Reklama

Kamil Durczok: Przerwa w emisji

Po ponad półtorarocznym odosobnieniu jeden z najsłynniejszych dziennikarzy telewizyjnych przerywa milczenie.

Błyskawiczna droga na szczyt i kariera, o której marzą nie tylko adepci studiów dziennikarskich. Uznanie milionów rodaków przed telewizorami i zazdrość kolegów z branży. Obiekt w równym stopniu zachwytów, co niepohamowanej zawiści. Bo "w TVN wszystko jest takie piękne. (...) Piękne światło, piękna scenografia i charakteryzatorki też piękne" , zdaje się cytować kolegów po fachu.

Wreszcie - pycha, władza, buta... Masz czterdzieści siedem lat i wiesz, że nic nie zatrzyma tej taśmy produkcyjnej, a ty dotrwasz przy niej aż do emerytury. I wiesz też, że nie masz prawa narzekać na powtarzalne dni, w których jest i luksusowy apartament, i służbowy samochód za pół miliona złotych, i wymarzona przecież kiedyś praca, którą dzielisz z fantastycznym zespołem. Zbyt wiele, żeby stracić - wydawałoby się. Ale też zbyt wiele, żeby chcieć do tego wrócić, kiedy już wiesz, że może wyparować z dnia na dzień - wspomina pracę w TVN były redaktor naczelny "Faktów". Pracę, w której tak wiele osiągnął i która w wyniku bezprecedensowego w polskim życiu publicznym skandalu doprowadziła go do miejsca, za którym najczęściej nie ma już nic.

Reklama

Psy gończe w akcji

Po takiej pracy, pędzie, gorączce, gniewie odreagowywał. Nie da się wrócić do codziennego życia, jakby nigdy nic, na spokojnie. Trzeba znaleźć bufor. Jednym z nich stał się motocykl, którym w szalonej gonitwie, z narażeniem życia, przemierzał nocą ulice Warszawy. Byle dalej. Byle od wszystkiego skutecznie odciąć się.

Świadomość sukcesu i poczucie siły sprawczej. Obsesyjne dążenie do perfekcji i gigantyczna presja oczekiwań. Wreszcie - stres, osamotnienie i zagubienie. Depresja. Wszystko to nie mogło nie mieć wpływu na rozchwianie emocjonalne i zapędzenie się Durczoka w skomplikowane relacje, również z kobietami... Nie byłem święty. Popełniłem w życiu wiele błędów, moje sprawy uczuciowe i prywatne bardziej przypominały gigantyczny śmietnik i pełny obłęd niż jakkolwiek uporządkowany teren. Ale przecież dotyczyło to wyłącznie sfery mojej najgłębszej prywatności, od której gończym psom wara..

Wspomniane przez Durczoka psy pojawiły się niespodziewanie, uderzając raz za razem bronią, którą sam przez lata władał. Sensacyjne publikacje tygodnika "Wprost" z początku 2015 roku rzucały jakże odmienne światło na życie hołubionego przez telewidzów dziennikarza. W artykułach, których był bohaterem, pojawiły się zarzuty o mobbing i molestowanie seksualne w stacji.

Tak, zdarzyło mi się utrzymywać bliskie relacje z koleżankami z pracy i nie było w tym niczego nadzwyczajnego. Przecież z podobnych relacji powstało w firmie około piętnastu małżeństw, a pewnie dwa razy tyle par się w końcu rozeszło. Dziewczyny czuły się wyjątkowe, bo takie były. Faceci mieli podobnie. Ale to nie ma nic wspólnego z molestowaniem.

Czarny sen wariata

Pod koniec pamiętnego, feralnego tygodnia, kiedy trafił na pierwsze stron gazet, jak zwykle wrócił do Katowic. I... tak, jak tego w duchu najbardziej wtedy pragnąłem, zostałem sam. Chciałem się ze sobą skonfrontować i rozliczyć. Brałem pod uwagę różne scenariusze. Także ten, że już nigdy z tego nie wyjdę, że nie mam sił walczyć i się użerać, wywalać wszystkich kart na stół, udowadniać przed publicznym trybunałem, że oskarżyciele łżą. (...) Potem nastąpiły minuty, godziny, cała noc - najgorsza w moim życiu. Chybotliwie stąpałem po jego skraju. Dziś już nie chcę o tym mówić. Gdyby nie Ktoś, Przyjaciel, nie wiem, jaki byłby finał niedzielnego poranka.

W poniedziałek w jednej ze stacji radiowych udzielił wywiadu, do dzisiaj wspominanego jako najtrudniejsza rozmowa w życiu. W najczarniejszych snach nie przypuszczałem, że któregoś dnia będę odpowiadał na pytania, czując się jak wystrzelony w kosmos. Jak ktoś, kto musi stawić czoła zarzutom z pogranicza najintymniejszych tajemnic pomieszanych z czarnym snem wariata.

Prosto ze studia radiowego trafił do kliniki kardiologii - chcąc odciąć pogoń, do Ustronia. Walec medialny z impetem jednak ruszył. Jak analizuje w "Przerwie w emisji", nie chodziło w nim jednak o ustalanie faktów.

A potem... Zniknął.

Dziś Durczok znów jest na ustach wszystkich. Wraca, by walczyć o odzyskanie utraconej godności. Na sali sądowej i poza nią. To wojna o całe moje życie, o wszystko, co w nim zbudowałem, o moją twarz i mój wizerunek - przyznaje.

"Przerwa w emisji" jest jednak nie tylko dokumentacją tej walki. Dziennikarz wiele miejsca poświęca specyficznym realiom pracy w telewizji publicznej, etyce zawodu, rodzimej scenie politycznej czy - wreszcie - rodzinie. Wbrew tytułowi książka stanowi nowe otwarcie w jego życiu. Życiu, w które wkracza z wysoko podniesioną głową. I bez zadartego nosa.

Kamil Durczok

"Przerwa w emisji"

Wydawnictwo Edipresse Książki

Premiera: 26 października 2016 roku

 

Styl.pl/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy