Reklama

Razem na koniec świata

Choć mówią o sobie "mąż", "żona" i są parą już osiem lat, nie potrzebują ślubu, by się kochać.

Pisano o nich "polscy Beckhamowie", ale Anna Przybylska (30) i Jarosław Bieniuk (29) nie lubią blasku fleszy. Najważniejsza jest rodzina.

Ich drogi kilka razy się przecinały. Wszystko zaczęło się od niewinnej młodzieńczej miłości. Tyle że w Jarku zakochała się najpierw koleżanka Ani. Obie dziewczyny miały wtedy po siedemnaście lat i biegały po knajpach w Trójmieście tylko po to, by, niby przypadkiem, spotkać Bieniuka.

Barwne opowieści przyjaciółki o młodym piłkarzu rozbudziły wyobraźnię Ani. Trzy lata później Przybylska spotkała na imprezie chłopaka, który pasował do opisu koleżanki. Spytała znajomych, czy ma na imię Jarek i czy gra w piłkę. Zgadła. Coś między nimi zaiskrzyło, ale... ona była już mężatką. Jej związek miał trwać jeszcze półtora roku. Skończyło się więc wtedy na niezobowiązującej rozmowie.

Reklama

Berlin zmienia wszystko

Po latach w jednym z wywiadów aktorka zdradziła, że już wtedy wiedziała, że jej małżeństwo jest skazane na niepowodzenie. Wyszła za mąż pochopnie, myślała, że wyleczy ją to z poprzedniej miłości. Jednak decyzja o małżeństwie była błędem. Kiedy na horyzoncie pojawił się intrygujący piłkarz, Ania postanowiła pomóc przeznaczeniu.

Choć zaczęło się niewinnie... Sporadycznie jakiś telefon, przypadkowe spotkanie, wspólna kawa. Pewnego dnia zadzwoniła do Jarka i wyznała bez ogródek, że rozstała się z mężem i mieszka u mamy. Tego wieczoru wybrali się na imprezę w gronie znajomych.

Ale miłość nie wybuchła od razu. Jarek jeszcze jakiś czas walczył ze sobą, miał obiekcje, czy dzwonić do tej pięknej dziewczyny, bo znał męża Ani. Jednak coraz trudniej było mu zaprzeczać, że jest zakochany. Kiedy on się wahał, zadzwoniła ona. Był akurat w Berlinie. Zaproponowała, że go odwiedzi.

Ta wizyta zmieniła wszystko. Sprawy potoczyły się błyskawicznie. Postanowili być razem i Ania natychmiast przeprowadziła się do Jarka do Poznania, gdzie grał w Amice Wronki. Po miesiącu zabrała resztę swoich rzeczy z mieszkania w Gdyni. Szybko też podjęła decyzję o założeniu rodziny. W jednym z wywiadów tłumaczyła: "Po prostu trafiłam na faceta, który chce mieć dzieci, kochać je i jeszcze na nie łożyć".

Znajomi Bieniuka podkreślają, że pochodzi on z tradycyjnej rodziny. Piłkarz zawsze powtarzał, nawet kiedy był jeszcze wolny, że chce mieć dużo dzieci. Według niego mężczyźnie nie uwłacza powiedzieć "kocham cię", uwłacza zaś, jeśli nie potrafi być głową rodziny, zarobić na nią. Spodobało mu się, że Ania po tym, jak zamieszkali razem, nie próbowała być gwiazdą. Była zwykłą, wesołą dziewczyną, która potrafi zająć się domem.

Obiad na czas

Także dla Ani zawsze najważniejsza była rodzina. "Piłkarze trenują od dziecka. Nie mają miejsca, do którego wracają - nic, tylko pokoje hotelowe, zgrupowania, treningi. Często odbija się to na ich psychice", opowiadała w jednym z wywiadów. Starała się więc bardzo, żeby Jarek po powrocie do domu mógł zapomnieć o całym świecie.

On przyznaje, że na boisku biega, a dom traktuje jak przystań, w której działa na pół gwizdka. Kasia Bujakiewicz, przyjaciółka Ani zdradziła SHOW, że w domu pary panuje niezwykle ciepła atmosfera. Kiedy tam wpada, gospodarze pozytywnie nastrajają ją do życia. U nich zawsze jest wesoło: dużo znajomych, babć, ciotek. "Kiedyś Jarek powiedział mi: "Kaśka, czego ja więcej mógłbym chcieć od życia?! Mam najbardziej seksowną żonę w Polsce. Obiad na czas. Świetne dzieciaki. Jestem szczęściarzem!". Pewnie dlatego tak chętnie wraca do domu".

Czy pani kocha męża?

Znajomi pary mają kilka koncepcji, dlaczego tych dwoje tak doskonale do siebie pasuje. "Między nimi jest niesamowita chemia. W ich oczach nadal widać iskry. Co ja mówię - to są pioruny", opowiada Małgorzata Rudowska, menedżerka i przyjaciółka Ani od piętnastego roku życia. "To wielkie szczęście, że tych dwoje się ze sobą spotkało. Na pierwszy rzut oka widać, że oni nigdy nie nudzą się w swoim towarzystwie", zdradza Bujakiewicz. Ania i Jarek mają wspólne pasje, lubią wyjazdy w góry, szaleństwa na snowboardzie.

Ona jest znakomitą gospodynią i cudowną matką. "To brzmi może trochę, jakby była jakimś chodzącym ideałem. Ale nie przesadzam. Ona taka jest!", twierdzi przyjaciółka. Oboje mają też poczucie humoru. Kiedy się kłócą, Ania próbuje się nie odzywać do Jarka. Wtedy on zaczyna ją rozśmieszać. Jedno, dwa zabawne słowa wystarczą, żeby rozładować sytuację. Jarek potrafi do niej zadzwonić, przedstawić się jako dziennikarz i spytać: "Czy jest pani szczęśliwa w związku? Czy kocha pani męża?". W wywiadach mówią, że nie są o siebie specjalnie zazdrośni, bo... nie dają sobie do tego okazji. Ania sama czasem wskazuje Jarkowi piękną dziewczynę na ulicy. "Po co ma patrzeć ukradkiem?", wyznaje ze śmiechem. W kwestii wzajemnej wierności mają prostą filozofię: gdy się kocha drugą osobę, to nie ma miejsca na skok w bok. Nie ma sensu próbować, bo zdrada jest niebezpieczna - może rozbić każdy, nawet najlepszy związek.

Turcja czy Złotopolice

W 2006 roku Bieniuk dostał propozycję angażu w tureckim klubie piłkarskim Antalyaspor. To był ważny krok w jego karierze, bo mógł w ten sposób zmierzyć się z zawodnikami światowej klasy. Ania, choć grała wówczas w popularnym serialu "Złotopolscy", zdecydowała od razu: jedzie z ukochanym do Turcji, razem z dziećmi Oliwką i Szymonem. Nie zabrali mebli, tylko najpotrzebniejsze rzeczy, zabawki i książeczki, które mogła czytać dzieciom na dobranoc. Klub dał im mieszkanie, pięćdziesiąt metrów od brzegu morza. Czy dla Ani przeprowadzka była trudną decyzją? "Nie! Oni nigdy nie rywalizowali ze sobą, nie zazdrościli sobie sukcesów w pracy. Kiedy na świecie pojawiły się dzieci, dla Ani było naturalne, że teraz rodzina będzie na pierwszym miejscu. Przed karierą", mówi Małgorzata Rudowska.

Przybylska zawsze zdawała sobie sprawę, że decydując się na związek z piłkarzem, trzeba iść na kompromisy. W jednym z wywiadów mówiła: "Gdybyśmy nie potrafili się dogadać, i jego, i moja kariera ległyby w gruzach". I żartowała, że podróż do Warszawy zajmuje jej tyle samo czasu z Poznania, co z Antalyi.

Na dobre i na złe

Kilka miesięcy temu fani aktorki dowiedzieli się, że para planuje kolejną przeprowadzkę, bo Bieniuk ma grać w klubie na Cyprze. Nic z tego nie wyszło. Ostatecznie Jarek przeszedł do Widzewa Łódź. Tym razem aktorka nie pojechała za ukochanym. Dlaczego? "Powód jest prozaiczny. Ania po powrocie z Turcji zapisała Oliwkę do przedszkola w Gdyni. Nie było więc sensu, żeby na dwa miesiące przed wakacjami zmieniać dzieciom otoczenie. Ania postępuje po prostu tak, jak postąpiłaby każda troskliwa matka. Niedługo jednak rodzina zamieszka razem", tłumaczy SHOW jej menedżerka. Bo jak się kocha, to wszystko jest proste: trzeba być blisko, trzeba być razem...

Iwona Zgliczyńska

Więcej informacji znajdziesz w magazynie o gwiazdach SHOW

Show
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy