Reklama

Stylizacja kompromitacja

Angielski sklep Debenhams przeprowadził wśród swoich klientek ankietę: Twoja największa wpadka ubraniowa.

Na czele listy była odpowiedź: wyjść z toalety ze spódnicą wsuniętą w majtki. Na dalszych miejscach: chodzić z metką wiszącą przy ubraniu, w swetrze włożonym na lewą stronę, z rozpiętym rozporkiem, po przyjściu do pracy zauważyć, że ma się na sobie przezroczystą bluzkę itp.

Która z nas nie przeżyła podobnych sytuacji? To nieprzyjemne, ale w sumie niewinne pomyłki. Same ofiary pamiętają je lepiej niż otoczenie. Też mam ich na koncie niezłą kolekcję. Niektóre niezawinione, ale przyznaję, że własnych obłąkańczych pomysłów również tam nie brakuje.

Reklama

Na studiach byłam zdania, że żadna spódnica nie jest dla mnie za krótka. I oczywiście, jak wszystkie osoby w tym wieku, uważałam, że mama załamująca ręce nad moimi stylizacjami nie rozumie ani mody, ani młodego pokolenia. Niektóre wyczyny wolałabym wymazać z pamięci, ale nie jest to takie łatwe.

Uporczywie wraca wstyd, jakiego doznałam na eleganckim przyjęciu w Paryżu (byli tam m.in. Catherine Deneuve i Roger Vadim), gdzie poszłam zaproszona przez kuzyna w czasie jednego z moich pierwszych pobytów we Francji. Ubrałam się w zwyczajną granatową letnią sukienkę. A wszystkie panie były w długich sukniach wieczorowych, panowie w smokingach. Miałam ochotę schować się do mysiej dziury, niestety, nie znalazłam takowej.

Wtedy, na początku lat 70., obowiązywała jeszcze etykieta, nie tak jak dzisiaj, kiedy niezależnie od okazji jedni są w dżinsach, inni na galowo. O wzmiance na zaproszeniu "stroje wieczorowe" kuzyn mi nie powiedział. Na pocieszenie powiem, że on tego epizodu w ogóle nie pamięta...

Wpadki w stylu swetra włożonego na lewą stronę mają nawet swój komediowy wdzięk. Jednak co powiedzieć o takich "stylizacjach" jak modelki w wałkach na głowie albo z plastikowymi koreczkami, jakich używa się przy pedikiurze, wetkniętymi między palce od nóg? Ostatnie takie "stylizacje" oglądałam na pokazie Diora, o ile dobrze pamiętam. Zaliczmy je nie do wpadek, ale do zaplanowanej zgrywy. Gorzej, gdy widzi się sławne panie całkiem poważnie prężące się na ściankach i czerwonych dywanach w kreacjach, w których większość ludzi chciałaby szybko zniknąć z wizji.

O co chodzi? Zazwyczaj o prowokację, jednak i ona nie zawsze się udaje. Aktorka Jennifer Lawrence zapomniała o podszewce pod suknią, Mischa Barton wystąpiła w swetrze opatrzonym dwoma jęzorami sięgającymi do ziemi. Laetitia Casta w Cannes ubrała się w kreację ze złotymi piórami, jakby zrobioną z oskubanego świeżo orła.

Na gruncie lokalnym mamy panie Grycan, które dawno straciły wyczucie granicy obciachu. Każdy ich wyczyn stylizacyjny wydaje się samobójstwem. To już nie wpadka i nie prowokacja, ale kompromitacja. A one nic, brną dalej.

Mięsnej sukni Lady Gagi nie dodaję do tego katalogu, bo jej właścicielka razem ze swoimi wybrykami tworzy odrębny gatunek. Tutaj, przekroczywszy granice smaku i przyzwoitości, wchodzimy do krainy burleski. Ale do wszystkiego można się przyzwyczaić. Reagujemy na to wzruszeniem ramion. Bardziej byśmy się zdziwili, widząc Gagę w czarnej sukience ze sznurkiem pereł niż w kreacji z wołowiny.

Joanna Bojańczyk

Twój Styl 2/2014

Twój Styl
Dowiedz się więcej na temat: modowe wpadki | moda
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy