Reklama

Czekoladki i trening

Gra w serialu „Barwy szczęścia” i występuje w show „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”. W niedzielę ma czas tylko dla bliskich. Gdy dopada ją zmęczenie, mówi sobie: ciesz się z tego, co masz!

Udział w programie "Twoja Twarz Brzmi Znajomo" traktuje pani bardziej jako zabawę czy pracę?

- Dla mnie to rodzaj super zabawy połączonej z ciężką, czasochłonną i dość stresującą pracą. Z jednej strony wcielanie się w gwiazdy światowego formatu jest fantastyczną sprawą, z drugiej w ciągu bardzo krótkiego czasu musimy nauczyć się skomplikowanej choreografii. Do tego dochodzi śpiewanie z doklejonymi policzkami, nosem, podbródkiem czy czołem, co nie ułatwia zadania. Po pięciu godzinach charakteryzacji na Toni Braxton śmiałam się, że zachowałam tylko swój płaski brzuch i zęby. Ten występ ,zresztą jak każdy kolejny, był dla mnie olbrzymim wyzwaniem.

Reklama

Dlaczego?

- Toni Braxton śpiewa niezwykle emocjonalnie, ma niesamowitą skalę głosu, doskonale wie, po co stoi na scenie. Ma świadomość siebie, swojego wyglądu oraz talentu - nie zauważyłam u niej właściwie żadnej wady i skazy! Mimo że nikt z nas, uczestników, nie odpada z programu, to jednak jesteśmy poddawani ocenie przez profesjonalnych jurorów. To zawsze wywołuje niepokój, a punkty, które dostajemy, też dają sporo do myślenia. 

Stąd trema i zdenerwowanie, że coś pójdzie nie tak?

- W pierwszym odcinku wcieliłam się w Vanessę Paradis. Wykonując jej "Joe le taxi", musiałam tańczyć nie do taktu. Poza tym nie ukrywam, że mam pewne naleciałości z teatru, w którym śpiewam. Oczywiście dążę do perfekcji, ale przecież nie można dać się zwariować (śmiech). Na szczęście jestem pod opieką najlepszych trenerów wokalnych, choreografów i charakteryzatorów w Polsce.

Zdradzi pani coś więcej?

- Z choreografem Krisem Adamskim ciężko pracujemy nad tym, żeby postać, którą mam odtwarzać na scenie, była jak najbliżej oryginału. Zwracamy uwagę dosłownie na wszystko - nie tylko na to, jak dana gwiazda chodzi, ale w jaki sposób patrzy, mówi, czy nawet porusza palcami. To jedna trudność. Jeszcze większa to wydobywanie dźwięku, poruszanie ustami w taki sposób, jak artysta - nad tym wszystkim pracuję z Agnieszką Hekiert. To wiele godzin ćwiczeń, często wracam do domu po północy, ale na szczęście Agnieszka ma pyszną cynamonową herbatę i czekoladki! (śmiech). Niesamowite kostiumy zawdzięczam Ani Zeman. A dzięki najlepszym na świecie charakteryzatorkom, Gosi Maykut i Agnieszce Jońca, dosłownie nie poznajemy siebie w lustrze. Jeśli dodamy do tego wysoki poziom operatorski i reżyserski, to mamy do czynienia z show najwyższej klasy!

Co sprawia pani największą trudność?

- Decyzja, w jaki sposób rozdzielić czas na przygotowania, aby w dniu programu wszystko jak najlepiej brzmiało i wyglądało. Muszę połączyć pracę w teatrze, na planie "Barw szczęścia" oraz "O mnie się nie martw". A przede wszystkim muszę zająć się czternastomiesięcznym synkiem, mieć czas dla rodziny, gdyż jest dla mnie najważniejsza. Kiedy nadchodzi niedziela, odcinam się od świata i jestem wyłącznie dla najbliższych.

Producenci seriali, w których pani gra, nie kręcą nosem, że zdecydowała się pani na udział w show?

- Są bardzo życzliwi i wyrozumiali, podobnie jak cała ekipa! Musiałam jednak ograniczyć ilość występów w teatrze, przełożyłam też na jesień premierę swojego trzeciego spektaklu "Nowojorskie klimaty". Czasami, kiedy jestem zmęczona albo wstaję bardzo wcześniej rano, zastawiam się, czy warto się tak męczyć. Ale później przychodzi zawsze refleksja: "Zielińska, nie narzekaj, tylko ciesz sięz tego, co masz!"

Rozmawiał Artur Krasicki

12/2016 Tele Tydzień

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy