Reklama

Życie intymne Coco Chanel

Odnalezione po latach pamiętniki i listy najsłynniejszej reformatorki mody w historii, rzucają nowe światło na jej pełne romansów życie. Lisa Chaney zbiera je, aby od nowa napisać biografię wydatkowej kobiety - Gabrielle Chanel - szczupłej brunetki o tajemniczej urodzie, w której z niesamowitą wręcz siłą zderzały się cechy kobiece i męskie.

Jak seksualność Coco Chanel wpłynęła na historię mody? Przekonajcie się czytając fragmenty książki "Coco Chanel. Życie intymne", która niedawno ukazała się w Polsce nakładem wydawnictwa Znak. Oto fragmenty książki.

W 1900 roku niepoprawny paryski pismak Henry Gauthier-Villars (znany jako Willy) wydał powieść, twierdząc, że została napisana przez szesnastoletnią uczennicę Claudine. Claudine a l’école i kolejne powieści tej autorki odniosły ogromny sukces. Szumnie zapowiadany styl i jawnie erotyczna tematyka zabarwiły reputację autorki skandalem. Cyniczne słowa Willy’ego, obstającego przy tym, że Claudine w szkole została napisana przez anonimową autorkę, w końcu zostały obalone przez prawdziwą autorkę, jego żonę Sidonie-Gabrielle Colette, która pisała na zamówienie męża (a potem się z nim rozstała).

Reklama

To, że niektórych podniecają erotyczne przygody nastolatek, nie jest niczym nowym. Ale tradycyjny francuski pogląd, zgodnie z którym kobieta staje się bardziej uwodzicielska, gdy przestaje być nastolatką i zdobywa doświadczenie po trzydziestce, zyskał nieszablonową konkurentkę w osobie młodej, świeżej Claudine. Z pozoru powieści o Claudine pełniły rolę soft porno dla burżuazji, ale pod warstewką przyjemnego podniecenia i seksualnej herezji Colette ubierała w słowa niepokojący problem, jaki nękał współczesnych jej Francuzów: walkę płci.

Wielu mężczyzn miało ambiwalentny stosunek do kobiet. Z jednej strony kobieta była Wenus, której ubraną w gorset, przerysowaną figurę klepsydry otaczano czcią. Z drugiej strony fin de siecle przyniósł coraz bardziej niepokojące wyobrażenie kobiety jako femme fatale, sfinksa pożerającego mężczyzn. (...)

W prowokacyjnie wyzbytej konwenansów Claudine Colette uchwyciła pewien rys obecny we współczesnych jej umysłach i literatura wypełniła się różnymi wersjami tej postaci. Młodsze kobiety w niczym nie przypominały uwodzicielskich i dostojnych grandes courtisanes, za to były obdarzone urokiem podlotka i zadziorną, anarchistyczną kobiecością, a ignorancja i brak onieśmielenia pozbawiały je skrępowania.

(...) Pozbawiona ogłady Claudine była wyzywająca, okazywała swoją pewność siebie za pośrednictwem ciętego dowcipu, nie przejmowała się tradycją i była całkowicie uodporniona na myśl o dojrzałości. Skupiając w sobie ważny aspekt seksualnego zabarwienia tamtego okresu, buntownicza Claudine stała się również jego najbardziej niepokojącym wizerunkiem kobiecości.

Bez wątpienia szczególny urok Gabrielle miał podobny wydźwięk. Jednak mimo całej widocznej nieszablonowości Royallieu możliwości Gabrielle tak naprawdę wcale nie były większe niż możliwości zwykłej kochanki. Stała się "utrzymanką" Etienne’a. Na zdjęciach często wojowniczo spogląda w obiektyw z wystudiowaną, wyzywającą miną, prezentując swą poważną, elfią urodę.

Bez względu na to, w jaki sposób wpłynęła na nią Claudine, Gabrielle - podobnie jak inne kobiety z jakimikolwiek ambicjami - stanęła przed "najbardziej dramatycznym z wyborów: między zachowaniem prestiżu kobiecości i pozostaniem na łasce mężczyzny a odrzuceniem go na rzecz niezależności (...) i skazaniem się na dryfowanie w środowisku, które nie sprzyjało wyemancypowanym kobietom ani psychicznie, ani ekonomicznie".

Nieprzerwany strumień gości przywodził do Royallieu wesołą mieszankę złożoną z arystokratycznych sportowców, gwiazd wyścigów konnych, aktorek, śpiewaków i demi-mondaines - młodych ludzi, których życie kręciło się wokół takiej czy innej rozrywki. Etienne zdecydowanie odradzał przyjaciołom pokazywanie się w Royallieu w towarzystwie żon. Preferowane były kochanki.

Ale jeśli życie Etienne’a wydawało się komuś beztroskim pasmem gonitw z psami i wydawania przyjęć, był w błędzie: pod wieloma względami Etienne wcale nie zasługiwał na miano beztroskiego człowieka. Choć zamiłowanie do wygłupów szło u niego w parze z awersją do podejmowania uczuciowych zobowiązań, całe jego życie stało pod znakiem absolutnego poświęcenia: był całkowicie oddany koniom. Znał je, kochał, rozumiał ich dziwactwa i ich wartość, a gdy chodziło o konie, był zdolny do zaciekłej rywalizacji.

Kupując wierzchowca lub biorąc udział w wyścigu, był doskonałym przeciwnikiem. W rezultacie błyskawicznie osiągnął wysoką pozycję zarówno jako trener, jak i jeździec i w końcu został jednym z najsławniejszych hodowców koni we Francji. Jego obsesja sprawiła również, że gotów był zamieszkać na wsi, co większość młodych mężczyzn o jego statusie społecznym robiła z największą odrazą.

Dom na wsi, do którego sprowadził Gabrielle, był ładny. Najpierw gościli w nim polujący królowie, następnie stał się La Maison du Roy, a w końcu po prostu Royallieu. Najpierw był klasztorem, potem opactwem, z upływem czasu zmieniano go i rozbudowywano. Ostatecznie w château urządzono stadninę, co doskonale odpowiadało potrzebom Etienne’a. Z Royallieu niedaleko było do toru wyścigowego Chantilly w prowincji Oise, uważanego za najlepszy ośrodek treningowy dla koni czystej krwi we Francji.

Choć młodzi, bogaci oficerowie w Moulins schlebiali Gabrielle i byli świetnymi towarzyszami zabaw, w rzeczywistości wiodła ona życie nisko urodzonej ekspedientki zamieszkałej w ubogiej części miasta. W Royallieu po raz pierwszy doświadczyła przepychu, a ponadto pewnego zainteresowania ze strony innych ludzi. Choć nigdy nie występowała w roli pani domu, miała zostać irreguliere Etienne’a na kilka lat. Chłonięcie standardów i konwencji Royallieu wymagało jednak znacznego wysiłku i przez jakiś czas czuła się tam nie na miejscu. Potem przyznała, że kłamała, by zataić swoje braki.

Kontrast między dawnym życiem Gabrielle a tym, które wiodła w Royallieu, był prawie niewyobrażalny. Nic dziwnego, że porzuciwszy praktycznie z dnia na dzień życie kontrolowane przez osoby, których nie znosiła, wśród przywilejów Royallieu, jego służby i wyrafinowanego towarzystwa czuła się jak we śnie. Nie musiała już wcześnie wstawać i iść przez miasto do swoich pracodawców petit bourgeois, kłaniać się i silić na służalczość wobec traktujących ją z góry klientek.

Pojmując powoli swoją nową pozycję, Gabrielle rozwiązała drażliwy problem służących w Royallieu, o których mówiła krótko: "Bałam się ich". Owszem, w 1906 roku podważano hierarchizację społeczną, ale służący Etienne’a na pewno nie kwapili się do tego, by traktować nisko urodzoną kochankę swego pana z wielkim szacunkiem. Tymczasem jeśli była ekspedientka miała taką ochotę, mogła przez cały dzień nie robić nic poza leżeniem w łóżku i czytaniem kiczowatych powieści.

Z początku Gabrielle wypoczywała bez końca, co było obce zarówno jej naturze, jak i wychowaniu. Etienne był zbyt aktywny, by kultywować sztukę lenistwa, i zdumiewała go jej umiejętność czytania w łóżku do południa. Ale Gabrielle zajmowała się czymś więcej niż tylko zwykłym czytaniem popularnej beletrystyki: ona się uczyła. Od dziecka ta bardzo inteligentna młoda kobieta nie miała nikogo, kto by ją poprowadził. Przyznając później, że na początku czytała "chłam", dodała: "Nawet najgorsza książka ma ci coś do powiedzenia, coś prawdziwego. Najgłupsze książki są arcydziełami doświadczenia" .

Powiedziała nawet: "Powieści uczyły mnie życia (...). Można w nich znaleźć wszystkie wielkie niepisane prawa rządzące ludzkością (...). Od powieści w odcinkach po największe klasyczne dzieła - to wszystko jest rzeczywistością przebraną za marzenia". Pozwalając sobie korzystać z czasu, którego wcześniej miała tak niewiele, i rozkoszować się marzeniami, Gabrielle pochłaniała tanie romansidła, jedyną pożywkę dla jej wyobraźni, którą jak dotąd spotkała na swej drodze.

Czytaj dalej na następnej stronie.

Można się zastanawiać, czy ta orgia nurzania się w fantazji nie sygnalizowała przypadkiem jakichś problemów w relacjach z Etienne’em. Gabrielle miała pewną rzadką cechę: była osobą, która pomimo upływu czasu niewiele się zmieniała. Można powiedzieć, że już jako dziecko skrywała starą duszę: od początku była dorosła. Dlatego jej charakter w zasadzie się nie zmieniał, był nad wiek ukształtowany.

W rezultacie dorastanie Chanel nie odbywało się - jak u większości ludzi - poprzez zdarzenia powodujące zmianę osobowości. Jej szczególna podróż odkrywania siebie dokonała się poprzez środowisko, sytuację, w której się znalazła. A Gabrielle zawsze była niezwykle baczną obserwatorką tej sytuacji - oraz ludzi. Tym, czego musiała się nauczyć, był świat zewnętrzny - świat wokół niej. Niezwykły umysł obdarzył Gabrielle bezwzględnym wyczuleniem na fakturę teraźniejszości. Potem stało się ono nieocenionym atutem w jej pracy, ponieważ moda to przede wszystkim wyjaśnianie i artykułowanie chwili obecnej.

W późniejszych latach wyraziła to z wielką precyzją, mówiąc: "Moda powinna wyrażać miejsce, chwilę (...). Moda, podobnie jak szansa, jest czymś, co trzeba chwytać za włosy". Życie w Royallieu miało się okazać ważnym katalizatorem losów tej wyjątkowej młodej kobiety. Zanurzywszy się w nowym środowisku, rozpoczęła proces odgradzania się od ubogiego świata swoich korzeni, przenosząc się na znacznie szerszą scenę. Rzeczywiście, gdyby nie Etienne Balsan i Royallieu moglibyśmy nigdy nie usłyszeć o Gabrielle Chanel.

Później wspominała tamte wczesne lata w château takimi słowami: "Nieustannie płakałam. Wcześniej opowiedziałam mu całą litanię kłamstw o moim okropnym dzieciństwie. Musiałam go wyprowadzić z błędu. Płakałam cały rok. Jedyne szczęśliwe chwile spędzałam na grzbiecie konia, w lesie". To bez wątpienia przesada, ale najwidoczniej doświadczenia Gabrielle doprowadziły u niej do pewnego kryzysu emocjonalnego w pierwszym roku pobytu w Royallieu. Etienne musiał ją na swój sposób wspierać.

Jedno jest pewne: cokolwiek mówiła później o swoich dawnych przyjaciołach, jego nigdy nie krytykowała. Bez względu na to, na jakich zasadach było zorganizowane życie intymne w Royallieu, przez pewien okres kurtyzana Emilienne d’Alençon i Gabrielle zgodnie dzieliły się Etienne’em i jego domem. Emilienne wiedziała, że w końcu wypadnie z grona najbardziej pożądanych grandes courtisanes, ale czegóż mogła się obawiać ze strony młodej Gabrielle Chanel?

Owszem, dziewczyna miała śliczne włosy, długą szyję i uderzająco piękny profil, ale była stanowczo zbyt chuda i płaska, najzwyczajniej nie miała warunków. Jednak choć Gabrielle nie wyglądała ani nie ubierała się jak znane Emilienne cocottes, dzięki poczuciu humoru i talentowi parodystycznemu, dzięki inteligencji i czystej zwierzęcej energii potrafi ła być najzabawniejszą i najbardziej uwodzicielską towarzyszką. Poza tym chętnie pogrążała się w milczeniu.

Te cechy, w połączeniu z buntowniczością i chłodną rezerwą, nadawały Gabrielle pewien enigmatyczny rys, który Emilienne mogła uznać za atrakcyjny. Inaczej niż w Wielkiej Brytanii we Francji nie karano homoseksualistów, co było ważną cechą społeczeństwa belle époque.

W 1900 roku francuska tolerancja nie tylko uczyniła z Paryża międzynarodowe schronienie dla homoseksualistów, lecz zapewniła mu nazwę "Paryż-Lesbos", gdyż zasłynął jako światowa stolica lesbijek. Kilka zamężnych dam ze śmietanki towarzyskiej, które lubiły lesbijskie związki, doprowadziło pewną "kobietę prowadzącą salony" do wniosku, że "robią to wszystkie godne uwagi kobiety".

Choć homoseksualizm nie był sprzeczny z prawem, obowiązywały bardzo sztywne konwenanse zakazujące eksperymentów seksualnych, którymi swobodnie dogadzali sobie zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Choć panie z wyższych sfer chronił ich status społeczny i większa wolność, zboczenia seksualne trzeba było otaczać największą dyskrecją i jak najdalej odsuwać od sfery publicznej.

Kobiety zależne finansowo musiały unikać skandali. Nade wszystko musiały utrzymywać pozory normalności. Opis szeroko rozpowszechnionej paryskiej subkultury kurtyzan lesbijek zawarty w powieści Nana Zoli odzwierciedlał ówczesną fascynację tymi transgresyjnymi związkami. Oglądanie pary lesbijek było popularnym "numerem" w burdelach i burleskach, a Marcel, bohater W poszukiwaniu straconego czasu Prousta, odkrywa, że dowiedziawszy się o biseksualności swojej kochanki Albertyny, zaczyna jej pożądać jeszcze bardziej.

Niejeden mężczyzna uważał lesbijstwo za "urocze dziwactwo, zmysłową wadę, z której sam może odnieść pewne korzyści". Głośne eksperymenty Colette z tożsamością seksualną rozsławiły ją w lesbijskiej subkulturze Paryża, która obejmowała także Emilienne d’Alençon. Colette zapamiętała bal z okazji Mardi Gras w Nicei w 1906 roku, na którym Renée Vivien oraz kurtyzany Emilienne d’Alençon, Liane de Pougy i Caroline Otero bawiły się z "tłumem kurtyzan, aktorek, tancerek z zespołów baletowych (...) z Paryża, z których większość była półetatowymi członkiniami le tout Lesbos".

(...) Żyjąc otwarcie jako kochanka Etienne’a, Gabrielle sygnalizowała swoją niekonwencjonalność, podkreślając ją niezwykłym stylem ubierania się. (...) Choć mieszkając w Royallieu, poświęciła całą swoją godność, otrzymała wyjątkową szansę odcięcia się od nędznych korzeni. Szybko jednak zauważyła, że życie na wsi może być nużące. Status kochanki Etienne’a nie pochłaniał wystarczająco dużej części jej cudownej energii, więc Gabrielle poświęciła się aktywności pozwalającej jej spożytkować siły oraz przyczyniła się do ponownego ukształtowania Gabrielle Chanel.

Największe sukcesy odnosiły te kurtyzany, które najlepiej naśladowały atrybuty kobiet z wyższych sfer. Tylko zamożne kobiety jeździły konno, więc pod okiem Etienne’a Gabrielle ćwiczyła, by zostać amazonką. Etienne uczył ją radzenia sobie z koniem na wszystkich etapach treningu. Gabrielle okazała się gorliwą i zdolną uczennicą, delektującą się doświadczeniem, które unosiło ją z dala od jej normalnego Ja.

Miała osobowość skłonną do popadania w skrajności i gdy raz postanowiła się czemuś poświęcić, robiła to z zaciekłym zaangażowaniem. Była tak zdeterminowana, że gdy nie trenowała z Etienne’em, wstawała o świcie i jeździła z praktykującymi u niego dżokejami i trenerami.

Wśród takich mężczyzn czuła się swobodnie, rozumiała język klasy pracującej. Błyskawicznie została nie tylko nieustraszoną i zręczną amazonką, lecz także doskonale grała w polo, co w tamtych czasach było wśród kobiet rzadkością. Gabrielle powiedziałaby, że jej umiejętności jeździeckie nie wzięły się z obsesji na punkcie koni, że nie była taka jak Etienne albo te Angielki, które "uwielbiały przechadzać się po stajniach". Ale to właśnie ze względu na umiejętności jeździeckie została zapamiętana przez Valéry’ego Olliviera, jednego z przyjaciół Etienne’a, który również był wybornym jeźdźcem.

Wcześniej, podobnie jak inni goście bawiący w Royallieu, nie uważał on młodej kochanki Etienne’a za szczególnie ważną postać: "Była maleńką drobinką o ładnej, bardzo ekspresyjnej szelmowskiej twarzy i silnej osobowości. Zaskoczyła nas pewnością w siodle, ale poza tym nie było w niej niczego niezwykłego". 

Czytaj dalej na następnej stronie.

Valéry Ollivier miał rację: Gabrielle rzeczywiście miała silną osobowość. A jako postać o wyjątkowej determinacji i inteligencji, mogła zostać mistrzynią w wielu dziedzinach. Po latach powiedziała o projektowaniu ubrań: "Z łatwością mogłabym robić coś innego. To był przypadek".

W drugiej połowie XIX wieku jazda konna stawała się coraz modniejsza wśród majętnych kobiet. Zarówno kobiety jeżdżące konno, jak i lesbijki nazywano amazonkami, nawiązując do seksualnie podejrzanych kobiet z mitologii greckiej. Działo się tak dlatego, że przez wiele lat ich stroje do jazdy konnej przedstawiano jako quasi-męskie zestawy uważane za szczególnie postępowy, nowoczesny aspekt żeńskiej garderoby.

Strój do jazdy konnej szyto z wełny w ciemnych, spokojnych kolorach (wówczas rzadko występujących w codziennym ubiorze kobiet). Panie nosiły mocno dopasowane żakiety i spódnice nakładane na spodnie z giemzy połączone z gorsetem, które często szyli męscy krawcy. Uważano, że stroje te celowo mają męski charakter, co dodatkowo podkreślano melonikiem albo cylindrem.

Lecz choć męska garderoba zaadaptowana przez kobiety do jazdy konnej w zasadzie nie zmieniała się przez lata, niektóre panie uczestniczące w polowaniach były bardziej radykalne w przywłaszczaniu sobie męskiego ubioru. Przez kilka lat nosiły krótsze spódnice, a nawet bryczesy - oraz dosiadały koni okrakiem. Niedługo po rozpoczęciu nauki jazdy konnej pod okiem Etienne’a Gabrielle wykonała następny gest sygnalizujący jej zdolność do nonkonformizmu: wybrała się do krawca w La Croix Saint Ouen w lesie Compiegne, u którego zazwyczaj ubierali się chłopcy stajenni i myśliwi, i kazała sobie uszyć strój do jazdy konnej. Nie zażądała damskiej wersji złożonej z dopasowanego żakietu i długiej spódnicy: chciała parę spodni - inaczej mówiąc bryczesów.

Wiele lat później nadal pamiętała zaskoczenie tamtego człowieka. Na zdjęciu siedzi okrakiem w siodle ubrana w nowy strój do jazdy konnej: męską koszulę z krótkim rękawem, dziergany krawat i osławione dość szokujące męskie bryczesy. Ponownie odrzucając tradycję, zastąpiła damski kapelusz do jazdy konnej - cylinder albo melonik - mniej oficjalnym i bardziej kobiecym pilśniowym kapeluszem z szerokim rondem.

Dzięki drobnej figurze i szerokiej, młodej twarzy w takim stroju można ją było prawie wziąć za chłopca. Nawet jeśli udział Gabrielle w ewolucji damskiej garderoby nie zawsze był tak ogromny, jak niektórzy sugerowali, i choć jazda okrakiem nie była jeszcze rozpowszechniona wśród kobiet, najbardziej szokujące były właśnie te męskie spodnie, które wkładała nie tylko na polowania.

Jak wiadomo, Gabrielle posunęła się jeszcze dalej. Zamiast ograniczyć łączenie męskości i kobiecości w ubiorze do jazdy konnej, uczyniła z niego jeden ze swoich wielkich znaków rozpoznawczych: nawiązując do podniecenia wywoływanego transwestytyzmem kobiet, podkreślała kobiecość i uwodzicielskość, pożyczając to i owo z męskiej garderoby.

Wszystkie konne prace w Royallieu kręciły się wokół planu wyścigów. Z Royallieu przez większość dni w tygodniu można było pojechać na któryś z torów wyścigowych, więc Gabrielle bywała na nich razem z Etienne’em i jego przyjaciółmi. W poniedziałki wybierali się do Saint-Cloud, we wtorki do Enghien, w środy do Tremblay, i tak aż do niedzieli w Longchamp, gdzie odbywały się najbardziej eleganckie wyścigi w paryskim parku w Lasku Bulońskim. Oglądanie wyścigów stało się niebywale popularną rozrywką wszystkich warstw społecznych. Pewien pisarz posunął się do stwierdzenia, że we Francji sport był synonimem wyścigów konnych.

Jako aktywność o ogromnym prestiżu wyścigi szybko stały się sceną, na której można było prezentować swoją pozycję społeczną. Oczywiście wiązało się to z rywalizacją w spektaklu mody. Wielu spośród tych, którzy regularnie przyjeżdżali na wyścigi, znacznie bardziej interesowało się pokazem mody i społeczeństwa niż samą gonitwą. Będące mikrokosmosem paryskiego społeczeństwa spotkania przy torze wyścigowym przyciągały ogromne tłumy i na początku XX wieku hipodrom na Longchamp był jednym z najmodniejszych miejsc publicznych spotkań we Francji. Przyciągając inne formy rozrywki, wyścigi przynosiły wysokie zyski najróżniejszego rodzaju prostytutkom.

Choć szanująca się kobieta nie mogła przebywać w miejscu publicznym bez eskorty, przedstawicielki demi-monde zazwyczaj przybywały same i dlatego odmawiano im wstępu za ogrodzenie. Mimo to, podobnie jak najbardziej ponętne gwiazdy tamtych czasów, takie kobiety również stanowiły wielką atrakcję. Drugie imperium rozkwitało, a wraz z nim rozkwitał demi-monde, i największe postacie półświatka spotykały się z kobietami z wyższych sfer, z którymi często dzieliły tego samego krawca. "Na pierwszy rzut oka były to te same kobiety ubrane przez tego samego krawca. Różniło je jedynie to, że przedstawicielki demi-monde wyglądały trochę szykowniej".

W przeciwieństwie do tych światowych i egzotycznych istot z fin de siècle’u Gabrielle zawsze pokazywała się bez ozdób, skromna i schludna. Wszystkie jej ubrania bez wyjątku były bardzo proste. Na wyścigach, skupiona na treningu jednego z koni Etienne’a, mogła mieć na sobie luźny męski płaszcz narzucony na dopasowany żakiet, a do tego kołnierzyk, krawat i pozbawiony ozdób słomkowy kapelusz. W praktycznym, sportowym stroju wyglądała niezwykle ponętnie.

Już od lat osiemdziesiątych XIX wieku dość wiele Amerykanek zaadaptowało dopasowane stroje do praktycznych aktywności. Zrobiły to znacznie wcześniej niż Francuzki. W 1901 roku wpływowy francuski magazyn "Les Modes" nadal opisywał żeński kostium jako "rewolucyjną nowość", ostrzegając, że "dżentelmeni nie w pełni docenili dopasowane kostiumy. Uważają, że zbyt mocno przypominają ich własne".

Potem Gabrielle powiedziała, że nie była świadoma, iż na wyścigach patrzono na nią i plotkowano o jej związku z Etienne’em Balsanem. Dodała również: "Wyglądałam fatalnie. Nic na mnie dobrze nie leżało (...). Sukienki nie pasowały, ale miałam to gdzieś". Gabrielle nie wkładała na wyścigi tradycyjnie przerysowanych, dziwacznych kobiecych strojów i zamiast tego trzymała się swoich prostych, dopasowanych kostiumów. I znowu: nie można powiedzieć, że nikt wówczas nie słyszał o kobietach noszących dopasowane kostiumy, ale kobieta ubrana w ten sposób na wyścigi stanowiła rzadki widok.

Mimo przekonania Gabrielle, że jeśli nie będzie się nosiła jak utrzymanka, nie będzie za taką uważana, nadal pozostawała jedynie kochanką. Opinie na temat jej wyglądu były podzielone. Według jednych nie była szczególnie atrakcyjna, a inni zachwycali się jej niekonwencjonalną urodą. Mówiono jej, że "wygląda dostojnie" i że posiada "autentyczny egzotyzm".

Gabrielle nigdy nie została mistrzynią kokieterii jak wiele współczesnych jej kobiet. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że jej sposób bycia był zapowiedzią późniejszego stylu. Postanowiła zerwać z wcześniejszą zależnością i zostać utrzymanką, ale była zbyt inteligentna i energiczna, by bierność takiej egzystencji mogła jej odpowiadać na dłuższą metę.

Po jakimś czasie rozrywki w Royallieu także zaczęły ją nudzić. Jeśli nawet świadomie zmagała się z tym dylematem, to na razie nie znajdowała rozwiązania. Żyjąc w pułapce luksusu i w pozornej wolności, o którą walczyłoby wiele kobiet z jej środowiska, zdała sobie sprawę, że tak naprawdę zamieniła jedne kajdany na drugie. Niemniej choć ambiwalentny stosunek do własnej pozycji uwidacznia się na jej niektórych zdjęciach z tamtego okresu, na innych widać jedynie pewność, inteligencję i niezwykłą umiejętność trafnej oceny siebie i swojej publiczności.

Zdjęcia pokazują ledwie zauważalną nieśmiałość i kruchość, a także nieuchwytny kobiecy urok. Na jednym z tych zdjęć Gabrielle idzie promenadą w Nicei. Ubrana prawie od stóp do głów na czarno, ma mufkę, kapelusz z ogromnym rondem, białą koszulę i krawat.

Pięknej młodej kobiecie towarzyszą trzej wytworni młodzi mężczyźni - hrabia Léon de Laborde, Miguel de Yturbe i Etienne Balsan. Wszyscy są bogatymi jeźdźcami i czarującymi cynikami, którzy mówią językiem wyrafi nowanej, światowej elity. Gabrielle uczyła się od nich, a poza tym w Nicei delektowała się jedyną dostępną jej wówczas władzą: tą seksualną, emanującą z posiadania wielkiego charakteru i niezwykłej urody. Jej spojrzenie mówi, że ona też o tym wie.  

Wydawnictwo Znak
Dowiedz się więcej na temat: Coco Chanel
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy