Reklama
Kitzbühel: Kurort (nie tylko) dla bogaczy

Narty w Austrii

- Wiedzieliśmy, że mamy dużą konkurencję wśród innych austriackich kurortów, więc postanowiliśmy się czymś wyróżnić. W Kitzbühel nie znajdziecie hotelu z mniej niż pięcioma gwiazdkami, ale możecie skorzystać z bardzo wygodnych kwater prywatnych - mówi Pepi Treichl, najbardziej znany przewodnik po tym kurorcie i jeden z największych lokalnych patriotów, jakich poznałam w życiu.


Pepi mówi, że nie lubi wyjeżdżać na wakacje. Bo wszystko, czego potrzebuje ma na miejscu. Nie lubi latać, nie lubi daleko jeździć. Nowych ludzi poznaje przez cały rok, a w sezonie zimowym to już w ogóle. Jeśli chce wypocząć, idzie w góry do chaty swojego szwagra, gdzie napawa się pięknem natury i spokojem.

U Austriaków ten spokój jest bardzo widoczny, czasem nawet zadziwiający - zwłaszcza z polskiego punktu widzenia. Miłą odmianą jest brak nerwów przy podjeździe do wyciągów czy do wagoników kolejki, co często zdarza się na polskich stokach. Zresztą możliwości wystąpienia sytuacji stresowych są minimalne, dzięki niezwykłemu zorganizowaniu Austriaków. Po kilku dniach w ich towarzystwie już wiem, że kiedy masz lepiej poukładane życie, tym możesz sobie pozwolić na więcej luzu.

Reklama

Kitzbühel Bergbahn - 56 wyciągów, 76 tras

Ale nie mieliśmy rozprawiać o ludziach, ale o miejscach. Kitzbühel Bergbahn to ośrodek sportów zimowych, który łączy trzy główne stacje: Hahnenkamm, Pengelstein i Resterhőhe. 76 tras o łącznej długości 170 km w tym ośrodku połączonych jest siecią 54 wyciągów, z czego 10 to kolejki linowe.

Pierwszą kolejką - Hahenkammbahn, właściwie z centrum miasteczka wyjeżdżamy na pierwszą stację. Tam możemy przesiąść się do kolejki na Pengelstein, a stamtąd Resterhőhe. Oczywiście możemy również zostać na każdym z tych przystanków i jeździć po trasach o różnym stopniu trudności.

Hahnenkamm to stacja położona najniżej (1712 m n.p.m.), ale wcale nie oznacza to, że z najłatwiejszymi trasami. Owszem, jest tu kilka niebieskich, łagodnych, prawie nartostrad, z których można podziwiać piękne widoki w trakcie jazdy, ale stąd też zjeżdża się do dolnej stacji kolejki fragmentem legendarnej trasy Streif, na której rozgrywane są popularne zawody, w których biorą udział najlepsi narciarze świata.

To bardzo zróżnicowana, pełna ostrych zakrętów, muld i stromych zjazdów trasa, budząca wiele emocji wśród narciarzy i snowboardzistów. Przed każdym trudniejszym etapem na jego szczycie natrafia się na grupki przygotowujące się do zjazdu i planujące optymalne drogi, szczególnie ze szkółek narciarskich. Trochę utrudniają życie, warto więc wypatrzyć je wcześniej, by sprawnie ominąć.

Trasy ze stacji Hahnenkamm są niestety znacznie lepsze dla narciarzy niż snowboardzistów. Głównie z powodu sporej ilości wypłaszczeń, na których średniozaawansowani snowboardziści są zmuszeni wypinać deski i pokonywać kilkanaście metrów piechotą (chyba, że są bardzo skoczni, to nie muszą). W początkowych miesiącach sezonu problem stanowią też oblodzone odcinki, z których czasem ciężko wyjść na jednej krawędzi. I bez siniaków na kolanach czy innej części ciała.

Szczyt sezonu przypada tutaj na luty-marzec i wtedy możemy mieć pewność, że śnieg leży na wszystkich trasach, nawet na niebieskiej prowadzącej do dolnej stacji. Nie oznacza to, że od grudnia do kwietnia śniegu nie ma, bo stoki są świetnie utrzymane i ratraki pracują na nich całą dobę.

Pengelstein

To stacja, położona na 1938 m n.p.pm., na której najwięcej jest niebieskich, długich, doskonale służących rekreacji tras. Znacznie łaskawszych dla snowboardzistów. Wytrawni jeźdźcy, zarówno na dwóch, jak i na jednej desce, z przyjemnością korzystają tutaj ze stromych czarnych tras wymarzonych do dynamicznej jazdy. Tutaj znajduje się najwięcej wyciągów i tras w Bergbahn.

Warto tu też zrobić przerwę na podziwianie widoków nie tylko okolicznych szczytów, ale całej panoramy Alp.

Stąd można dostać się na sąsiedni szczyt Resterhőhe. Wagonik z numerem 1 w największej w okolicy kolejce linowej 3S, jeżdżącej na wysokości 400 m, ma przezroczystą podłogę!

Resterhőhe

To raj dla wielbicieli szybkich zjazdów, przede wszystkim czerwonymi i czarnymi trasami. Tam też znajduje się snowpark i trasy uwielbiane przez snowboardzistów prowadzące do miejscowości Jochberg, z której do Kitzbühel można wrócić autobusem (jazda zajmuje około 15 minut).

Uroki miasteczka

Miasteczko można zwiedzić pieszo w około godzinę. Do centrum wchodzi się wprost z dolnej stacji kolejki. Ścisłe centrum stanowią dwie ulice: Hinterstadt i Vorderstadt. Przy tej pierwszej znajduje się informacja turystyczna, do której warto wstąpić po mapki i foldery. Tam też możecie skontaktować się z Pepim i innymi przewodnikami. Zaraz obok działa kasyno, do którego - jak wieść gminna niesie - lepiej nie wchodzić nie mając przy sobie kilku tysięcy euro.

Vorderstadt z kolei to ulica butików. Drogich butików. To tutaj można kupić szpilki od Valentino czy inspirowane tyrolskimi strojami ludowymi projekty Michaela Nagele. Szczególnie warto zwrócić uwagę na haftowane kurtki oraz przepiękne spódnice.

Okazuje się, że w Tyrolu taka spódnica może ułatwić życie niejednemu mężczyźnie. Każda z nich wiązana jest w pasie na kokardę. Po prawej stronie kokardę noszą mężatki, a po lewej panny, wdowy z tyłu. Nie mam niestety dobrych informacji dla pań - u mężczyzn stan cywilny można rozpoznać jedynie po obrączce. Jeśli ją noszą oczywiście.

Zabytków pozostało tu niewiele, bo mury obronne były tu mniej potrzebne niż cegły na budowę nowych domów, więc je rozebrano. Oprócz uroczych kamieniczek, w nocy przepięknie oświetlonych, podziwiać możemy tu wielokrotnie przebudowywany zgodnie z ówcześnie panującymi trendami w architekturze kościół i położoną tuż obok niego kaplicę cmentarza z wysoką wieżą. Każdy z nagrobków "opowiada" też inną historię sprzed lat.

Eleganckich restauracji z wyszukanym jedzeniem w Kitzbühel jest kilka, ale nie trzeba wydawać setek euro, żeby skosztować tradycyjnych tyrolskich potraw i najeść się do syta. Zbaczając nieco z utartych przez turystów ścieżek warto wstąpić pod adres Bichlstraße 14. Tam działają spadkobiercy tradycji rzeźnika Josefa Hubera. Pomijając opowieści o nieskończonej ilości znakomitych szynek, kiełbas oraz serów i innych lokalnych przysmaków, warto wspomnieć o pysznych zupach i daniach obiadowych, a także skosztować Hubera - piwa warzonego specjalnie dla gości.

Przy wjeździe do miasta natraficie na biurowiec w kształcie... statku. To imponująca siedziba Eurotours International, operatora turystycznego, którego właściciel rozpoczął budowanie biznesowego imperium od wypożyczalni sprzętu narciarskiego i kantoru wymiany walut.

Nie tylko dla narciarzy

W miasteczku i jego okolicach umiejscowionych jest wiele pięknych, luksusowych hoteli, a ich niewątpliwie największymi zaletami są baseny i sauny z przeszklonymi ścianami, ze wspaniałym widokiem na górskie panoramy.

Wybierając się do stref relaksu warto pamiętać, że są równocześnie strefami nagości, z któregoś to przywileju chętnie korzystają panowie w średnim i starszym wieku. Wspominam o tym osobom nie tyle tym bardziej wstydliwym, co nie pozbawionym wrażliwości estetycznej.

Kitzbühel jest jednym z ważnych ośrodków gry w polo na śniegu. Tutaj odbywają się zawody na specjalnym boisku przystosowanym do uprawiania tego sportu.

W okolicy jest jeszcze jedno miejsce, które przypadło mi szczególnie do gustu - karczma Brenner Alm w miejscowości Ellmau z niesamowitym jedzeniem i tyrolską muzyką na żywo (kocham tych panów, oni naprawdę jodłują!). Po posiłku można ją opuścić... torem saneczkowym.

O ile w Polsce utarło się, że na sankach jeżdżą tylko dzieci, o tyle w Austrii to zabawa przede wszystkim dla dorosłych. Choć trudno mówić o zabawie, kiedy na oświetlonej, 4,5-kilometrowej, pełnej wiraży trasie włącza się duch rywalizacji...


Przydatne informacje

Ceny karnetów niestety nie należą do niskich. W sezonie dorosła osoba zapłaci od 157 euro za tydzień jazdy. Cóż, jak mawiają optymiści - przynajmniej nie ma tłoku na stoku...

Oprócz luksusowych hoteli w okolicy można nocować w licznych prywatnych kwaterach. W gospodarstwie agroturystycznym zapłacimy 36 euro za noc za osobę dorosłą.

Szpilki z ćwiekami Valentino w lokalnym butiku kosztują 752 euro.

W Brenner Alm można zorganizować wesele. Obok karczmy jest urocza kapliczka.

 

Dziękujemy serwisowi www.almatravel.eu za pomoc w przygotowaniu materiału


Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy