Dla Neokobiet nie ma rzeczy niemożliwych!

Niedawno skończyły studia, skaczą ze spadochronem, jeżdżą w rajdach, podróżują, produkują sery, prowadzą blogi, zajmują się dziećmi i… wnukami. Dla tych kobiet życie zaczęło się po pięćdziesiątce i udowadniają, że na nic nie jest za późno.

"Postanowiłam pójść na studia, ja kobieta po zawodówce, bez matury, żona i matka dwójki dzieci. Poszłam do wieczorowej szkoły, zdałam maturę, dostałam się na państwowy uniwersytet" - wspomina Halina z Gdańska. - "Przez 5 lat studiów w każdym semestrze miałam stypendium, okazało się, że jestem całkiem niezłym uczniem. Dostałam dyplom magistra i ze łzami w oczach powiedziałam samej sobie: ‘Nie ma rzeczy niemożliwych’".

Studentki w kwiecie wieku

"Miałam udaną rodzinę. Córki, kochającego męża zapewniającego nam utrzymanie. Nie pracowałam, byłam ‘perfekcyjną panią domu’" - wspomina Aneta z Białegostoku. - "Kiedy spojrzałam z dystansu na swoje życie, zobaczyłam zabieganą i obsługującą rodzinę kobietę. W wieku 46 lat złożyłam dokumenty do Wyższej Szkoły Wychowania Fizycznego i Turystyki, o przyjęciu miał zadecydować między innymi egzamin sprawnościowy (piłka siatkowa). Chciałam stchórzyć i nie podchodzić do niego: ‘Co ja tu robię? Stara baba, a wkoło dzieci w wieku mojej najstarszej córki’. Przełamałam się i zdałam jako jedna z najlepszych. Byłam najstarszą studentką na uczelni, traktowaną bez taryfy ulgowej ze względu na wiek. (...) Dalej idąc za ciosem, po obronie pracy licencjackiej złożyłam dokumenty na studia magisterskie z wychowania fizycznego".

Do nauki wróciła też Janina z Kielc, inżynier budownictwa. Będąc już na emeryturze ukończyła studia podyplomowe na politechnice w zakresie odnawialnych źródeł energii systemem on-line z wynikiem - oczywiście - bardzo dobrym.

Znajomości Haliny zawarte na studiach zaowocowały wolontariatem w gdańskim hospicjum, gdzie do tej pory opiekuje się chorymi. "Odkryłam w sobie niezwykłe pokłady pozytywnej energii, którą przekazuję chorym. Wiem, że dobro wraca. Doświadczam tego każdego dnia" - przekonuje.

"Decyzja o podjęciu studiów była najlepszą w moim życiu. Dzięki niej mogłam uczyć się, nabywać umiejętności, walczyć z sobą, pokonywać strach, być dumną z siebie i robić to wszystko, co tylko może robić student wychowania fizycznego" - ocenia Aneta. - "Teraz mam 56 lat i moje życie jest bogatsze interesujące i lepsze. Wspólnie z rodziną prowadzę pensjonat. Dodatkową atrakcją w naszej działalności jest profesjonalna hala do badmintona z pięcioma kortami. Naszym celem jest promocja i rozwój badmintona w naszym mieście i nie tylko. Razem z córką i zięciem prowadzę dwa razy w tygodniu zajęcia z badmintona dla dzieci i młodzieży".

Na emeryturze jest czas na hobby

Janina zawsze była nieśmiała. Po przejściu na emeryturę postanowiła nad tym popracować i realizować nowe pasje. "Zaczęłam od zapisania się do chóru, gdzie nauczyłam się śpiewać i czytać nuty. Ponieważ w chórze był ograniczony repertuar piosenek, to wymyśliłam, że założę małą grupę wokalną. (...) Występowaliśmy i dalej występujemy, oczywiście społecznie: w klubach osiedlowych, klubach seniorów, domach pomocy społecznej, na uniwersytecie trzeciego wieku, śpiewamy na wernisażach itp." - opowiada.

To nie jedyne z jej twórczych zajęć: pisze wiesze, maluje i występuje w kabarecie. Znajduje też czas na prace społeczne.

Anna ze Szczecina ma 58 lat, dwie dorosłe córki i tak wiele zajęć, jak i zapału. "Moje szczęście to wiara w Boga, długie spacery, tworzenie biżuterii, nauka języka włoskiego, zdrowy styl życia, dbałość o siebie, staranne przygotowywanie zdrowych posiłków, kontakty z ludźmi, rozmowy z mężem, bycie babcią, głaskanie kota, wyjazdy, czytanie dobrej lektury, kino, ale przede wszystkim stała higiena własnego umysłu, polegająca na pozytywnym myśleniu" - wylicza.

"Zawsze lubiłam podróże" - wyznaje Irena z Białej Podlaskiej. - "Żartuję, że gdy jestem w nowym miejscu, to odpinam oczy i uszy aby szybko wszystko zobaczyć i usłyszeć. To moje przyzwyczajenie przydaje się w momentach, kiedy ktoś, równie obcy w danym miejscu jak ja, zapyta o jakiś obiekt, a ja potrafię udzielić wskazówek. Niestety na podróże w czasach zawodowych nie miałam za bardzo pieniędzy, a co mówić po przejściu na emeryturę? Miałam kilka celów w Polsce i zagranicą, zdecydowałam się wyjechać do Niemiec jako opiekunka osób starszych i w ten sposób zdobyć pieniądze na wyjazdy".

Mimo niewielkiego budżetu, udaje jej się zorganizować kolejny wyjazd. Prawie zawsze. "Pragnęłam zwiedzić Krym, zebrała się grupa na wyjazd, lecz Putin go zaanektował, więc moje marzenie nie mogło się spełnić. Znowu będę czekać nie wiem jak długo. Zrealizowałam więc inne marzenia" - mówi Irena. - "Pojechałam z biurem podróży w miejscowości odległej od mojego miasta o setki kilometrów na wycieczkę w Góry Świętokrzyskie (wsiadłam do autokaru i wysiadłam na trasie), poznałam bardzo sympatyczną imienniczkę-podróżniczkę (utrzymujemy kontakt), więc nie czułam się zbyt obco. Pojechałam na Półwysep Helski, aby znaleźć się na końcu Polski i zobaczyć nic oprócz morza, czyli na cyplu w Helu. Kolejne marzenie to Międzyzdroje".

Emerytura? To nie dla mnie!

"Chcę pracować do końca życia i jeden dzień dłużej" - deklaruje 60-letnia Anna z Krakowa. "A na pytanie pani w ZUS-ie dlaczego tak długo nie zgłaszałam się po emeryturę, która należy mi się już od kilku miesięcy, stwierdziłam zgodnie z prawdą, że nie wiedziałam, że jestem już taka stara. To trochę banał, ale również prawda".

Aktywności może jej pozazdrościć niejedna 20-latka. "Uwielbiam sport i sporą dawkę adrenaliny, a więc kilka razy w tygodniu spędzam czas w siłowni, bynajmniej nie po to, aby wypić kawę, ale po to, by dać sobie w kość. Weekend poświęcam aktywności fizycznej (np. 30 km na rowerze lub kilkanaście z kijkami), urodzie, lub jednemu i drugiemu. A więc wyjazd, długa wycieczka w góry, potem SPA" - opowiada Anna. - "Kontynuuję swoją młodzieńczą pasję, czyli miłość do przebywania w przestworzach, daleko i wysoko, ze sporą dawką ryzyka, a więc od czasu do czasu skaczę ze spadochronem, niestety ostatnio tylko w tandemie. No i zapach wiosennego śniegu na lodowcu - bezcenny i niezbędny do życia, czyli narty, narty i jeszcze raz narty - od października do maja. Zawodowe wyzwanie? Być na rajdzie Dakar! Byłam, zobaczyłam w ubiegłym roku".

O zawodowym odpoczynku ani myśli Barbara z Krzepielowa. "W tym roku mija trzydzieści lat odkąd prowadzę z mężem gospodarstwo rolne. Długo szukałam drogi dla siebie, aż zaświtała mi myśl o przestawieniu gospodarstwa na ekologię. Postanowiłam wraz z mężem odwdzięczyć się naturze, matce Ziemi i uprawiać ją w sposób tradycyjny, bez wszechobecnej chemii. Dzięki temu, mając pięćdziesiąt cztery lata i zaczynam żyć na nowo, odkrywać rzeczy, które dotychczas były dla mnie niewidoczne" - wyznaje.

"Gdy zbliżałam się do pięćdziesiątki, zamarzyłam, żeby mieć w oborze krowy rasy jersey, popijać ekologiczne mleko, robić ekologiczne sery, no i spełniłam swoje marzenie. Moją zwyczajną historię kobiety ze wsi uważam za szalenie niezwykłą, bo to przecież wyjątkowe móc przemienić mleko w ser, cały proces tworzenia sera wykonywać własnymi rękoma. (...) Ser z surowego, ekologicznego mleka od krówek rasy jersey nieskromnie uważam za muzykę smaków dla podniebienia. Nasze sery zdobywają uznanie wśród najbliższych, na różnych konkursach, a najważniejsze - wśród klientów naszego gospodarstwa" - zachwala Barbara.

Zawsze masz wybór

Neokobiety z powodzeniem łączą pracę z obowiązkami domowymi i hobby. Tak jak Jolanta z Bolkowa - mama czworga dzieci, żona, 52-latka. "Lubię życie. Lubię swoją rodzinę. Lubię swoją pracę. To tylko tyle i aż tyle. Myślę, że moja wyjątkowość polega na tym, że naprawdę umiem cieszyć się małymi rzeczami i całym swoim życiem zapracowałam na te drobne chwile radości, które mnie spotykają na każdym kroku" - przekonuje.

"Jestem lekarzem stomatologiem zaangażowanym w to, aby pacjent czuł się dobrze w mojej praktyce, aby oswajał swoje lęki związane z przykrymi niekiedy przeżyciami na fotelu dentystycznym. Dużo uczę się i szkolę, i to ciągłe doskonalenie sprawia mi radość. Wolny czas często spędzam w ogrodzie. Stworzyliśmy go z mężem od podstaw i jest nasz, może skromny, ale jedyny i niepowtarzalny. Kosztuje wiele pracy i wysiłku, ale daje też wytchnienie i relaks. I na koniec jeszcze jeden bardzo ważny powód do radości: uwielbiam chodzić z kijkami. Jest to zarówno nordic walking, jak i trekking po górach polskich i zagranicznych" - mówi Jolanta udowadniając, że wszystko się da pogodzić.

Nie u wszystkich od początku było kolorowo. "Kilka lat po studiach spędziłam za granicą. Małżeństwo, pierwsze prace, dziecko. Rozwód. Sama z małym dzieckiem. Ciągła walka z czasem, zmęczeniem, problemami finansowymi" - gorzko wspomina Elżbieta z Warszawy. - "Dałam radę, choć bywało bardzo ciężko. Chciałam być niezależna, założyłam firmę, moja praca była dobrze płatna, ale bardzo stresująca i wyczerpująca. W głębi duszy uciekałam do marzeń o pracy twórczej, pisaniu książek, artykułów. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Z czasem zyskałam uznanie klientów, moje zlecenia były coraz ciekawsze, było ich coraz więcej i coraz lepiej zarabiałam. Kupiłam mieszkanie, samochód, wyjeżdżaliśmy na wakacje za granicę. Tylko dusza cały czas uciekała".

"Jeśli chce się panować nad swoim losem dla osiągnięcia harmonii i szczęścia, trzeba kontrolować i czyścić swoje myślenie, bo myślenie po ukończeniu 50-tki często wypełnione jest smutkiem, brakiem zrozumienia, światła, nadziei i poczuciem straty" - radzi Anna ze Szczecina. - "Przechodziłam i przez taką drogę, ale podniosłam się, bo zapaliłam w swoim sercu jak pochodnię pewien mądry tekst z książki ‘Biegnąca z wilkami’, który polecam każdej kobiecie po 50-tce: ‘Tańcz w czerwonych bucikach, ale tylko w tych, które własnoręcznie uszyłaś. W ten sposób będziesz żyć pełnią życia’. Uszyłam swoje czerwone buciki, by w nich pewnie chodzić i tańczyć".

Elżbieta nie pozwoliła uciec swojej duszy do końca. "Mogę powiedzieć, że jestem szczęściarą. Ktoś mi powiedział: ‘Zawsze masz wybór. Możesz albo stać w kącie i płakać, że coś ci nie wychodzi, albo coś z tym zrobić’. To była bardzo ważna lekcja. (...) Zmniejszyłam liczbę klientów, zredukowałam koszty, zaczęłam oszczędzać. Sprzedałam samochód. Zeszły rok był przełomowy. Powiedziałam sobie: ‘Teraz albo nigdy, kobieto zrób coś wreszcie ze swoimi marzeniami o twórczym życiu. Skończ z myśleniem o tym, zacznij działać!’ I zaczęłam".

Założyła bloga lajfstajlowego dla kobiet -/+ 50 i sprawia jej to ogromną frajdę, choć jest sporym wyzwaniem. "Chcę inspirować dojrzałe kobiety do tego, aby uwierzyły w siebie, w swoje możliwości i w to, że wiele jeszcze mogą zdziałać. Niech o siebie dbają, żyją zdrowo i spełniają marzenia. Niech ich życie będzie dzięki temu pełniejsze i piękniejsze" - mówi Elżbieta.

Żeby stać się Neokobietą, warto uwierzyć w słowa Anety z Białegostoku: "Wiem, że nie należy bać się wieku, on nas nie ogranicza. To my same się ograniczamy. Zawsze jest czas, aby podjąć wyzwanie i wygrać".

Agnieszka Łopatowska

- - - -

Kilka miesięcy temu w serwisie Styl.pl ogłosiliśmy konkurs "Zostań Neokobietą" organizowany wraz z marką Vichy i magazynem PANI, w którym poszukiwaliśmy aktywnych i twórczych kobiet po 50. będących inspiracją dla innych. Spośród nadesłanych zgłoszeń wyłoniliśmy 9 wspaniałych, aktywnych pań, które walczyły o nagrody i tytuł Neokobiety. Spośród trzech pań o najwyższej liczbie głosów, jury konkursowe wybrało laureatkę konkursu - panią Barbarę z Krzepielowa. Zobacz więcej na http://www.styl.pl/neokobieta


Styl.pl
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy