Reklama

Jakub Małecki: Fikcja jest szczera

- To, że dziś nikogo na swojej drodze nie spotkamy, może nam pozwolić bardziej doceniać dzień, kiedy w końcu się to wydarzy. Podobnie patrzę na swoje książki - wcale nie uważam, że one są okropnie smutne. Przeciwnie, dostrzegam w nich wiele małych, drobnych radości - twierdzi Jakub Małecki. Właśnie ukazała się jego powieść "Nikt nie idzie".

Monika Szubrycht, Styl.pl: Pana bohaterowie spotykają się i wchodzą ze sobą w relacje. Wydają się jednak zamknięci we własnych światach. Czy współczesne społeczeństwo widzi pan jako zbiór jednostek?

Jakub Małecki: Mam wrażenie, że czego byśmy nie robili i jak bardzo towarzyskie nie byłoby nasze życie, to w gruncie rzeczy i tak jesteśmy sami, tego się nie da uniknąć choćby pod względem fizycznym - nasz ból czujemy tylko my sami, naszą radość też. A z drugiej strony, uważam, że te wielkie relacje - miłość, przyjaźń - to najważniejsze rzeczy w życiu. Że właśnie o tym warto pisać książki.

Reklama

W pana książce jest wiele odwołań do literatury, muzyki, też sztuki, nawet seriali. Czy pana zdaniem to właśnie kultura jest naszą szansą na komunikację? 

- Na pewno nie starałem się szukać tu jakiejś diagnozy. Dla mnie na przykład książki są czymś bardzo ważnym, ale dla kogoś innego nie będą. Myślę, że po prostu nie sposób pisać o życiu współczesnych ludzi bez wspominania o tym wszystkim, o czym pani wspomina, bo naszą codzienność w pewnym sensie tworzą przecież piosenki, których słuchamy w tramwaju, seriale, które oglądamy wieczorem, książki, które bierzemy na urlop i tak dalej.

Czy znajomi odnajdują się w pana prozie? Lubią te swoje portrety, czy wręcz przeciwnie? Mają pretensje, że posłużyli za inspirację?

- Nie, nikt się nigdy w mojej książce nie odnalazł. Staram się pisać fikcję - wyrastającą z prawdziwych sytuacji i opowieści, ale jednak fikcję. Zdarza się, że dam jakiemuś bohaterowi nazwisko kolegi, ale to tylko z sympatii do takiego kolegi. Nie mam powodu, by kogokolwiek z mojego otoczenia próbować portretować w książkach. To mnie w literaturze zupełnie nie interesuje.

A co w takim razie z literaturą faktu? Nie sięga pan po reportaże?

- Szczerze mówiąc, literatury faktu czytam bardzo niewiele. Jakoś zupełnie nie ciągnie mnie do takiego reportażowego przedstawiania rzeczywistości. Wolę fikcję, ona mi się wydaje prawdziwsza od suchych faktów, bardziej szczera. Jestem przekonany, że więcej o człowieku dowiedzielibyśmy się, gdyby nam zmyślił historię swojego życia niż opowiedział prawdziwą. Bo w tej prawdziwej na wiele rzeczy nie miał wpływu (zawód ojca, liczba rodzeństwa, pierwszy zawód miłosny, pierwsze odejście kogoś bliskiego itp.), a w wymyślonej moglibyśmy poznać jego prawdziwe fascynacje, obsesje, lęki. Tak mi się wydaje. A poza tym fikcja jest po prostu fajniejsza.

Wątek japoński w "Nikt nie idzie" naprowadził mnie na skojarzenie z prozą Harukiego Murakami, podobnie melancholijną, a jednak mocno osadzoną w rzeczywistości. Czy ceni pan tego pisarza? Jakich innych pisarzy mógłby pan polecić? 

- Czytałem kiedyś parę rzeczy Murakamiego i podobały mi się, ale na pewno nie wymieniłbym go w gronie moich najważniejszych pisarzy. To grono często się zresztą zmienia, ale dziś mógłbym powiedzieć, że w mojej "topce" znaleźliby się na pewno: John Steinbeck, Richard Flanagan, Cormac McCarthy, Alessandro Baricco, Michael Crummey, John Fowles, Jonathan Franzen i Stanisław Lem.

Czy Igor i Olga będą bohaterami kolejnej powieści? Jestem ciekawa, jak wyglądałaby ich relacja, kiedy będą bardziej dojrzali. 

- Nie planowałem dalszego ciągu tej historii. W ogóle jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do pisania żadnych kontynuacji, sequeli itp. Chciałbym, żeby moje książki dało się przeżyć w całości od razu, żeby to nie było podzielone na porcje. Sam szukam takiej literatury - kompletnych światów zamkniętych między okładkami. Kupujesz powieść i wiesz, że tam w środku, między stronami, jest wszystko.

Pana ulubione haiku to? 

- Tą drogą

Nikt nie idzie

Tego dzisiejszego wieczoru

Poezja ma to do siebie, że można ją zinterpretować na wiele sposób. Dla pana jest to haiku optymistyczne? Czy wręcz przeciwnie?

- Oczywiście na pierwszy rzut oka wydźwięk jest raczej smutny, melancholijny, ale wierzę, że nawet z takiego wiersza może przebijać jakaś drobna nadzieja. To, że dziś nikogo na swojej drodze nie spotkamy, może nam pozwolić bardziej doceniać dzień, kiedy w końcu się to wydarzy. Podobnie patrzę na swoje książki - wcale nie uważam, że one są tak okropnie smutne. Przeciwnie, dostrzegam w nich wiele małych, drobnych radości.    


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy