Reklama

Gosia Baczyńska: Udręka i ekstaza

​Wielka diwa pełna sprzeczności. Przyjacielska i onieśmielająca. Wrażliwa, ale i nieustępliwa. Świadoma swojej wartości i pełna wątpliwości. Gosia Baczyńska, skomplikowana artystka w krainie biznesu i koronek.

Warszawska Praga, ul. Floriańska. Atelier Gosi Baczyńskiej zajmuje dwa piętra w budynku między przedwojennymi, odrestaurowanymi kamienicami. Naprzeciw kapeli podwórkowej z brązu i zielonego skweru, na którym wśród drzew odkrywam kawiarenkę z portretem Franza Kafki na ścianie. Dzisiaj ta część Pragi jest nowoczesna i elegancka. 

Kiedy Gosia otwierała swoje atelier 11 lat temu, tak nie było. Nie po raz pierwszy przeczuła, co będzie modne. Możliwe, że sama także miała na to wpływ. Butik mieści się na parterze. Z ulicy niewiele można zobaczyć. Na dużych oknach prosty napis "Gosia Baczyńska". Wejście do środka to jak skok do króliczej nory z książki Lewisa Carrolla. 

Reklama

Dyskretny półmrok, chłód szarych betonowych ścian i rozmigotany wielki kryształowy żyrandol. Na ścianach obrazy wrocławskiego artysty Jarosława Potocznego (Potokiem zainteresował się ostatnio marszand z Nowego Jorku, zdradzi mi Gosia), wokół wieszaki z sukniami, eleganckie przeszklone witryny, duży stół z wyeksponowaną biżuterią i akcesoriami. 

Siadam na jednej z artdecowskich sof. Wdycham zapach niewymuszonego luksusu: połączenie perfum, zapachu skóry i kredowego papieru magazynów o modzie. Nieco mnie to onieśmiela. Porozmawiamy jeszcze o tym onieśmieleniu Baczyńską. Ale teraz wchodzi Gosia, a wraz z nią jej świat i całe spektrum emocji.

Czasy są dekadenckie

Ostatnio Gosia Baczyńska znalazła się w centrum zainteresowania, kiedy Kate Middleton wystąpiła w jej sukience podczas wizyty pary książęcej w Polsce. Biała, klasyczna suknia z odważnymi czarnymi elementami została wybrana przez angielską księżną. Wcześniej prywatna sekretarka pary książęcej zwróciła się do projektantki z prośbą o zaproponowanie stroju dla Kate. 

- Wyglądała zjawiskowo - mówi z satysfakcją Gosia. Pokazuje mi, że zdjęcie księżnej w tej sukience niemal każdego dnia pojawia się na Instagramie. Choć minęły dwa lata. Co to dla niej oznacza?

- Zdobyłam chwilowy rozgłos, ale to, że ubrałam osobę, która kiedyś pewnie zostanie królową, będę miała w CV już zawsze - śmieje się. 

- Pojawiły się zamówienia ze świata właśnie na tę sukienkę. Ale wbrew pozorom to, że Kate włoży ubranie jakiejś marki, nie gwarantuje tym firmom sukcesu. Niektóre nawet zbankrutowały. 

Być może przyjęły za dużo zamówień, których potem nie mogły zrealizować? To nie był pierwszy kontakt Gosi Baczyńskiej z brytyjską rodziną królewską. 

- Szyłam suknię ślubną dla żony chrześniaka królowej angielskiej. Pojechałam na ślub do Szkocji. Była szansa, że pojawi się sama królowa Elżbieta, bo matka pana młodego jest jej damą dworu. Nie przyjechała, lecz pojawił się książę Andrzej. Wesele odbywało się w eleganckich namiotach. Kolacja raczej skromna. A potem odsłania się przestrzeń taneczna - lustrzana podłoga, a Szkoci bez majtek. Po północy podano burgery. Szok, ale bardzo mi się to spodobało - wspomina. Kiedy pytam, czy ma poczucie, że osiągnęła sukces, zastanawia się. 

- Mimo że podziwiam siebie za wszystko, co udało mi się osiągnąć, niekiedy czuję, że ten sukces jest niepełny. Czasy są trudne: dekadenckie i schyłkowe, więc bywam niepewna. Wydawałoby się, że pokazy na Fashion Week w Paryżu były moim największym osiągnięciem. Wiem, że dałam z siebie wszystko, co mogłam. Ale to za mało, żeby moja firma mogła się rozwijać tak, jak bym chciała. Do tego trzeba mieć inwestora. I zapewnia, że próbowała go zdobyć. 

- Widocznie nie prowadziłam tych rozmów, jak należy, a może to nie byli właściwi kandydaci. Sądzę, że temat inwestycji w marki modowe został spalony. Była taka marka, która miała wszystko: gigantyczny PR, koneksje w świecie high fashion i wielkie pieniądze. Cały ten potencjał został zmarnowany, bo zabrakło wizji i talentu. Teraz polski kapitał nie chce inwestować w przedsięwzięcia związane z modą - mówi projektantka. 

Dylematy finansowe nieobce są twórcom wielkiej mody na całym świecie (potwierdza to choćby informacja o bankructwie marki Sonia Rykiel). Organizacja pokazów na najważniejszych imprezach związanych z modą w Paryżu, Nowym Jorku, Mediolanie czy Londynie to gigantyczne koszty. Co dla niedużych firm oznacza równie wielkie ryzyko.

- Ale to jeszcze nie jest moje ostatnie słowo. Mam nowe plany. Zobacz, właśnie zamieściłam na Instagramie zdjęcie tego, co teraz szyję. Żaden glamour, raczej etap produkcji. Projekt ma fastrygi, czyli wyznaczanie kierunków tkaniny. Reakcja była żywiołowa! To budzi nadzieję, że ludzie jednak doceniają sztukę. Zdążyłam się zorientować, że optymizm w wypadku Gosi to coś specjalnego. 

- Znana jest z tego, że na pytanie "co słychać?" odpowiada "beznadziejnie!" - śmieje się projektant Robert Kupisz. - Wtedy trzeba ją przytulić i uspokoić - dodaje projektant Tomasz Ossoliński. 

Obaj przyjaźnią się z projektantką od 20 lat. Wiedzą, że to wyraz jej wrażliwości, który jednak nigdy nie powstrzymuje jej przed działaniem. - Gosia, nawet jeśli narzeka, robi to z wdziękiem i przewrotnym poczuciem humoru. I jako jedna z niewielu w tej niezwykle trudnej branży nie chowa się za pozorami, po prostu uczciwie mówi, jak jest - dodaje Piotr Zachara, dziennikarz, wykładowca w poznańskiej School of Form. Wszyscy twierdzą jednogłośnie: Baczyńska to światowy poziom i numer 1 w polskiej modzie. 
- Nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy mieli jeszcze tak wielki talent - mówi Ossoliński.

Pranie i prasowanie

Zajmowała się twórczością od dziecka: wyszywała, układała kwiaty z papieru, majsterkowała, malowała. Jej pierwszy obraz: 

- Naciągnęłam pieluchę na monidło ślubne rodziców. Nie miałam pojęcia, że to powinno być płótno, do tego zagruntowane. Potem się dziwiłam, że jakieś mi te kolory wychodzą tępe - śmieje się.

- Miałam przymus tworzenia i zdobywania wiedzy, ale nie szkolnej. Interesowały mnie zbyt poważne dla mnie książki i albumy o sztuce. 

- Kiedy byłyśmy jeszcze dziećmi, nie miałam świadomości, że Gosia jest artystką - opowiada jej o cztery lata młodsza siostra Beata Baczyńska, szefowa HR w firmie telekomunikacyjnej. 

- Ale wyróżniały ją wszechstronne zainteresowania. Aktywna we wszystkich szkolnych sferach artystycznych: chór, kółko wokalne, zajęcia plastyczne, gazetka szkolna. Jej wypracowania z polskiego to był zawsze inny głos, głębszy. 

Kiedy zaczęła szyć, zorientowałam się, że jest wybitna. Siostra jest najbliższą przyjaciółką Gosi. We Wrocławiu, gdzie projektantka kończyła Akademię Sztuk Pięknych na Wydziale Ceramiki i Szkła i gdzie stawiała pierwsze kroki w modzie, mieszkały razem. - Różnimy się od siebie - mówi Beata Baczyńska. 

- Staram się jej pokazywać inną perspektywę. Gosia jest wręcz nadwrażliwa, ja mam bardziej pragmatyczną naturę. Jednak moja siostra ma w sobie niewiarygodną siłę. Obie ją mamy, ale Gosi jest wyjątkowa. Ma to w genach po mamie, która była dla nas obu wzorem zaradności i niezależności. Gosia: 

- Beata jest zrównoważona, zorganizowana, spokojna. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Obie z mamą niezwykle mi pomagają. Czasem myślę, czy ich nie obciążam za bardzo swoimi problemami. Beata: 

- Jestem z niej dumna. Widzę, że mój 8-letni syn Janek również. Robert Kupisz, który jeszcze jako stylista fryzur brał udział w przygotowaniu pierwszego pokazu mody Gosi Baczyńskiej we Wrocławiu, przyznaje, że już wtedy jej talent zrobił na nim ogromne wrażenie. Podobnie myślała jej przyjaciółka, właścicielka firmy PR Edyta Bach, kiedy Gosia przygotowała kostiumy do jej projektu realizowanego we Wrocławiu. 

- To, co uszyła, było niesamowite. Wszyscy byliśmy oszołomieni wizją i jakością. Potem przy każdym spotkaniu namawiałam ją na przeprowadzkę do Warszawy. Gosia buntowała się: dlaczego wszystko musi się dziać w stolicy? Ale myśl, że jakieś szanse ją omijają, nie dawała jej spokoju. Decyzję o przeprowadzce podjęła pod wpływem pewnego zbiegu okoliczności. Podczas przeglądu prac na koniec studiów nieoczekiwanie dostała dwóję z projektowania. 

- Mój dzbanek nie miał uszka czy dzióbka, już nie pamiętam. Miałam go dorobić później - śmieje się. 

Wzięła urlop dziekański i wyjechała do Londynu. Nie znała języka ani nikogo w mieście. Najpierw trafiła do pracowni krawieckiej szyjącej dla brytyjskich projektantów, a potem sprzątała w eleganckiej dzielnicy. 

- Te wnętrza pamiętały czasy wiktoriańskie. Miałam kontakt z fantastyczną estetyką. Zachwycałam się każdym detalem - wspomina. 

Po powrocie ukończyła studia (na piątkę) i założyła firmę nazwaną od dnia swoich urodzin 13.08 Fri. Przyjeżdżała często do Warszawy. Podczas jednej z wizyt umówiła się z klientką w sprawie sukni w hotelu Bristol. Tam niespodziewanie natknęła się na właściciela londyńskiej pracowni krawieckiej, w której pracowała. Okazało się, że chce wynająć swoje mieszkanie na Powiślu. 

- Uznałam, że to znak - mówi. 

Robert Kupisz: - Kiedy wreszcie przyjechała, natychmiast zawojowała polski świat mody. Pierwszy pokaz zorganizowała w opuszczonej kamienicy na rogu ulic Złotej i Zgoda w centrum Warszawy. Modelki zamiast po wybiegu chodziły przez kolejne pokoje w amfiladzie. Nikt nie miał wątpliwości, że ten spektakl to było coś zupełnie nowego. 


Gosia wie, że czasy się zmieniają i trzeba się do nich dostosować, dlatego nie obawia się prekursorskich rozwiązań - jak błyskotliwy pomysł na współpracę z producentem pralek jako sponsorem pokazu. Zatytułowała go "Wielkie pranie" i zrealizowała na praskim podwórku, inspirując się filmem "Tango" Zbigniewa Rybczyńskiego. 

Sama wystąpiła w roli babci, która na początku kładzie się na łóżku i już w nim zostaje. - To był świetny performance. Modelki, tancerze i aktorzy nie mieli wątpliwości, że biorą udział w wyjątkowym wydarzeniu - wspomina dziennikarz i fotograf Mikołaj Komar. 

Stworzyła kolekcje - najpierw dla firmy odzieżowej Reserved (w 2008 roku), a potem dwukrotnie (w 2015 i 2016) dla sieci Rossmann. 

- Byłam zadowolona z kolekcji dla Reserved. Nadal zaczepiają mnie panie na przykład w teatrze, żeby mi powiedzieć, że bluzka z jedwabiu służy im do dzisiaj - opowiada projektantka. To, czy kolekcja jest właściwie wyeksponowana, było dla niej tak ważne, że przed premierą w głównym sklepie wściekła się z powodu pogniecionych ubrań. Ściągnęła krawcowe i wspólnie je wyprasowały. 

- Nad propozycją Rossmanna zastanawiałam się długo. Nikt wcześniej tego nie robił. Kiedy się zgodziłam, planowałam każdy szczegół - co, koło czego i jak ma wisieć. Nie traktowałam tego przedsięwzięcia merkantylnie. Chciałam, żeby było naprawdę moje. Za pierwszym razem nieźle mi się dostało od środowiska. Słyszałam: "Kto jak kto, ale Baczyńska?". 

Miałam to gdzieś. Lubię ryzykować - twierdzi Gosia. Czuje, że jest czas wspólnego działania, dzielenia się doświadczeniem, kooperacji, które przyniosą zupełnie nowe efekty. Dowodem na to są jej kolejne kroki. Ze współwłaścicielką marki Vanda Novak Dominiką Nowak przyjaźni się i współpracuje od kilku lat, a teraz przygotowują razem kolekcję butów sygnowanych przez obie projektantki.

- Łączy nas podobna wrażliwość, wizja mody i kobiecości. Gosia jest wyzwaniem, fascynującą osobowością, dlatego praca z nią jest zawsze twórcza - mówi Dominika Nowak. Gosia Baczyńska czuje potrzebę wyrażania siebie w innym tworzywie niż tkanina.

- Marzę o powrocie do ceramiki, wielkich form rzeźbiarskich. Ale także do ceramiki użytkowej. Będę miała okazję - firma Paradyż obejmie mecenatem moje działania artystyczne. Z moim doświadczeniem mogę być mentorem dla młodych firm, które potrzebują wsparcia projektowego.

Porozmawiajmy o przyjemnościach

Życie osobiste? - Nie mam. Wszyscy zawsze widzą mnie samą. Nigdy z facetem u boku. Jeszcze pół roku temu byłam w długotrwałym związku - nieujawnianym. Ale coś się skończyło, więc zrezygnowałam. 

Raz na parę lat w mieście pojawia się plotka, że wolę kobiety. Dość mnie to wkurza - denerwuje się. Dlaczego jest sama?

- Pewnie to także konsekwencja mojej natury. Niby taka towarzyska, a jednak samotniczka. Poza tym boję się zakochiwać. Jak się wkręcę, dostaję hopla. Wszystko wyolbrzymiam, histeryzuję. Nic innego nie istnieje. A to nie sprzyja skupieniu. Jeszcze we Wrocławiu podczas pracy przy kostiumach do filmu zakochałam się w operatorze. 

- Wystarczyło, żeby nie powiedział mi o przeprowadzce do innego hotelu, żebym wpadła w rozpacz. Mieszkałyśmy z siostrą na czwartym piętrze, a ona, wracając do domu, już na pierwszym słyszała moje zawodzenie. Myślała, że stało się coś strasznego. Teraz właśnie usiłuję się nie wkręcić, bo mam kogoś na oku - uśmiecha się tajemniczo. Przyznaje, że raz nie zauważyła miłości.

- Nie przyszło mi do głowy, że on coś do mnie czuje. Byłam zbyt nieuważna i pewnie go zraniłam. Niestety, moje związki były zazwyczaj pokręcone - przyznaje. Jednym z powodów może być syndrom DDA? 

- Pewnie tak. O tym, jakie konsekwencje może mieć takie doświadczenie w dzieciństwie, dowiedziałam się nie tak dawno. Poczytałam i wszystko się zgadzało. Szybciej wybiorę łazęgę niż kogoś, kto rokuje jako dobry partner - mówi.

- Ale za to uwielbiają mnie geje. Nie traci wiary w miłość. 

- Wierzę, że spotkam faceta, który będzie dla mnie. Czasem zastanawiam się, czy miłość, która jest w stanie przetrwać, w ogóle istnieje, ale mam nadzieję, że tak. Znam wieloletnie pary, po których widać uczucie, fascynację, namiętność. Widzę też, ilu ludzi tkwi w nieszczęśliwych związkach -przyznaje. Może dlatego, że kobieta bez faceta nadal jest postrzegana jako gorsza? 

- Kiedy moja mama się rozwodziła w połowie lat 70., to był pierwszy rozwód w powiecie. Niezwykłe wydarzenie. Kobieta się rozwodzi! A potem jeszcze po rozwodzie jest sama i daje sobie radę. Na szczęście żyję w środowisku, w którym to nie ma znaczenia - twierdzi. Gosia Baczyńska jest królową zabawy. Legendarne są jej sierpniowe urodziny. 

Edyta Bach: - Gosia kocha życie i tak samo kocha się bawić. Robert Kupisz: - Imprezy Małgosi są totalne. Na jedną z nich pod hasłem "Lata 50. i bikiniarze" dokleiłem sobie sztuczne włosy. Przyjeżdżam, a tam tłum, ciężarówki z kiełbasą, orkiestra dęta idzie ulicą... Potem grał Masecki. Tańczyliśmy do rana. 

Na 15. rocznicę swojej pracy Gosia zorganizowała uroczystość w warszawskiej Królikarni. - Niby-kryształowe wesele. Goście dostali obrączki. Był prosiak pieczony. Występowała Ewa Bem. Tymon Tymański śpiewał "Białego misia". Policja przyjeżdżała pięć razy. Dostałam mandat. Wszystko jak na weselu - wspomina projektantka. 

Mikołaj Komar: - Kiedy nad Wisłą można było zobaczyć jedynie budki z hot dogami, zorganizowała przyjęcie na barce. Odcumowani pływaliśmy noc, dzień i jeszcze noc. Po jednej z imprez urodzinowych wylądowaliśmy wszyscy w jej mieszkaniu na Powiślu i bawiliśmy się kolejne 24 godziny. Tańce na szklanym stole skończyły się dramatycznie, ale to ani Gosi, ani nam nie przeszkadzało. 

- Kiedyś był czas i na tworzenie, i niemal codziennie na imprezy - mówi Gosia. Przyznaje, że dzisiaj nie prowadzi tak intensywnego życia towarzyskiego. 

- Rzeczywiście, dzisiaj zdarza nam się to rzadziej niż kiedyś - dodaje Tomasz Ossoliński. 

- Chociaż właśnie parę dni temu niespodziewana wizyta u Gosi przekształciła się w długi i wesoły wieczór. Jedno się nie zmieniło. Gosia pracuje do późna w nocy. 

- Zawsze byłam nocnym markiem. Co nie jest najlepsze, bo potem czeka na mnie mnóstwo obowiązków w ciągu dnia - wyznaje projektantka. Na pytanie, dlaczego nie ma menedżera, reaguje emocjonalnie: 

- Nie pytaj, to drażliwy temat. Przez 20 lat nie udało mi się kogoś takiego znaleźć. Zawsze trafiam na osoby, które same sobie nie radzą. O wszystko mnie pytają. Boją się ciebie?

- Strasznie. I to głównie mnie denerwuje. Chociaż każdej osobie, którą zatrudniam, zawsze mówię, że ma się mnie nie bać - twierdzi. 

Co robi w trudnych momentach? - Porozumiewam się żołnierskim skrótem. Mam dobitny głos i srogie spojrzenie, to potęguje efekt - śmieje się Gosia. 

- Ale na co dzień jestem miła i otwarta. Moja mama twierdzi, że za bardzo. Mam wielu znajomych i kilkoro przyjaciół, którym ufam i którym mogę powiedzieć wszystko. Za to wiele osób mi się zwierza, bo wiedzą, że u mnie to jak w studnię. 

Księżniczki, rycerze i smoki

Gosia o modzie: - Co to znaczy, że coś jest modne? Że większej grupie osób teraz podoba się akurat to? Nie jestem przekonana, że ten proces zachodzi tylko pod wpływem kreatorów. Myślę, że to efekt wzajemnego wpływu. Jak dylemat z kurą i jajkiem. W danym momencie reagujemy na coś bardziej. 

Obserwuję to u siebie - nagle zaczynam zauważać kolor, którego nie widziałam przez ostatnie kilka lat. Tu świeci taki "electric blue" - wskazuje nagle. 

- Wydawał mi się okropny, a teraz myślę, że jest świeży, fajny. Pytam o projekty Gosi Baczyńskiej. 

Maciej Spadło, szef działu mody PANI: - Połączenie klasyki, romantyzmu i femme fatale. Jej ubrania mają coś do powiedzenia.

Piotr Zachara: - Dokonała czegoś, co nie jest łatwe: ewoluuje, zaskakuje, a jednocześnie zachowuje własny styl i jakość. Tomasz Ossoliński: - Zawsze klasa. Gosia nie podpisze się pod bylejakością. 

Stylistka z działu mody PANI Kania Kamińska: - Zachwycające są w nich ręcznie wykonane, misterne elementy. Kiedyś przymierzyłam jej sukienkę. Marzę o niej do dzisiaj. 

Aktorka Magdalena Boczarska: - Doskonale rozumie kobiecość. Nikt nie ubiera kobiet tak jak ona. Gosia lubi łączyć zaskakujące elementy i opowiadać swoimi strojami historie. 

- Interesuje mnie zabawa znaczeniami. Napięcie między tym, co elitarne i egalitarne. Wiem, że nie ma sfery zarezerwowanej wyłącznie dla luksusu. Życie zawsze się wdziera. Jestem rebeliancka. Miewam też okresy bardziej romantyczne.  Ale ten romantyzm jest zawsze podszyty niepokojem. Moje projekty to historie o księżniczkach, rycerzach i... smokach. 

Nad nami piętro wyżej wisi już gotowa kolekcja zatytułowana "Per aspera ad astra" ("Przez trudy do gwiazd"). Gosia przyznaje, że są w niej inspiracje gotykiem i renesansem. 

- Ale to tylko energia, skojarzenia, z których buduję własny, osobny świat - tłumaczy. Kiedy pytam, czy możemy ją obejrzeć, Gosia zachowuje się jak prawdziwa artystka przed występem: 

- Nie wiem, chyba nie. Bez kontekstu projekty nie zrobią takiego wrażenia. Po chwili jednak prowadzi mnie na górę, gdzie królują maszyny do szycia, materiały i wieszaki. Nieprawda, jej kolekcja robi wrażenie nawet na wieszakach. Dostrzegam tunikę z pięknym printem "Madonny" Botticellego. 

Zobaczymy ją na pokazie, który właśnie spędza Gosi sen z powiek. Nie chce jeszcze mówić o szczegółach, ale obiecuje, że znowu ma przewrotny pomysł, który wzbudzi emocje. 

Co sama lubi w modzie? Oczywiście oprócz czarnego koloru. 

- Najbardziej lubię rzeczy oswojone. Noszę je, aż ze mnie spadną albo je zgubię. Z tą spraną już koszulką Kupisza nie mogę się rozstać. Z torebką brytyjskiej marki, która szyje ze skóry siodlarskiej, chodzę już ósmy rok. Dobrze czuję się z wyrazistymi dodatkami. 

To moja metoda na wyjście: ubranie to samo, ale dodajesz kolczyki, malujesz usta, zakładasz obcas, robisz odpowiednią minę i jesteś gotowa - Gosia dotyka dużych, zakręconych jak klucz wiolinowy kolczyków w kolorze starego złota.

Porozmawiajmy o onieśmieleniu Baczyńską

- Słyszę, że kobiety zakładają, że u mnie jest wielka moda i do tego nie wiadomo jak droga. To nie do końca prawda. Mam także modele w niewygórowanych cenach, świetną biżuterię i planuję kolekcję gotowych sukien ślubnych - zapewnia.

Oglądamy zdjęcia projektów z jej nowej kolekcji. Modelka stoi w deszczu w niezwykle oryginalnie skrojonym kostiumie. Płynna, niemal niemożliwa forma, szlachetna tkanina. Dzieło sztuki.

- To są momenty szczęścia - mówi Gosia Baczyńska. - Widzę, że to, co zrobiłam, świetnie wygląda. Jestem na chwilę zadowolona.

Zobacz także: 



Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy