znajduje się sarkofag Gabrieli Zapolskiej, wykonany według projektu Józefa Gałęzowskiego. Na bocznej ścianie sarkofagu umieszczone zostały tytuły wszystkich utworów pisarki. Oddani czytelnicy czczą pamięć słynnych literatek, zapalając znicze i składając kwiaty. Podobnie jak na pomniku Artura Grottgera, polskiego malarza, ilustratora i rysownika, zmarłego we Francji, którego zwłoki  sprowadziła do Lwowa jego narzeczona i pochowała na Cmentarzu Łyczakowskim w miejscu, które kiedyś podczas wspólnego spaceru wybrał sam artysta.

Imponuje wielkością pomnik na grobie Seweryna Goszczyńskiego, dłuta Juliana Markowskiego, który przedstawia naturalnych rozmiarów, zadumaną postać autora "Zamku kaniowskiego", umieszczoną na wysokim, trzymetrowym cokole.

Pomnik na grobie Franciszka Stefczyka, twórcy galicyjskich Kas Oszczędności, wykonany został przez firmę Henryka Periera. W grobowcu rodziny Riedlów, spoczywają zwłoki Stefana Banacha, światowej sławy matematyka, profesora Uniwersytetu Lwowskiego.

Muzę z lirą w ręku przedstawia pomnik na grobie Salomei Kruszelnickiej, światowej sławy śpiewaczki operowej, która występowała na scenach Opery Warszawskiej, Paryskiej i mediolańskiej La Scali. Zasłynęła głównie jako niezrównana odtwórczyni roli tytułowej w "Madame Butterfly" Giacomo Pucciniego.

Młodzieniec oparty o fortepian to pomnik na grobie ukraińskiego opozycjonisty - poety i kompozytora Włodymyra Iwasiuka, twórcy m.in. znanego przeboju "Czerwona ruta". KGB stosowało różne formy walki z opozycją, dokonywało zagadkowych zabójstw. Iwasiuk zginął w nieznanych okolicznościach w 1979 roku dlatego, iż nie chciał skomponować utworu o charakterze politycznym, na zamówienie komunistycznej władzy.

Na oddzielnych cmentarzach wojskowych największej lwowskiej nekropolii spoczywają ofiary terroru komunistycznego, uczestnicy Powstania Listopadowego i weterani Powstania Styczniowego, więźniowie Talergofu. Natomiast w południowo-wschodniej części Cmentarza Łyczakowskiego znajduje się Cmentarz Obrońców Lwowa - "Orląt Lwowskich", którzy zginęli w czasie walk w latach 1918-1920.

Autorem projektu cmentarza był młody asystent Politechniki Lwowskiej Rudolf Indruch. Cmentarz otworzono w 1923 roku, jednak na początku lat 70. władze komunistyczne wydały rozkaz zniszczenia tej nekropolii. I dopiero w 1989 r. rozpoczęto jej odbudowę. A w czerwcu 2005 roku Cmentarz "Orląt Lwowskich" został uroczyście otworzony przez prezydentów Polski i Ukrainy - Aleksandra Kwaśniewskiego i Wiktora Juszczenkę.

Przed ratuszową bramą...

... siedzą kamienne lwy. Wierzą, że zawsze tak samo, pachnie młodość i kwitną bzy..." To dla odmiany słowa Mariana Hemara, wyjęte z piosenki "Tyle jest miast".

Lwy, istotnie, czuwają, jakby broniły dostępu do ratusza. Zresztą zwierzęta te są symbolem Lwowa, o którym mówi się niekiedy: "Lwi gród". Bo to miasto zostało założone przez księcia halicko-włodzimierskiego Daniela Rurykowicza, który nazwał je Lwowem na cześć swojego syna Lwa.

Spacerując po lwowskim Rynku, wokół którego każda kamieniczka to istne cacko architektoniczne, zatrzymuję się przed tzw. Czarną Kamienicą, która nazwę swą zawdzięcza budulcowi, z jakiego została wykonana. Posłużył do tego piaskowiec, który z czasem pociemniał. Od 1929 roku w budynku mieści się Lwowskie Muzeum Historyczne.

Nieopodal, przy ul. Stauropigijskiej (Dominikańskiej), w narożnym budynku, mieści się Apteka - Muzeum, która jest najstarszym tego typu obiektem farmaceutycznym we Lwowie. Tu sprzedaje się "wino żelazne" - firmową miksturę, która wpływa na poprawę zdrowia (ponoć nadzywyczajnie wzmaga potencję), ale może zniszczyć zęby i dlatego pije się ją przez rurkę.

Stojący na rogu ulic Krakowskiej i Szewskiej dom, dawniej zwany Kamienicą Abreków, zapisał się w historii Lwowa jako tradycyjne miejsce "ludowej twórczości literackiej".

Kiedy tak oglądałem w zadumie zabytkowe kamieniczki, nawet się nie spostrzegłem, jak zostałem otoczony przez gromadkę dzieci, które pokrzykiwały jeden przez drugiego: "Daj pan złotówkę, a najlepiej papierowe 10 złotych!" Okazuje się, że to zawodowi żebracy. Do nich dołączają potem "biedne" staruszki, doskonale znane wszystkim przewodnikom grup turystycznych.

Tam, gdzie poległ smok

Kościoły, w których do 1989 roku były magazyny zboża, hurtownie alkoholu, sale kinowe i gimnastyczne czy po prostu rupieciarnie, ponownie odzyskują blask. A jako, że Lwów zamieszkiwali pospołu ludzie różnych narodowości, stąd powstawały sanktuaria różnych wyznań, jak np. katedra ormiańska, którą zbudowano z funduszy kupców Ormian. W ornamentach wnętrza świątyni wykorzystano motywy ormiańskie, w szczególności rzeźbione w kamieniu i alabastrze stylizowane wyobrażenia ormiańskich krzyży wotywnych, "chaczkarów" z XIV-XV w.

Kopułę świątyni ozdobiono mozaiką  "Trójca Święta" wg projektu Józefa Mehoffera, a artysta Jan Henryk Rosen wykonał malowidła ścienne w stylu modernistycznym, spośród których szczególną uwagę przykuwa "Hołd pasterzy".

Złota kopuła przykrywa katedrę św. Jura - najważniejszą świątynię unicką i siedzibę metropolity greko-katolickiego, uznawaną za jeden z najdoskonalszych pomników sztuki epoki późnego baroku. Fasadę świątyni zdobią rzeźby dłuta Johanna George’a Pinsla. Górną część frontonu wieńczy postać św. Jura, zabijającego smoka.

Jedna z legend głosi, że w skale, na której potem zbudowano klasztor i kościół, istniała głęboka grota, gdzie mieszkał straszliwy smok. Starzejąc się, ów potwór przestał pokazywać się ludziom, ale ciągle przypominał o swoim istnieniu fetorem i ciężkim sapaniem. W połowie XVIII wieku metropolita Lew Szeptycki rozkazał zamurować pieczarę. Według innej wersji tejże legendy jeszcze w końcu XIII wieku potwora zabił książę Lew Daniłowicz. Dla upamiętnienia tego wydarzenia zbudowano w tym miejscu kościół, a św. Jura  stanowi wyobrażenie pogromcy potwora.

Do najważniejszej polskiej świątyni - Katedry pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny trafiłem w momencie licznych ślubów urodziwych, młodych par, które przysięgały sobie wierność i uczciwość małżeńską. We wnętrzu tej świątyni (nazywanej także Katedrą Łacińską) mieści się osiem kaplic, ale najciekawsza jest kaplica Boimów, zachwycająca swoim wyglądem i wystrojem. Jej kopułę wieńczy rzeźba siedzącego Chrystusa Frasobliwego.

Katedra była miejscem życie społecznego i kulturalnego. Tu odbywały się dyskusje teologiczne, narady kleru oraz szlachty i różnego rodzaju inne uroczystości.

Tam śpiewem się budzą i kładą do snów...

Lwów szczyci się jednym z najpiękniejszych monumentów - pomnikiem Adama Mickiewicza, którego pomysł budowy zrodził się od razu po śmierci wieszcza. Ale trudności finansowe oraz zażarte sprzeczki dotyczące koncepcji pomnika, a później wokół wyboru najlepszego projektu, przesuwały termin realizacji szlachetnego zamiaru. W rezultacie pomnik (którego autorem jest Antoni Sulima Popiel) odsłonięto 30 października 1904 roku.

Niedaleko stąd, po drugiej stronie ulicy, pyszni się gmach hotelu "George", którego właścicielem był George Hoffman. To właśnie jemu obiekt zawdzięcza swą nazwę. W hotelu, na przestrzeni lat, gościły same znakomitości, m. in. Honore de Balzac, Franciszek Liszt, Maurice Ravel, Jean Paul Sartre, szach Iranu z dynastii Kadżurów - Muzaffer ed-din.

Jednym w klejnotów architektury lwowskiej jest bez wątpienia gmach Opery, zbudowany w latach 1895-1900 przez utalentowanego architekta Zygmunta Gorgolewskiego. Na pierwsze przedstawienie w Operze lwowskiej przywieziono specjalne instrumenty z Beyreuth, zaś z Hiszpanii zaproszono światowej sławy dyrygenta Antoniego Riberę. W Operze brzmiały boskie głosy Salomei Kruszelnickiej, Adama Didura, Ady Sari...

Aż roi się od legend, anegdot i najdziwniejszych historii narosłych wokół tej budowli. Ot, chociażby taka, że na początku XX wieku, z powodu nieszczęśliwej miłości do śpiewaczki operowej, popełnił samobójstwo znany lwowski okulista Burzyński.

Budowla zaciekawia swoim wyglądem do tego stopnia, że nie ma chyba turysty, który nie uwieczniłby gmachu Opery na kliszy swojego aparatu fotograficznego. Chociaż i innych, wspaniałych budowli także. Bo Lwów ma niepowtarzalny urok i klimat, więc nic dziwnego, że opiewa się to miasto w różnoraki sposób, a nawet śpiewa się o nim piosenki, jak chociażby taką, w której zatwardziali lwowianie twierdzą, że "...niech jedni se jadę gdzie mogą, gdzie chcą, do Wilna, Paryża, Londynu. A ja się ze Lwowa nie ruszę za próg, ta mamcia, ta skaż mnie Bóg... Bo gdybym się jeszcze urodzić miał znów, tylko we Lwowie. Tam śpiewem się budzą i kładą do snów, tylko we Lwowie..."

Nie sposób nie zgodzić się też z historykiem, znawcą tego miasta, Andrzejem Kozickim, który tak napisał w  swoim przewodniku: "Osobliwa uroda Lwowa już od kilku stuleci inspiruje pisarzy, przyciąga malarzy, wytwarza specjalną atmosferę. Ale żeby odczuć tę atmosferę, trzeba przyjechać do Lwowa, pospacerować jego wąskimi uliczkami, skosztować lwowskiej kawy, pełną piersią zaczerpnąć powietrza".

Istotnie, można długo słuchać opowieści o Lwowie, czytać poświęcone mu książki, oglądać filmy, ale najlepiej jest zobaczyć Lwów osobiście. Bo to nie tylko sentymentalne miasto z olbrzymim dorobkiem. To także ulubione miasto tysięcy Polaków, którzy zmierzają tu co roku po historyczną inspirację oraz chwilę dobrej zabawy.

Janusz Świąder

MWMedia
Dowiedz się więcej na temat: Lwów | Ukraina | podróże | turystyka | pomniki | Opera
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy