Reklama

Anna z Krakowa

 Przepraszam, ale nie wiem, kto to jest neokobieta (tak naprawdę wiem o akcji), ale brzmi nowocześnie i chętnie nią zostanę. Podobnie jak nie wiem, czym różni się kobieta 50+ lub 60+ od takiej, która skończyła lat trzydzieści czy czterdzieści. Mogę się tylko domyślić, że chodzi o kogoś wyjątkowego, szczególnego i super. Może rzeczywiście jestem tak samo efektywna, skuteczna i nowoczesna jak kremy, które polecają dla nas, dla tych 50+ przeróżne firmy? Moment zastanowienia. Spróbujmy...

Mam 60 lat (pewnie już za stara jestem na taki konkurs), musi miną - mieszkam w Krakowie, pracuję w Warszawie, czasem dojeżdżam do W-wy i wracam z niej w ciągu jednego dnia. Samochodem oczywiście.  Robię to z radością i chce pracować do końca życia i jeden dzień dłużej. A na pytanie pani w ZUS-ie dlaczego tak długo nie zgłaszałam się po emeryturę, która należy mi się już od kilku miesięcy, stwierdziłam zgodnie z prawdą, że nie wiedziałam, że jestem już taka stara. To trochę banał, ale również prawda.

Uwielbiam sport i sporą dawkę adrenaliny, a więc kilka razy w tygodniu spędzam czas w siłowni, bynajmniej nie po to, aby wypić kawę, ale po to, by dać sobie w kość. Weekend poświęcam aktywności fizycznej (np. 30 km na rowerze lub kilkanaście z kijkami), urodzie, lub jednemu i drugiemu. A więc wyjazd, długa wycieczka w góry, potem SPA.

O ograniczeniach zdrowotnych nie piszę, bo to zupełnie inna historia, a przecież wszelkie zakazy i ograniczenia są po to, aby je przełamywać i przekraczać. Przeciw czemuś trzeba się przecież buntować, przeciw diagnozom - wyrokom również.

Kontynuuję swoją młodzieńczą pasję, czyli miłość do przebywania w przestworzach, daleko i wysoko, ze sporą dawką ryzyka, a więc od czasu do czasu skaczę ze spadochronem, niestety ostatnio tylko w tandemie. No i zapach wiosennego śniegu na lodowcu - bezcenny i niezbędny do życia, czyli narty, narty i jeszcze raz narty - od października do maja.

Zawodowe wyzwanie? Być na rajdzie Dakar! Byłam, zobaczyłam w ubiegłym roku. Poza tym kocham długie samochodowe wyprawy bez celu (lub z celem), a jak jest mi jest źle, wsiadam w samochód i jadę z Krakowa popatrzeć na morze. Kilka godzin siedzenia na plaży wystarcza na kilka tygodni.  Ciągle jeszcze wyścigi samochodowe i rajdy (oczywiście te amatorskie), w których kiedyś odnosiłam sukcesy, a teraz również od czasu do czasu udaje mi się zdobyć jakieś trofeum. Najbliższe plany - babska wyprawa samochodowa nad Bajkał (faceci nie mają tyle siły i determinacji).

Czy to sukces?

Dla mnie to moje normalne życie, takie które towarzyszy mi od zawsze. Dla innych jestem jak król Midas - on zamieniał wszystko w złoto, ja każdą klęskę, porażkę, chorobę  przekuwam w sukces.

I na koniec: nie chcę żyć stu lat i nie chcę doczekać wnuków, nie chcę być kobietą objętą programem pomocowym dla... Chcę i lubię żyć, chcę i lubię być, chcę i  lubię uczestniczyć w życiu ze sporą dawką ryzyka i adrenaliny. Tu lub gdzie indziej...

Reklama


Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy