Reklama

Zabrali nas we wspaniałą podróż, z której nie chciało się wracać

Zgasło światło, ucichły głosy na widowni w Nowohuckim Centrum Kultury w Krakowie, reflektory oświetliły scenę, a na niej pojawił się on, jeden z najbardziej upartych ludzi jakich znam... Sławek Uniatowski.


Ze swoją muzyką z płyty "Metamorphosis" na krakowską scenę po jej wydaniu wkroczył dziś po raz pierwszy, choć już wiele razy występował tu w towarzystwie wielkich gwiazd polskiej estrady. Tym razem Sławkowi towarzyszył jedynie Rafał Stępień, pianista.

13 lat Uniatowski kazał fanom czekać na swoją płytę. Nie z własnej winy. Zawarł niefortunny kontrakt po sukcesie w programie "Idol", z którego nie mógł się wycofać przez wiele lat. Jednak ostatecznie nie zdecydował się nagrać popowej płyty, z której materiałem zupełnie się nie identyfikował, nie poszedł na kompromisy, mimo tego, że wiele przecież ryzykował. Był w tym niezwykle uparty, wierny sobie. W końcu postawił na swoim.

Reklama

Dzięki temu i ogromnej pracy, którą wykonał przez lata, dziś stał na tej scenie, oklaskiwany przez publiczność. Tak, Kraków przywitał go bardzo serdecznie.

Zastanawiałam się, jak wybrzmią piosenki w duecie, którym na płycie towarzyszy perkusja, bas, gitara elektryczna, akustyczna, trąbka, saksofon, flet, a nawet kwartet smyczkowy. Czy mi ich zwyczajnie nie zabraknie? Czy wokal Uniatowskiego i fortepian się obronią?

Po krótkim przywitaniu publiczności rozbrzmiały dźwięki "Tell me who you are". Już wtedy wiedziałam, że to będzie wyjątkowy wieczór i aranżacje na fortepian Rafała Stępnia w satysfakcjonujący sposób wypełnią dźwiękami przestrzeń sali koncertowej NCK-u. Zaprezentowaną podczas koncertu kolejność utworów muzycy postanowili zachować w zgodzie z tą na płycie.

"Someone, Somehow" wprowadziło publiczność w niezwykle piękny klimat. Zapowiadając ten utwór Sławek pokusił się o kilka trafnych i wzruszających spostrzeżeń na temat przyjaźni, o którą w dzisiejszych czasach niełatwo. O niej właśnie jest ta piosenka.

Singlowy kawałek "Honolulu" wywołał spory entuzjazm publiczności. Pozostałe utwory brzmiały melancholijne, bardzo klimatyczne i piękne. Solówki na fortepianie Stępnia, nowe aranżacje utworów z płyty, scatowanie piosenek przez Uniatowskiego to była prawdziwa jazzowa uczta, rozkosz dla uszu.

Z płyty Sławka - "Blisko" i "5 rano’ - są moimi zdecydowanie ulubionymi. Gdy wybrzmiały podczas koncertu, poruszyły mnie ogromnie. Myślę, że nie mnie jedną. "I want more" też wpisuje się w tę listę. Jednak bałam się, że wiele starci w aranżacji bez trąbki, perkusji i gitary. Straciła tymczasem na pewno tempo. Solówka zagrana przez obu muzyków na fortepianie i klawiszach absolutnie się obroniła, a wokal Uniatowskiego dopełnił resztę. Sławek dowiódł tym samym, jak sprawnym jest wokalistą. Scatowanie podczas utworów robiło ogromne wrażenie i świadczy o jego doskonałej znajomości sztuki wokalnej.

Panowie między piosenkami prowadzili sympatyczne dialogi, Uniatowski rzucał anegdotami, ale również potrafił wprowadzić publiczność w odpowiedni do piosenki nastrój. Publiczność krakowska go kocha, to widać. Na bis muzycy, zapewne nie bez powodu, wybrali cztery piosenki krakowskiego artysty - Zbigniewa Wodeckiego.  Muzycy zagrali: "Tylko Ty, tylko Ty", "Zacznij od Bacha", "Zabiorę cię dziś na bal" oraz "Nie ma jak Bacharach". Widownia oszalała.

Sala podczas koncertu wypełniona była publicznością po brzegi. Audytorium żywo reagowało na artystów. Owacje na stojąco na koniec koncertu były najlepszym podsumowaniem całego show. Dwóch niezwykle utalentowanych mężczyzn zabrało widownię w półtoragodzinną wspaniałą, nostalgiczną podróż, z której nie chciało się wracać.  Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić, to jedynie do nagłośnienia, które choć absolutnie złe nie było, to jednak mogłoby sprawić, że wokal byłaby jeszcze bliżej odbiorcy.

Po koncercie artyści podpisywali płytę. Komentarzy pełnych zachwytu nad talentem muzyków ludzi stojących w kilometrowej kolejce nie było końca: "Co za talent z tego Uniatowskiego", "Fantastyczny fortepian", "Dawno nie byłem na tak wspaniałym koncercie", itd.

Sławku, wracaj do Krakowa jak najczęściej!

    

 

 

 

 

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy