Reklama

Gościnna Albania

Nie tak dawno Albania była najbardziej izolowanym państwem Europy. Jej symbolem były tysiące bunkrów. Teraz przez tydzień włóczęgi na południu kraju udało mi się zobaczyć tylko jedną instalację. To dobrze, bo jest tu o wiele więcej ciekawych pamiątek z przeszłości.

Dla wielu urlopowiczów pierwszym spotkaniem z Albanią jest jednodniowa wycieczka z pobliskiej greckiej wyspy Korfu. Kiedy czekałem na poranny wodolot do albańskiej Sarandy, tłumy europejskich wczasowiczów kłębiły się w kolejce do odprawy paszportowej (nam na wjazd wystarczy dowód osobisty).

Przyznam, że z niepewnością myślałem o krótkim kursie przez Morze Jońskie. Obawy okazały się płonne – już widok portu Saranda był o wiele przyjemniejszy niż wyjazdowa Kerkyra. Jeżeli to ma być wizytówka miasta, to gospodarze się postarali. Tak, gościnności nie można im odmówić.

Reklama

Chyba wszędzie, może poza promenadą, musiałem odpowiadać na serdeczne gesty. Zaczęła mnie nawet od tego boleć ręka. Dobrze, że nie trzeba było kłaniać się każdemu na promenadzie. Tu ruch przed zachodem słońca robi się duży.

Większość miejscowych wychodzi na tradycyjny spacer. Turyści w tym czasie raczej siedzą w restauracjach. W porównaniu do kurortów europejskich ceny są tu bardziej niż przystępne. Co nieuchronnie prowadzi do dalszego rozwoju miasta. Jak grzyby po deszczu na wzgórzach otaczających zatokę wyrastają nowe hotele.

Mimo takiego natłoku budów i budynków wody zatoki są czyste. Co wieczór o zmierzchu widziałem wypływających rybaków zarzucających sieci niemal wprost pod moim stolikiem w restauracji. To znaczy, że liczyli na połów. Choć pewnie więcej by zarobili, inkasując datki od turystów robiących im zdjęcia. Restauracje kupują bowiem świeży towar z większych kutrów.

Sardana jest idealną bazą wypadową, jeśli chcemy zwiedzić południową część Albanii. Kto pragnie ciszy i spokoju (bo dyskoteki nieco cichną dopiero o północy) powinien znaleźć hotel lub pensjonat dalej na południe.

Kilka malutkich plaż wokół Ksamil to najbardziej urokliwe miejsca tego regionu. Większe natężenie ruchu jest tu jedynie z rana, kiedy przejeżdżają jednodniowe wycieczki do Butrint. Dlatego lepiej pojechać tam po południu.

To starożytne miasto z doskonale zachowanymi ruinami. Grecki amfiteatr, rzymskie pozostałości łaźni i średniowieczny zameczek zbudowany przez Wenecjan. A to wszystko w przepięknej scenerii pomiędzy jeziorem i kanałem.

Nic dziwnego, że miejscowość została wpisana na listę UNESCO. Podobnie jak położone nieco dalej na północ miasto Gjirokastra. Jadąc z wybrzeża, trzeba pokonać kręte górskie ścieżki do jednej z głównych dolin Albanii. Nawet jeśli nie mieliśmy w planie wizyty w tym mieście to i tak trudno nie zauważyć górującego nad doliną Drino olbrzymiego zamku.

Droga szybkiego ruchu mija zabytkową część miasta. Warto dopytać miejscowych, który autobus miejski wjeżdża pod zamek. Mamy go niemal na wyciągnięcie ręki. Nie da się zgubić drogi. Ale szybko, a w upalne dni jeszcze szybciej, przekonujemy się czemu Gjirokastra nazywana była Miastem Tysiąca Schodów. Warto na tę wycieczkę zabrać wygodne buty.

Widoki z góry wynagradzają wszelkie niedogodności. Pokryte szarymi łupkami dachy starego miasta odcinają się wyraźnie od nowych budynków, zieleni pól i białego minaretu. To, podobnie jak domy w mieście i twierdza, pozostałość po Imperium Osmańskim.

To także znak, że prędzej niż schabowego zjemy tu jagnięcinę. Tak, wiem, że nie cieszy się ona popularnością w Polsce. Restauracje tuż pod zamkiem też nie rzucają na kolana. Ale prosty bar pod stadionem przekona najostrożniejszych niejadków. Warto byłoby zatrzymać się tam nawet, gdyby Gjirokastra nie trafiła na listę UNESCO.

Zobacz także: 

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy