Anna Korcz czyta fragmenty książki „W krainie kolibrów”

Tego lata Argentyna jest na wyciągnięcie ręki, a wszystko za sprawą książki „W krainie kolibrów”. Yerba mate, Indianie, płomienne uczucia, zdrady i namiętności. Wszystko to znajdziecie w tej żywiołowej powieści, którą poleca Anna Korcz – „To najbardziej namiętna powieść tego lata!”

POSŁUCHAJ FRAGMENTU

Wzruszył ramionami. Nadal stał tuż przy niej. Viktoria zauważyła, jak jej oddech przyśpieszył. Pragnęła, by ją dotknął, a jednocześnie czuła lęk. Nie wolno mu jej dotykać, jest mężatką.

Mężatki nie robią takich rzeczy. Mężatki nie myślą o takich rzeczach. Mimo to wiedziała, że musi go poczuć, jeśli ma żyć dalej tak jak dotychczas. Potrzebuje kogoś bliskiego. Nagle Pedro położył dłoń na jej prawym ramieniu. Viktoria dobrze wiedziała, że najwyższy czas, by pokazać mu, gdzie jego miejsce i ruszyć w drogę powrotną, ale nie potrafiła tego zrobić. Nie potrafiła i nie chciała. Podnosząc się, zwróciła ku niemu twarz i niemal natychmiast poczuła na ustach jego wargi. Musiał ją podtrzymać, żeby nie upadła. Potem pocałowali się jeszcze raz i jeszcze. Kiedy w końcu, raczej niechętnie, oderwali się od siebie, spojrzeli sobie w oczy. Pod wpływem ufnego spojrzenia Pedra Viktoria poczuła narastające w niej ciepło i pożądanie, którego tak bardzo jej brakowało. Odchyliła głowę i znów odwróciła do niego twarz, a jego usta znów, bez wahania, spotkały się z jej wargami. "Tym razem - pomyślała Viktoria - naprawdę kosztuję zakazanego owocu. I dobrze mi z tym".

*

POSŁUCHAJ FRAGMENTU

Odtąd nie mogła się doczekać codziennej, przeważnie popołudniowej, przejażdżki. Z początku oboje byli jeszcze dość onieśmieleni. Całowali się w kryjówce Pedra, całowali się w wąwozie, który znał tylko on, całowali się na skraju andyjskiego pogórza. Całowali się, obserwując lamy i chłodząc stopy w potoku. Zespolili się z otaczającą ich krainą. Nikt ich nie widział. Nikt nie wiedział, co robią. Nikt ich nie śledził. Pedro opowiadał Viktorii historie o tutejszej ludności i okolicy. Opowiadał baśnie rdzennych mieszkańców Andów, plemion Ajmarów i Keczua. Opowiadał o czasach sprzed najazdu Hiszpanów. Opowiadał o srebrze przewożonym z Potosí do portu w Buenos Aires. Opowiadał o drogach wyłożonych srebrem i o ubogich pijakach jedzących ze srebrnych naczyń. A potem znów zaczynali się całować.

Viktoria czasami myślała, że przynajmniej indiańska służba z Santa Celia musi się czegoś domyślać, ale milczała jak zaklęta. Rosita niekiedy uśmiechała się do niej, a mała Juanita dbała, by podczas posiłków trafiały się jej najsmaczniejsze kąski. Nie zapomniała, co młoda senora Santos dla niej zrobiła. Zabrało im trochę czasu, zanim zdecydowali się pokazać sobie nago. Pedro zdjął spodnie, a potem koszulę. Viktoria w milczeniu obserwowała ruch jego muskułów dobrze widocznych pod smagłą skórą. Tu i ówdzie widniały jaśniejsze miejsca, gdzie najwyraźniej musiał się wcześniej zranić. Poczuła nagłą ekscytację, jej ciało przeszył dreszcz radosnego oczekiwania. Pedro też był podekscytowany - poznała to po niemal zawstydzonym spojrzeniu, które jej rzucił.

POSŁUCHAJ FRAGMENTU

Z całą pewnością był najpiękniejszym mężczyzną, jakiego spotkała. Zwlekała. Pedro ośmielił ją uśmiechem. Pomógł odpiąć guziki od sukni i poluzować tasiemki gorsetu, którego nie byłaby w stanie zdjąć samodzielnie. Wkrótce stanęła przed nim, skubiąc nieśmiało rąbek koszuli okrywającej falbanami nogi i ramiona. Ostrożnie wyciągnął szpilki z jej upiętych włosów, które po chwili opadły luźno na ramiona.

- Muy guapa - powiedział z uśmiechem. Spojrzała na niego pytająco.

- Tu eres linda. Jesteś piękna, Viktorio. Niczego się nie bój. Spuściła głowę. Nigdy wcześniej nie czuła się tak onieśmielona. A przecież to nie był jej pierwszy raz. Wszak była mężatką, miała dziecko. To nie noc poślubna, mimo to tak właśnie się czuła. Chciała, żeby tak było. Bardzo chciała. A jednocześnie wiedziała, że odtąd nie będzie już powrotu. Jeszcze była przyzwoitą żoną, jednak kiedy to zrobi, nie będzie już sposobu, by znów pojednać ją i Humberta. Ale wiedziała również, że już od dawna nie ma niczego, co łączyłoby ją i jej męża. Owszem, piękne dni w Paryżu zachowa na zawsze w swojej pamięci, na kształt dagerotypów. Tych wspomnień nigdy nie straci. Jednak w Salcie ich drogi na dobre się rozeszły. Odchyliła głowę, a Pedro spojrzał na nią zaskoczony.

- Yo soy lindo - powiedziała z uśmiechem.

- Linda - poprawił ją.

- Linda - powtórzyła i zsunęła z ramion koszulę. Pomimo ciepła miała gęsią skórkę. Odwzajemniła spojrzenie Pedra i w następnej chwili poczuła na sobie jego rozgrzane ramiona. Czuła się tak bezpiecznie. Tego dnia nie doszło jeszcze do niczego. Wystarczył im widok swoich ciał, na których igrały promienie słońca, wzajemny dotyk, pocałunki i bliskość.

Następnego wieczoru znów spotkali się w kryjówce Pedra. Wszelkie obawy zniknęły. Oswoili się ze sobą. Ufali sobie. Tym razem pozbyli się ubrań bez ociągania, potem Pedro wziął ją na ręce i zaniósł na słomiane posłanie. Pocałunki, którymi okrył całe jej ciało, wywołały w niej najpierw ciepło, a potem dreszcz przyjemności. Nie śpieszył się z wejściem w nią, a ona chłonęła jego pieszczoty, oddając się oszołomieniu wywołanemu jego dotykiem.

- Teraz - wyszeptała, kiedy nie mogła już dłużej wytrzymać. - Teraz. Pedro zrobił to, o co go prosiła. Wszedł w nią, doprowadzając ją do zwieńczenia, któremu oddała się całą sobą.

Wyczerpani leżeli obok siebie.

- Wy, kobiety, jesteście odważne - zamruczał. - Ja nie mógłbym nosić czegoś takiego. - Wskazał na gorset, oparty o ścianę niczym zbroja.

- Ja też wolałabym go nie nosić - odpowiedziała Viktoria i przewróciła się na plecy. Z błogim westchnieniem podłożyła sobie ręce pod głowę, a jej piersi wypięły się ku górze. - Moja babka opowiadała mi kiedyś, że za jej młodych lat nie nosiło się gorsetów. To musiały być czasy.

- Rzeczywiście. - Pedro wyszczerzył zęby i nachylił się nad nią, by znów usiać jej ciało pocałunkami.

- Mi tesoro - zamruczała, zanurzywszy palce w jego gęstej czarnej grzywie.

Przymknęła oczy. Poczuła usta Pedra na szyi, a potem znów na piersiach.

- Mi preciosa - wyszeptał - mi preciosa, moja piękna, moja piękna.

"Rozumiem go - pomyślała Viktoria nie pierwszy raz w tym dniu. - Miłość to naprawdę najlepszy nauczyciel języka". Odkąd spędzała czas z Pedrem, jej hiszpański znacznie się poprawił, nawet jeśli wolała to zachować dla siebie. Pedro pocałował ją jeszcze w ramię, po czym usiadł. Uśmiechnęła się do niego łobuzersko.

- Ciekawe, co powiedziałaby dona Ofelia, gdybym wróciła bez gorsetu.

Wbrew jej przewidywaniom Pedro spoważniał. Sama poczuła, jak przeszywa ją zimny dreszcz. Ich wspólny czas miał swoje granice. Ile jeszcze im go zostało?

 

Fragmenty pochodzą z książki Sofii Caspari "W krainie kolibrów"

.