Reklama

Innsbruck: Miasto na zimę i na miłość

Mieszkańcy Innsbrucka żartują, że szybciej uczą się jeździć na nartach, niż chodzić. Jeśli kochasz narty tak samo jak oni, powinnaś poznać uroki austriackich Alp. A jeśli nie, też się nie będziesz nudzić, bo Innsbruck to miasto dla wszystkich.

Innsbruck to miasto, w którym można się zakochać od pierwszego wejrzenia. Na przedmieściach witają nas czarujące tyrolskie domki, środkiem miasta płynie czysta rwąca rzeka Inn, w centrum stoją przepiękne zabytki, a u podnóża okalających miasto gór - osiedla, które nie straszą betonowymi płytami.

Wystarczy 20 minut podróży kolejką, by cieszyć się przepiękną panoramą miasta z wysokości 2256 m n. p. m. Trudno się dziwić, że na szczycie odpoczywają po pracy mieszkańcy miasta - w garniturach i z laptopami. Też bym tak chciała...

Zacznijmy od planu zajęć dla miłośników jeżdżenia po śniegu na czym się tylko da - zwiedzanie ośrodka narciarskiego Nordketten. Naziemna kolej linowa Hungerburgbahn wywiezie nas na wysokość 860 m n. p. m. (możemy wysiąść wcześniej - na 750 m n. p. m. usytuowane jest górskie zoo), skąd możemy podziwiać panoramę miasta na tle lodowców i innych alpejskich szczytów.

Reklama

Tam przesiadamy się do Seegrubenbahn - wiszącego wagonika kolejki jadącej na poziom 1905 m n.p.m. - głównej stacji ośrodka, gdzie czeka nas najwięcej atrakcji. Na szczyt również wjeżdża wiszący wagonik Hafelekarbahn i tam czekają już prawdziwe wysokogórskie wrażenia.

Hafelekar - raj freeride’u

Zacznijmy od szczytu. Stacja Hafelekar to raj przede wszystkim dla freeride’owców. Tylko niewielka część terenu - tuż pod szczytem - parkiem narodowym, więc do dyspozycji pozostają naprawdę atrakcyjne i wymagające trasy. Turyści z przerażeniem patrzą na wybierających się w dół narciarzy i snowboardzistów, których czekają długie, strome (do 70 proc. nachylenia!) trasy. Oni zaś sami nie mogą doczekać się ponownego wyjazdu na górę, by przetestować wszystkie możliwości zjazdu. Wrażenia gwarantowane - w historii tej kolejki jedynie dwa razy zdecydowano się na jej zatrzymanie ze względu na niekorzystne warunki pogodowe.

Turyści piesi mogą wyjść na sam szczyt góry i napawać się widokiem na Alpy, nie tylko austriackie, ale też włoskie i francuskie.

Seegrube - snowpark i imprezy w igloo

Centralną część ośrodka Nordketten stanowi stacja Seegrube. Obojętne, czy jesteś znakomitym czy początkującym narciarzem, czy lubisz zjeżdżać czy skakać na snowboardzie, jeździć z dziećmi na sankach czy w ogóle nie interesują cię sporty zimowe, a liczy się dobra zabawa - możesz tu zostać cały dzień, a czasem nawet do później nocy.

Na tym poziomie znajdują się dwa snowparki. Jeden przeznaczony jest dla narciarzy i snowboardzistów z 16 rampami i trasami do spektakularnych ewolucji. Drugi przygotowano z myślą o dzieciach. Najmłodsi mogą tam jeździć zarówno na nartach, jak i na sankach.

Z tej stacji można oczywiście zjeżdżać również na niższą kondygnację - Hungerburg.

Jeśli nie jesteś miłośnikiem sportu, możesz odpoczywać na leżakach, albo skosztować tradycyjnych austriackich potraw w jednej z dwóch restauracji usytuowanych w stacji. Na pewno niezapomniane wrażenia wywiozą stąd imprezowicze. 

W wielkim, zbudowanym z kilku ton śniegu i lodu, igloobarze Cloud9 w sezonie zimowym w każdy piątek i sobotę, a okazjonalnie również w tygodniu organizowane są imprezy, na których do białego rana bawi się kilkaset osób. W środku działa bar, a za muzykę odpowiedzialni są najlepsi DJ-e. Kolejka kursuje w te dni tak długo, aż ostatni goście opuszczą igloo. Największą atrakcją w roku jest jednak sylwester z imponującym pokazem sztucznych ogni.

Hungerburg i Alpenzoo

Dolne stacje kolejek to też piękne punkty widokowe. Hungerburg to miejsce, w którym mieszkają jedni z najbogatszych mieszkańców Alp. Ceny domów w tej okolicy zaczynają się od... miliona euro.

W Alpenzoo możemy zwiedzić całoroczny ogród zoologiczny z 2 tysiącami zwierząt, w tym przedstawicielami 20 gatunków alpejskich ssaków. Stąd już tylko jedna stacja po pokonaniu tunelu, mostu nad rzeką i jesteśmy w centrum kongresowym, w samym sercu miasta.

Innsbruck - miasto dla każdego

Ludzie odpowiedzialni za marketing mówią, że Innsbruck to miasto dla każdego. Trudno się z tym nie zgodzić, bo tutaj nawet jeśli nie jeździsz na nartach czy na snowboardzie, możesz całymi dniami zwiedzać przepiękne zamki rodu Habsburgów i inne zabytki miasta. Na wybranie odpowiedniej pamiątki w sklepikach głównej ulicy handlowej można z powodzeniem stracić jakieś dwie godziny.

Warto pamiętać, że szczyt sezonu w Austrii to luty i marzec, wtedy śnieg leży nie tylko na stokach, ale i na ulicach. Ale jeśli za zaspami w miastach nie przepadasz, warto wybrać się tam w grudniu, styczniu albo lutym. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że po zjeździe z góry suchą stopą zwiedzisz urocze uliczki i imponujące budowle.

Historia miasta jako postoju w przeprawie przez Alpy przełęczą Benner sięga XII wieku. Od XIII rozwijało się dynamicznie pod rządami bogatego i wpływowego w Europie rodu Habsburgów. Tu cesarz Maksymilian I rozbudował okazałą rezydencję Hofburg i ufundował kamienicę pokrytą złotym dachem, a arcyksiążę Ferdynand II - zamek Ambras. Godne obejrzenia są również kościół dworski, katedra św. Jakuba i dzieła sztuki zgromadzone w licznych muzeach.

Hofburg: Carska rezydencja

Habsburgowie poświęcili wiele czasu i pieniędzy, żeby rozbudowywać, upiększać i udoskonalać cesarską rezydencję. Wiele w niej pięknych przedmiotów, okazałych luster i niesamowitych fresków.

Jedna z sal balowych na życzenie cesarzowej Marii Teresy została ozdobiona ściennymi portretami jej potomków. A że była matką 16 dzieci i babką pokaźnej gromadki wnucząt, ich wizerunki robią duże wrażenie. W tejże sali sufit zdobi równie imponujący fresk przedstawiający życie codzienne podwładnych cesarzowej, który choć jest malowany na gładkim suficie, sprawia wrażenie wklęsłego. Ciekawym rozwiązaniem muzealnym są ustawione równolegle do podłogi lustra, w których można oglądać poszczególne fragmenty dzieła.

Hofkirche: Na miłość i szczęście

Grobowiec cesarza Maksymiliana I (choć jedynie symboliczny, bowiem nigdy nie sprowadzono do Innsbrucka jego zwłok) znajduje się w dworskim kościele Hofkirche. Tam też wzdłuż nawy głównej stoi 28 odlanych z brązu posągów europejskich władców z korzeniami habsburskimi. Z każdym z nich wiążą się setki historii, które przewodnicy opowiadać mogą godzinami.

Choć oficjalnie nie wolno dotykać figur, znajdziecie na nich ślady pocierania na szczęście. Na przykład przyrodzenie Rudolfa Habsburga błyszczy na złoto spod pancerza jego zbroi, bo turystki - podobno zwłaszcza Włoszki - wierzą, że dotknięcie cesarskich wypukłości dodaje witalnych mocy ich mężom. Inny przesąd mówi, że w ogóle dzięki Rudolfowi można mieć szeroko pojęte szczęście w miłości. Któraś z pozostałych królowych działa na kobiecą płodność, a inna na zdrowie.

Wśród posągów znajdziemy również naszą przodkinię - Cymbarkę, księżniczkę mazowiecką, która w 1412 roku poślubiła w Krakowie austriackiego księcia Ernesta Żelaznego. Trzeba przyznać, że była jedną z urodziwszych pań na austriackich włościach. I jedną ze szczuplejszych, bo ród Habsburgów znany był ze szczególnej płodności. Urodzenie 10 dzieci nie było tu wcale rekordem.

Stare Miasto: Piękno, miłość i sława

Historie miłosne na stałe wpisały się w dzieje stolicy Tyrolu. Ulice i główny plac Starego Miasta otoczone są przepięknymi kamienicami. Każda z nich jest bogato zdobiona i z zewnątrz, i wewnątrz oraz ma swoje wielowiekowe legendy. Wizytówką miasta jest kamienica za złotym dachem - Goldenes Dachl. Balkon, na którym zasiadał podczas turniejów rycerskich czy spektakli cesarz Maksymilian, władca kazał wyłożyć złotymi dachówkami (jest ich ponad 2600) na cześć swojej żony Blanki Marii Sworzy. Fasadę kamienicy zdobi płaskorzeźba, na której cesarz został uwieczniony w towarzystwie swoich dwóch żon - pierwszej, zmarłej, wielkiej miłości - Marii Burgundzkiej oraz Blanki, którą podobno poślubił ze względu na jej majątek.

Obecnie w kamienicy znajduje się muzeum olimpijskie - igrzyska organizowane były w tym mieście do tej pory dwa razy, a w 2012 Innsbruck był też gospodarzem uniwersjady.

Inną kamienicą, którą warto podziwiać w szczegółach jest stojąca naprzeciwko wieży miejskiej Helblinghaus pod adresem Herzog-Friedrich-Strasse 10 - z niezwykle bogatymi sztukateriami. W okolicy jest też Hotel Adlers, który przyjmuje gości od ponad pół wieku. I to gości nie byle jakich. Na tablicy upamiętniającej ich pobyt można znaleźć takie nazwiska jak Mozart, Wagner, Goethe, Camus i Sartre.

Tor bobslejowy i skocznia

Innsbruck słynie z olimpijskich obiektów sportowych. Zawody w skokach narciarskich, między innymi konkursy słynnego Turnieju Czterech Skoczni, rozgrywane są na zbudowanej w 1927 roku skoczni Bergisel.

Mijając skocznię dojedziemy do miasteczka Iglis, gdzie jest tor bobslejowy. Co ciekawe, możemy nie tylko przyglądać się trenującym na nim zawodnikom i kilkuletnim nieustraszonym adeptom tego sportu, ale również wybrać się na przejażdżkę bobslejem. Zabierają na nią dwaj "bobslejowi taksówkarze" - jak o sobie mówią. Zjazd trwa około minuty i wywoduje naprawdę niesamowite emocje. Ale tylko tym, którzy nie mają problemów z chorobą lokomocyjną, lubią dużą prędkość i umieją przy niej na zakrętach utrzymać w pionie chronioną kaskiem głowę.

To tylko kilka atrakcji Innsbrucka, który miałam okazję zwiedzić zaledwie w jeden dzień, ale jest jeszcze wiele do zobaczenia. Dość wymienić fabrykę i muzeum dzwonów, świat kryształów Swarovskiego, zamek Ambras, Audiowersum - królestwo dźwięków czy widoki z okien pnących się pod górę tramwajów. Trzeba przyznać, że to miasto pozostawia wielki niedosyt. U każdego.


Przydatne informacje

Na lotnisku w Innsbrucku nie lądują samoloty dużych linii lotniczych. Najlepiej i najszybciej jest polecieć do Monachium i przyjechać busem (koszt: około 10 euro).

Można również przyjechać samochodem, Austria słynie z dobrze zorganizowanej sieci autostrad. Cena 10-dniowej winiety to 8,70 euro.

Z Polski jeżdżą również autokary. Wyjechać można na przykład z Warszawy. Takie połączenie kosztuje od 250 do 300 zł, a podróż trwa 21 godzin.

Można oczywiście skorzystać również z usług biur podróży, dzięki którym nie będziemy musieli martwić się dojazdem na miejsce, ani noclegami.

Przejazd kolejkami Nordketten kosztuje 29,5 euro. Wybrane bilety do: Alpenzoo 9 euro; pałacu cesarskiego 9 euro; muzeum dzwonów 7 euro. Wszystko to można zwiedzić nie płacąc za bilety wykupując Innsbruck Card, która kosztuje odpowiednio: na 24 h - 33 euro, na 48 h - 41 euro, na 72 h - 47 euro. Dzieci mają 50 proc. zniżki. W cenie karty są również przejazdy komunikacją publiczną.

Za pomoc w realizacji materiału dziękujemy serwisowi www.almatravel.eu

 

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy