Reklama

Eryk Lubos. Menel czy amant?

Wyspecjalizował się w rolach twardzieli, alkoholików i brutali. Ale ta łatka zaczęła mu doskwierać. Bo mimo dyskusynej urody, jest równie wiarygodny w roli mordercy, co gorącego kochanka.

- Wyglądam na menela. Nie chodzę w  garniturach, wszystko zawsze mam pogniecione. Może gdyby mi to aktorstwo nie wyszło, stoczyłbym się, zajmowałbym się dziwnymi interesami, a może znalazłbym sobie jakąś uczciwą niszę? Nie wiem- wyznał kiedyś Eryk Lubos (44). 

Taki scenariusz na szczęście mu nie grozi, bo Lubos to jeden z najczęściej obsadzanych polskich aktorów. W samym tylko 2018 roku zagrał w trzech głośnych produkcjach (w tym w komedii romantycznej!). Teraz na ekrany kin wchodzi obraz "Underdog", w którym wciela się w zawodnika MMA. Ta rola to trochę powrót do korzeni, bo ostatnimi czasy Eryk robił wszystko, by wreszcie uciec od szufladki brutala. 

Reklama

Męski twardziel

Prawdziwe męstwo W filmie, w którym partneruje mu Mamed Chalidow, padają ciężkie ciosy: 

- Polała się prawdziwa krew. Jest cios, to jest i krew. Mamed jak bije, gdzie uderzy, tam mięso gnije- wyznał ostatnio Eryk. Mówi się, że "Underdog" jest jednym z najbardziej brutalnych filmów polskiej kinematografii. Ale choć Lubos od lat pasjonuje się boksem, podkreśla, że prawdziwe męstwo jest gdzie indziej. Ceni zasady, męski kodeks. I etos pracy, który wpoił mu w dzieciństwie ojciec. 

- Zrobił ze mnie faceta, co się pracy nie boi. Dzięki niemu wiem, jak narąbać drewna, zrzucić trzy tony węgla na jeden raz, dach wysmołować, zrobić zaprawę do budowy domu. Jestem mu za to wdzięczny- opowiadał w rozmowie z "Twoim Stylem". I dodał, że już jako dzieciak pojął, że na wszystko w życiu trzeba ciężko zapracować. Dom nad jeziorem zbudował sam. 

- Nosiłem belki, stawiałem więźby- wyliczał. Współczesny obraz wymuskanego, zadbanego mężczyzny jest mu obcy. 

- Ćwiczę na siłowni, żeby się przewentylować, a nie po to, by dobrze prezentować się w garniturze i napisać książkę o tym, jak być zdrowym i szczęśliwym po czterdziestce. Irytują mnie faceci, którzy przychodzą na moją siłownię w starannie dobranych fryzurach, z żelem we włosach i brodą wystylizowaną u barbera. Niedawno zawieźli mnie do wypasionego salonu fryzjerskiego na Saskiej Kępie. Produkcja chciała, żebym jakoś wyglądał. Wszedłem i złapałem się za głowę. O dziesiątej rano na sześć foteli pięć było zajętych przez facetów. Co się dzieje? Zamiast iść do roboty, oni u fryzjera siedzą?- dziwił się w wywiadzie.

Nie taki znowu brzydal

Latami walczył z zaszufladkowaniem

- Ależ ja się sprawdzam w rolach kochanków. Bo ja chcę miłości! Postać, która tak krzyczy, to moja życiowa rola- deklarował w wywiadach, próbując zmotywować reżyserów, by po serii obsadzania go w rolach alkoholików, przestępców i typów spod ciemnej gwiazdy, dostrzegli w nim wreszcie także romantyka.

Zauważyła to Maria Sadowska, która rok temu zaproponowała mu rolę Jurka, namiętnego kochanka Michaliny Wisłockiej w głośnym obrazie "Sztuka kochania". 

Zagrał tak, że z miejsca rozkochał w sobie pół Polski. I pokazał niedowiarkom, że pod tą szorstką powłoką kryje się bardzo intrygujący mężczyzna. 

- Mainstreamowy sznyt urody, który jest wow, mnie nie dotyczy- żartował z siebie po premierze. A w jednym z popularnych talk-show dodał: 

- To, że mam taką twarz, to tylko powierzchowność. Ja mam bardzo wiele barw.

Dusza człowiek To właśnie na planie "Sztuki kochania" odnalazł miłość. Od ponad roku jest związany ze śliczną brunetką, która pracowała jako charakteryzatorka na planie tej produkcji. Gdy Eryk mówi o swojej ukochanej, rozpromienia się: 

- Jestem zakochany. Nagle spotkałem kobietę kompletną, dojrzałą, która przerobiła pewne rzeczy, ma w sobie przestrzeń- wyznał w jednym z wywiadów. 

Po zaledwie kilku miesiącach znajomości, aktor poprosił ukochaną o rękę, a ona powiedziała "tak". Dziś Eryk podkreśla, że nic nie daje mu takiego szczęścia jak chwile spędzone z narzeczoną i dwójką dzieci z poprzednich związków, Tosią (7) i Frankiem (19). 

- Mam pewność, że miłość to jedyny stan, do którego należy dążyć (...) Lubię pójść z dzieckiem na ślizgawkę i (...) popatrzeć, jak ukochana macha do mnie na powitanie, gdy wracam do domu nad jeziorem. To mi wystarczy do szczęścia- wyznaje Lubos.

Zobacz także: 

Show
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy