Reklama

We własnej roli - część II

Notuje myśli na marginesach książek i nie pożycza znajomym w obawie, że za dużo się o niej dowiedzą. Przeczytaj drugą część materiału o aktorce Kamilli Baar.

Od nowa

W dorosłym życiu prawie nigdy nie byłam sama. Z Wojtkiem spędziłam osiem lat. Nagle z mężatki stałam się singielką. Początkowo powroty do pustego domu były ciężkie. Często zamiast do siebie szłam do Patrycji i jej rocznej córeczki. Gotowałyśmy, oglądałyśmy filmy. Płakałyśmy, śmiałyśmy się, przyzwyczajałam się. Teraz lubię być ze sobą. Dębki. Wakacje nad morzem. Jadą we trzy. Od czwartej rano Frania płacze. Kamilla, żeby odciążyć Patrycję, siada przy jej łóżeczku i śpiewa piosenkę Minnie Riperton Loving You, gdy przestaje, mała zaczyna grymasić. Więc ona śpiewa znowu. Kilka godzin. Aż zasną obie, Kama na podłodze. Tego lata wyjeżdża do Krakowa, gdzie w Starym Teatrze przygotowuje się do roli Julii. Mieszka niedaleko Rynku, na bazarze kupuje ulubione grylażowe ciastka i sok marchewkowy w butelce po brandy. Chodzi na seanse filmowe za 5 złotych w kinie Pod Baranami, kolejny raz ogląda tu Million Dollar Hotel. - Gdy pracuję nad rolą, również poza teatrem staram się myśleć, czuć jak ona, czasem mieszają mi się dwa światy, zdarza się, że się gubię - mówi ze śmiechem. - Zakochana Julia pomogła mi przetrwać najcięższe momenty. Przywracała wiarę w miłość i w siebie. Kiedyś nie umiałam wymienić kilku rzeczy, które sprawiają mi radość, dziś jest ich sporo - mówi. I wylicza. Sushi maki z tamago, awokado i krewetką. Kupowanie sobie kwiatów na straganie: tulipany, irysy, malwy. Oglądanie filmów w pojedynkę: Allen, Fellini, Przystanek Alaska. Joga. Szopologia. To termin ukuty z Patrycją na nadprogramowe wydawanie pieniędzy w sklepach. Kama lubi płaszcze. Nawet latem, wtedy wkłada lniane, przed kolana, w kwiaty. I małe torebki, w których ledwo mieści się komórka, portmonetka. Kolejna przyjemność. - Moja praca. Odnalazłam w niej lekkość. Przed Generałem pomyślałam, że albo teraz poczuję, że chcę to robić, albo się wycofam. Najwyżej zacznę od nowa. Spojrzałam na siebie z większym dystansem, miłością. Już nie zamykam oczu, kiedy widzę siebie na ekranie. Nadal mam świadomość, że nie jestem doskonała. I już mi to nie przeszkadza. Tak jest ciekawiej.

Reklama

Taka jestem

Jest rozdarta pomiędzy trzema miastami: Krakowem, Warszawą i Paryżem. Kraków odwiedza często, bo gra w Teatrze Stu. Zatrzymuje się wtedy u brata, w mieszkaniu z dużymi oknami i widokiem na kościół Mariacki. - Uwielbiam to miejsce, przez dachy z kościołem w perspektywie jest bardzo paryskie - mówi ze śmiechem. Po mieście porusza się na starym rowerze. Przezornie, żeby nie kusił złodziei. Odwiedza pchle targi. Kupuje filiżanki, ostatnio zdobyła japońską papeterię. W Warszawie można ją spotkać w metrze, tramwaju. Mieszka w wynajętym mieszkaniu na Mokotowie. Jeden duży pokój, biała kuchnia, widok na drzewa. Jasno, minimalistycznie. W salonie fotel Charlotte. Na stołach, parapetach książki, zdjęcia, flakony perfum. Parapet jest szeroki, może się na nim opalać, gdy jest słońce. Suszarka na krześle w kuchni, książki na pralce w łazience. - Gdy zamieszkałam sama, odkryłam, że jestem bałaganiarą. Inne olśnienia? Moje oczy mają trzy kolory. Gdy jestem szczęśliwa, są łagodnie szare, smutna - niebieskie. Teraz błyszczą jak dwa węgle. Paryż. Przyjeżdża tu kilka razy w roku. - Żeby chłonąć atmosferę tego miasta - mówi. - Wtopić się w tłum Saint Germain, Marais, Belleville, Montmartre'u. Podczas ostatniej wycieczki nad Sekwanę kilka godzin spędziła w Muzeum Picassa. - Uczę się francuskiego, bo to język miłości, delikatny, zmysłowy. A Francuzki mnie inspirują. Odnajduję w nich siebie.

To lubię

W Teatrze Narodowym koledzy wspominają próbę do Ślubów panieńskich, Baar przygotowuje się do roli Klary. "Ale dlaczego ona tak bardzo gardzi mężczyznami, dlaczego nie chce się wiązać?", pyta bez przerwy. Wyjmuje z torebki książkę Porządki miłości Berta Hellingera, zaczyna na głos czytać fragmenty, konkluduje: "Widzicie, problem jest w jej rodzinie... - Kamilla! To tylko Fredro! Ludzie mają się śmiać, nic więcej" - krzyczy reżyser. - Mam obsesję analizowania, odnajdywania kolejnych znaczeń, na szczęście czasem wiem, że przesadzam - żartuje Kama. Co przed nią? - Z radością chodzę na castingi również do seriali. Przed trzydziestką czuję się, jakbym wreszcie się obudziła. Przesiąknięta wiarą w misyjność aktorstwa myślałam: "Tylko najwyższa półka". Nie mogę grać w pięciu ambitnych filmach rocznie, bo nie jestem wielką gwiazdą. Chcę się sprawdzić. Jest we mnie tyle energii - wyznaje. - Chyba czas, żeby praca dawała mi także frajdę. Choć nadal idealistycznie czekam na propozycje ról w filmach, które pomagają żyć. Takie robił na przykład Kieślowski. Plany? Promocja Generała. Zero Pawła Borowskiego. Majowy koncert Depeche Mode w Warszawie, podróż do Indii ze znajomymi i Norwegia z mamą z okazji jej 50. urodzin. Facet? - Wiem na pewno, że jesteśmy stworzeni do miłości, do bycia kochanymi i kochania, że miłość to sens i cel, ale czy jesteśmy stworzeni do związków? Czy prawdziwa jest teoria dwóch połówek jabłka? Jeśli tak, to może każda relacja ma swój okres ważności? Teraz po prostu marzę o szczęśliwym życiu. Kiedyś moje było jak matura, którą chciałam zdać na szóstkę. Dziś wiem, że mam prawo do błędów, do pisania na marginesie. No więc wychodzę z cienia.

Natalia Kuc

Przeczytaj pierwszą część rozmowy

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy