Reklama

Dobrze znów być - część II

Nie rozważałam, co może być, jeśli nie będę się leczyć, urodzę chore dziecko, umrę. Miałam dziwną pewność, że zdarzy się coś dobrego.

Po trzech miesiącach Bartek Ci się oświadczył.

Magda Prokopowicz: Zrobił to w obecności swojej rodziny. Nie byłam w stanie wydusić ani jednego słowa. Wcześniej nigdy nie myślałam o ślubie i dziecku. Moim partnerom konsekwentnie dawałam do zrozumienia, że w ogóle nie jestem zainteresowana wiciem gniazdka. I wszystko się zmieniło. Aż samej było mi trudno uwierzyć.

Opisz, proszę, swój ślub.

Magda Prokopowicz: Już przygotowania były przepiękne. Sami wymyśliliśmy zaproszenia w formie pudełka wyściełanego naszymi zdjęciami. Cieszyłam się, że mamy ślub w środku zimy, w lutym. Dla mnie śnieg ma w sobie elegancję i czystość. Był lekki mróz, kulig, ognisko, tort na śniegu, grzane wino, powrót saniami nocą. Do dzisiaj widzę sznur sań z pochodniami i śpiewających ludzi. Lubię do tego wracać.

Reklama

Czy to ślub sprawił, że wróciłaś do konwencjonalnej medycyny?

Magda Prokopowicz: To działo się powoli. Przez półtora roku, kiedy się nie leczyłam, robiłam mammografię i badania krwi. Nic złego się nie działo. Ale któregoś dnia popatrzyłam na masującą mnie panią Jolę i pomyślałam: "Co ja tu robię?". Przestałam chodzić regularnie na masaże, nie reagowałam na telefony z gabinetu. Kiedy znalazłam guzek w drugiej piersi, umówiłam się na wizytę do onkologa. Wiedziałam, że rak się rozwija, rozproszone wcześniej komórki już utworzyły guz. A panie w gabinecie medycyny niekonwencjonalnej mówiły, że na pewno nie ma przerzutów do węzłów chłonnych. Badanie w szpitalu wykazało, że przerzuty są. Pojechaliśmy z Bartkiem na konsultację do Mediolanu do słynnego doktora Veronesiego, odwiedziliśmy wszystkich najlepszych onkologów w Polsce.

Znów usłyszałaś diagnozę, że konieczna jest obustronna mastektomia?

Magda Prokopowicz: Tak, we Włoszech proponowali operację z jednoczesną rekonstrukcją piersi i pozostawieniem moich brodawek, jeżeli rak ich nie zaatakował. Miałam 28 lat i ta informacja była dużym pocieszeniem. Po tych jednoznacznych diagnozach zastanawiałam się z Bartkiem dwa tygodnie, nie wiem nad czym. Aż do 2 listopada, dnia moich urodzin. Wtedy zrobiłam test i okazało się, że jestem w ciąży! Odebraliśmy to z Bartkiem jak cud, przeznaczenie, bo przecież myśleliśmy, że nie mogę mieć dzieci. Po pierwszej operacji farmakologicznie wprowadzano mnie w stan menopauzy. Tysiące myśli kłębiło mi się w głowie. Ogromna radość pomieszana z lękiem, niepewnością. Ale wszystko stało się też jasne. Wiedziałam, że muszę zacząć się leczyć.

Wszyscy lekarze mówili, że powinnaś ciążę usunąć?

Magda Prokopowicz: Nawet włoscy. Niektórzy patrzyli na mnie jak na kompletną wariatkę. Wcześniej uciekłam im po pierwszej operacji, potem zastanawiałam się, czy mam się leczyć z obustronnego raka, a teraz zaszłam w ciążę. Ja sama byłam przekonana, że muszę urodzić dziecko. Nie rozważałam, co może być, jeśli nie będę się leczyć, urodzę chore dziecko, umrę. Miałam dziwną pewność, że zdarzy się coś dobrego.

I wtedy spotkałaś w Centrum Onkologii doktora Jerzego Giermka.

Magda Prokopowicz: Miałam zaleconą chemię, ale nie chciałam jej wziąć. Wtedy usłyszałam od pielęgniarki, żebym skontaktowała się z lekarzem, który zajmuje się takimi przypadkami jak mój. Doktor Giermek powiedział, że podawał chemię ponad dwudziestu kobietom w ciąży. Większość żyje, urodziły zdrowe dzieci. Po tej rozmowie zdecydowałam się nie tylko na chemię, ale też na obustronną mastektomię.

Obudziłaś się po operacji bez obu piersi, byłaś w trzecim miesiącu ciąży. Jak to zniosłaś?

Magda Prokopowicz: Straszne chwile. Ale nie wiem, jak bym sobie z tym poradziła, nie będąc w ciąży. W ogóle nie wiem, czy dałabym sobie radę.

Ciąża dodawała sił?

Magda Prokopowicz: Bardzo. Zabrali mi piersi, ale miałam w brzuchu człowieka. Nowe życie.

Bałaś się, jak Bartek zareaguje na Ciebie bez piersi?

Magda Prokopowicz: Operację przekładali mi kilka razy, wracałam ze szpitala do domu. Mieliśmy wtedy czas bardzo intensywnego kochania się. Jakbyśmy żegnali się z moimi piersiami. Nie wiedziałam, jak dalej będzie. Myślałam: "Może Bartek już nigdy nie będzie chciał mnie dotykać, może ja nie będę chciała uprawiać z nim seksu". Zakładałam wszystko, co najgorsze. Łącznie z tym, że usłyszę: "Przepraszam, ale muszę odejść, bo jako kobieta nie jesteś dla mnie atrakcyjna".

Ken Wilber, amerykański psycholog i filozof, w poruszającej książce Śmiertelni nieśmiertelni opisuje kilkuletnie zmagania z rakiem piersi swojej żony Trei. "Seks i rak to kiepska kombinacja", pisze.

Magda Prokopowicz: Długo też tak myślałam. Po operacji nie wyobrażałam sobie, że Bartek kiedykolwiek może mnie dotknąć. Sama nie mogłam patrzeć na rany, kiedy pielęgniarki zmieniały mi opatrunek. W domu musiałam to robić sama. Któregoś dnia siedziałam w łazience, odwijałam bandaże i strasznie płakałam. Wpadłam w histerię, przerażenie. Bartek przyszedł i zaczął mnie pocieszać, dotykać ran.

Powiedział, że nie jestem dla niego mniej wartościowa jako kobieta, że kocha mnie tak samo mocno jak przedtem. Na pewno będzie mu brakowało moich piersi, ale to nie ma żadnego związku z jego uczuciem do mnie.

Kiedy się kochacie, nie czujesz się skrępowana?

Magda Prokopowicz: Na początku nie chciałam, żeby Bartek oglądał mnie rozebraną. Dzisiaj to minęło, czuję się swobodnie, nie wstydzę się. Nie mam problemu ze swoim ciałem, kiedy jesteśmy blisko. Czasem nawet sobie żartuję. Czuję, że Bartek w pełni mnie akceptuje. Nigdy nie namawiał mnie na rekonstrukcję, ale chcę to zrobić dla siebie.

Po mastektomii, w czasie ciąży i chemioterapii zupełnie odcięłaś się od ludzi. Czy to miało wpływ na Wasz związek?

Magda Prokopowicz: To był czas naszej największej próby. Zerwałam kontakt z rodziną, przyjaciółmi. Nikt nie wiedział, że miałam operację. Zabroniłam Bartkowi z kimkolwiek o tym rozmawiać. Bałam się, czy dziecko urodzi się zdrowe. Spałam, leżałam na kanapie przed telewizorem, rozmyślałam. Nigdy nie wychodziłam z domu bez peruki.

Potrafiliście z Bartkiem rozmawiać o tym, co czujesz, co się z Tobą dzieje?

Magda Prokopowicz: Mówiłam mu dużo, ale on chyba nie rozumiał, dlaczego się izoluję. Wielokrotnie namawiał, żebym porozmawiała z bliskimi. Było mu ciężko. Zaczęły się też konflikty między nami.

Rozmawiała Alina Mrowińska

Przeczytaj pierwszą część wywiadu

Przeczytaj trzecią część wywiadu

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy