Reklama

Jungfrau Top Ski Region: Tu pociągi służą za wyciągi

Panorama Jungfrau Top Ski Region z restauracją Piz Gloria, fot. Markus Zimmermann / Schilthorn Bahnen AG /materiały prasowe

Topowy? 200 kilometrów tras to nic wielkiego w porównaniu z francuskimi Trzema Dolinami (600 km) czy francusko-szwajcarskimi Bramami Słońca (650 km). Ale Jungfrau Top Ski Region ma legendarną trasę zjazdową, pociągi służą tu również za wyciągi, a w kategorii "najpiękniejszy" śmiało może rywalizować z topowymi stacjami narciarskimi.

Wetterhorn, Schreckhorn, Eiger, Mnich i Dziewica (Jungfrau) - to łańcuch monumentalnych szczytów (trzy z nich to czterotysięczniki) górujących nad Grindelwaldem, najważniejszą miejscowością regionu Jungfrau Top Ski.

Miejscowe naj

Jungfrau Top Ski Region ma swoje ważne "naj". Wśród nich najdłuższy w Europie lodowiec Aletsch, wpisany na listę rezerwatów UNESCO, który zaczyna się opodal położonej najwyżej w Europie stacji kolejowej. Zjazd na nartach po blisko 30-kilometrowym jęzorze w świetle zachodzącego słońca i wschodzącego księżyca porównać można jedynie ze zjazdem słynną Białą Doliną do Chamonix.

Reklama

Ważnym atutem w rywalizacji o miano najpiękniejszego regionu w Alpach jest położone na kilkusetmetrowym skalnym urwisku miasteczko Murren, z którego można dostać się na Schilthorn. Tam mieści się legendarna restauracja Piz Gloria. W ciągu godziny wykonuje ona pełen obrót wokół własnej osi, a podobnych doznań można doświadczyć w nielicznych miejscach w Alpach. Takie restauracje są tylko w Saas Fee, Leysin, Stans i Brulisau. Ale żadna nie może poszczycić się faktem, że to właśnie w jej okolicy Roger Moore jako Agent 007 dokonywał cudów w służbie Jej Królewskiej Mości - filmie pod takim właśnie tytułem.

I jeszcze jeden powód do sławy - z Piz Gloria startuje Inferno, zawody narciarskie mające ponad osiemdziesięcioletnią tradycję. Ta kombinacja zjazdu, slalomu a czasem biegu na nartach jest tak popularna, że już samo wzięcie udziału w Inferno jest sztuką, choć organizatorzy rokrocznie przydzielają ponad 1400 numerów startowych.

Nie mniej słynna niż 16-kilometrowe Inferno jest Lauberhorn Rennstrecke - jedna z najtrudniejszych tras Pucharu Świata prowadząca do Wengen. W regionie jest jeszcze najdłuższa w Europie kolej gondolowa, najdłuższy na świecie zjazd saneczkowy, największy w Europie halfpipe dla snowboardzistów...

Zapomnieć o pętli

Te wszystkie "naj", to nie istota, lecz miły dodatek do wspomnianych 200 km nartostrad, na których nawet wytrawny narciarz jeżdżący tu przez tydzień nie będzie się nudził. Bo nie tylko dla "pięknych okoliczności przyrody" Jungfrau, cieszy się wielkim powodzeniem wśród turystów, którzy rezerwują narciarskie wakacje przez biura podróży. Dane liczących wszystko skrupulatnie Szwajcarów nie pozostawiają wątpliwości: od wielu sezonów to zimowy kierunek numer 1 dla polskich miłośników białego szaleństwa.

Choć 200 km nartostrad dla dobrego narciarza nie jest ekstremalnym wyzwaniem na tydzień zimowych wakacji, to na palcach jednej ręki można zliczyć tu płaskie, poprowadzone trawersami, trasy dojazdowe do nartostrad. W odróżnieniu od wielu alpejskich stacji epatujących łączną długością tras (połączonych, jak się potem okazuje, nie wyciągami a jedynie wspólnym karnetem) te 200 km w Jungfrau Top Ski Region to prawdziwe, dobre nartostrady z alternatywnymi rozwiązaniami.

Pierwsze koty na First

60 kilometrów szerokich, nasłonecznionych tras, idealnie nadaje się do tzw. rozjeżdżenia się, szlifowania techniki carvingowej, a dla snowboardzistów to miejsce wręcz wymarzone. Tu znajduje się potężny superpipe ze ścianami o ponad sześciometrowej (!) wysokości.

Na First z centrum Grindelwaldu narciarzy wwozi ośmioosobowa gondola, która w niecałe pół godziny pokonuje ponad tysiącmetrową różnicę poziomów i dwie stacje pośrednie. Na uwagę zasługuje zwłaszcza Schreckfeld - to lokalne centrum, gdzie zbiega się większość tras i wyciągów. Jest tu wielka restauracja z fantastycznym widokiem na Wetterhorn, Eiger ze swą słynną Północną Ścianą i schodzący między szczytami malowniczy jęzor lodowca Grindelwald. Wszystko to można oglądać ze specjalnej platformy widokowej.

Wielkie Kleine Scheidegg

Prawdziwym centrum narciarskim, na dokładne przejechanie którego trzeba zarezerwować przynajmniej dwa dni, to Kleine Scheidegg - Mannlichen. Tu wjechać można zarówno koleją jak i najdłuższą w Europie gondolą oraz kolejką linową, wspinającą się z Wengen niczym winda po pionowej ścianie. Od sezonu 2018/19 alternatywą dla wjazdu pociągiem z Grindelwaldu będą kolejne gondole - na lodowiec Eiger i do stacji Mannlichen. Przepustowość ma zwiększyć się dwukrotnie (ale to akurat nie jest problem) i znacznie skróci się czas wjazdu na najwyższe partie terenów narciarskich.

Na płaskowyżu czeka nas mnóstwo różnorodnych tras na potężnych, odkrytych połaciach i poprowadzonych wąwozami oraz po lodowcu Eiger. Bardzo dobra ekspozycja - północno-wschodnia i północno-zachodnia sprawia, że mimo stosunkowo niewielkiej wysokości (ok. 2000 m n.p.m.) nawet wiosną nie musimy zmykać na lodowiec - dobry, szybki śnieg leży tu do późnej wiosny.

Najbardziej znana trasa to wspomniana już Lauberhorn Rennstrecke. Może nie ma na niej wielkiej różnicy poziomów (1028 m na dystansie 4,4 km), ale ze względu na kilka miejsc uważana jest za jedną z najtrudniejszych na świecie. Najciekawszy moment to niewątpliwie gwałtowne przewężenie w kształcie litery S, na którym jest tak stromo, że przeciętnie jeżdżący narciarze zwykli się tam zsuwać. A zawodnicy mkną tam z prędkością dochodzącą do 100 km/h omijając po prostu przewężenie i skacząc na nartach ze skały. Pokonują w powietrzu kilkadziesiąt metrów, a potem rozpędzają się do 160 km/h by... wyhamować do około 80 km/h i skręcając pod kątem 90 stopni przejechać pod wiaduktem, po którym jeżdżą pociągi z Wengen.

Alternatywą dla tej trasy, którą - z wyjątkiem powyższego odcinka - zjedzie nawet przeciętnie jeżdżący narciarz - to biegnąca równolegle niebieska, blisko 10-kilometrowa nartostrada z niesamowitym widokiem na Jungfrau, Mnicha i Eigera.

Mannlichen to raczej rekreacyjne, carvingowe trasy. Ta uważana za najpiękniejszą w całym regionie, z kilkoma trudniejszymi odcinkami, wiedzie wzdłuż najdłuższej gondoli do Grindelwaldu. Natomiast trasy trudne technicznie (niektóre nawet bardzo, choć tylko dwie oznaczono jako czarne) prowadzą w kierunku Kleine Scheidegg, dając przedsmak tego, co czeka tam narciarzy. A tam, szczególnie w okolicach stacji kolejowej, jest mnóstwo stromizn, muld, stoków do jazdy poza trasami, bo to tereny w zasadzie dla wytrawnych narciarzy chociaż przy samej stacji kolejowej znajduje się także “Beginner Park" dla dzieci i początkujących.

Murren - na początku był wyciąg

To, co zachwyca wszystkich w Murren, to położenie miasteczka nad przepaścią. Krajobraz jest tak niesamowity, że w Mannlichien, po drugiej stronie wielkiego kanionu, zbudowano specjalne tarasy widokowe, okupowane przez turystów i narciarzy. Ci, którzy dotrą na Schilthorn mają jeszcze wyborniejsze widoki. Z tarasu Piz Gloria widać Mont Blanc, najwyższy alpejski szczyt, a jedyny zjazd wiodącą wąwozem czarną trasą aż do położonego 1000 m poniżej Allmendhubel to wyczyn momentami godny umiejętności Jamesa Bonda.

Poniżej szczytu Allmendhubel znajduje się mnóstwo różnorodnych tras i wyciągów, bardzo logicznie skomunikowanych, choć chwilami wjeżdża się na ulice. Nie ma się jednak co obawiać - w Murren (tak jak i w Wengen) obowiązuje całkowity zakaz jazdy samochodami. Tu bowiem szczególnie pielęgnuje się image narciarskiego raju - Murren ma pozostać w pamięci turystów jako ciche, bezpieczne miasteczko, w którym powstał pierwszy wyciąg w całych Alpach Berneńskich, w którym Agent 007 jeździł na nartach i gdzie rozgrywa się Inferno.

Darmowy karnet w dni powszednie

Sześciodniowy skipass na cały region kosztuje ok. 280 CHF (ok. 1100 zł). Ale warto wziąć pod uwagę, że ten koszt można zredukować do ok. 70 CHF. Jak? Wystarczy poszukać noclegu, w ramach którego dostaniemy bezpłatnie skipass na 5 dni powszednich i dokupimy tylko ten na sobotę lub niedzielę. To wprowadzony tu w tym roku szwajcarski sposób na wysoki kurs franka. W najtańszej wersji, jadąc w 6 osób do apartamentu, na nocleg z karnetem wydamy w sumie ok. 1600 zł.

Zważywszy na fakt, że wszystkie miejscowości połączone są liniami kolejowymi, którymi jeździ się na skipass i którymi wjeżdża się na tereny narciarskie, nie warto poszukiwać noclegów tuż przy wyciągach. Jest jeszcze jeden ważny powód - spędzający urlop w Wengen czy Murren muszą zostawić auta w Lauterbrunnen. Dlatego wielu turystów nie szuka noclegów w modnych, ale drogich miejscowościach, lecz wynajmuje apartamenty w położonym przepięknie Interlaken, gdzie po południu można zajrzeć choćby do Funky Chocolate Club i poznać historię oraz spróbować legendarnych szwajcarskich czekolad. Dojazd stąd na narty zajmuje ok. 20 minut.

Co zamiast nart

Nie warto natomiast oszczędzać na wycieczce na przełęcz Jungfraujoch. Kosztuje to co prawda blisko 100 franków, ale wjazd tunelem wykutym w górze Eiger do najwyższej w Europie stacji kolejowej (3454 m n.p.m.), zwiedzenie niesamowitego lodowego pałacu, obejrzenie z absolutnej góry Brienzersee i Thunersee między którymi rozmościło się Interlaken, warte są tych pieniędzy.

W regionie znajduje się najdłuższy na świecie tor saneczkowy, wiodący z Faulhorn (2680 m n.p.m.). 15 km najlepsi saneczkarze pokonują w pół godziny. Ale równie niezapomniane wrażenia daje wieczorny zjazd na sankach krętym, oświetlonym skąpo torem o kilkukilometrowej długości spod Eigera, a dokładnie stacji Alpiglen do Brandegg. Pociągi - bo tak właśnie wjeżdża się do górnej stacji - kursują z Brandegg co pół godziny. Schronisko zapełnia się jednak szybko saneczkarzami, którzy w równym stopniu co z jazdy rozkoszują się tu wyjątkowym fondue. W miejscowej wersji jest ono z ziołami i grzybami. Najbardziej zapaleni saneczkarze pałaszują je szybko, bo ostatni pociąg do Grindelwaldu odjeżdża o 23.15.

Nawet zapaleni narciarze powinni choć raz spróbować wędrówki na rakietach śnieżnych. Zimowych tras jest tu bez liku (na samym masywie First oprócz 60 km nartostrad wytyczono 40 km zimowych szlaków), natomiast jedna wydaje się wyjątkowo urokliwa. Wiedzie z Isenfluh na grań, z której widać zarówno majestatyczną dolinę oddzielającą Wengen od Murren, w której usadowiło się miasteczko Lauterbrunnen, a po drugiej stronie - Interlaken pomiędzy jeziorami Thun i Brienz. Na ten marsz nie warto ubierać się ciepło, bo pierwsze podejście jest na tyle strome, by z nieprzyzwyczajonych do chodzenia na rakietach wycisnąć siódme poty.

Szwajcarzy wykazują się wyjątkową pomysłowością, by dostarczyć rozrywki turystom, którzy nie jeżdżą na nartach i snowboardzie, ale snowscoot, czyli połączenie roweru i monoski to zabawa raczej dla dobrze jeżdżących na nartach czy desce. Snowsoota można popróbować na masywie Niederhorn - Beatenberg, oddalonym od Interlaken o 10 km, z fantastycznym widokiem na jezioro Thun, w którym przeglądają się Eiger, Mnich i Jungfrau.

W samym Interlaken stworzono natomiast wyjątkowe lodowisko. Top of Europe ICE MAGIC to półkilometrowej długości tor okalający kilka klasycznych lodowisk. Po nartach świetnie można poćwiczyć tu czucie równowagi, a po jeździe, w restauracji stylizowanej na igloo spróbować albo fondue w wersji szwajcarskiej, chińskiej, burgundzkiej, rybnej lub czekoladowej, albo innego szwajcarskiego przysmaku - raclette.

Jarosław Kałucki

 

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy