Reklama

Opowiadanie Marty Trząskalskiej

- Możesz mi powiedzieć dlaczego?

Cisza.

- Kurwa Iga, czy to się nie skończy nigdy?

Cisza.

- Przerażasz mnie. A wydaje mi się, że tak być nie powinno. Nie uważasz?

Uważała.

Leżała sama na Sali. Pani leżąca obok została przewieziona na blok operacyjny. Ona już była po. Kroplówka spływała ostentacyjnie.

- Uwierz mi - wydawało się, że wypowiadane słowa sprawiają mu ból i okaleczają gardło

- próbowałem. Naprawdę próbowałem Iga - przewał. Wstał i dokończył:

- Nie potrafię dłużej, nie potrafię.

Reklama

            Wyszedł. Za drzwiami obsunął się na podłogę. Płakał. Był bezsilny. Przed oczami miał sms-a: spalony kurczak * stop * 21 * stop * obecność obowiązkowa!

            Zjawił się punktualnie. Krzyknęła, że otwarte. Przyjechał taksówką. Pod pachą półwytrawne wino. Otworzył. Przeciąg porwał do tańca  podwieszone na nitkach pod sufitem kolorowe serpentyny. W narożnikach falowały balony. Stół czekał na gości kusząc żółtymi tulipanami i równiusieńko poskładanymi serwetkami. Ona pośrodku kręciła się w koło nucąc za płytą : gdzie się podziały tamte prywatki... Śmiała się i wirowała. Unosiła w górę ręce jak drzewo ulegające podmuchom kochanka. Bum bum, bum bum ... Sądził, że zaczęła bez niego. Dołączył do niej. Niczym jej cień. Bum bum, bum bum ... Wędrówkę rozpoczął od metki. Metka znajdowała się na jej szyi po prawej stronie od vertebra cervicalis. Była pieprzykiem niezwykłym. Tak jak płaskorzeźba wyrastała z tkanki i pięła się wzwyż. Była oryginalna, a to co oryginalne ma metkę, więc i ona była w jej posiadaniu. Pochyliła głowę. Wiedziała czego chce i czego może się spodziewać. Objął ustami pieprzyk. Jakby go chciał wessać. Językiem wodził wokół wyznaczając obwód. Wyznaczał go dokładnie, nie ma mowy o błędzie. Geometria była jego pasją. Wyznaczył, pora na średnicę. Przecinała obwód kręgu na pół. Wracał kilkakrotnie by ją udoskonalić. Sam był ciekaw czy można wyssać malinkę na pieprzyku. Zanurzył dłonie. Nie założyła bielizny. Sutki drażniły materiał sukienki twardo demonstrując swoją obecność. Oswobodził je. Zerwał szeleczki. Wzięła głęboki oddech. Mięśnie międzyżebrowe zewnętrzne pociągnęły za sobą żebra jednocześnie unosząc klatkę piersiową. Drżała, a on kochał jej drżenie. Piersi miała idealne. C-75. Rozmiar jego dłoni. Traciły swoją nieśmiałość. Stawały się pewne siebie, gdy masował je kulistymi ruchami. Równo. Starannie. Z minuty na minutę pożądanie wzmagało się, a ona odczuwała jego gotowość. Była instrumentem, na którym mógł grac. Tworzywem, które wolno mu było modelowac. Usta witały się z jej żuchwą, znaczyły terytorium na policzku, nie zapominając o  oczach i brwiach. Brwi obrysowywał koniuszkiem języka. Przytulał coraz mocniej i mocniej. Jednym ruchem porwał suknie do końca i obnażył ją. Dotykał, wodził na pokuszenie, odwlekał ten moment by ona postradała zmysły i wygłodniała przejęła inicjatywę. Smakował ją zawsze z takim samym zachwytem. Uwielbiał czuć jej pragnienie. Smakować jej pożądanie. Zagłębiał się w jej wargi, mniejsze i większe. Całował się z nimi. Prowadził dialog. Oboje lubili dyskutować. Nigdy nie krzyczał, nie wypowiadał zdań rozkazujących, jedynie proste komunikaty. Dochodziła do pełni w jego ustach. Maleńka jej cześć powiększała się, napawając go dumą. Lubił, gdy również ona była dumna i wyniosła, przepełniona lubił, gdy taka stawała się przez i dzięki niemu. Ona kochała, gdy on poprosił o więcej...

            Uwalniając się z jego ramion czmychnęła do łazienki. Więcej, więc mówiło mu pożądanie i udawał się w pogoni za swym spełnieniem. Liczył, że i ona nie była syta. Stała przy umywalce, woda przybrała postać strumienia obmywającego jej lewą dłoń. Dopiero teraz skojarzył, że miała opatrunek na niej.

- Kroiłam chleb... to nic takiego.

- Nie mów nic. Nic nie mów.

            Ze względu na nic takiego nie doczekał się wówczas spełnienia. Nic takiego miało dużo do powiedzenia. Pyskowało czerwonymi bluzgami. Chirurg z nimi porozmawiał. Pogroził mu igłą, ale ostatecznie osadził w gipsie. Zostawił na obserwacji. On miał dosyć kłamstw i przypadków, jej nie uwagi. O mało nie straciła palca wskazującego. Nóż był ostry, a z niej taka niezdara... Zagapiła się.

- Jesteś- nie otwierała oczu- przepraszam, przepraszam, Artur...

- Już dobrze, nie mów nic.

- Jak Cie wpuścili? Późno już- zmartwiła się.

- Obiecałem, że umówię się z siostrą - odparł całkiem serio.

- I uwierzyła Ci?

- Ja wierzę Iga. To ja Cię przepraszam. Spij.

- Będziesz?

- Przecież jestem.

- Ale czy będziesz?

- Jeśli pozwolisz się kochać.

Był.


Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy